FAQFAQ
SzukajSzukaj
UżytkownicyUżytkownicy
GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja

ProfilProfil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości
ZalogujZaloguj

Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna
Użytkownikami tego forum nie są wyłącznie (i w większości) członkowie Polskiego Fanklubu Queen, dlatego ogółu opinii prezentowanych na forum nie można traktować jako opinii Fanklubu, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru.
Polski Fanklub Queen

Czat.Queen.PL!
Urodzeni PO 1991
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna -> Queen - Ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ausangate



Dołączył: 26 Cze 2012
Posty: 74

PostWysłany: Pon Lip 02, 2012 11:45 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Aaricia napisał:
@MsFahrenheit, nie składaj tak od razu broni, myślę, że Cię rozumiem. Wink

Na tym forum tak naprawdę niewiele osób czuło się w pełni "fanami" za życia Freddiego. Kiedy umarł, ja na przykład miałam 10 lat. Oczywiście znałam jego piosenki, ale doceniłam dopiero po wydaniu Innuendo, od TATDOOL. MiH kupowałam już jako pełnoprawna, nastoletnia "fanka", ale bez szans na zobaczenie Fredka na żywo.
Poza tym Wy teraz macie raj. Serio. W latach 90-tych kserowałam sobie z pożyczonej książeczki z Classic Queen CD zdjęcia zespołu i wyklejałam nimi szafkę (żałosne Smile) - oczywiście, były pisma muzyczne, plakaty z Bravo itd, ale to bez porównania z tym, co jest dostępne teraz. Tony zdjęć, prywatnych, z dzieciństwa, książki, teledyski, koncerty - wszystko do ściągnięcia z netu. Smile

Czy można "tęsknić" za idolem? Moim zdaniem można tęsknić za projekcją idola. To nie jest to samo, co tęsknota za kimś bliskim, kogo zabrakło. w języku polskim nie ma chyba odpowiedniej nazwy takiego "stanu duszy". Pamiętam, ze sama przeżywałam coś podobnego jako bardzo młoda dziewczyna. To bardzo abstrakcyjne uczucie, trudno je opisać.
Fanka/fan tworzy sobie w myślach OBRAZ swego idola. Na przykład ja wyobrażałam sobie, że Freddie jest moim przyjacielem, że razem występujemy na scenie. w pewnym momencie stał się mi osoba naprawdę bliska. Oczywiście, nie był to prawdziwy Freddie, ale jego ODBICIE (idol ;P). (Idol (gr. eidolon - odbicie) – wyobrażenie (posążek lub obraz) bóstwa, wykonane np. z drewna, kamienia, kości, gliny. za: wiki). Postać, która sama sobie wytworzyłam i która zaczęła żyć obok mnie. I w tym momencie pojawiła się tęsknota. Tęsknota za samym idolem, tym stworzonym w wyobraźni. W dodatku pogłębiona faktem, że on już nie żyje, że nie mam okazji go spotkać osobiście, uścisnąć dłoni, zdobyć autografu.

Czy to jest normalne? Nie wiem, może to uczucie bliskie jest młodym, romantycznym dziewczynkom. Smile Nie uważam broń Boże, że ktoś jest gorszym fanem bo nie traktował Fredka jako osobistego przyjaciela. Po prostu są różne formy "lubienia" artystów, a im człowiek młodszy, tym dziwniejsze to lubienie może przybierać formy. Możecie się śmiać albo płakać. Smile


Wiem o czym piszesz Smile Ja też w czasach nastoletnich wyobrażałam sobie spotkania z Fredem, niemal czułam namacalną więź z nim. A ileż łez przez niego wylałam. Po latach takie egzaltacje mogą wydawać się nieco śmieszne, ale z drugiej strony chyba dość naturalne dla pewnego wieku Wink Ale może nie tylko wieku, ale ludzkiej natury. Jak człowiek angażuje się emocjonalnie w coś, to chce więcej i więcej.
Podoba mi się czyjaś piosenka, to najpierw czekam na nią w radiu, potem jej szukam, a potem czegoś o wykonawcy chcę wiedzieć. A to poznać jego inne utwory, potem jego prywatne życie... itd. Czasem do tego dochodzi zauroczenie i wzdychanie do plakatów.

No i to prawda - człowiek tworzy sobie w głowie obraz swojego idola. Idealizuje go sobie i dopasowuje do swoich poglądów. Pół biedy jak sobie ten ktoś zdaje z tego sprawy, ale czasem mam wrażenie, że niektórzy znają Mercury'ego lepiej niż on sam. Swoją drogą zabawne jest, ze Freddie był na tyle pojemny, że może występować w wielu wersjach. Jedni będą widzieć w nim bohaterskiego wojownika o prawa mniejszości seksualnych inni z kolei powiedzą, że tak naprawdę to on kochał tylko Mary, a reszta jego "przygód" to wynik pogubienia się w życiu. Laughing

Ja musiałam poznać się z panem F. jakoś krótko po jego śmierci, - pamiętam jak mi mama mówiła, że ten pan z wąsem z okładki kasety już nie żyje, ale pamiętam też w Tribute.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Fenderek



Dołączył: 14 Lis 2003
Posty: 13423

PostWysłany: Wto Lip 03, 2012 12:33 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ausangate napisał:

No i to prawda - człowiek tworzy sobie w głowie obraz swojego idola. Idealizuje go sobie i dopasowuje do swoich poglądów. Pół biedy jak sobie ten ktoś zdaje z tego sprawy, ale czasem mam wrażenie, że niektórzy znają Mercury'ego lepiej niż on sam. Swoją drogą zabawne jest, ze Freddie był na tyle pojemny, że może występować w wielu wersjach. Jedni będą widzieć w nim bohaterskiego wojownika o prawa mniejszości seksualnych inni z kolei powiedzą, że tak naprawdę to on kochał tylko Mary, a reszta jego "przygód" to wynik pogubienia się w życiu. Laughing

Żeby tylko. Ludzie przekręcą sobie wszelkie fakty, byle tylko pasowały- ilu z nas było PEWNYCH że Show Must Go On napisał Fred? Tymczasem Fred wtedy pisał o swoim kocie, co kupuję dużo bardziej- ale ilu osobom to zburzyło przez lata budowany obraz? Wink

Pomijam już orientację seksualną. Byle tylko pasowała do tego jak to widzę. Fakty? To mało ważne, ważne żeby się gdzieś światopoglad i obraz nie zburzył. Tu w sumie mamy "szczęście" (bardzo niedosłownie należy to zdanie traktować!)- przez to że nie żyje nie ma możliwości popełnić błędu ani nawet być sobą, więc swojego obrazu nigdy już nie zrewidujemy, prawda? Dużo łatwiej jest wybaczyć i wytłumaczyć zachowania z przeszłości niż te ewentualne obecne. Łatwiej jest kochać, szanować i podziwiać wytwór swojej własnej w jakims stopniu wyobraźni... Wink
_________________


Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.

A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Ausangate



Dołączył: 26 Cze 2012
Posty: 74

PostWysłany: Wto Lip 03, 2012 3:09 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ale tez prawda jest taka, że nawet biorąc pod uwagę ogólnie znane fakty, to i tak do końca nie odkryjemy co w tym Fredku siedziało. Możemy przeczytać Huttona, ale skąd będziemy wiedzieć ile tam jest prawdziwego Freddiego, a ile tego co chce powiedzieć o nim Jim. Podobnie z innymi osobami z otoczenia Freda.
Freddie to taka postać, ze założę się iż mnóstwo osób marzy o tym, żeby troszkę poświecić światełkiem od niego odbitym. Albo w drugą stronę: zrobić skandal i wielkie "WOW" wyciągając jakieś brudy czy plotki. A my tak naprawdę nie wiemy jak to zweryfikować. Zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły.

Na razie muszę kończyć, potem jeszcze coś napiszę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Nathalie



Dołączył: 19 Mar 2010
Posty: 428
Skąd: Z krainy Ozz...

PostWysłany: Sro Lip 11, 2012 2:20 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja jestem ze stycznia '95. Jeśli chodzi o śmierć Fredka, to...cóż, w przypadku każdej mojej fascynacji jakąś zmarłą osobą przechodzę po krótszym lub dłuższym czasie okres jakby rozpaczy/wielkiego żalu z powodu jej odejścia. Pamiętam datę śmierci każdej z nich, obchodzę rocznice...w pokoju mam zawieszone czarno-białe portrety tych zmarłych na jednej ścianie, tych żyjących - kolorowe na drugiej...Tak samo z Freddie'm. Nie myślę cały czas o tym, że nic nowego z jego ust już nie wypłynie, ale bywają chwilę, że słuchając Who Wants To Live Forever łza się w oku zakręci. Nie jest to tęsknota, nie buduję też w odmętach fantazji ,,własnego Freddiego" i szczerze nigdy nie próbowałam w jakiś określony sposób go sobie wyobrażać. To po prostu szacunek i swoiste ,,ceremonialne" uhonorowanie życia.
Zawsze chciałam, inaczej - miałam wielki żal do losu, że nie urodziłam się wcześniej. By zobaczyć na żywo Randy'ego Rhoads'a, Kevina DuBrow, Bona Scotta, Johna Lennona, Freddiego, czy Dio, który co prawda odszedł niedawno, jednak ,,bliższego" kontaktu z nim nigdy nie mogłam zaznać...Ale też dlatego, że po prostu czuję się jak z tamtych czasów, to bardziej ,,mój świat."
No ale jedna rzecz nie mogłaby być pewna. Lata '50, '60, '70, '80...można podziwiać, imo przecież mogłoby się okazać, że gdybyśmy faktycznie urodzili się wtedy, wcale ta muzyka by nas nie zafascynowała, nasze losy potoczyłyby się zupełnie inaczej, innych ludzi byśmy znali, inne zdarzenia wywierały by na nas wpły, a tych, którzy w realu są dla nas ważni moglibyśmy w ogóle nie spotkać. Także każdy rok urodzenia ma swoje dobre i złe strony. Wink
_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
zgredzik



Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 1002

PostWysłany: Sro Lip 11, 2012 3:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja też urodziłem się chwilllę po jego śmierci i nie słuchałem Queen od momentu wyjścia na ten świat. Tak jak ktoś wyżej napisał - to zależy od tego czy w ogóle cię interesuje, np. muzyka. Sam przyznam - muzyki słucham od 2005 roku, wcześniej istniały dla mnie tylko kreskówki i zabawy na polu/dworze (?). Bałem się też Michaela Jacksona, za tę jego zoperowaną twarz. Poznałem jego muzykę i też myślę sobie: ,,Kurczę, ale ze mnie był wtedy ignorant jak żył. Dlaczego nie słuchałem jego muzyki??'' No ale cóż, jak się ma tyle lat co ja wtedy to można bać się tak MOCNO zoperowanej twarzy Very Happy
_________________
http://youtu.be/kaeFYigriek?t=4m14s


mercedes nówka od Ernesta, jo nie psujo ja ulepszom.
pyrsko, nie pyrsko!

~~Bercik
JAKI KRAJ TAKIE SERIALE
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
NAR



Dołączył: 06 Lut 2008
Posty: 5778
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Lip 12, 2012 1:47 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

o nie widziałem tego tematu

Pochodzę akurat z 91 rocznika. Pierwsze kontakty z muzyką Q to były pewnie jakoś w 96 po wyjściu MiH gdy wszędzie było tego pełno. Choć oczywiście nie ma co się oszukiwać, nie miałem wtedy pojęcia co to za zespół. Q zawsze gdzieś było, ale dopiero gdy w gimnazjum zaczynałem się powoli interesować muzyką to ich odkryłem. Pamiętam moje zdziwienie gdy co chwila okazywało się, że np "o to Live Forever nagrało też Queen? O You Don't Fool Me to też oni? Niemożliwe" ;d

Co do płaczów i tęsknień Wink Nigdy tego nie przeżywałem. Nawet w czasie największej fazy na nich (pamiętam jak raz mi się śniło, że grają Death on Two Legs w kościele na organach xd). I trochę tego też nie rozumiem. Tęsknić mogę do osób, których już nie ma. Albo do chwil. Ale do faceta, który zmarł jak miałem pół roku? Nie bardzo to widzę. Szczerze? Nie mam pojęcia kiedy dokładnie zmarł. Nigdy na takie rzeczy nie zwracałem uwagi. Myślę, że gdyby teraz odeszli Brian bądź Roger (przy których już nie ma problemu, że nie jestem w stanie ich pamiętać jak Freda) to też by na mnie to nie wpłynęło. Oczywiście wywołało by to smutek, bo to był mój pierwszy ukochany zespół, który mnie wprowadził w świat muzyki. Zawsze będzie mi się ich muzyka kojarzyła z dzieciństwem i następnie gimnazjum, więc oczywiście fakt śmierci tych dwóch dziadków (Wink) by mnie zasmucił, ale... to tyle. NAWET jakby zmarł Hogarth to mimo, że go POZNAŁEM i ROZMAWIAŁEM Z NIM I JESTEŚMY PO IMIENIU to i tak raczej bym nie był w stanie za nim tęsknić gdyż go po prostu nie znałem. Jak pisałem, tęsknić można za rodziną.. ewentualnie przyjaciółmi czy wspomnieniami, ale za postacią człowieka, którą po części my sami jako fani sobie stworzyliśmy? Postać, o czym pisaliście powyżej, którą często (zwłaszcza w okresie fascynacji) widzimy tak jak chcemy? Pamiętam, że gdy miałem tę największą fazę na Q i chciałem widzieć Freda jako faceta, który napisał właśnie The Show itd, a MiH to już w ogóle arcydzieło, a nie chciałem za bardzo zwracać uwagi na wspomniane piosenki o kotach czy inne kolędy... gupi byłem. Wink Teraz patrzę na to zupełnie, całkowicie odwrotnie.
No i z pewnością co innego jest na co dzień, a co innego gdybym usłyszał na żywo TATDOOL śpiewane przez Rogera, albo Love of my life wykonane przez Briana. Tylko że to chyba też jednak nie miałoby zbyt wiele wspólnego z "tęsknieniem" do Freda jako takim...

co do kwestii tęsknoty do czasów, w których się nie żyło... w sumie jestem to w stanie rozumieć. Oczywiście owej tęsknoty nie należy wtedy traktować tak słownikowo Wink Bardziej jakaś nostalgia do czasów gdy można było sobie pójść i kupić wychodzącą najnowszą płytę Queen pod tytułem Sheer Heart Attack, albo iść na Taksówkarza do kina, albo na Pink Floyd promujący właśnie The Dark Side of the Moon, czy też usłyszeć Starless na żywo... wydaje mi się to jak najbardziej naturalne, że człowiek "tęskni" do czasów, które zna jedynie z opowiadań, filmów, książek, płyt... ale "w La Belle Epoque nie mieli antybiotyków" jak to mówił Allen w Paryżu Wink W sensie to bardziej tęsknota za czymś czego się nie może mieć niż na prawdę za tymi czasami.

och, ależ poważny post. fak je ;d
_________________
oł je oł je oł je.

Powyższy post NIE jest oficjalną opinią Polskiego Fanklubu Queen, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru. Za obrazę uczuć religijnych i wszelkich innych proszę karać banem (na fejsie i innych portalach) jedynie owego użytkownika.


LOST: THE END - smutno mi
<smutno mu>
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
zgredzik



Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 1002

PostWysłany: Czw Lip 12, 2012 3:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

''Pójść'' na Pink Floyd? Dobre Very Happy
Dlatego, że w Polsce był komunizm ominęły nasz kraj największe koncertowe wydarzenia, w tym Queen i innych zespołów w oryginalnych składach. To jest jedna z moich największych bolączek tamtych lat. No, ale ludzie mieli inne, ważniejsze problemy wtedy.
_________________
http://youtu.be/kaeFYigriek?t=4m14s


mercedes nówka od Ernesta, jo nie psujo ja ulepszom.
pyrsko, nie pyrsko!

~~Bercik
JAKI KRAJ TAKIE SERIALE
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Sooki



Dołączył: 14 Lip 2012
Posty: 54

PostWysłany: Pon Lip 16, 2012 4:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jestem z rocznika '95,więc już nie było Freddiego na tym świecie.Nie tęsknię za nim tak jak pisaliście powyżej,bo nie umiem za kimś kogo nie znałam.Jednakże również żałuję,że nie miałam okazji na koncert z jego udziałem.Czasami mi łza poleci,że już więcej go nie zobaczę(chociaż w sumie myślę,że on tam w górze patrzy na fanów i pokazuje kciuk w górze). Cieszę się jednak że mamy te wszystkie piosenki,które właśnie ludziom z roczników "po"mogą pokazywać ich muzykę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
atryk12



Dołączył: 26 Sty 2012
Posty: 160

PostWysłany: Wto Sie 07, 2012 11:25 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jakiś czas zbierałem się do napisania no ale w końcu się za to zabrałem.

Urodziłem się dokładnie 5 września 1994- 48 rocznica urodzin Fredka. Niby nic wielkiego, ale zawsze to jakieś fajne uczucie, że los niejako związał mnie z nim, moim zdecydowanie ulubionym wykonawcą.

Czy tęskniłem za nim? tak jak to mówi Fenderek nie mogę za nim tęsknić i nie tęsknię. Czuje tylko ogromny smutek, że jego już go nie ma, albo że ja nie urodziłem się w tamtych czasach, chociaż wiem że i tak by mi to niewiele dało gdybym żył w Polsce (żeby nie było hejtu - KOCHAM POLSKĘ i cieszę się, że tu żyję).

Jak słucham koncertowych wersji piosenek, których jestem wielkim fanem to zawsze idą ciary. Ostatnio przyszło mi moje upragnione wembley na LP i po odsłuchaniu tego byłem oczarowany - dużo lepsze wrażenia niż słuchanie z yt. Oczywiście Bowl, które też mam na LP momentami bije na głowę, ale jak się słucha tego na LP to nawet wembley wydaje się być świetnym koncertem. Niemniej tak jak wszyscy marzy mi się Huston 77 albo Earls na LP - które jest zdecydowanie lepsze niż poprzednie.

No i jak zaczęła się moja przygoda z Queen? Gdy byłem gimbusem (modne wyrażenie ostatnio <szpan>) to byłem totalnym ignorantem muzycznym (zresztą dalej jestem bo nie lubię pani Caballe Razz). Znałem oczywiście great hitsy Queenu (WATC, KOM itp) ale nie interesowało mnie co to za zespół śpiewa, zresztą w ogóle wtedy nie słuchałem żadnej muzyki.

Przełom nastąpił pod koniec (na całe szczęście już) gimbusowego życia, czyli w 3 klasie - wtedy zacząłem słuchać Queenu na yt (zaczęło się o WATC z Montrealu, Bochemian) stopniowo zacząłem zagłębiać się w inne obszary, odkrywać utwory, których nie słyszałem. Potem jak się zagłębiałem w biografie zespołu to moje zaskoczenie gdy zobaczyłem 5 września było ogromne:D fajne uczucie. Teraz już 3 lata od tamtego momentu, mam wszystkie albumy studyjne na LP + 3 koncertowe i Queen to jedyny zespół, którego podobają mi się wszystkie płyty, i wszystkie utwory (oprócz Don't try sucidice czy jakoś tak).

Tak więc kocham Fredka, żałuję że nie mogłem być na koncercie w oryginalnym składzie. Niemniej czasu się nie cofnie, pozostaje mi stare dobre LP.

PS
Pozdrawiam "osiemnastkowiczów" z '94 Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Dreamer



Dołączył: 15 Lip 2012
Posty: 71
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Wto Sie 07, 2012 12:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja jestem również z rocznika 94, więc urodziłam się już po śmierci Freddie'go... Tęsknić za nim nie mogę, wiadomo. Ale smuci mnie to, że nigdy nie mogłam czekać na żadną płytę, śledzić dat koncertów (tych z Freddiem), oglądać nowych teledysków itp... I to nie jest jedyny zespół, którego nigdy nie zobaczę w oryginalnym składzie, dlatego czasem żałuję, że nie urodziłam się wcześniej. Wiem, że w Polsce nie było koncertów, ale zazdroszczę tym ludziom, którzy mieli okazję brać udział w takim wydarzeniu, czy mieli okazję po prostu śledzić rozwój zespołu w latach 70 czy 80...
Tak samo przeżywam to, że kiedy M. Jackson był w Polsce miałam zaledwie 2 lata. Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Claudio



Dołączył: 30 Cze 2012
Posty: 40
Skąd: Brzesko

PostWysłany: Wto Sie 07, 2012 8:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Widzę, że wiele osób to rocznik 94, ja również się do niego zaliczam Very Happy Gdy się rodziłem mijało już blisko 3 lata od śmierci Freda (jestem z 3.11) i bardzo żałuję, że nie było mi dane dorastać w latach 70,gdy chłopcy byli u progu kariery. Brakuje mi tego,że nie mogę śledzić kolejnych losów zespołu (płyt,tras koncertowych etc.) w oryginalnym składzie rzecz jasna. Z twórczością i historią zespołu na poważnie zainteresowałem się mniej więcej w 2 klasie gimnazjum, a poznane okoliczności śmierci Freda uznałem za dość dramatyczne. Jak to już wielu z Was pisało nie tęsknię za Fredem, bo nie wiem jak to było gdy był. Dlatego Freddie na zawsze pozostanie dla mnie postacią legendarną i zawsze będę go uwielbiał.
W sumie gdybym się urodził wcześniej to może musiałbym przeżywać śmierć Freda albo rezygnacje z dalszej kariery przez Johna więc może to lepiej,że urodziłem się w 94.
Od teraz chyba będę mówił, że urodziłem się w 3 roku po Freddiem Mercurym,a nie w 1994 Cool
_________________
Gonna rock gonna roll you
Get you dancing in the aisles
Jazz you razzamatazz you
With a little bit of style
C'mon let me entertain you!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Mefju



Dołączył: 27 Cze 2008
Posty: 2871
Skąd: Piaseczno

PostWysłany: Wto Sie 07, 2012 8:47 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wprawdzie ja się urodziłem jeszcze przed śmiercią Freddiego(rocznik '87), no ale... niestety byłem mimo wszystko za mały by to wszystko pamiętać, więc też w zasadzie jestem z tych co niestety nie mieli okazji doświadczyć tego artysty, zjawiska jakim był za swojego życia(nawet gdybym się urodził przynajmniej 8 miesięcy wcześniej, gdy oddali z nim ostatni koncert to i tak nic by to nie zmieniło). Chociaż paradoksalnie pamiętam(co prawda tak przez mgłę, no ale jednak), że w roku śmierci Fredka o całym zespole było bardzo głośno, pamiętałem fragmenty ich najważniejszych przebojów, teledysków z tv... było tego wszędzie bardzo dużo, nie wiedziałem jednak dlaczego tyle się o tym mówi. Byłem za mały by to pojąć i ogarnąć. O wszystkim uświadomiłem sobie tak naprawdę dopiero w roku 2004 czyli 13 lat później - w początkach mojego zainteresowania i jednocześnie w mojej szczytowej fascynacji tą muzyką - byłem w szoku, że już na samym początku tej przygody musiałem się dowiedzieć o tak przykrej rzeczy. Sad

I tak poznawałem, poznawałem tą muzykę i się wciągałem i wciągałem... ale czy zacząłem tęsknić za Fredkiem? Nie. Też uważam tak jak Fenderek, że ciężko jest tęsknić za czymś czego się nie znało, czego się nie doświadczyło... ja raczej czułem żal, że tak późno się urodziłem(w ogóle odczuwam go bardzo często w różnych okolicznościach) w związku z czym wielu wielkich rzeczy, wydarzeń, zjawisk i przeżyć nie było mi dane doświadczyć. I nie wiem czy niektórzy tutaj zwyczajnie nie mylą odczucia tęsknoty z odczuciem żalu, że się czegoś nie zaznało(nie, nie, to nie jest żaden zarzut czy atak na Was, tylko takie tam moje luźne przypuszczenie, nie twierdzę, że słuszne).

A jeśli już za czymś tęsknię to podobnie tak jak mumin tutaj jakiś czas temu napisał - za początkową fascynacją zespołem i okresem w którym się tą muzykę poznawało i tym co do mojego życia ona wniosła, a czego już niestety nie ma, z przeżyciami, które już nigdy nie będą takie same jak na początku. Bo z każdym kolejnym rokiem coś czułem, że ta muzyka jednak traci w sobie część swojej magii i już nie ma jej tyle ile jej czułem te 8 lat temu i coś czuję, że już nigdy nie będzie... że to se ne vrati... A ciężko mi w kółko odgrzewać te same kotlety.
_________________


"Lepiej pić piwo niż nie" - Paulo Coelho
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
damiandaj



Dołączył: 26 Gru 2010
Posty: 68

PostWysłany: Wto Sie 07, 2012 10:45 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Również rocznik 94. Też odczuwam żal że nie było mi dane przeżyć koncertu tego zespołu z Fredem np. z mojej ulubionej trasy Crazy Tour Laughing Szkoda.

Queen zacząłem się na dobre interesować w 2007 roku. Queen poznawałem na początku przez youtube gdzie wpisałem w wyszukiwarce We Are The Champions i strona przerzucała mnie na kolejne piosenki które podobały mi się coraz bardziej. Zachwyciła mnie mnogość wspaniałych piosenek które w większości kojarzyłem lecz nie wiedziałem ,że to Queen.

Z całą dyskografią zapoznałem się dzięki wydaniu płyt z Gazety Wyborczej które zawierają dość ciekawe opisy płyt (które co prawda pisane są jak bajka na dobranoc dla kilkuletniego dziecka ale to nieistotne).

Później zainteresowały mnie dema, bootlegi itp. i powoli dotarłem do miejsca gdzie magia zespołu zaczyna ustępować (mimo to ciągle uważam Queen za swój ulubiony zespół). Jest to naturalne gdyż staje się coraz mniej ciekawych rzeczy do odkrycia i nowo odkryte rzeczy nie bombardują tak intensywnie jak na początku. Mam o to żal do żyjących członków zespołu i QPL bo gdyby po 1997 roku nie zajmowali się pierdołami to uważam że jeszcze długo długo nie dopadłby mnie ten stan. Zespół ten ma bardzo obfite archiwa wiec również duże możliwości a Jeśli co roku wydawaliby np. jeden koncert albo płytkę z demami, solową (Roger wogóle zamierza wydać tą płytę czy tylko pieprzy bez sensu?) lub dokończonymi piosenkami, które jak wiemy mają bardzo duży potencjał, tym zespołem wszyscy żylibyśmy bez przerwy. Nie byłoby ani trochę miejsca na znudzenie a Legenda ciągle byłaby budowana w oczach nawet długoletnich fanów. QPL można porównać do PZPN. Mam nadzieje, że coś się w końcu zmieni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Man From Heaven



Dołączył: 27 Lut 2006
Posty: 134

PostWysłany: Sro Sie 29, 2012 9:24 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Rocznik 90, niby nie pasuje do tematu ale się wypowiem ;p

Jak widać nie miałem dużo czasu by posłuchać Queen za życia Freddiego. Twórczość Queen poznałem chyba jak miałem ok 10 bądź 12 lat. Nie od razu wiedziałem, że nie żyje. Albo dowiedziałem się tego od rodziców albo z podręcznika do języka angielskiego. Jak niektórzy mogą pamiętać na końcu podręczników były często różne piosenki i było tam bodajże We Are The Champions. Oprócz piosenki była także krótka notka i tam chyba była informacja że Mercury zmarł na AIDS.
Od początku nie interesowało mnie że Freddie był gejem, bo raz, nigdy takiego nie widziałem, dwa, gdy słuchałem muzyki myślałem sobie "a co mnie to?" Co mnie obchodzi że lubił zapinać chłopców, jego muzyka jest wspaniała i tylko to mnie interesuje.

Pewnie, że było mi smutno, że już go z nami nie ma. Było smutno, że nigdy już nie usłyszymy jego głosu jak i wspaniałej muzyki którą na pewno by stworzył. Ale jakoś się z tym pogodziłem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna -> Queen - Ogólne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group. Dopracował: Piotr^ Kaczmarek