FAQFAQ
SzukajSzukaj
UżytkownicyUżytkownicy
GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja

ProfilProfil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości
ZalogujZaloguj

Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna
Użytkownikami tego forum nie są wyłącznie (i w większości) członkowie Polskiego Fanklubu Queen, dlatego ogółu opinii prezentowanych na forum nie można traktować jako opinii Fanklubu, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru.
Polski Fanklub Queen

Czat.Queen.PL!
Top Tens
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna -> Another World
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
q_michal



Dołączył: 15 Lis 2003
Posty: 2049
Skąd: Lubartów/Warszawa

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 2:21 pm    Temat postu: Top Tens Odpowiedz z cytatem

Zestawienie to nie ma być "konkurencją" dla, skądinąd świetnej zabawy wymyślonej przez Fenderka. Stworzyłem je przede wszystkim po to bylo "bazą danych" gustów forumowiczów ale także miejscem, w którym będziemi mogli się dzelić swoim muzycznymi fascynacjami, pasjami, historią oraz poznać te czynniki u innych osób. Mam też nadzieję, że będzie polem dyskusji (do której powstanie odzielny dział) oraz zwierciadłem naszych muzycznych faworytów. Niektóre z kategorii pojawiały się już na Forum. Ten temat powstał jednak także po to by usestymatyzować i zgromadzić w jednym miejscu tą całą, jakże ciekawą wiedzę.
Zasady są proste. Przedstwiamy 10 ulubionych (czyli niekoniecznie najlepszych) artystów, alubmów, utworów i koncertów w jakich uczestniczyliśmy. Skupiamy się tylko na muzyce rozrywkowej. Nie uwzględniamy płyt koncertowych.
Nazwę wymyśliłem już dawno,dawno temu Smile

Oprócz obowiązkowej "dziesiątki" możemy prezentować także kolejne miejsca. Uzasadnienia mile widziane.
Nasze listy można dowolnie i w każdym momencie edytować! Wszak nasze gusty i typy nie są wieczne. Zapraszam.

Moje typy. Stan na.06.06.10.

ARTYŚCI:
1. Queen
Kwintesencja tego jak powinna "wygladac" dla mnie muzyka. Instrumentalnie, wokalnie, kompozytorosko, wizerunkowo.
2. Kult
Taki maly odpowiednik Queen w polskich realiach. Oczywiscie zachowujac wszelkie proporcje.Drugi zespol takze pod wzgledem moich ulubionych utworow.Byc moze druga pozycja troche na wyrost ale ze wzgledu na wszechstronnosc i sentyment jednak przyznana.
3. Pink Floyd
Najmadrzejrzy zespol w dziejach. Najbardziej profesjonalny, tajemniczny, momntami wrecz mistyczny. Absolutnie uwielbiam. Z kazdego okresu dzialalnosci.
4. Jean Michel Jarre
Bach wspolczesnej muzyki rozrywkowej. Nie zdzwie sie jak kolejne pokolenia bede go zreszta zestwialy w tym samym przedziale co geniuszy muzyki klasycznej. Wizjoner.
5. Budka Suflera
Najlepszy polski zespol. Oczywscie tego stwierdzenie nie oddaje ostatnie 10 lat ich kariery. Budka z lat 70.i 80. to jednak rock symfoniczny, kapitalne teskty, wspaniala muzyka, wielkie osobowsci muzyczne. Stalym (prawie) elemntem pozostal tylko przepiekny wokal Cugowskiego.
6. The Beatles
Bez nich cala wymieniona tutaj reszta, nie gralaby tak jak to robia/robili. Niektorzy nie graliby wcale. Az starch pomyslec jak wygladalaby muzyka gdyby ich kariera potrwala choc troche dluzej...
7. Roy Orbison
Najlepszy glos po Mercurym. Jeden z nielicznych, ktory zrobil wielka kariere, dzieki talentowi bez dodatkowych chywtow promocyjnych dla jego osoby. Wielka szkoda, ze zmarl niemal zaraz po tym jak zaczal sie odradzac jako wielki artysta.
8. Deep Purple
Giganci hard-rocka. Ale tez jedni z prekursorow rocka symfonicznego a juz z pewnoscia jego wielcy popularyzatorzy. Swietnie sprawdzali sie zarowno w rozbudowanych kompozycjach jak i klasycznych "rockerach". Znakomici instrumentalisci i wokalisci. Zwlaszcza Gilian-jedyny sluszny.
9. The Rolling Stones
To chyba dzieki nim na dobra sprawe wprowadzono umowny podzial "rocka" od "rock'n'rolla". Kwientesncja muzyki rockowej z cala jej otoczka.Niezniszczalni.
10. The Doors
Wyprzedzili epoke. Znakomicie dobrani jako zespol. Ale "tylko" zespol muzyczny.

11. Lady Pank
12. Nirvana
13. Elektryczne Gitary
14. Vangelis
15. T-love
16. Dire Straits
17. Electric Light Orchestra
18. Simon & Gartfunkel
19. Elvis Presley
20. The Stranglers


ALBUMY:
1. Innuendo - Queen
Wydaje sie, ze Queen musial przejsc taka ewolucje by na koncu drogi z Freddiem nagrac tak wlasnie album. Przepiękne linie melodyczne, wszechstronne i urozmaicone wykonania, uniwersalne, inteligentne teksty, cudowne partie instrumentalne, synteza wielu nurtów muzycznych od bluesa do metalu, głos Freddiego najwyższej jakości, roznorodnosc ale jednoczesnie niezwykla spojnosc utworow a także towarzysząca albumowi mistyczna atmosfera sprawiają, że jest to dla mnie album wszechczasów.
2. A Night At The Opera - Queen
Wizytówka cech jakże dla Queen charaktersytcznych: ciekawych pomysły aranżacyjnych, mieszanie stylów oraz talentów autorskich kazdego z tej czworki.
3. Tata Kazika - Kult
Moim zdaniem polska plyta wszechczasów. Znakomite teksty jedynego polskiego teksciarza lepszego od Kazika (jego ojca) w polaczeniu z kultowa aranzacja i kazikowa interpretacja dalo efekt wybitny.
4. The Wall - Pink Floyd
Jeden z najtrudniejszych w odbiorze albumow w historii muzyki rockowej. Wewnętrze przeżycia Watersa sprawiaja,ze muzyki tej plyty (plyt) nie da sie po prostu sluchac. Ja trzeba przezywac. Swietne teksty, wspaniale utwory instrumentalne. Pink Floyd u szczytu.
5. Mysterious Girl - Roy Orbison
Dzieki niepsodziewanum udzialowi w projekcie jedynej, tak naprawde supergrupy w dziejach czyli The Travelling villburys" (poza Orbisonem byli w niej takze Lynne, Petty, Harisson i Dylan) Roy zdecydowal sie nagrac sie kolejny solowy album, w ktorym ponad wszelka watpiliwosc udowodnil jak cudowano operowo-rock'n'rollowymi warunkami dysponowal
6. Sgt. Peppers Lonely Heart Club Band - The Beatles
Przełomowa płyta dla muzyki rockowej, prekursorka dla łączenia rocka z klasyka. Być może pierwszy tak naprawde wydawnictwo muzyczne zaslugujace na miano albumu. Pokazał on pozostałym artystom, iż warto wyjść poza rock�n�rollowe kanony, nie bać się eksperymentów i niebanalnych muzycznych rozwiązań. Wyszukane orkiestracje, brzmieniowe niuanse, wykorzystanie �klasycznych� instrumentów i ciekawe teksty sprawiły, iż rock stał się artystyczny.
7. The Division Bell - Pink Floyd
Zespól udowodnił, że pod przywództwem Gilmoura może tworzyć dzieła wielkie. Płyta może nie koncepcyjna ale jak dla mnie najbardziej spójna w dziejach. Słucha sie tego wspaniale. Jak podzielonej na częsci suity.
8. Randez-vous - Jean Michel Jarre
Pierwsze trzy utwory tego nagranego w niezwykle szybkim tempie albumu brzmial wręcz jak symfonia. Muzyka elektroniczna jest tu absolutnie podniesiona do rangi sztuku. Na deser 4 część randki - ulubiony motyw na swecie wykorzystywany do puszczania fajerwerków Smile
9. Nevermind - Nirvana
Nie ma innego albumu zawierajacego krotkie utwory, ktory by tak na mnie dzialal. Niesamowita energia i szczerosc przekazu.
10. Barcelona - Freddie Mecury & Monsterat Caballe
Współpraca śpiewaczki z Mercurym okazała się kamieniem milowym w dotarciu muzyki poważnej do mas. Najlepszymi przykładami tej właśnie tendencji (najlepiej widocznej w latach 90.) były wielkie koncerty i wspólne występy nieformalnego zespoły �trzech tenorów� (Plácido Domingo, José Carrerasa oraz Luciano Pavarottiego) oraz nadanie muzyce operowej �popowego� oblicza za sprawą Andrea Bocelliego. To najlepszy dowód jak udana była to współpraca.


11. Wielka Radość - Elektryczne Gitary
12. Muj wydafca - Kult
13. Queen II - Queen
14. The works - Queen
15. Spkojnie - Kult
16. Oxygene - Jean Michel Jarre
17. Wina nalej - Kapela
18. The Travelling Villburys - The Travelling Villburys vol. 1
19. The Doors - The Doors
20. Cień wielkiej góry - Budka Suflera

UTWORY:
1. Bohemian rhapsody - Queen
Ten utwor powinien byc wystrzelony w kosmos tak by inne cywilazacje mogly sie przekonac jak uniewersalne a jednoczesnie artsytyczne dzielo
moglo powstac na Ziemi.Mamy tu absolutnie wszystko co powinno skladac sie na wybitny utwor rockowo-balladowo-operowy.
2. Innuendo - Queen
Najlepszy tekst, najbardziej wciągająca nastrojowość,najbardziej monumentalne wykonanie, najlepszy teledysk. Te i wiele innych czyników sprawiają, że z każdym razem kiedy słyszę ten utwór jestem jak zahipnotyzowany.
3. The show must go on - Queen
Wszyscy wiem o oklicznościach powstania tego utworu oraz o tym,czego byl zapowiedzia. Te fakty w polaczaniu efektem muzycznym, ktory moze symbolizowac "Queen w pigulce" (wokal,instrumenty) sprawiają, że z każdym razem gdy to słyszę przechodzą przeze mnie dreszcze.
4. Under pressure - Queen & Dawid Bowie
Przykład jakże innej twórczości Queen od wyżej wymienionych. Chyba najlepszy koncertowy utwór w ich dorobku.
5. Learning to fly - Pink Floyd
Najlepszy przykład Pink Floyd pod przywództwem Gilmoura. Wspaniała melodia, podniosłość wykonania, brak jakiegokolwiek zbędnego elementu.Cudo.
6. You got it - Roy orbison
Kapitalny przykład genialnego głosu jakim dysponował Orbison w połączeniu z melodią, której powinnie zazdrościć mu nawet Beatlesi.
7. Jolka,Jolka pamiętasz - Budka suflera
Najlepszy polski utwór. Smutek jaki ma w swoim głosie Andrzejczak spiewając go sprawia wrażanie jakby tekst dotyczył prwdziwych zdarzeń z życia wokalisty.
8. Kurwy wędrowniczki - Kult
Kwintesencja Kultu. Tekst wprawdzie nie Kazika a ojca ale aranżacja i interpretacja iście kultowa.
9. Child in time - Deep purple
Ballada, która powinna być chyba umieszczona jako przykład czegoś w rodzaju luki między muzyką poważną a rozrywkową. Wokaliza Giliana palce lizać.
10/11. Always on my mind - Pet Shop Boys
Utwór nie pasujący do reszty ale...Najlepszy dowód na to,że disco-pop też może być artstyczny. Niesamowita energia, świetnia melodia, znakomita konstrukcja. Mój ulubiony cover Smile
Break on through - The doors
Niezwykła pasja w głosie.Tempo piosenki świetnie współgrające z wokalem i tekstem. Bardzo energetyczny i szczery utwór.

12. Autobiografia - Perfect
13. More than a felling - Boston
14. Turn,turn,turn - The Byrds
15. High hopes - Pink floyd
16. Randez-vous II - Jean Michel Jarre
17. Down under - Men At Work
18. Ratujmy co się da - Budka Suflera
19. Pasażer - Kult
20-22. End of the line - The travelling villburys
Enjoy the silence - Depeche mode
All God's people - Queen

KONCERTY:
1. Queen + Paul Rodgers - Wiedeń, Stadhalle, 13.04.2005
Jeden z wazniejszych dni w moim zyciu. Jak tylko dowiedzialem sie o wspolnym projekcie z PR wiedzialem,ze bede musial uczestniczyc w ich koncercie. W koncu tak dlugo wydawlo sie to zupelnie niemozliwie. Nie zawiodlem sie.
2. Brian May - Warszawa, Stodoła, 30.09. 1998
Wlasciwie jak wyzej. Bylo to dla mnie jak spotkanie z zyciowym bohaterem. Spelnienie marzen. Chyba na zadnym koncercie nie bylem tak przejety i wzruszony.
3. Jean Michel Jarre - Gdańsk, Stocznia, 25.08. 2005
Niesamowite widowisko. Przez caly ten magiczny koncert czulem sie jakbym byl w innym wymiarze. Muzyka, wizualizacje,efekty swietlne oprawa i inne elementy stowrzyly show nie z tej Ziemi.
4. Queen + Paul Rodgers - Praga, Sazka Arena, 31.11.2008
Drugie spotkanie z nowa koncertowa odslona Queen rownie udane jak te pierwsze. Moze emocjonlanie nie przezywane juz tak silnie ale muzycznie chyba nawet lepsze. Widac bylo wieksze "dotarcie" miedzy zaintersowanymi.
5. Budka Suflera + goście - Lublin, Hala Mosir, 1994
Koncert z okazji 20 lecia Budki Suflera. Z udzialem m.in. Lady Pank, Trojanowskiej,Urszuli czy Andrzejczaka. Od wiekszosci bohaterow udalo mi sie dostac autografy a Trojanowska oblalem nawet przypadkiem Cola za co mnie pocalowala Smile Dostalem sie bowiem za kulisy. Koncert przepiekny. Chyba pierwszy, w ktorym tak pelnoprawnie uczestniczylem. Mialem 11 lat,bylem z rodzicami:)
6. Kult - Warszawa,Juvenalia UW, 12.05.2007
Z posrod ok. 40 koncertow Kultu, na ktorych bylem nie sposob wybrac tego najlepszego. Ten wskazalem z kilku powodow: bylem na nim zupelnie sam,dzien po tym jak po 1,5 roku zerwalem z dziewczyna. Chcialem odreagowac samotnie w taki wlasnie sposob. Po raz pierwszy uslyszalem wtedy koncertowe wykonania takich rzeczy jak chocby "Poznaj Swój Raj" czy "Knajpa morderców". Zupelnie oddalem sie muzyce.
7. Queen + Paul Rodgers - Praga, Sazka Arena, 16.04. 2005
Niemalze replika koncertu z Wiednia sprzed paru dni. Do stolicy Czech rozemacjonowamy wrazaniemi z poprzedniego koncertu wraz z ekipa pojechalem samochodem a namiot "rozbilismy" na parkingu przed hala Smile
8. Queen + Paul Rodgers - Wiedeń, Stadhalle, 01.11.2008
Podobna sytuacje, tylko ze odwrotna kolejnosc miast jak w przypadku pierwszej trasy. Z czterach koncertow Q+PR ten uwazam jednak z najgorszy choc nie potrafie wskazac czemu.
9. Deep purple - wrocław, Pola Marsowe, 01.05.2009
Swietny koncert udowdniajacy ze Purple to jeden z najlepszych koncertowych zespolow swiata. Caly trzydniowy wyjazd do Wroclawia bede zawsze wspominal zreszta bardzo milo.
10-12.The Rolling stones - Warszawa, Służew, 25.07.2007
Z pewnoscia koncert bylby wyzej gdyby nie slynna sytuacja z udzialem Crystala w efekcie,ktorej koncert obejrzalem z dalekiej perspektywy.
Brian May & Roger Taylor - Lodnyn, Dominion Theatre, 05.09.2006
Krotki, piecioutoworowy wystep panów z okazji urodzin Freddiego obchodzonych w siedzibie musiaclu "We will rock you"
Jelonek - Przystanek Woodstock 2009
Przed koncertem przeprowadzilem wywiad z Jelonkiem. Tym wieksza satysfakcja, ze koncert dal najlepszy sposrod wszystkich gosci Przystanku.

13. Jean Michel Jarre - Wrocław, Hala Stulecia, 06.05.2009
14. Kult - Łódź, Dekompresja, 28.10.2007
15. The Stranglers - Warszawa, Proxima, 16.01.2009
16. Dżem - Przystnek Woodstock 2003 (Żary)
17. Die Toten Hosen - Przystanek Woodstock 2005
18. Jean Michel Jarre - Warszawa, Torwar, 06.06.2008
19. Deep purple - Katowice, Spodek, 24.02.2006
20-23. Kult - Lublin, Hala Mosir, 19.10.2001
Type Of Nagative- Przystanek Woodstock 2007
Lady Pank - Lublin, Plac Zamkowy 2002
Australian Pink Floyd Show - Warszawa, Torwar 2010
_________________
"You can be anything you want to be
Just turn yourself into anything you think that you could ever be
Be free with your tempo, be free be free
Surrender your ego - be free, be free to yourself"

7 miejsc na podium w Wyborach Forumowych 2012 Smile !

www.klasykarozrywki.pl - Wydawnictwo, Usługi Dziennikarskie, Usługi Reklamowe, Internetowa Księgarnia Muzyczna, Turystyka Koncertowa, Imprezy i Projekty Kulturalne

www.sklep.klasykarozrywki.pl - Internetowa Księgarnia Muzyczna


Ostatnio zmieniony przez q_michal dnia Nie Cze 06, 2010 2:41 pm, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Stone Cold



Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 886
Skąd: Gdańsk / Bristol

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 4:53 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dobrze że zaznaczyłeś niekoniecznie najlepszych bo nie uważam aby Breaking Benjamin był lepszy od Zeppelinów i spólki. Na liste spojrzałem za pośrednictwem lastfm bo tam jest większość kapel jakie słucham od kilku lat na właściwych miejscach i niestety trudno szukać Purpli, wspomnianych już Zeppelinów tudzież Sabbatów w top 50.
Nie mam zamiaru rozpisywać sie na temat dobrze znanych kapel, o których powiedziano już wszystko na tym forum


1. Queen - chyba najbardziej zróżnicowana muzycznie + głos Freda - za to pole position gwarantowany
2. Bon Jovi - praktycznie z nimi od początku, bardzo dużo się działo w moim życiu przy muzyce Jona i Sambory stąd wysoka pozycja której chyba nikt nie zagrozi, szkoda że po These Days drastycznie obniżyli loty głównie za sprawą zdartego gardła Jona
3. Aerosmith - image Stevena mnie zwyczajnie rozwala, praktycznie to samo co miejsce 2 tyle że Tyler wciąż ma świetny głos
4. Cold - to moje odkrycie sprzed kilku lat. Rewelacyjna kapela post grungowa, tak właśnie powinno to wyglądać. Muzycznie poukładane i do tego niebagatelne teksty wokalisty Scooter'a Ward'a
5. Joe Satriani - geniusz gitary a nie szarpidrut, ostatni pomysł Joe'a w postaci kapeli Chickenfoot to strzał w 10-tke. Zdaje sie że album dostał nagrode debiutu roku na scenie rockowej. oldschoolowo nie dokońca poważnie, ja to kupuje!
6. Richie Sambora - świetny głos i oczywiście jeden z ulubionych gitarzystów a jego dwa albumy Stranger In This Town i Undiscovered Soul jeszcze długo nie zarosną kurzem
7. Def Leppard - oni mają tendencje BJ, cały czas w dół. Ogromny sentyment pozostał i miejsce w top10 musi być!
8. Creed/Alter Bridge/Scott Stapp - uwielbiam głos Scotta, wstawiłem ich wszystkich razem bo jakby nie patrzeć to ci sami muzycy - wszystkie odsłony uwielbiam. Powrót Creed we wrześniu tego roku z albumem Full Circle nie zawiódł moich oczekiwań a już na zime Alter Bridge wyskakuje z nowym LP!
9. Reamonn - nieco softowy niemiecko-irlandzki zespół rockowy, który również odegrał ważną role w moim życiu za sprawą albumu Beautiful Sky, który bedzie w top10 albums. Pamiętam jak robili trase w 2003 roku po Irish Pubach w całych Niemczech, coś niesamowitego będąc już topowym zespołem w Niemczech grać dla czasem tylko 100 osób
10.Breaking Benjamin - bardzo fajne mocne granie, a poznałem zespół za sprawą coveru Who Wants To Live Forever, który moim zdaniem wyszedł im rewelacyjnie.

Top 10 - albumy: opisy później

1. Queen - Innuendo
2. Bon Jovi - These Days
3. Cold - A Different Kind Of Pain
4. Reamonn - Beautiful Sky
5. Richie Sambora - Stranger In This Town
6. Aerosmith - Get A Grip
7. Joe Satriani - Super Colossal
8. Def Leppard - Adrenalize
9. Def Leppard - Histeria
10.Breakin Benjamin - Phobia


Koncerty odpuszczam, nie pamiętam za wiele dat a tym bardziej wykonań Very Happy
_________________
And that's the bottom line because Stone Cold Said So!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Numer GG
Fenderek



Dołączył: 14 Lis 2003
Posty: 13423

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 5:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tu bedzie moja lista- ale za jakis czas, moze byc nawet dzien czy dwa. Jeszcze przy artystach z bolem glowy cos ulozylem- ale jak przy albumach przyszlo mi wywalic "Close to the Edge", "Selling England..." czy "Wish You Were Here" to myslalem ze sie potne... Sporzadzajac liste wstepna utworow mam 3 pewniaki a na pozostale miejsc 7 chyba... setke... i wyrzucenie kazdego jednego boli... I czy patrze na to jako najlpesze czy jako najbardziej ulubione- tak samo trudne sie to wydaje...

Ale tu bedzie moja lista- wstepna byc moze nawet bardzo szybko. Tak sobie tylko zaklepuje Wink

Dobrze- lista wesołego star... eee... trzydzistolatka.
Zespoły. Myślałem, ze się potnę- czułem się też jak hipokryta. Przeciez o tylu zespołach mówię i mówiłem, że je uwielbiam, kocham. I to prawda! Ale... ich jest więcej niż 10, oj więcej...
No i jednak postawiłem na ulubione a niekoniecznie najlepsze. Tego na dziś, 4-ego stycznia roku pańskiego 2010 słucham najczęściej. Część opisów wykorzystałem z TOP10- inaczej nie spisałbym tej listy i za miesiąc...

1. Porcupine Tree
Niby nie wszystko co nagrali wielbię bezgranicznie, niby zdarzyło im się parę neizłych nieporozumień... a jednak kiedy trafili, kiedy nagrali coś dobrego- trafiło to idealnie w moję duszę. Mieszanka tęsknoty, melancholii, smutku i... złości. Bez tej ostatniej muzyka byłaby mdła, płaczliwa, smętna- z nią nagle nabiera nieprawdopodobnego charakteru. Staje się szczera. Oddaje stany, od których przeżywania często uciekam. Steven Wilson nie potrafi śpiewać? Dobre, dobre... Nu-metal na ostatnich płytach? Jeszcze lepsze...
Zaś absolutnie najabsurdalniejszy zarzut przy ostatnbiej płycie- że brzmią jak Floydzi... kiedy od 10 lat wypomina im się, ze nie brzmią jak na starych płytach, keidy brzmieli jak... Floydzi... weź tu wygraj...
Jak dla mnie Steven Wilson to muzyczny geniusz. Strasznie inteligentny muzyk.
2. Riverside
Po ostatniej ich płycie- aż tak wysoko. Płyta genialna, choć dwie pierwsze przeciez też wspaniałe. Zdarzył im się wypadek przy pracy- ale pozostałych albumów słucham z nieprawdopodobną przyjemnością, od ADHD nie jestem się w stanie oderwać. Znowu- muzyka niepokojąca, pełna szczerego bólu i wściekłości, smutku i niezgody na zastaną rzeczywistość. To połączenie ostrej gitary i lejących się klawiszy jest dokłądnie tym, co mi w duszy najgłośniej gra.
Na dziś ten zespół jako jedyny w kraju gra muzykę na światowym poziomie- produkcja, aranżacje, brzmienie. Są na czasie- ale nie tym z list przebojów. Cały światek progresywny, ludzie którzy słuchają Opeth czy Porcupine Tree doskonale wiedzą kto to Riverside. I chwalą ich, oj bardzo ich chwalą... Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak dumny z żadnej kapeli jeśli chodzi o przedstawienie ich na Zachodzie...
3. Free
Ten zespól mógl byc wiekszy od Zeppelinów. Byl moment w którym w Anglii wszystkie oczy zwrócone byly na nich- Clapton dopytywal sie np Kossoffa jak ten osiaga takie wibrato... Rodgers po odejsciu z Free byl zaproszony przez Blackmore'a zeby spiewac w Purplach. Totalnie wierze, ze Queen byli fanami Free- bylo nie bylo ten zespól rozpadl sie ZANIM Queen wydalo cokolwiek... Oczywiscie to nie przeszkodzilo wielu fanom Radio Ga-Ga zapytac sie "kto to niby jest Paul Rodgers?". Taaa... Facet w srodkowisku ma przydomek THE VOICE. Na dzien dzisiejszy, wsród zywych nie ma lepszego rockowego wokalisty. Coverdale, Hughes, Dio- wszystko super. Zaden z nich nie ma tyle "zaru" i feelingu w glosie co Paul.
I ra sekcji rytmicznej- oszczędna, ale wpadająca w nieprawdopodobny rezonans... Niby podstawowy blues rock- ale jeśli chodzi o ten styl, o białych grających lekko bluesowo- to jest wzorzec z Sevres...
4. Dżem
Rysiek potrafił się jako artysta nieprawdopodobnie otworzyć, momentami był wręcz na scenie nagi... Rzeczy takie jak "Modlitwa" czy "Otsatnie widzenie" czy "List do M."- ile razy bym nie słuchał, tyle razy mam ciarki. Po milionowym przesłuchaniu- wciąż chwyta za gardło.
Gdyby zespół powstał w Stanach- wymienianoby ich jednym tchem obok Doorsów czy Lynyrd Skynyrd na całym świecie. Wielki zespół, który na naszym podwórku, w trudnych czasach dotknął momentami muzycznego absolutu.
5. Opeth
Tak wysoko mimo wciąż jednak wybiórczego traktowania ich dorobku. No ale jeżeli ja jestem w niektórych momentach w stanie przebić się przez growling, którego szczerze nienawidzę, to znaczy że muzyka musi być wyjątkowa. I jest. A wszelkie utwory, w których Akerfeld używa swojego naturalnego (jaką on ma wspaniałą barwę!!!) to dzieła sztuki- płyta Watershed to dla mnie metalowa biblia.
6. King Crimson
Najinteligeniejszy muzyk- Robert Fripp. Po prostu.
A Starless to w muzyce rozrywkowej kompletny absolut- nie znam nic piękniejszego. Nawet płytę którą uważam za słabszą w ich karierze jednak ostatnio się okazało że lubię.
7. Deep Purple
Klasyka nad klasyki- i z Wielkiej Trójcy mój zespół ulubiony. Mimo wielu zmian personalnych, mimo kilku przypadkowych płyt- kiedy nagrywali dobrze, to był poziom dla innych praktycznie nieosiągalny.
8. Dead Can Dance
Muzyka spoza naszego wymiaru, spoza tego poziomu postrzegania rzeczywistości... muzyka z innego świata. Lisa Gerrard to bogini wokalu, kobieta która w śpiewie uwolniła się jak nikt inny. Dead Can Dance to nie jest zespół- to jest zjawisko. Ich muzyka to doświadczenie. Tgeo się nie słucha, tego sie nie analizuje, to nigdy nie zagości na listachj przebojów, to nie jest radiowa papka, to nie jest muzyka do odkurzania czy do tego zeby z kumplami usiąść przy piwie i się odprężyć. To coś się chłonie. Przy tym czymś się odlatuje. Tego się doświadcza.
9. Queen
Nisko? Nisko. No ale... osłuchali mi się. Bardzo. Częściej łąpię się na tym, ze ich bardziej doceniam niż jakoś oddanym fanem jestem. Nabrałem ogromnego dystansu do ich muzyki- i tak jak pozostało mi do takich płyt jak ANATO, QII czy SHA tylko uwielbienie, tak do kilku innych mam wiele zastrzeżeń a jeszcze kilku innych najnormalniej nie trawię.
Na zawsze zmienili mój muzyczny świat, gitara Maya i głos Freda sprawiły, że muzyką zacząłem sie naprawdę pasjonować. Że próbowałem się o niej jak najwięcej dowiedzieć- o artystach, o procesie nagrywania, tworzenia, specyfice grania na żywo... Dzięki Nim dziś potrafię oceniać inne kapele, rozumiem na swój sposób czemu to działa a tamto już nie (na swój własny użytek). To jak pierwsza miłość...
10. Black Sabbath
Stworzyli metal. Ktoś chce być pretensjonalny i doszukiwac się tego metalu w pojedynczych wcześniejszych piosenkach czy w ogóle stwierdzić, ze powstał później- proszę bardzo. Whatever. Ja słyszę wyraźnie- otwierajacy debiutancką płytę utwór zmienił muzyczny świat raz na zawsze. Były wcześniej i później zespoły grające mocniej, równie ciężko- ale to ONI zdefiniowali styl. Wcześniej niepoukładany, później prze zinnych co najwyżej doskonalony.
Poza dziesiątką a nie sposób nie wspomnieć: Genesis, The Doors, Camel, Dream Theater, System of a Down, AC/DC, Pearl Jam, Yes, Pink Floyd, Metallica, Marillion, Jethro Tull, Led Zeppelin, Nick Cave and the Bad Seeds, Niemen...

No i wyszłą mi godzina pisania tylko o zespołach. Listę płyt juz ma, więc będzie jutro- z piosenkami moze jednak byc już wyjątkowo ciężko...

Układając listę płyt myślałem ze się potnę- no bo na jakich podstawach zrezygnować z Ten, Selling England..., Close to the Edge czy Misplaced Childhood? Nie ma żadnych- a jednak miejsca dla nich zabrakło. Wyminiłem cztery- mógłbym w tym miejscu wymienić i 104... Tyle klasyki, tyle wspaniałych dzieł...!!!
Ba- założyłem sobie jeszcze, że więcej niż jednej płyty jednego asrtysty nie dam (bo tak), więc bolało podwójnie, bo jak tu wybrać między ANATO a QII? DSOTM a WYWH?

1. King Crimson- Red
Mimo iż osłuchana do bólu- tu zaczęła się moja przygoda na serio z rockiem progresywnym, no i tu jest STARLESS... Płyta trwa tylko 40 minut i... to jest chyba idealny czas. Nie męczy, żadnej zbędnej nuty, pozostawia pewien malutki niedosyt (ale przecież można włłączyć jeszcze raz! Wink ). Tylko 5 utworów, ale każdy z nich jest na swój sposób dziełem sztuki- robią wrażenie wyrwane z kontekstu- i układają się w jedną całość razem. Czego chcieć więcej? Ja- niczego...
2. Dead Can Dance- Within The Realm of the Dying Sun
Płyta spoza tego wymiaru. Najbardziej klimatyczna muzyka jaką znam. Wyprawa na "drugą stronę". Coś do przeżywania, do odczuwania, do oddania się- uważne słuchanie staje się nagle sprawą drugorzędną... Tej muzyce się oddaje. Dotyk absolutu.
3. Queen- A Night at the Opera
Geniusz Queen w pełnej krasie- trzy wcześniejsze płyty prowadziły do teg kreatywnego wybuchu, to było jak supernova. Nawet tak niby banalny kawałek jak "You're My Best Friend" to małe dzieło sztuki nagraniowej- te chórki... Wielu narzeka jak nie na "Sweet Lady" to na "Good Company"- rany, chciałbymz nać więcej płyt z takimi powodami do narzekań... Tego poziomu IMO nigdy więcej nie osiągnęli.
4. Porcupine Tree- The Sky Moves Sideways
To jeszcze ten Floydowy okres "Jeżozwierzy", lekko psychodeliczny- i genialny album. Znowu tylko kilka utworów, znowu nie ma wydłużania na siłę, znowu jedna wielka logiczna całość- i mój ulubiony zabieg czyli klamerki na początku i końcu płyty- dwie części tego samego utworu. Tam utworu- DZIEŁA...!
5. Dream Theater- Scenes From a Memory
Choćby i nagrali płytę z coverami Britney Spears (co mogłoby być ciekawe... Laughing )- tę płytę będę wielbił strasznie. Jak nigdy wcześniej (i niestety nigdy później) złapali balans między techniką a komponowaniem, poszczególne fragmenty instrumentalne nie są sztuką dla sztuki tylko integralną częścią całej historii. Wspaniały concept album- jeden z absolutnie najwspanialszych w ghistorii muzyki. Klimat, klimat i jeszcze raz KLIMAT!
6. Pink Floyd- Dark Side of the Moon
Długo we mnie dojrzewała, oj długo...
Niesamowite jak ten album, nagrany przecież w roku 1973 ciągle świeżo brzmi!!! A do tego te teksty, ta muzyka, ten concept...
Dzieło, absolutne dzieło- miałem dwa razy okazję słyszeć całe na żywo, raz w wykonaniu Rogera Watersa, drugi w wykonaniu Dream theater. Z obu koncertów wyszedłem jak gdyby ogłuszony, gdyby ktoś wtedy do mnie podbiegł i uderzył- chyba nadstawiłbym drugi policzek z usmiechem politowania, byłem w innym świecie, w innej rzeczywistości gdzie bzdury pozostają tym czym powinny- bzdurami...
7. Free- Fire and Water
Choć ostatnio też strasznie się zasłuchuję w HIGHWAY.
Piękna, szlachetna, cudownie wyśpiewana płyta. Klasyka rocka na najwyższym poziomie. O klasie płyty niech świadczy fakt, że "All Right Now" po przesłuchaniu całości wydaje się być najsłabszym prawie utworem!
8. Dżem- Detox
Dzieło życia Ryśka. Najwspanialsza płyta polskiego rocka pod słońcem, pełna bólu, rozpaczy, czasem nadziei, czasem złości. Nie ma kalkulowania, nie ma kompromisów- Riedel wraz z espołem odsłaniają się nieprawdopodobnie, dając słuchaczowi (niemal zbyt) intensywnego emocjonalnego kopa... Całe szczęście, ze to nie na tej płycie jest "Modlitwa", bo tego by już chyba nikt nie przeżył, wszyscy by się pocięli...
Piękne instrumentalne klamerki, w środku niezwykle żarliwe "List do M." czy "Ostatnie widzenie", wreszcie wybuch złości i skarga do Boga w "Malowanym ptaku". Swoją drogą- ten riff powinien być tak znany na całym świecie jak "Smoke on the Water"...
9. Metalica- Master of Puppets
Thrash metalowe dzieło. Niezwykle ciężko, niezwykle agresywnie- i... przebojowo! Ile tutaj genialnych riffów, ile wspaniałych kompozycji, ile ciekawych pomysłów. Z gówniarskiego metalu tutaj panowie swój styl zdecydowanie uszlachetnili, osiągając kreatywne apogeum swojej kariery. Tutaj jeszcze było bez kompromisów.
10. Riverside- Anno Domini High Definition
Ta płyta mnie w tym roku zwaliła z nóg. Płyta krótka, co na dziś jest ewenementem (wszyscy na chama pchają 70 minut, ile tylko wlezie na CD- i potem ciężko tego słuchać, bo nie zawsze pomysłów starcza), płyta niezwykle poukłądana, dojrzała. Napięcie cały czas rośnie, przy "Left out" (absolutne dzieło, ten kawałek) zdaje się opadać po to tylko by wybuchnąć ze zdwojoną siłą i poprowadzić do absolutnie genialnego finału. Jedna z tych rzeczy których nie mogę nie słuchać w całości.

No i utwory- o ile pierwsza trójka była pewna, tak reszta... szczerze, myślę że ponad 100 utworów walczyło o te pozostałych siedem miejsc i nie mam pojęcia czym one niby ustępują tym które na listę weszły. No ale trzeba było to okroić, więc...
1. Fryderyk Chopin- Nocturne in C# minor
Najpiękniejszy kawałek muzyki jaki znam. Jest w tym coś niesamowicie polskiego, jest mnóstwo smutku, tęsknoty- ale w ilościach niemal niemożliwych do opisania... W tej melancholii jest pewna niesamowita pasja... Kiedy wraca temat główny- to już nie są ciarki, prawie zawsze muszę sobie pomrugać oczami, bo coś tam się zbierać zaczyna...
2. King Crimson- Starless
Melodia główna, ten motyw tłumionej gitary- absolutne mistrzostwo świata... Melotron w tle, ciekawa (acz stonowana) gra perkusji- i nagle odzywa się Wetton... Cudowny, wspaniały tekst, sprawiająca niemal fizyczny ból melodia i snujący się pod tym wszystkim saksofon.
Sundown dazzling day
Gold through my eyes
But my eyes turned within
Only see
Starless and bible black

Ileż w tym bólu i skargi... a potem nagle wybuch złości, pasji, kiedy cała gama uczuć wybucha, mieszając się ze sobą w niby przypadkową- a jednak konkretną całość... jak w życiu, kiedy czujemy zbyt wiele na raz, wszystko wydaje się być mętlikiem- ale jednak ma swój cel, powód i wspólny mianownik. Tak tutaj, w jazzowym niemal fragmencie instrumantalnym poruszamy się od coraz bardziej przenikliwego bólu, coraz bardziej świdrującego zniecierpliwienia, coraz bardziej narastającego szału po zupełny wybuch wściekłości, chaosu uczuć, zbyt wielu, zbyt intensywnych by je na raz ogarnąć- aż pęka głowa...

I wtedy wraca temat główny na saksofonie, równie smutny, równie przejmujący- ale tym razem mocniej zaakcentowany, niezwykle dramatyczny na tle lejących się nut melotronu, które w końcówce biorą na siebie rolę główną...
Podróż, choć w niewesołe zakamarki duszy...
3. Dead Can Dance- The Host of Seraphim
Nie wiem czy tak wygląda niebo czy piekło... Cokolwiek to jest- tam chcę trafić. Muzyka spoza naszych marnych czterech wymiarów. Muzyka spoza naszego pojmowania rzeczywistości w której nie zwracamy uwagi na to co czujemy tylko na to co mamy. Muzyka ze świata w którym się czuje i przeżywa na bieżąco- a nie myśli, ocenia i analizuje... Dotyk absolutu...
Myślę sobie, ze kiedyś wejdę na jakieś Czerwone Wierchy (coś łątwiejszego) póxniej wieczorem, z mp3 Playerem w plecaku, usiądę sobie z tym kawałkiem na uszach na szczycie i popatrzę na zachód słońca.
Tylko nie wiem czy moje serce to wytrzyma...
4. Pink Floyd- The Great Gig in the Sky
And I am not frightened of dying, any time will do, I don't mind. Why should I be frightened of dying? There's no reason for it, you've gotta go sometime
To co Clare Torry tutaj wyśpiewała to najwspanialszy wokalny popis w historii ludzkości. Na tle wspaniałego podkładu pianina Wrighta ta pani swoim głosem oddała parwie cały ból istnienia, cały dramat naszego życia i jego końca... Mogą to zagrać na moim pogrzebie...
I pomyśleć, ze jedyną instrukcją jaką dostałą od Watersa było "nie ma żadnego tekstu, ale jest to o umieraniu". I tyle. I zaśpiewała kilka razy a zespół wybrał to co najlepsze... ale efekt przeszedł chyba nawet ich oczekiwania...
Słyszałem to (jak już mówiłem przy DSOTM) dwa razy na żywo, oba razy płakałem jak bóbr. Rozejrzałem się dookoła tak w Hyde Parku jak i Hammersmith. Nie byłem sam...
5. Genesis- Firth of Fifth
Progresywny kanon. Jeden z najwspanialszych utworów całego nurtu, którego ambicją było tworzyć muzykę bez granic, nie zamkniętą w radiowe wymagania chwytliwych refrenów, konstrucji zwrotka-refren-zwrotka-refren-bridge-solo-refren... Muzyki mieniącej się nastrojami, motywami, melodiami, będącej odpowiednikiem strumienia świadomości... Tutaj wyszło to jak rzadko kiedy... Tryumfalny, niezwykle mocny wstęp ustępuje mijsca zadumie, czasem wchodzi motyw wesoły i optymistyczny- by za chwilę zrobiło się znowu podniośle i dramatycznie. Ileż tu wspaniałych melodii, ileż tu wspaniałych pomysłów!
A potem wchodzi solo Hacketta (mocniejszy powrót motywu wcześniej granego na flecie) przy którym otwiera się niebo... A potem klamerka się zamyka i słuchacz pozstaje w przedziwnym stanie, jakby go jakiś emocjonalny walec przejechał...
6. Led Zeppelin- Since I've Been Loving You
Przejmująca gitara, pełen skargi krzyk Planta i TA perksuja. Nigdy nie byłem żadnym wielkim miłośnikiem tego instrumentu, czasem go nie zauważałem, czasem zwróciłem uwagę na to że fajne przejście albo że niezły feeling- ale tutaj Bonzo udowadnia czemu jego właśnie wielu uważa za największego pałkera wszech czasów. Wszystkie przejścia w mocniejszych fragmentach nie tylko akcentują już obecną dramatyczność- one niemal opowiadają swoją historię! Bonham w tym kawałku robi wszystko żeby wybębnić swoje serce, tyle w tym pasji, tyle żaru w każym uderzeniu... I kiedy do tego jeszcze Plant daje chyba występ życia a Page umiejętnie buduje na gitarze napięcie na przemian z Hammondem Jonesa...
Rzecz wielka. Rezcz cudowna. Rzecz wspaniała. Słuchając tego kawałka potrafię zrozumieć czemu swego czasu ten zespół był największy na świecie, czemu stał się niemal archetypem zespołu rockowego. Ba- świeżo po wysłuchaniu tego teraz zastanawiam się nawet czy czegoś nie pozmieniac w liście zespołów... Fragment od mniej więcej 5:50- muzyczny orgazm... just one more, just ONE more... i gula w gardle...
7. Yes- Roundabout
Wspaniały, klasyczny wstęp do nieprawdopodobnej karuzeli uczuć, motywów. Artstyczne wyżyny- do tego efektownie i nawet przystępnie podane. Tu nie ma sekundy nie kipiącej energii, nie ma chwili wytchnienia, tu nie ma zagrywki zbędnej czy dodanej bez potrzeby. Ten brzęczący bas, ta gitara we wstępie, te chórki, ta melodia, ten prosty rytm wybijany w refrenie, nad którym unosi się ten klawisz- a potem kiedy przechodzimy nagle do części instrumentalnej przez absolutnie mistrzowski "bridge"... Nie wiem czy znam lepsze połączenie energii z artystycznym pięknem.
8. Queen- Death on Two Legs
Ileż w tym pasji, ileż w tym wściekłości, ileż w tym... piękna!!!
Absolutne wyżyny jesli chodzi o Królową. W tych trzech i pół minutach dzieje się więcej niż na 3 niektórych płytach Yes razem wziętych, to zderzenie gitary i pianina to dla mnie jest kwintesencja (queentesencja) stylu Queen w pigułce. Ten kipiący nienawiścią niemal wokal Mercury'ego, te chórki dodające wszystkiemu jakiejś dramatyczności, te riffy... Kiedy usłyszałem ten utwór w 5.1- spadły mi skarpetki. Do tej pory tej pary szukam.
9. Free- Be my Friend
Paul Rodgers wszedł do studia i zaśpiewał. W jednym podejściu. Nawet zostawili (i dzięki bogu!!!) fragment w którym mu się głos złamał, co tylko dodaje wszytskiemu jeszcze więcej (możliwe to?) szczerości...
Najpiękniejsza rzecz o miłości jaką znam- nie zachody słońca, nie jakieś pierdoły o tym, ze się ziemia zatrzęsłą czy kwiatki na łące są bardziej żółte niz wczoraj- ale autentyczna prośba, niemal błaganie o akceptację.... nie o namiętności- o poczucie bezpieczeństwa, o szczerość, o uczucie które pozwoli przenosić góry, o uczucie czyste jak łza...
You make me feel
a stronger love than anyone
I've ever know
Oh, I need someone like you
you give me something so strong and true

Ciągle biję się z myślami czy to czy "Lavender" Marillion będzie pierwszym tańcem...
10. Dream Theater- Finally Free
Tak kończy się jedna z najwspanialszych płyt wszech czasów (patrz lista wyżej), tak kończy się też ta lista utworów. Absolutne dzieło metalu progresywnego. Poszczególne motywy z całej płyty powracają tutaj, kończąc tę opowieść, nadając jej niezwykle dramatyczny, niezwykle filmowy finał... Choć- i to świadczy o jego wielkości- takze wyciągnięty z całości robi niesamowite wrażenie.
Nie dziwię się, ze ta płyta bywa wystawiana w teatrach jako sztuka- bo cała historia napisana jest w nieprawdopodobnym przypływie kreatywności. Nie ma techniki dla techniki, nie ma popisów (są-a le zawsze czemuś służą)- jest wspaniały utwór, opowiadający konkretną historię z tak wielką dawką dramatyczności i cały czas rosnącym napięciem, że słuchacz czuje się jakby oglądał jakiś niezwykle sensacyjny film, niemal na krawędzi fotela...
Końcowy, podniosły motyw i ta kaskada riffów na koniec (i gra Portnoya, który w tym miejscu daje nieprawdopodobny popis gry na perksuji) to jedno z 2-3 najlepszych zakończeń płyt jakie w życiu słyszałem...
This feeling inside me
Finally found my life, I'm finally free
No longer torn in two
Living my own life by learning from you

We'll meet again my friend someday soon...

_________________


Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.

A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/


Ostatnio zmieniony przez Fenderek dnia Czw Sty 07, 2010 3:52 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
KrzysiekP



Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 2115
Skąd: Wielkopolska

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 6:46 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Artyści:
1. King Crimson
Znałem dokonania grupy z lat 70. a przynajmniej większą ich część. Jednak gdy pewnego lipcowego wieczoru sięgnąłem po THRAK, album z 1995 roku.. rozłożył mnie kompletnie na łopatki, samo wejście Vroom, ten bas tak kołysze! To były czasy, gdy bas miał własną linię a nie bezmyślnie podbijał riff gitarowy. Później przeglądając forum muzyczne ujrzałem wątek o KC. Ktoś polecał tam Starless and Bible Black i twierdził, że jest to najlepsza płyta KC. Sprawdziłem.. myślę sobie 'faktycznie pierwsza połowa płyty jest świetna, ale druga zbyt jazzuje i mnie nudzi'. Niemniej dalej ją męczył aż pewnego razu.. zdałem sobie sprawę że jest to ARCYDZIEŁO. Nie wiem, czy ktoś nagrał bardziej progresywny album. Muzyka ponadczasowa.
2. Black Sabbath
Szczerze oprócz Dehumanizera to twórczość BS od Mob Rules nie przekonuje mnie wcale. Wink Ale to co było w latach 70. Geniusz przez duże G! Ile riffów, ile solówek, wspaniałych melodii i ciężka sekcja rytmiczna Ward/Butler.. Pierwsze pięć płyt łykam w całości. Dalej różnie, choć Sabotage trzyma wysoki poziom. Sentyment do Changes.
3. Queen
Bo to jest zespół, który mnie ukształtował, mój sposób patrzenia na muzykę. Kiedyś nie żal mi było wydawać pieniędzy na jakiekolwiek wydawnictwo, jarałem się każdą rzeczą związaną z zespołem, którą kupiłem. I wspaniały koncert we Wiedniu, być może była to moja pierwsza i ostatnia okazja do zobaczenia Maya i Taylora na żywo. Cenię wszystkie albumy z lat 70. choć teraz potrafię stwierdzić, że nie jest to muzyka trudna w odbiorze, np. Queen II. Jest to płyta bardziej ambitna, ale nie zmusza do wysiłku intelektualnego w trakcie słuchania.
4. Hammers Of Misfortune
Czyli trochę do podium brakuje, ale tylko trochę. Daję ich tu, bo doceniłem geniusz, jaki odwalili na The Locust Years i The August Engine. Nowa płyta zapowiadana na 2011 rok, skład już zmieniony. No i Fields/Church Of Broken Glass to też bardzo dobry krążek.
5. Deep Purple
Grali tyle stylów.. Skiffle i naleciałości po Beatlesach w latach 60. hard rock do 72 r. dalej rock z funkiem i poniekąd soulem, by znowu powrócić do korzeni. Czytam obecnie książkę o nich i doceniłem pierwsze dwa albumy, bo trzeci wcześniej lubiłem. Najlepsza płyta to In Rock, zdecydowanie. Kiedyś uważałem za takową Machine Head, ale kompozycje na niej lepiej prezentowały się na żywo.
6. Rainbow
Niby mniej niż regularny zespół, ale więcej niż projekt poboczny. Tylko potwierdza siłę Blackmore'a - w czasach, gdy reszta muzyków DP błąkała się po innych zespołach (np. Whitesnake) lub próbowała założyć swój (Ian Gillan Band) Blackmore stworzył dosyć ważną grupę. Lubię 3 pierwsze płyty z Dio, jedna z Bonnetem, i w sumie mam słabość do Difficult To Cure. A Man On The Silver Mountain z Monachium 1977 to mój pierwszy utwór usłyszany i zobaczony. Wink
7. Led Zeppelin
Ważny zespół. Lubię I, II, III, i najmniej IV. Physical także. Przyspieszona część w Dazed And Confused to jedna z moich ulubionych chwil w muzyce. Ciarki za każdym razem. Gdyby wyruszyli w trasę...
8. Dream Theater
Odkrycie tamtego roku. Trzy dobre utwory na debiucie, mocne I&W, świetne Awake, ciekawostka ACOS, przeciętne FII, dobre SFAM, dosyć dobre SDOIT, trudne ToT, średnie i Octavarium i SC i BCaSL. DT zapędził ostatnio muzykę w kozi róg, a ona nie ma gdzie spierdalać. Wink Średnio mi się też podoba, że na koncercie grają wszystko nutę w nutę. Czasem tylko zaimprowizują, ale niestety ani Rudess ani Petrucci nie mają pomysłu i prześcigają się który szybszy. Dobrze to było widać w G3. Jedyny Vai miał pomysł, reszta słabo.
9. Pink Floyd
Ostatnio odkryłem na nowo DSOTM. I Ummagummę. I w zasadzie bardziej podoba mi się PF sprzed DSOTM niż po.
10. Mayhem
Dla większości nie słuchający black metalu - napierdalanie na perkusji i gitarze i każdy tak może grać. Pozostaje mi tylko pokiwanie z politowaniem głową. Jeśli chodzi o sam Mayhem, najbardziej cenię okres 88-91 i to, co w tym czasie było stworzone. A to "coś" jest czymś wielkim. WIELKIM. Out From The Dark i Live In Leipzig. Klasyka gatunku. W zasadzie De Mysteriis.. to już tylko nagrany w lepszej jakości album. Ordo.. też jest dobre, choć bardziej podoba mi się ortodoksyjny BM w wykonaniu Euro.
11. Metallica
Mała zmiana.. 'Bass solo, take one'. Ciarki. To co po tym następuje. Niby są to tylko triady, a jakie robią wrażenie, to jest prawie progresywne. Wielbię pierwsze trzy albumy. Dalej różnie bywało. Black jest średni. St Anger bardziej średni. Death.. powyżej średniej. Czekam na Sonisphere.

12. Burzum
13. Opeth
14. Bigelf
15. Therion
16. Yes
17. Porcupine Tree
18. Darkthrone
19. Riverside
20. Dżem

Albumy:
1. Pink Floyd - The Dark Side Of The Moon
Album doskonały. Uwielbiam, choć dojrzałem do niego dopiero w zeszłym roku. Nie widzę tu słabego punktu, wszystko jest tak perfekcyjnie dopracowane. Przyjemnością jest słuchanie zawartych tu harmonii.
2. Mayhem - De Mysteriis Dom Sathanas
Klasyka. Tym razem Black Metalu. Płyta poraża prędkością blastów i mocą riffów. Wokale są świetne, linie basu też idealnie pasują. Po za tym jeden z najlepszych line-upów w historii blacku; Euronymous, Vikernes, Attiila, Hellhammer.
3. Deep Purple - In Rock
To musiało być dziwne, nagle tyle zespołów zaczynających grać w taki sposób. Oni uczestniczyli w tej rewolucji, odgrywali w niej wiodącą rolę. Co tu dużo nie mówić - fan hard rocka powinien znać tę płytę.
4. Rainbow - Raising
Po prostu świetna hard rockowa płyta. Po prostu, ale nie każdy mógłby ją nagrać. Za bębnami zasiąść musiałby Cozy Powell, na wokalu Ronnie Dio a na gitarze wiosłować by musiał Ritchie Blackmore bez zapędów w stronę folku.
5. Kreator - Pleasure To Kill
Nie wiem jak jest w kręgach metalowych, ale thrasherzy uznają tę płytę za klasykę. Faktycznie, agresja, bezmyślna przemoc - Pleasure To Kill. Are you ready to kill?! Are you ready to kill each other?!
6. King Crimson - Islands
Wolę tę płytę od Lizarda, który też zacną płytą jest. W sumie oni słabej płyty nie mają. Ale Islands..
7. Led Zeppelin - II
Znowu - preferuję II od III choć tu aż takich różnic nie ma.
8. Black Sabbath - Sabbath Bloody Sabbath
9. Dream Theater - Awake
Żonglują tu stylami. Najpierw podeszło mi Awake, potem I&W, no ale niech będzie z sentymentu Awake. Wink Space Dye-vest to jeden z najlepszych utworów kiedykolwiek usłyszanych.
10. Hammers Of Misfortune - The Locust Years
Za każdym razem doznaję kilkunastu orgazmów przy tytułowym, Chastity Rides, War Anthem i Trot Out Of Dead. Brzmią bardzo świeżo i mają własny pomysł na progres. Lubię to!

11. Burzum - Filosofem
12. King Crimson - THRAK
13. Opeth - Still Life
14. Therion - Lepaca Kliffoth
15. Yes - Close To The Edge
16. Dżem - Cegła
17. Porcupine Tree - In Absentia
18. Queen - II
19. Hammers Of Misfortune - Fields/Church Of Broken Glass
20. Transatlantic - The Whirlwind
21. Metallica - Master Of Puppets
22. Magma - Ëmëhntëhtt-Rê

23. Uriah Heep - Demons And Wizards
24. King Crimson - Starless And Bible Black
25. UFO - Phenomenon
26. Megadeth - Peace Sells..
27. Queen - ANATO
28. Slayer - Reign In Blood
29. Kreator - Violent Revolution
30. Rainbow - Down To Earth

Utwory:
1. Dream Theater - Space Dye-Vest
2. Black Sabbath - Children Of The Grave
3. King Crimson - Epitaph
4. Rainbow - Rainbow Eyes
5. Pink Floyd - The Great Gig In The Sky
6. Queen - The Prophet's Song
7. Mayhem - De Mysteriis Dom Sathanas
8. Burzum - Dunkelheit
9. Deep Purple - April
10. Led Zeppelin - Achilles Last Stand

11. Bigelf - Bats In The Befry II
12. Yes - Close To The Edge
13. Metallica - For Whom The Bell Tolls
14. Therion - Invocation Of Naamah
15. Opeth - Silhouette
16. Dream Theater - Learning To Live
17. Porcupine Tree- Russia On Ice
18. Dżem - List Do M/Modlitwa
19. King Crimson - Fracture
20. Mayhem - Freezing Moon

Koncerty:
1. Queen - 1.11.2008 Wiedeń
2. Dream Theater - 30.09.2009 Bydgoszcz
3. Therion - 06.09.2008 Płock
4. Dżem - 22.11.2009 Piła
5. Uriah Heep - 08.09.2007 Płock
Mam nadzieję dopisać Sonisphere w czerwcu co najmniej w pierwszej trójce.
Opisy potem.


Ostatnio zmieniony przez KrzysiekP dnia Sob Cze 05, 2010 11:13 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Gnietek



Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 936
Skąd: z pięknej planety zwanej Ziemią :)

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 8:45 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zespoły (stan na 30 I 2010):

1. Queen
Nie znudziło się i raczej szybko nie znudzi. Zanim ich poznałem, nie wiedziałem, że lubię słuchać muzykę Laughing . I nic co poznałem później, nie przekonało mnie, że lubię słuchać jakąkolwiek inną muzykę bardziej niż Queen. U nikogo nie słyszałem tylu emocji zawartych w sumie w krótkich utworach, nikt nie potrafił chyba być taki przesmiewczy i wzruszać zarazem. Ta muzyka jest na tyle różnorodna, że kiedy znudzi się jedna płyta, można posłuchać drugiej... i ma się wrażenie, że to zupełnie inny zespół. Ale jakość i stylu (przynajmniej jakaś jego część) pozostaje. A jako, że nie lubię słuchać 700 różnych piosenek jedengo dnia (a następnego 700 jeszcze innych), tylko chcę każdą jedną dogłębnie poznać, to wciąż jeszcze jest trochę muzyki Queen, która czeka na odkrycie przeze mnie... i jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu. Very Happy

2. Pink Floyd
Właściwie to nie jest w moim stylu, bo melodie Floydów są smętne i ciągną się długo... ale gitara Gilmoura czaruje i oddaje więcej uczuć niż jakikolwiek tekst. Ta muzyka płynie w przestrzeni. To jest kosmiczny rock grany przez gości, którzy mają mnóstwo szalonych pomysłów. Koncert w mieście wymarłym przed 19 wiekami? Piosenka skomponowana ze zmiksowany odgłosów robienia śniadania? Wokal udający odgłosy zwierząt? A owszem, a do tego podróż od ciężkiej psychodeli przez kosmiczny rock do progresywnego, a w końcu do klasycznego hard rocka.

3. Kult
Ja w zasadzie nie zwracam uwagę na teksty - a przecież w twórczości tego zespołu są one może najważniejsze. Tyle, że tym razem to są wyjątkowo odpowiadające mi teksty, wyskandowane z uczuciem. Pasuje mi to brzmienie, które mieli od początku. Nikt inny nie wypracował niczego podobnego. Pasują mi eksperymenty z włączaniem innych stylów, nawet jeśli nie do końca im one wychodziły (sporo tego było na "Ostatecznym krachu..."), pasują mi rozbudowane, barokowe kompozyce, jakie stworzyli na "Poligono industrial", nawet jeśli grali je ludzie nie do końca mający umiejętności do tego. Gdyby głos Kazika nie była taki zmęczony, powiedziałbym, że to genialna płyta. Nie lubię tylko... tak uwielbianej przez fanów Kultu "Spokojnie" Laughing .

4. Emerson, Lake & Palmer
Jak dla mnie, wzór progresywnego grania. Jak dla mnie, zjawisko powstałe przez fuzję dwóch wirtuozów i faceta o cudownym, przenikliwym głosie. Nie wszystko lubię, ale większość słucham z otwartymi ustami. Oni idealnie połączyli trudną technikę z przebojowością.

5. Wilki
Dawno temu byli zupełnie porządnym zespołem rockowym, którego klawiszowiec potrafił tworzyć tajemniczy klimat. Wokalista opowiadał z przejęciem o pogańskich obrzędach, tajemniczych mocach. Kompozycje były mocne i chwytliwe. Co z tego zostało? Chyba tylko teksty (też nie zawsze... choć nie powiem, żebym nie lubił sobie zanucić co to miała Baśka, a gdzie podziała się Karolina). Ale dwie pierwsze płyty uwielbiam, a późniejsze też czasem mogę znieść Smile.

6. Oddział Zamknięty
Niby klon Lady Pank. Niby prosty post-punk. Ale ile tam radochy, ile energii. A raz na jakiś czas zdarzy im się wspomnieć smutniejsze chwile życia i zaśpiewać balladkę. Na pewno nie polubiłbym ich, gdybym nie wybrał się kiedyś na ich koncert. Stałem w pierwszym rzędzie... Nie, skakałem przez 3,5 godziny w pierwszym rzędzie, drąc się co tchu w płuchach. Zmieniali się muzycy, jedyny stały członek (gitarzysta) mocno zmieni styl wciąż grają coś, co mnie rusza. Nawet kiedy śpiewał u nich niemożliwie charczący Jarosław Wajk, podobały mi się kompozycje.

7. Genesis
Ale zdecydowanie ten skład z Gabrielem na wokalu, Hackettem na gitarze i Collinsem na perkusji. Dodam do tego, że Banks to mistrz wszelkich moogów, melotronów i organów. Nareszcie mogę udowodnic, jak niewiele znaczą dla mnie teksty: z "Lamb Lies Down On Broadway" nie rozumiem nic, a mimo to - uwielbiam. Laughing Tam jest mnóstwo radosnych eksperymentów z dźwiękami, puszczania oka do słuchacza - ale i prawdziwych uczuć (smutek "Hairless Heart" jest strasznie zaraźliwy). Ostatnio zaczynam się przekonywać, że po odejściu Hacketta ten zespół nagrywał też całkiem udane piosenki, ale to jednak nie było już to.

8. ABBA
Kurczę, nie lubię współczesnej muzyki. Jako dzieciak właściwie niczego nie słuchałm wokół se miałem tylko dźwięki lat 90. Ale ABBĘ zawsze można było usłyszeć. Nawet pop lat 70. był lepszy od współczesnego. Rolling Eyes Na dobre poznałem ten zespół kilka lat temu. Wtedy przesłuchałem wszystkie ich płyty i ze zdziwieniem stwierdziłem, że oni nie tworzyli przebojów i wypełniaczy płyt. Wszystkie ich kompozycje trzymały mniej więcej równy poziom. A tak poza tym, urzeka mnie czysty, wysoki głos - a taki miała Agnetha Falkstog.

9. King Crimson
Kolejny wirtuoz klawiszy (Robert Fripp), znowu wspomniany wyżej "facet o cudownym, przenikliwym głosie" (Greg Lake - w tym zespole pokazał się też jako niezły basista, już za to zagrał w "21st Century Schizoid Man" należałoby zdjąć czapki z głów) i... całkiem niezła reszta Laughing . Nawet gdyby nagrali tylko debiut, byliby raczej legendą - a oni nagrali, jak na złość jeszcze ze 20 innych albumów Laughing . Wszystkie poznam może w ciągu najbliżych 10 lat... albo i nie. Czasem moim zdanie przekombinowywali - długie nie wiadomo co w "Moonchild" mało trzyma się kupy - ale przecież to tylko fragmety.

10. David Bowie
Z jednej strony świetny kompozytor, z drugiej czasem tak udziwniał swoje piosenki, że poszczególne instrumenty w ogóle do siebie nie pasują. Czasem słuchając niektórych hitów ze szczytów list przebojów, zastanawiam się jak one tam weszły - bo np. "Ashes To Ashes" to maksymalne dziwactwo wybełkotane na tle cukierkowej melodyjki, a "Heroes" Bowie wykonał tak, jakby nie mógł się zdecydować, jak chce to zaśpiewać. No ale słucham "The Rise And Fall Of Ziggy Stardust And The Spiders From Mars" i nie słyszę już niczego takiego. Z jednej strony Bowie to ani wybitny wokalista, ani wirtuoz żadnego instrumentu, a teksty podobno pisał dobre, ale nie mam ochoty analizować ich Razz . Ale z drugiej to jednak potrafiłi zaśpiewać, i zagrać z uczuciem. I czasem oddawał laur mistrza, a stawał się błaznem ("The Laughing Gnome").

Płyty:

1.Queen - A Day At The Races
po prostu przenosi mnie do innego świata; najklimatyczniejsza płyta, jaką znam
2. Genesis - Selling England By The Pounds
bajkowy dźwięk melotronu, zwariowane opowieści snute przez przywdziewającego coraz to nowe maski Gabriela - mnie to bierze
3. ABBA - Ring Ring
jak dla mnie, twórcze rozwinięcie wszystkiego co było dobre we wczesnych The Beatles; i uwazam, że gdyby ta płyta nie była debiutem ABBY, stałaby się ich największym sukcesem komerycjnym
4. Nightwish - Dark Passion Play
energia, teatralnosć, moc, piękny, czysty głos kontra brutalne gitary, bogata aranżacja; gdyby nie kilka kawałków czysto metalowych, uznałbym tę płytę za doskonałą
5. David Bowie - Aladdin Sane
stosunkowo mało znany album... a przecież tutaj Bowie chyba osiagnął swój wokalny szczyt; no i te wymyślne, a przeciez zupełnie przystepne kompozycje
6. Kult - Posłuchaj to do ciebie
dowód na to, że nie wszyscy muzycy punkowi nie umieją grać Laughing ; świetne teksty brawurowo wyrecytowane przez mającego jeszcze czysty głos Kazika, sporo eksperymentów i niepowtarzalny klimat wczesnego Kultu
7. Kaliber 44 - Księga tajemnicza. Prolog
mocniejszej, głebszej psychodeli nie znam; tragiczny podkład w tym wypadku nie ma znaczenia - a nawet pomaga w budowaniu klimatu (przecież to brzmi jak psująca się i grożąca wybuchem maszyna)
8. Pink Floyd - A Piper At The Gates Of A Dawn
to nieprawda, że fani Floydów dzielą się na gilmourowców i watersowców - są jeszcze barrettowcy Laughing ; za dużo tu naśladowania The Beatles, brzmienia mocno przestarzałe... ale ta płyta jest i radosna, i psychodeliczna, i ma energię, i jest całkiem dobrze zagrana; i jako jedyny twór Floydów podoba mi się od początku do końca
9. Black Sabbath - Black Sabbath
za samą piosenkę tytułową tej płycie należy się miejsce tutaj, a przecież reszta kawałków też nie jest nieudana; jedyna płyta Sabbsów, na której mogę znieść jęczenie Osbourne'a
10. Budgie - In For The Kill
riffy gitarowe i perkusja po prostu powalają mnie; a poza tym, to jedyna płyta mająca w sobie sporo bluesa, w której naprawdę słyszę energię

Piosenki:

1. Queen - The Show Must Go On
Nr 1 od dawna i może na zawsze. Jedyna piosenka, która zawsze i wszędzie sprawia, że po plecach przechodzą mi ciarki. Klawiszowy wstęp, składający się z jakby zbyt szybko następujących po sobie dźwięków, złamany wejściem perkusji, zapowiada jakieś zmierzanie do katastrofy. Wokalista śpiewa z niezwykłą mocą... o swoich trudnościach. O trudnościach z zagraniem po raz kolejny sztuki, którą dobrz zna. Kiedy już to wyrazi, na pierwszy plan wysunie się gitara. Jej dźwięk przejdzie w szalony pisk, pierwotny krzyk, który wyraża to, czego nie wyrażą żadne słowa. Ale ten krzyk ma moc oczyszczającą. W głosie wokalisty teraz słychać spokój, pewność siebie, rytm przyspiesza, po wykrzyczanej deklaracji walki do końca - wszystko cichie, pozostaje tylko chór powtarzający tytułową frazę niczym echo tego, czego już nie ma, tego, którego już nie ma. Ta piosenka ma doskonałą kompozycję. Ma wielką moc. Jakoś łączy się ze śmiercią Freddiego, ale ja o tym nie myślę podczas słuchania, chyba, że podświadomie. Ona sama mówi za siebie, nawet wyrwana z kontekstu.

2. Pink Floyd - Echoes
Zupełnie inna bajka. Nie przeżywam zbyt mocno tej piosenki, ona ma w sobie coś innego. Właściwie to są tu uczucia, ale ukryte. David Gilmour i Richard Wright śpiewają poi, leniwie, beznamiętnie, melodia się wlecze i niepostrzeżenie przechodzi w coraz to inne motywy. 22 minuty słuchania powolnego utowru powinno być katorgą, a jednak tak nie jest. I w tym śpiewie jest jakiś smutek, i w tej melodii jest jakieś zimno, coś co intryguje, coś co przenosi do innego świata, co mocno działa na wyobraźnię. Kiedy prawie wszystko cichnie i słychać tylko szum wiatru, widzę jakieś mroźne pustkowia wyraźniej niż to, co naprawdę jest przede mną. Majstersztyk.

3. Judas Priest - Painkiller
Nie wiem, dlaczego lubię tę piosenkę. To wręcz standardowy heavy metal. Taki wzorzec, który nie ma żadnych cech szczególnych. I podobny do całej masy piosenek Judas Priest. Zresztą, ja w ogóle nie lubię heavy metalu. No i ta solówka w środku jest zagrana zdecydowanie za wysoko, wszystko psuje. A jednak - nie mogę się powstrzymać, żeby nie drzeć się razem z Halfordem (mimo, że tak wysoki falset jest na granicy moich możliwości wokalnych, a czasem głos mi się najzwyczajniej łamie). Niewiarygodnie dużo energii.

4. King Crimson - 21th Century Schizoid Man
Charakterystczny niepokojący motyw zagrany przez dęciaki, mocno zniekształcony głos (charkot?) wokalisty, pogmatwana linia basu i wielka improwzacja zamiast solówki - gdyby nie brzmienie, nie uwierzyłbym, że 40 lat temu mogło przyjść do głowy zagrać coś takiego. A już w ogóle nie mogę uwierzyć że rozpoczynało to debiutancką płytę zespołu i że płyta ta mogła odnieść komercyjny sukces. Piosenka mocna, trudna, ale to po prostu bezkromisowe wywnętrzenie tego, co leży na duszy, wszystkiego, co złe. I wołanie o opamiętanie.

5. Kaliber 44 - Psychodela
Kiedy Jim Morrison znudzonym głosem prorokuje, że to już koniec, kiedy Ian Curtis snuje opowieści w kółko do jednego rytmu... a o The Beatles już nie będę nawet wspominać - to ja tam nie słyszę żadnej psychodeli. Pewnie by trzeba było wsłuchać się w słowa, a ja nie umiem tego zrobić, bo zajmuje mnie muzyka. A w tym przypadku muzyka jest kiczowata. Ba, jej w ogóle nie ma za dużo - jakiś zapętlony chórek ni to ćwiczących wymowę głoski "o", ni to krzczących ze strachu i na tym tle kilka wokali. Ale to tło wprowadza niepokój, a te wokale to nie rytmiczny śpiew (właściwie zespoł hiphopowy powinien rapować, ale w tym przypadku to określenie też nie bardzo pasuje), tylko prawie, że improwizowane nachodzące na siebie wołania, szepty, krzyki, czasem przechodzące w bełkot. To są szczere wyznania, nagie uczucia. Tu nie trzeba rozumieć tekstu - nawet jeśli jest po polsku.

6. ABBA - The Winner Takes It All
Pięknie zaśpiewana smutna piosenka. Po prostu szczery smutek. Nie wiem, co mógłbym napisać węcej.

7. Genesis - Mama
Po raz kolejny muszę napisać, że wokalista wyzuca z siebie cały swój gniew - i moim zdaniem - robi to przekonująco. Tego szukam w muzyce (może też innych uczuć, bardziej pozytywnych, ale tak się składa, że wszytskie te radośniejsze piosenki odpadły z Top 10, kiedy założyłem, że napiszę tylko o jednym kawałku danego zespołu Very Happy ). Tym razem jednak nic nie zapowiada burzy od początku. Rytm jest wybijany przez elektroniczną perkusję Simmonsa - niezbyt ciekawy instrument. Melodia klawiszowa grana przez Tony'ego Banksa jest, jak na niego, wyjątkowo nijaka, a jego solo - gdyby nie znalazło się akurat w tym kawałku uznałbym za taką małą katastrofę (małą, bo trwa krótko). Ale te nieco dysonansowe, jakby chore, dźwięki doskonale uzupełniają wokal Phila Collinsa, który ze spokojnego na początku staje się spontanicznym wrzaskiem. Właściwa piosenka kilka razy urywa się. Raz lukę wypełnia wspomniane solo, innym razem śmiech. Śmiech człowieka na granicy obłędu, chory śmiech podobny do kaszlu. Jak dla mnie to jest kawałek, który może się bardzo nie podobać - ale można to też mocno przeżyć, jeśli da mu się szansę.

8. Black Sabbath - Black Sabbath
A tu nie ma gniewu, tu nie ma mocy w głosie wokalisty. Jest tylko strach, wręcz rozpacz. To opus magnum kiepskiego właściwie technicznie Ozzy'ego Osbourne'a. Tym razem jednak jego łamiące się jęczenie dobrze wyraża niemoc i rozpacz człowieka, który traci własną jaźń, kiedy opanowują go złe moce. Świetnie współgra z potężnym riffem gitarowym, który w 1970 roku musiał zadziwiać - tak się wówczas nie grało. Odgłosy burzy i dzwonów kościelnych w tle dodatkowo budują klimat. Nie dziwię się, że Black Sabbath przyjęło nazwę właśnie od tego kawałka.

9. Czesław Niemen - Pod papugami
O wiele lżejszy kawałek. Taka sobie balladka zaśpiewana bardzo dobrze pod względem techniczym. Ale mogę jej słuchać non stop.

10. France Gall - Pouppe de Cire Pouppee de Son
O, jeszcze lżejsza rzecz. Laughing I jeszcze starsza. Ale ma w sobie sporo dynamiki, ma ładną melodię, nie taki banalny rytm i sporo się w niej dzieje. Jak dla mnie najlepsza piosenka jaka kiedykolwiek pojawiła się na konkursie Eurowizji.

Ale się rozpoetyzowałem przy opisywaniu tych pisenek. Laughing

Gdybym nie założył, że podaję tylko po 1 piosence danego wykonawcy, ta lista wyglądałaby tak:
1. Queen - The Show Must Go On
2. Queen - March Of The Black Queen
3. Queen - Scandal
4. Queen - Death On Two Legs
5. Queen - You And I
6.Pink Floyd - Echoes
7. Judas Priest - Painkiller
8. King Crimson - 21th Century Schizoid Man
9. Queen - Bohemian Rhapsody
10. Kaliber 44 - Psychodela


Koncerty:

He, na koncertach to ja bywam od święta. Laughing Zdecydowanie wolę twórczość studyjną. Widziałem całkiem udane wystąpienia Kultu, ostrą jazdę w wykonaniu Oddziału Zamkniętego (improwizowany fragment z zaproszonym gitarzystą innego zespołu sprawił, że opadła mi szczęka) i kilka innych występów, które miło wspominam, ale nawet nie potrafiłbym podać dat. Very Happy Za to zdecydowanie najważniejszym koncertem dla mnie - także ze względów sentymentalnych - był ten w Pradze 31 X 2008. Nie muszę chyba pisać, czyj to był koncert.
_________________
Wszyscy jesteśmy jak worki kartofli: czy chcemy, czy nie, i tak nas wrzucą do piwnicy. Sad


Ostatnio zmieniony przez Gnietek dnia Sob Sty 30, 2010 11:24 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
krs



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 1677

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 9:16 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

a tu będzie moja lista... będzie w uzupełniana w czasie. co do utworów... tu będzie ciężko, i to potrwa.

Kapele:

1. Queen.
2. Led Zeppelin
3. Armia
4. Brygada Kryzys
5. Nirvana
6. The Beatles
7. Pink Floyd
8. The Doors
9. Deep Purple
10. Izrael


Płyty:

1. Queen II
2. Kyuss - Blues for the Red Sun
3. Pink Floyd - The Wall
4. The Doors - L.A. Woman
5. Led Zeppelin - Physical Graffiti
5. The Beatles - Abbey Road
6. Armia - Legenda
7. Dream Theater - Metropolis II (Scenes from a Memory)
8. Nirvana - Nevermind
9. Deep Purple - In Rock
10. Tiamat - Wildhoney
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Werty



Dołączył: 06 Lut 2006
Posty: 1310

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 10:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Potrafię wszystko ułożyć ale top zespołów to rzecz tak naprawdę niewykonalna. Tak więc jest on w moim przypadku zupełnie niereprezentatywny...

Artyści:
1. Alice In Chains - całokształt, Staley, Cantrell, Inez w Jar Of Flies
2. Dire Straits - całokształt i mistrzowstwo Knopflera
3. Jeff Buckley - wystarczy jeden Grace... oj wystarczy... genialny artysta i album - diament
4. Pearl Jam - tu tak naprawdę tylko za dwa pierwsze krążki, potem było różnie, lecz teraz to już nie moja bajka, panom chyba za dobrze się życie układa.. :p
5. Pantera - talent pana Dimebaga, teksty pana Anselma no i jego świetny wokal, moja ulubiona grupa thrash metalowa (lub jak kto woli - groove)
6. Marillion - nieco niżej za Hogharta do którego no ni c....a nie mogę się przyzwyczaić jeśli chodzi o wokal, Fish....
7. Mother Love Bone - niżej bo jednak było to (przypadkowo) preludium do właściwego perłowego dżemiku choć Apple jest arcydziełem na miarę Ten co nie zmienia faktu że jednak mniej przyswajalnym
8. Soundgarden - Chris Cornell i jego wokal, Badmotorfinger, Superunknown.... oryginalne brzmienie, świetne aranżacje,
9. Ozzy Osbourne - za Blizzarda.... no i za No More Tears i zabójczy duet Inez - Wylde, ma facet nosa do talentów i świetne teksty pisze...
10. Pink Floyd - w czasie współpracy Waters - Gillmour wymiatali... po The Wall tylko chwilami były przebłyski (Sorrow)
11. Queen - na odczepnego, fascynacja nimi to jednak stare dzieje... cenię, a niektóre okresy wręcz ubóstwiam

Albumy:
1. Pink Floyd - Wish You Were Here - niezmiennie od dłuższego czasu
2. Pearl Jam - Ten
Alice In Chains - Dirt
3. Mother Love Bone - Apple
4. Jeff Buckley - Grace
5. Mad Season - Above
6. Guns N' Roses - Appetite For Destruction
7. Ozzy Osbourne - No More Tears - ten album to jedno z moich największych odkryć ostatnich miesięcy
8. Temple Of The Dog - Temple Of The Dog
9. Pantera - Cowboys From Hell
10. Sinead O'Connor - The Lion And The Cobra

Utwory:
1. Chris Cornell - Seasons - już od pewnego czasu mój absolutny faworyt
2. Pink Floyd - Shine On You Crazy Diamond
3. Dire Straits - On Every Street - jeden z moich ulubionych tekstów, utwór bez skazy
4. Jeff Buckley - Grace
5. Alice In Chains - Would
6. Alice In Chains - Am I Inside - absolutnie niedoceniony, jeden z najsmutniejszych kawałków jakie słyszałem
7. Pearl Jam - Black
8. Rory Gallagher - I Fall Apart - ten artysta to moje ostatnie odkrycie
9. Sinead O'Connor - Troy - najlepszy żeński popis wokalny jaki dane było mi usłyszeć
10. Temple Of The Dog - Times Of Trouble


Ostatnio zmieniony przez Werty dnia Sob Sty 02, 2010 11:28 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
RockFan90



Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 1319
Skąd: Łobez/Gdynia

PostWysłany: Sro Gru 30, 2009 11:58 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zespoły:

1.QUEEN- Numerem uno pozostanie już chyba na zawsze, mimo, że teraz słucham już właściwie okazjonalnie. To właśnie od tego zespołu rozpocząłem na poważnie swoją przygodę z muzyką rockową. Nie ma też chyba innej kapeli która wpływałaby na mnie tak emocjonalnie, nawet starzy giganci rocka progresywnego jak Pink Floyd czy King Crimson po prostu wysiadają.
2.SCORPIONS- Jedna z najbardziej niedocenionych kapel wszechczasów, bardzo często kojarzona jedynie z Wiatrem Przemian. Posłuchajcie płyt z lat 70.- w tej dekadzie ekipa z Hannoweru nie wydała ani jednego słabego krążka- ba- co najmniej cztery z nich są po prostu genialne! od lat 80. zmiana muzycznego kierunku- ale wcale nie na minus, z tego okresu pochodzi wiele kawałków który dzisiaj są nieśmiertelnymi klasykami. Potem bywało róźnie, jednak Scorpionsi trzymają poziom, w 2010 roku obchodzą już 45 rocznicę istnienia.
3.BLACK SABBATH- Prekursorzy lambady hardcore z genialnym Iommim. Ten facet niby grał proste rzeczy, jednak w jego wykonaniu brzmiały one tak majestatycznie, potężnie. W zasadzie preferuję okres z Ozzym i jego potępieńczym wyciem szaleńca- facet śpiewać nie umiał ale klimat robił. Zaś Dio to zupełnie inna bajka- IMO drugi wokalista wszech czasów za Freddiem. Ostatnimi czasy doceniłem albumy z Martinem, zwłaszcza Headless Cross, na płycie z Gillanem też można doszukać się geniuszu- mianowicie w tytułowym Born Again które totalnie mnie chwyta.
4.DREAM THEATER- ostatnia płyta IMO najlepsza od czasów Traina, trochę się podbudowali. Scenes to jeden z najlepszych concept albumów wszechczasów, wszystko tak zajebiście wyważone...Images And Words i Awake też rox, chociaż już mniej ( w ogóle Moore to kapitalny klawiszowiec). No i mają kawałek który absolutnie ubóstwiam i bankowo znajdzie się w mojej dyszce- Octavarium zamiata wzdłuż i wszerz.
5.DEEP PURPLE- Klasyczna klasyka. Nikt nie drze ryja tak jak Gillan, facet ma porażającą skalę (Child In Time to lektura obowiązkowa!). Glover i Paice- najlepsza sekcja rytmiczna w historii (IMO oczywiście Wink ) plus genialny Lord i Czarnuch przy gitarze. Ale nie tylko nagrania klasycznego składu są świetne- kiedy do zespołu dołączyli Coverdale i Hughes- mogliśmy i do dzisiaj możemy zachwycać się takimi perełkami jak Soldier Of Fortune czy This Time Around. Żeby nie było, Morse'a również bardzo lubię i cenię (Sometimes I Feel Like Screaming czy Contact Lost- drugie Bijou).
6.METALLICA- Ależ oni potrafili skopać dupę! Przy tym są zajebiście melodyjni, Ride i Master miotą, ani jednej zbędnej sekundy na tych albumach nie ma. IMO Loady i Reloady też nie są takie złe, a w zeszłym roku Meta powróciła z przyzwoitym krążkiem, możliwe, że najlepszym od czasów Black Albumu. Na Sonisphere jaram się niesamowicie, jeszcze tylko pół roku Wink
7.PINK FLOYD- Dobre smęty nie są złe Wink Nie przepadam zbytnio za okresem z Barretem, od Atom Heart Mother zaczęło się wszystko klarować, czego dowodem są przegenialne płyty jak Ciemna Strona czy Wish You Were Here, takie suity jak Echoes przy której się rozpływam czy niezwykle spójne Animals. Bardzo cenię Gilmoura, nie był wybitnym technikiem, ale miał ten feeling, co znakomicie słychać choćby w Comfortably Numb- druga solówka to moje TOP3 wszechczasów, mógłbym słuchać na okrągło. Waters też był dobry, no ale przesadzał z manią władczą Wink
8.LED ZEPPELIN- Długo nie mogłem się do nich przekonać, ale w końcu zaskoczyło. Wycie i orgazmy Planta znakomicie pasują do tego bluesowo-rockowego stylu kapeli, zaś Bonzo to według mnie najlepszy bębniarz ever (co dobitnie słychać choćby w Since...- geniusz). Page gitarzystą wszechczasów na pewno nie jest, ale sprawdził się jako znakomity producent.
9.IRON MAIDEN- Nie na jedno kopyto, nie Wink Ta kapela ma sporo świetnych aczkolwiek zróżnicowanych kawałków. Zdecydowanie ze wszystkich wokalistów najbardziej wolę Dickinsona. Bas Harrisa jest świetny i niezwykle charakterystyczny.
10.KING CRIMSON- Wystarczy powiedzieć, że Fripp jest geniuszem. Ich debiut- nie wiem, czy nie najlepszy w historii, płyta przegenialna, do tego jeszcze takie krążki jak Islands, Red...znam mniejszość, ale stopniowo nadrabiam to niedopatrzenie Wink Kolejne z serii "Dobre smęty nie są złe" Wink

Płyty:

1.THE DARK SIDE OF THE MOON, Pink Floyd- IMO najwięsze arcydzieło wszechczasów, geniusz od pierwszej do ostatniej sekundy. Skrajnie pesymistyczne przesłanie tego albumu słychać w każdej kompozycji. Genialne teksty Watersa. Ciężko jest opisać tę płytę- koniecznie trzeba jej wysłuchać...
2.IN THE COURT OF THE CRIMSON KING, King Crimson- drugie miejsce i kolejne smęty jakby to niektórzy określili Twisted Evil Zastanawiam się, czy to czasem nie jest najwspanialszy debiut w historii- też tylko 5 utworów, ale to kompletnie wystarczy- nie wyrzuciłbym z tego albumu ani jednej sekundy. Epitaph dalej pozostaje moim nr.1 wśród kompozycji Crimsonów, absolutne cudo.
3.METROPOLIS PT.2: SCENES FROM A MEMORY, Dream Theater- najnowsza rzecz na mojej liście, ale za to jaka...Wśród albumów koncepcyjnych IMO ustępuje tylko Ciemnej Stronie, ta niesamowita historia opowiedziana za pomocą muzyki, kapitalnej muzyki. Absolutne wyżyny tego zespołu.
4.WISH YOU WERE HERE, Pink Floyd- Zastanawiano się, czy po The Dark Side Floydzi nagrają równie genialny album. Nagrali... Wspaniałe Shine, psychodeliczne Welcome To The Machine, tytułowy, Have A Cigar- 45 minut- i znowu też tylko 5 utworów- no bo po co więcej?Ta muzyka broni się kapitalnie.
5.HEAVEN AND HELL, Black Sabbath- choć wolę okres z Ozzym, to na najlepszą płytę BS i jednoczesnie piatą w moim zestawieniu wybieram tę nagraną z Dio. Świetne aranżacje, a przede wszystkim spójność tego albumu zasługują na największe uznanie. Wokal tu absolutnie miażdży.
6.IN ROCK, Deep Purple- Pierwsza płyta z Gillanem i od razu ten facet objawia się jako jeden z największych wokalistów. Hard rockowa jazda na całego, z utworem, który słusznie stawia się w panteonie kawałków wszechczasów.
7.MASTER OF PUPPETS, Metallica- też się długo zastanawiałem, czy aby na to miejsce nie dać Ride'a. Tak sobie ostatnio słuchałem i chyba przekonało mnie miażdżące wejście na początku Battery Wink Kopanie dupy, ale za to ile ciekawych pomysłów, no i przede wszystkim- mimo, że ciężkie jak cholera to jakie melodyjne!
8.VIRGIN KILLER, Scorpions- długo nie mogłem dotrzeć do tej płyty, a kiedy się to w końcu stało...Soczysty skorpionowy hard rock okraszony wspaniałą grą Uliego Rotha, IMO najlepszą w jego całej karierze- takie utwory jak Hell Cat czy Polar Nights tylko to potwierdzają. Szkoda, że ten gitarzysta nie jest zbyt doceniany.
9.LED ZEPPELIN III, Led Zeppelin- jak już pisałem Page gitarzystą wszechczasów na pewno nie jest- ale na akustyku poczyniał sobie genialnie, co dobitnie słychać na trzeciej płycie Zeppelinów, zdecydowanie mojej ulubionej w ich katalogu. No i jest tu Since...
10.INNUENDO, Queen- Dwójka, SHA, ANATO są lepsze, ale ja mam niezwykły sentyment do tego albumu i musiał się na tej liście znaleźć. To pierwsza płyta Queen z jaką się zapoznałem. A zamyka ją utwór, który ma u mnie zarezerwowane pierwsze miejsce na liście najlepszych.
_________________
"Our lives dictated by tradition, superstition, false religion
Through the eons, and on and on"



Ostatnio zmieniony przez RockFan90 dnia Sro Sty 06, 2010 8:26 pm, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Ziutek98



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 3947
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Gru 31, 2009 2:09 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ZESPOŁY:
1. Queen
- miejsce raczej honorowe, bo słucham już rzadko, ale jednak ten zespół wprowadził mnie w gitarowe granie, zaś Freddie i Brian zawsze będą dla mnie naj jeśli idzie o wokalistów i gitarzystów (oczywiście każdy odpowiednio, bo Brian nie jest na pewno naj wokalistą, a Frddie naj gitarzystą Razz).
2. Scorpions - nigdy mi się nudzą, mogę słuchać bez końca, pewnie dlatego, że ich dyskografia jest nie mniej bogata i zróżnicowana niż ta Queenu. Od wariackiej psychodeli na debiucie, przez numery niemal progresywne, po soczysty hard rock In Trance i Virgin Killer, ku kopalniom riffów wszehczasów jakimi są Lovedrive, Animal Magnetism, Blackout i Love at First Sting, po drodze tworząc kilka nieziemskich ballad, aż ku nie mniej płodnemu XXI wiekowi... Aż ciężko uwierzyć, że pochodzą z Niemiec Razz
3. Iron Maiden - Harris to mój idol, za równo jeśli chodzi o bas jak i o komponowanie. Również dyskografia różnorodna (wbrew temu, co wierdzą niektórzy Razz), ale również niezwykle chrakterystyczny styl, ten wspaniały galopujący bas, harmonie gitarowe, nieziemskie sola wszystkich trzech gitarzystów, wspaniałe rockery zalatujące punkowym brudem z pierwszych płyt, epickie dzieła z tyh ostatnich Wink
4. Judas Priest - ostatnio wskoczyli na to miejsce, wybijając się z 'drugiej ligi'. Czym? Genialnymi, kopiącymi dupsko riffami, ale i pięknymi balladami, muzyką świetną, pełną wspaniałych kompozycji i mistrzowskich solówek.
5. Metallica - ostatnio również słucham jakby mniej - ale jak już sobie zapuszczę, to stwierdzam, że co by kto nie mówił, ten zespół jest wielki. Ze względu na dzieła, jakimi są RtL czy MoP, ale jest wielki także właśnie dlatego, że mimo utartej renomy nie bali się zrobić kroku naprzód - kroku, jakim był Load i jego następca ReLoad - dwie świetne płyty. Później niestety zagubili się nieco, ale jednak powrócili ze świetną płytą, którą tak naprawdę niszczą bębny i mastering. Szkoda tylko, że gdzieś po drodze Ulrich i Hammet skończyli się na Kill 'Em All Confused
6. Dire Straits - skończyły się miejsca naprawdę stałe, teraz te, które poukładałem, starając się myśląc o perspektywie kilku ostatnich miesięcy i jakoś tak wyszło. Dire Straits to zespół który zawsze gdzieś tam był - potrafiłem od niego na długo odchodzić, gdy się przejadł, ale gdy wracałem, Knopfler znów mnie oczarowywał swoimi kompozycjami i grą. Od początku swej kariery byli na przekór trendom - ale stworzyli mnóstwo wspaniałej muzyki mimo to Wink
7. Dream Theater - kiedyś, znając pobieżnie, uważałem za przerost formy nad treścią i pitolenie - dziś ciężko mi się oderwać... Dwie ostatnie płyty, niby najgorsze w dorobku zespołu - ja biorę w całości i uwielbiam, zaś te, uważane za najlepsze to już są dzieła. I nawet mogę wybaczyć im wokal, momentami irytujące, gdy słyszę takie Space-Dye Vest czy Sacrificed Sons... Smile
8. Genesis + Collins solo - Genesis zarówno stare - pełne baśniowości, klimatu, jak i to nowsze, jakże przyjemne dla ucha, Collinsa zaś uwielbiam od małego. Połączyłem dla wygody - mniej się serce krajało, bo mogłem umieścić zarówno Genesis jak i samego Collinsa na liście Wink
9. Bon Jovi - czasem potrzeba, by było lekko, słitaśnie i przyjemnie Wink A oni są od tego mistrzami, i nie robią tego tanimi metodami, bo choć nie są to arymistrzowie progresji, to jednak Sambora gitarzystą wielkim jest i nikt mi nie powie że nie Wink
10. Black Sabbath + Ozzy solo - miałem 9 miejsc zapełnionych i jeszcze co najmniej kilka zespołów, z których żaden nie chciał się wybić wyżej... Więc dodałem do Sabbathów Ozzy'ego solo Razz Bo jednak Sabbathów poza Ozzy'm póki co słucham tylko z Dio, z którym też jakoś bardzo dużo nie nagrali... Genialne riffy, czy to Iommiego, czy Rhoadsa, czy Wylde'a, no i klimat pierwszych płyt Sabbathów nie do pobicia.
Poza dziesiątką m.in. Death, Anathema, Ayreon, Opeth, Porcupine Tree, Slipknot, Trivium, Megadeth, Rod Stewart, Led Zeppelin, Pink Floyd, czy Marillion.

PŁYTY
1. Queen - Innuendo
- ciężko znaleźć swoją ulubioną płytę... Chyba nie mam takiej. A na tym forum ten tytuł, do którego jednak setyment mam wielki, i którą to płytę uwielbiam niemal odkąd tylko poznałem, na pierwsze miejsce pasuje idealnie Wink
2. Scorpions - Love at First Sting - kwestia mojej ulubionej płyty Scorpionsów jest bardzo ruchoma. W tym momencie postawię na tę - mnóstwo świetnego riffowania w utworach takich jak Bad Boys Running Wild czy Coming Home, ale i genialna ballada, jaką jest Still Loving You.
3. Dream Theater - Scenes from a Memory - tak kleiłem tę kolejność i nijak nie mogłem jej zrzucić niżej... Świetna historia z podwójnym dnem, opowiedziana genialną muzyką... No i Through Her Eyes... Wink
4. Judas Priest - Defenders of the Faith - przegenialny walec drogowy, miażdżacy z pędkością ferrari wszystko na swojej drodze... Pierwsza strona (pierwsze cztery utwory) powalają, a i kolejne nie pozostają mu dłużne, a nie brakuje i momentów bardziej balladowych, mnóstwo świetnych gitar, a do tego mnóstwo świetnych melodii, tak naprawdę jedynym słabszym punktem tej płyty jest Heavy Duty/Defenders of the Faith...
5. Iron Maiden - Somewhere in Time - nieco niżej - bo jedyny słaby punkt tej płyty (Sea of Madness) nie występuje jak w przypadku Defenders na końcu, także i tak jesteśmy zmiecieni z powierzchni globu, ale gdzieś przy początku. Ale album świetny, zwłaszcza opening no i mój ulubiony nimer Ironów w ogóle - Deja Vu Wink
6. Metallica - Ride the Lightning - dla mnie - największe co ten zespół nagrał. Mnóstwo świetnego thrashu połączonego z lirycznymi momentami, taki jak Fade to Black, no i genialny instrumental na koniec... I w sumie tu nawet nie ma słabego punktu, jest zarąbiście równo Smile
7. Genesis - Selling England by the Pound - tak jak mówiłem - klamra Moonlit Knight/Aisle of Pleinty świetna, a pomiędzy nimi tyle genialnych dzieł, by wspomnieć tylko największe - Firth of Fifth i Cinema Show...
8. Ayreon - The Human Equation - świeżo nabyta i poznana - ale genialna, zwłaszcza jako całość. Niesamowita historii, niby tak prosta, ale zawierająca mnóstwo prawd o życiu, tak, że nawet nie utożsamiając się z głównym bohaterem znaleźć można wiele treści pasujących do nas samych. No i cała historia opisana jest genialną muzyką Wink
9. Bon Jovi - Bon Jovi - świetna, bardziej zabawowa, ale od początku do niemal samego końca (nieco słabsze Get Ready) płyta, którą bardzo lubię sobie zapuścić, zasługuje więc chyba na to miejsce.
10. Trivium - Ascendancy - na koniec album, który kipi od świetnych kompozycji, riffów, solówek - mniej więcej taką gitarową robotę chciałbym w swoim zespole. Dużo w tym Ironów, dużo Mety - a przy tym własny styl i genialne, zapadające w pamięć numery, takie jak A Gunshot to the Head of Trepidation czy Like Light to Flies.
Poza dziesiątką w kolejności losowej:
Death - Symbolic
Dream Theater - Images & Words
Pink Floyd - Dark Side of the Moon
Queen - Queen II
Iron Maiden - Killers
Scorpions - Blackout
Scorpions - In Trance
Marillion - Misplaced Childhood
Genesis - Foxtrot
Bon Jovi - Keep the Faith
Dire Straits - Love Over Gold
Dire Straits - Making Movies
Megadeth - Peace Sells
Phil Collins - No Jacket Required
Metallica - Master of Puppets
Opeth - Still Life
Guns N' Roses - Appetite for Destruction

Oczywiście bardzo to zestawienie ograniczone tym, jakie płyty miałem okazję w całości słyszeć - czyli w większości te, które kupiłem, a nie było ich dotąd powalająco wiele Wink

Utwory sobie daruje, bo to akurat dość głupie je zestawiać, i tak te, których słucham najczęściej bardzo szybko się zmieniają. Oczywiście zestawienia zespołów i plyt też są robione na daną chwilę i nie ręczę, że jest to stan bardzo stały Wink
_________________
PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem Smile


Ostatnio zmieniony przez Ziutek98 dnia Pią Sty 01, 2010 9:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
futureal



Dołączył: 05 Lis 2008
Posty: 554
Skąd: Edge of Darkness

PostWysłany: Czw Gru 31, 2009 11:11 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ale bez uzasadniania...

zespoły

1.Iron Maiden
2.Queen
3.Black Sabbath
4.Deep Purple
5.Jethro Tull
6.AC/DC
7.Accept
8.Motorhead
9.Judas Priest
10.Thin Lizzy

płyty

1.Iron Maiden-Seventh Son of a Seventh Son
2.Iron Maiden-Piece of Mind
3.Deep Purple-In Rock
4.Iron Maiden-The Number of the Beast
5.Black Sabbath-Paranoid
6.Queen-A Night at the Opera
7.AC/DC-Back in Black
8.Iron Maiden-Somewhere in Time
9.Jethro Tull-Aqualung
10.Judas Priest-British Steel

poza dziesiątką

Iron Maiden-Brave New World
Iron Maiden-Powerslave
Iron Maiden-X Factor
Queen-Sheer Heart Attack
Queen-Jazz
Deep Purple-Perfect Strangers
Black Sabbath-Dehumanizer
Accept-Restless and Wild
Jethro Tull-Heavy Horses
AC/DC-Powerage
Thin Lizzy-Johnny the Fox
Motorhead-Ace of Spades
Rainbow-Rising
Dio-Holy Diver
Uriah Heep-Look at Yourself
Scorpions-Blackout
Judas Priest-Sad Wings of Destiny
King Crimson-In the Court of the Crimson King
Saxon-Strong Arm of the Law
Slayer-South of Heaven
Mercyful Fate-Melissa
Twisted Sister-Stay Hungry
KISS-Destroyer

utwory (bez kolejności)

Iron Maiden-Rime of the Ancient Mariner
Iron Maiden-Hallowed Be thy Name
Iron Maiden-Flight of Icarus
Iron Maiden-Infinite Dreams
Iron Maiden-Ghost of the Navigator
Queen-Killer Queen
Queen-Death on Two Legs
Queen-Spread Your Wings
Deep Purple-Flight of the Rat
Deep Purple-Space Truckin
Deep Purple-Wasted Sunsets
Judas Priest-Victim of Changes
Judas Priest-The Sentinel
Black Sabbath-War Pigs
Black Sabbath-Sabbath,bloody Sabbath
Black Sabbath-Heaven and Hell
AC/DC-Let there Be Rock
AC/DC-Hell's Bells
Rainbow-Stargazer
Jethro Tull-Locomotive Breath
Jethro Tull-Heavy Horses
Motorhead-We Are the Road Crew
Thin Lizzy-Cowboy Song
Accept-Head over Heels
Dio-Rock and Roll Children
Saxon-Dallas 1.pm
Uriah Heep-Traveller in Time
Ufo-Lights Out
Mercyful Fate-Into the Coven
Lynyrd Skynyrd-Simple Man
Czesław Niemen-Bema Pamięci Rapsod Żałobny
King Crimson-Epitath
KISS-God Gave Rock and Roll to You
_________________
Someone Chasing I Cannot Move


Ostatnio zmieniony przez futureal dnia Pon Sty 11, 2010 1:30 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
innuendo0



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 1519
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Czw Gru 31, 2009 1:36 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W sumie to wszystko powinno wyglądać tak:
Queen, wszystko queenopochodne, potem dłuuuugo długo nic, a dopiero potem reszta.
Dużo wysiłku mnie to kosztowało. Im więcej płyt się ma tym gorzej Very Happy; Jeszcze czekam na płytke Bad Company "Straight Shooter" Smile więc może dorzucę ja na listę

ARTYŚCI:
Raczej większość to "wina" rodziny, że ich słucham Wink Ale dzięki nim takie zespoły przetrwają kolejne lata

1. Queen/ The Cross/ Queen+Paul Rodgers/ wszelakie solowe projekty członków Queen- niby jedno i wszystko z jednej stajni, ale bynajmniej rodzice mi nie marudzą, że słucham jednego i tego samego
2. Genesis z czasów Phila Collinsa i jego solowe dokonania- WSZYSTKO WINA SIOSTRY! Ona jest fanką Genesis i zaraziła mnie tym bakcylem tak jak zaraziła mnie virusem Queen Wink
3. Fall Out Boy- punk rockowa grupa z Chicago. Młoda kapela, ale potrafi dać niezłego czadu. Moje własne odkrycie, nikt mnie tym nie zaraził..No chyba oni sami łatwo wpadającymi w ucho kawałkami
4. Free, Bad Company- daję to razem ze względu na zbliżoną stylistykę i podobnie dałam z Queen. Słucham ich aby się zrelaksowac i odprężyć. Szkoda tylko, że niektóre kawałki zdecydowanie lepiej wypadły na koncertach spod znaku Q+PR niż samego PR. Zainteresowałam się nimi, gdyż ciekawa byłam co to za ziomek ten Paul Rodgers Very Happy
5. Roxette- namiętnie słuchałam tej kapeli kiedy jeszcze do szkoły nie chodziłam, teraz lubię do nich wracać i powspominać jakim się kiedyś było młodym kiedy się ich słuchało
6. Metallica- jeśli chodzi o mnie to osobiście wole ich łagodniejsze kawałki, ale i spośród tych ostrzejszych jest coś pięknego.
7. Perfect- to przez tate, dużo ich słucha, więc poniekąd i mnie tym zaraził
8. Pink Floyd- klasyka. Dobrze, że są takie osoby jak mój tatuś które przedstawiają swoim pociechom od najmłodszych lat takie klasyki. Dzięki nim, te zespoły nigdy nie zginą
9. AC/DC- może głos wokalisty dość specyficzny ale i to ma w czymś swój urok.
10. 10tkę pozostawiam zespołom i wykonawcom, których lubię kilka kawałków, tak do 20. A są nimi: Guns N Roses, Led Zeppelin, Wham, Foo Fighters, Bon Jovi, Elton John, Rod Stewart itd.


Albumy
1. Queen "Innuendo" jako album- wiele wspaniałych artystów odeszło już z tego świata, ale tylko Freddie pożegnał się w wielki sposób czego udokumentowaniem jest ten album
2. Roger Taylor "Happiness"- najlepsze solowe jak dotychczas dokonanie Rogera. Dobrze,że słucham jej częściej na mp3-ce niż na CD bo by była już zajechana Very Happy podobnie jak" Electric Fire" Very Happy
3. The Cross "Mad Bad And Dangerous To Know" mam to wszystko w formacie mp3, ale wolałabym na winylu bądź CD… Dużo ślicznych kawałków jak “Power To Love”, “BreakDown”, “Lair” czy “Final Destination”. Wg mnie najlepsza wśród płyt The Cross. Jakby jeszcze przerzucić z „Shove IT” „Niebo dla Każdego” w wykonaniu Rogera i z „Blue Rock” kawałek „Baby IT’s Alright” byłaby jeszcze lepsiejsza.
4. Brian May „Furia” – nie spodziewałam się, że Brian ma łagodną stronę swojej duszy. Kupiłam ją wraz z „Another World” i po włączeniu tej "Furii" byłam pozytywnie zaskoczona taką nagłą zmianą klimatu.
5. Freddie Mercury: Barcelona- komentarz chyba zbędny..A czemu tak nisko…zawsze mam problem z doborem kto ma być na którym miejscu
6. Queen „Made In Heaven”- Wspaniałe oddanie hołdu Freddiemu… szkoda,że nasępne próby nie były tak dobre….
7. Roxette: Don't Bore Us - Get To The Chorus- czyli cały zestaw tego co w Roxette najlepsze. Owszem brakuje na nim kilka prześlicznych kawałków, ale coż, żadna płyta nie jest w pełni doskonała
8. Fall Out Boy: Infinity On High- najlepszy ich krążek. Wydali z niego 5 singli i każdy okazał się hitem. Jakby poszukac to znalazłoby się jeszcze kilka
9. Queen „Rock Montreal”- nie lubiłam tego koncertu jako WWRY ale po remasterze ukazał
swoje prawdziwe piękno  Very Happy
10. Linkin Park- „Road to Revolution: Live at Milton Keynes”. Chyba te Milton Keynes to jakieś magiczne miejsce. Queen wydało świetna koncertówkę z tego miasta, tak równie dobrą moim zdaniem jak LP. A wydanie CD wraz z DVD to świetny pomysł


UTWORY:
1. Queen „Innuendo” jako utwór – nic dodać nic ująć. Arcydzieło w czystej postaci.
2. Roger Taylor „Foreign Sand”- P R Z E Ś L I C Z N A
3. Brian May „Business”- jeden z lepszych utworów z solowych dokonań Briana.
4. Freddie Mercury „Time”- jakoś dziwnie brzmi to w jego ustach... Sam sobie Freddie wybudowałeś pomnik swoją twórczościąSmile więc będziesz żył wiecznie
5. Roger Taylor „Believe In Yourself” zawsze dodaje mi siłę kiedy się załamię. Trzeba wziąć się w garśc i działać dalej
6. Linkin Park & Jay- Z „Numb/Encore” nie jestem zwolenniczką łączenia gatunków, ale to jeden z nielicznych przypadków które się według mnie udały
7. Fall Out Boy „Thnks Fr Th Mmrs” (od 2 lat nie schodzi mi z uszu Very Happy)
8. Roxette "It Must Have Been Love". Zaje***ie śliczna ballada
9. The Cross “Manipulator” Very HappyVery Happy ma w sobie to coś
10. Bon Jovi “Living On The Prayer”- coś do wspólnego grupowego spiewania


KONCERTY
Ojj daaawno Ich Troje w 2003 roku…. Powiem Tyle że mi się podobało.

Wspmniało mi się że mieliśmy w szkole spotkanie z Krzyśkiem Jaryczewskim z Odziału Zamkniętego Smile Przy okazji tego spotkania dał mały koncercik. Miałam okazje z nim chwilke porozmawiać i mam autograf. Ale i tak to było 4 lata temu i od tamtej pory nic Mad
_________________


Ostatnio zmieniony przez innuendo0 dnia Pią Sty 01, 2010 5:38 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Anunaki



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 1794
Skąd: Wrocław/Warszawa

PostWysłany: Czw Gru 31, 2009 1:50 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bardzo fajny pomysł,ale ułożenie tego trochę potrwa,a czasu ostatnio brakuje Wink .

ZESPOłY:
1.Pink Floyd
2.Black Sabbath
3.Queen
4.Led Zeppelin
5.Eloy
6.Porcupine Tree
7.The Doors
8.Alice In Chains
9.Free/Bad Company
10.King Crimson

11.Archive
12.Jethro Tull
13.Kate Bush
14.Genesis(+Peter Gabriel solo)
15.Metallica
16.Massive Attack
17.Fields Of The Nephilim
18.Tool
19.Dio
20.The White Stripes

PłYTY:
1.Wish You Were Here-Pink Floyd
2.Innuendo-Queen
3.Heaven And Hell-Black Sabbath
4.The Dark Side Of The Moon-Pink Floyd
5.Paranoid-Black Sabbath
6.Queen II-Queen
7.II-Led Zeppelin
8.Silent Cries And Mighty Echoes-Eloy
9.Disintegration-The Cure
10.Up The Downstair-Porcupine Tree

UTWORY:
1.Echoes-Pink Floyd
2.Heaven And Hell-Black Sabbath
3.Innuendo-Queen
4.Shine On You Crazy Diamond-Pink Floyd
5.Comfortably Numb-Pink Floyd
6.A National Acrobat-Black Sabbath
7.Stargazer-Rainbow
8.Russia On Ice-Porcupine Tree
9.All Right Now-Free
10.Last Train To Lhasa-Banco De Gaia

KONCERTY:
1.David Gilmour-Gdańsk 2006
2.Queen+Paul Rodgers-Praga,2008
3.U2-Chorzów-2009
4.Porcupine Tree-Wrocław 2009
5.Porcupine Tree-Poznań 2007
6.Riverside-Wrocław 2009
_________________
The World Is Full Of Kings And Queens.Who Blind Your Eyes,Then Steal Your Dreams


Ostatnio zmieniony przez Anunaki dnia Pią Sty 01, 2010 6:16 pm, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Bizon



Dołączył: 24 Sty 2004
Posty: 13394
Skąd: Radomsko/Łódź

PostWysłany: Czw Gru 31, 2009 10:16 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jedna uwaga zawodowa Razz po angolsku to raczej top tens Wink

zespoly

1. queen – to jest moj numer 1 od 9. roku zycia i pewnie już nim zostanie. Może troche z przyzwyczajenia, ale automatycznie jak ktos się mnie pyta o ulubiony zespol, to oni przychodzą mi na mysl jako pierwsi. Chociaz oczywiście bardzo mi daleko do bezkrytycznego fana Razz

trzy nastepne zespoly są na mniej wiecej tym samym poziomie. DL i GN’R od tak dawna jak queen, DT od jakichs hmm 5 lat? Kolejnosc alfabetyczna

2. def leppard – jestem dosc nietypowym fanem DL, bo najbardziej lubie te najmniej znane i lubiane plyty, a te najwieksze hity czesto kompletnie mnie nie ruszają. Jednak odrobine nizej niż queen, bo czegos tak genialnego jak Marsz czy Innuendo, to jednak chyba nie nagrali, ale z drugiej strony, mimo generalnej niefajnosci wiekszosci znanych kawalkow z adrenalize, hysterii czy wielu kawalkow z X, to jednak az takiej kaszany jak the works nie popelnili, jeśli chodzi o plyty Laughing

- . dream theater (+ solowe i poboczne typu JP&JR, transatlantic, LTE, itd.) – kilka genialnych plyt, kilka zdecydowanie niegenialnych, chociaz az tak kiepskiego zdania o ostatnich wyczynach nie mam jak niektorzy tu Razz geniusze jesli chodzi o umiejetnosci techniczne, ale tez kompozycyjne… jak tylko im sie chce… oprocz tego znakomite udzialy w LTE, transatlantic, bardzo dobre nagrania JP czy swietna plyta jego z JR. Cale DT family (na wzor DP family heh) to kopalnia znakomitych dzwiekow.

- . guns n’ roses (+ velvet revolver, snakepit, solowy gilby, loaded, itd.) – muzycznie potencjal moze nawet najwiekszy z tej czolowej czworki, a w kazdym razie na pewno nie mniejszy niz pozostalych, no ale wydali zdecydowanie najmniej plyt z tych 4 moich czolowych zespolow i znikneli stanowczo zbyt szybko. Velvetow tez tu wrzucilem, bo jednak personalnie są blizej gn’r niż to, co się obecnie gn’r nazywa Laughing na pewno jeden z najwiekszych zespolow lat 80tych i 90 tych i to nawet pomimo tego, ze debiut wyszedl dopiero w 1987 roku, a w latach 90tych przetrwali tylko 4 lata.

na dalsze miejsca kandydatow było calkiem sporo. Lista pewnie moglaby być nieco inna, ale na dzien dzisiejszy wymyslilem taką:

5. deep purple – ogrom genialnych nagran, cala masa znakomitych plyt, mnostwo swietnych muzykow i wokalistow, przynajmniej 2 sklady, które przeszly do historii rocka. A przy tym ciagle swietna forma koncertowa, a także studyjna, czego dowodem naprawde bardzo dobre ostatnie 2 plyty. Postanowilem jednak DP family razem nie luczyc, bo rodzina to niezwykle wielka, a sporo z tych zespolow i wykonawcow jednak jest na tyle waznymi postaciami w historii rocka, ze osobno jednak należy ich traktowac.

6. pearl jam (+ temple of the dog, bo to w zasadzie PJ z cornellem oraz + mother love bone, bo oni dali poczatek PJ, wydali genialną plyte, ale osobno liczyc nie ma ich jak, bo zbyt krotko istnieli i za malo nagrali. – absolutnie genialny poczatek, pozniej może mniej genialnie, ale to wciąż wielka i bardzo solidna firma, nawet jeśli ostatnia plyta to rockowa wersja beach boysow Razz koncertowo i jeśli chodzi o podejscie do fanow, to absolutna swiatowa ekstraklasa i wzor dla innych zespolow.

7. riverside – zdecydowanie najmlodszy z zespolow w mojej dyszce (I z tych branych pod uwage chyba tez). Absolutna rewelacja ostatnich lat. Zresztą muszą być wyjatkowi skoro wydaje calą kupe kasy na ich limitowane edycje plyt, winylowe wydania, koncertu 200km od domu, czlonkostwo w fc, itd. Trząchneli mną na porownywalnym poziomie, co DT kilka miesiecy chyba wczesniej. Jeśli wydadzą jeszcze kilka plyt na takim poziomie jak OOM, SLS czy ADHD, to mogą znalezc się jeszcze wyzej.

8. iron maiden – dopadli mnie na samym poczatku liceum. Kupowanie wszystkich plyt, potem jezdzenie na koncerty jak tylko się u nas pojawili w czasie moich studiow. Potem mi jakos w duzej mierze przeszlo, musialem chyba odpoczac, ale wciąż uwielbiam przynajmniej kilka ich plyt, także tych nowych, co wazne. Zdecydowanie jeden z najlepszych koncertowo zespolow rock/metalowych. Cenie ich tez za to ze, wbrew temu co starają się wmawiac co bardziej głusi, nie grają ciagle tego samego, a starają się wprowadzac co jakis czas nowe elementy do swojej muzyki. Wiadomo, ze heavy metal ma jakies swoje ograniczenia, ale w ich wykonaniu ma ich zdecydowanie mniej niż przy innych zespolach.

9. alice in chains – lubilem od ladnych paru lat, ale na powaznie wzielo mnie dopiero w sumie w ostatnim roku-dwoch. Absolutnie genialna plyta dirt, cala reszta nie gorsza. Swietne, schizowate, mocne i przygnebiajace kawalki, a także, dla odmiany, znakomite akustyczne numery. Do tego swietna plyta po latach i powrocie z nowym wokalistą. Do dzisiaj nie mogę zrozumiec jakim cudem to nirvana kojarzy się wiekszosci ludzi z seattle, a nie chocby oni. No al. Widocznie ich muzyka za trudna była dla zbuntowanych pietnastolatek Razz

10. uriah heep – to tez moje odkrycie ostatnich 2-3 lat. Wczesniej oczywiście znalem od dawna najwieksze kawalki i uwielbialem je, ale poza nimi znalem niewiele. W ciagu kilkunastu miesiecy dozbieralem cala dyskografie, zaliczylem 2 koncerty, czekam na nastepny. Co wazne, po latach studyjnego milczenia wydali znakomitą plyte, poprawili ją kolejnym wydawnictwem, tym razem ze swietnymi nowymi wersjami starych kawalkow i dwoma nowymi, tez bardzo dobrymi numerami. Wydaje się, ze przezywają swoją kolejną już mlodosc. Co rownie wazne, mimo czestych zmian skladow, przynajmniej kilka z tych skladow nagrywalo naprawde znakomite plyty. Od lat 80tych przez 90te może w nieco slabszej formie, poza pojedynczymi przeblyskami, ale teraz naprawde prezentują się znowu znakomicie. Zdecydowanie mniej znany i doceniany zespol, niż na to zaslugują.


na kolejnych miejscach zespoly, ktore bralem pod uwage przy robieniu dyszki. Oczywiście slucham jeszcze wielu innych, ale często albo wydawaly onbe po jednej czy dwie plyty, albo lubie tylko jeden okres w tworczosci, albo jeszcze nie poznalem na tyle, na ile powinienem.

(mniej wiecej w takiej kolejnosci): metallica (swietne lata 80te, pozniej mniej swietnie, chociaz chwilami bardzo solidnie), black sabbath (bardzo nierowno. W roznych skladach plyty genialne przeplatane slabymi), led zeppelin (nigdy w calosci nie ogarnalem. Sporo genialnych numerow, ale tez duzo takich, które mnie jakos specjalnie nie ruszają), pink floyd (jest kilka plyt, które absolutnie uwielbiam i gdyby wszystkie takie były, to bylaby absolutna czolowka. Ale poza tymi plytami jest tez sporo, które do mnie nie trafiają), dżem (masa znakomitych dzwiekow, czesc niestety znisczona i zajezdzona przez ogniskowych grajkow. Ale tez czesc rzeczy zwyczajnych. Wciaz znakomite koncerty. Zadnego innego zespolu nie widzialem 20 razy na zywo Wink ), whitesnake (pierwsze plyty absolutnie fantastyczne. Pozniej juz coraz gorzej z malymi wyjatkami. Poszli w komerche, a raczej david poszedl no i z zespolu zrobil sie jego solowy band. Nie wyszlo mu to niestety na dobre, za wyjatkiem kwestii finansowych), the doors (na poczatku liceum szalalem za nimi I wtedy byli gdzies w okolicach 4-5. miejsca. Pozniej mi przeszlo w duzej mierze, chociaz sporo genialnych rzeczy zrobili. Ale tez zbyt duzo jak na dosyc ubogą dyskografie jest numerow srednich lub nawet nieudanych), aerosmith (to, co znam jest w wiekszosci swietne, ale sa jednak tak nisko, bo znam tak naprawde dobrze ledwie kilka plyt, 5, może 6. wciąż do blizszego poznania), marillion (okres z fishem uwielbiam absolutnie, okres z H znam slano, ledwie z 2-3 plyt i kilku innych kawalkow, dlatego tak nisko. Również wciąż do nadrobienia), free (dosyc uboga jednak dyskografia, czesc rzeczy lekko smecących, ale znalazly się tam tez absolutne perelki, genialne utwory. Jednak troche zmarnowany potencjal, bo mogli być jeszcze wieksi), megadeth (do niedawna znalem malo. Zaczalem poznawac w ostatnich miesiacach i okazalo się, ze oni nagrali mase zajebistego thrashu. Z szansami na awans wyzej za czas jakis), bon jovi (piekny przyklad jak spierdolic swoj wizerunek i kariere pod względem muzycznym. Od naprawde znakomitych plyt w latach 80tych i nawet na poczatku 90tych, po lekką żenade ostatnich plyt. Szkoda), glenn hughes (mnostwo swietnej muzyki, genialny glos, ale ma tez bardzo nierowne plyty. Jego funkowe oblicze jednak do mnie mniej przemawia, tzn ja po prostu funku slucham malo. Za to rockowe kawalki miodzio. I ciagle w swietnej formie.), no doubt (tez odkrycie ostatnich lat. Okazalo się, ze poza znanymi i ogranymi hitami maja calkiem sporo swietnych numerow, zwlaszcza na pierwszych, malo znanych, plytach), hey (swietny start, kilka pierwszych plyt to klasyka polskiego rocka. A dalej niestety coraz gorzej, czego apogeum padlo na ostatnią plyte. Tzn nie gorzej muzycznie może, ale gorzej jeśli chodzi o zbieznosci moich gustow i ich muzyki Razz ), cree (jak bastkowi wyjdzie kawalek, to grają na najlepszym dżemowym poziomie. Jak nie wyjdzie, to smecą lekko i powtarzają się. Czekam na kolejne wydawnictwa), the beatles (odkrycie... ostatnich tygodni. Jakos tak skorzystalem z duzych obnizek w UK na ich pyty, żeby kupic 2-3, które chcialem, a wyszlo, ze kupilem kolejne 3 i chyba dokupie kiedys pozostale heh. Zdecydowanie wole pozniejszy okres, chociaz wczesniejszy jak znalazl na zabawe przy czyms lepszym niż umcyk-umcyk.

płyty

bralem pod uwage tylko plyty studyjne. Wyglada to mniej wiecej tak, chociaz pewnie mogloby nieco inaczej. Dodam tylko, ze jako ostatnie odpadly ‘burn’ i ‘ride the lightning’.

1. Dream Theater – Scenes From a Memory - plyta absolutnie genialna i idealna. Cos niesamowitego. Brak slow.

2. Guns N’ Roses – Appetite For Destruction – wsrod wielu genialnych debiutow w historii rocka, ten jest moim ulubionym Wink jaki potencjal... ech...

3. Alice In Chains – Dirt – jedna z najbardziej depresyjnych plyt, jakie znam. Ale przy tym niesamowicie potezna i piekna.

4. Pearl Jam – Ten – a to drugi wybuchowy debiut na liscie. I jak tu mieć do nich pretensje, ze nie do konca potrafią się zblizyc do tego poziomu na pozniejszych plytach? Jest ledwie kilka zespolow, które potrafilo...

5. Mother Love Bone – Apple – znowu debiut, choc tutaj na debiucie sie skonczylo. Zapowiedz tego, co chwile pozniej zrobili na albumie z pozycji 4. niektorzy z nich. Mogli być wielcy. Cale szczescie, ze z tego... nieszczescia wyszlo cos dobrego (patrz punkt 4. ponownie).

6. Marillion – Misplaced Childhood – genialne arcydzielo od poczatku do konca. Cudownie uklada się w calosc, opowiada historie, w ktorej jeśli ktos się odnajdzie, to ta plyta staje się dla tej osoby jeszcze wazniejsza i piekniejsza.

7. Pink Floyd – Dark Side Of The Moon – gdyby wszystkie ich plyty byly na poziomie tej i nastepnej na liscie, to bylby to pewnie moj ulubiony zespol Wink potrafie sluchac jej wielokrotnie pod rzad i nigdy mi się nie nudzi. Poezja.

8. Pink Floyd – Wish You Were Here – patrz punkt 7. mimo, ze floydzi nie są w moim top 10 zespolow, to jako jedyni maja 2 plyty w top 10 plyt moich. To mowi sporo o tych dwoch plytach i mojej opinii o nich, ale także o tym jak bardzo odstaje od nich sporo innych plyt PF, w moim odczuciu Wink

9. Queen – II – za taką muzyke kocham ten zespol, mimo, ze zaczalem ich sluchac nie znajac kompletnie nic z tej plyty przez pierwsze kilka lat. Opera była blisko dychy, SHA tez bralem pod uwage, ale jednak dwojeczka jest tą plytą, ktorej mogę sluchac zawsze i wszedzie, bez względu na to czy mam akurat ochote na queen, czy nie.

10. Riverside – Out Of Myself – na sam koniec polski rodzynek. Ta plyta mnie totalnie powalila. Pisalem już o tym wielokrotnie, wiec nie będę powtarzal. Dodam tylko,ze rzadko się zdarza, żeby jakas plyta od pierwszego przesluchania zrobila na mnie az takie wrazenie. ADHD odpadlo jako jedno z ostatnich tez. SLS tez bralem poczatkowo pod uwage, ale jednak debiut zawsze robil na mnie najwieksze wrazenie, mimo tego, ze może nie wszystko brzmi idealnie.


utwory

w sumie bralem pod uwage nie tylko moje ulubione, ale tez takie, które ostatnio po prostu najczesciej katuje (no do pewnego stopnia, bo katowanego przeze mnie ‘straight up’ pauli abdul jednak pod uwage nie bralem hehe) na ten moment wyglada to mniej wiecej tak, ale jest to dosyc plynna kolejnosc (poza miejscem pierwszym). Robilem podobne zestawienie z 2 lata temu i potem zgralem kawalki z tamtej dychy do folderu na dysku i z tamtej dyszki zostalo w tej 5 numerow, chociaz pozostale tez były blisko wejscia.

1. July Morning – tutaj bez watpliwosci. Od wielu lat mój numer jeden i nie sadze, żeby to się zmienilo kiedykolwiek.

2. Soldier of fortune – muzyczne cudo i szczyt piekna. Polaczenie glosu coverdale’a z tymi klawiszami w tle jest bajeczne.

3. Finally free – od jakiegos czasu moj ulubiony kawalek DT. Dramaturgia zawarta w tym kawalku jest przeogromna. Koncowka wgniata w ziemie.

4. The March Of The Black Queen / Funny how love is – jeden z najbardziej pojebanych fragmentow w dyskografii queen, ale jak dla mnie jest to szczyt ich kreatywnosci. Kilka rzeczy, które nagrali pozniej zblizylo się do tego poziomu, ale nic go nie przekroczylo, wedlug mnie.

5. Man Of Golden Words – prosta kompozycja, ale napisana I wykonana tak pieknie, ze od lat powala mnie i urzeka.

6. Trains – moze jest mnostwo kawalkow PT bardziej skomplikowanych I lepszych muzycznie, ale ten numer tak mi wszedl kiedys do glowy, ze wyjsc nie chce do tej pory. Do tego swietna produkcja sprawia, ze czuje się w sobie kazda nute.

7. Shine On You Crazy Diamond – po prostu piekno skonczone. Napisac kawalek, w którym sam wstep trwa z 7 minut i ani przez chwile się nie nudzi i nie dluzy to olbrzymi wyczyn.

8. Free bird – to jest solo wszech czasow chyba. Sam kawalek jest tylko wstepem do tej kilkuminutowej solowki na 3 gitary. Nie znosze okreslenia „muzyczny orgazm”, bo uzywają go najczesciej malolaty, które kolo orgazmu w zyciu nawet nie przechodzily, ale to jest cos zblizonego heh

9. In two minds – podobnie jak z PT, tu tez znajdzie sie sporo lepszych muzycznie kawalkow riverside, ale jednak mam tak przeolbrzymi sentyment do tego kawalka i uslyszenie go w koncu w tym roku 2 razy na zywo pod samą sceną dzien po dniu było naprawde duzym przezyciem.

10. Estranged – absolutne wyzyny muzyczne gunsow. Ten kawalek pokazuje jakie oni mieli zdolnosci kompozytorskie i jak niesamowite melodie potrafi grac slash na gitarze. Ten kawalek caly czas rosnie, a przy tym niesie taką przestrzeń ze sobą. Ciary mam zawsze, gdy slucham.


koncerty
mieszanka najlepszych muzycznie z najwazniejszymi dla mnie z roznych powodow. Wybor wybitnie wielki, bo troche się tego zaliczylo Wink

1. velvet revolver (praga 2005, sazka arena chyba) – zagrali tylko jako support dla black sabbath, w dodatku przez jakies klopoty techniczne wywalili 2 kawalki z i tak krotkiego setu. Wiekszosc koncertu nie slyszalem polowy zespolu. To dlaczego daje na pierwszym miejscu? Bo kiedy na poczatku zgasly swiatla, a ja zobaczylem metr przed sobą sylwetke slasha, a obok niego duffa, to czulem, ze wlasnie spelnia się jedno z moich absolutnie najwiekszych marzen muzycznych.

2. guns n’ roses 2.0 (warszawa 2006, legia) – wlasciwie moglbym powtórzyć czesc tego, co napisalem powyzej. To nie są gunsi. Zagrali spoko, momentami nawet bardzo dobrze, ale to nie to samo. Tyle, ze jak nagle niespodziewanie pol godziny przed czasem zaczal leciec wstep do WTTJ i kilka metrow przede mną pojawil się axl, to szał był tak wielki, ze wlasciwie niewiele jestem w stanie sobie przypomniec z poczatkowych kawalkow poza oblednym skakaniem i darciem ryja heh nie sądzilem, ze kiedykolwiek tego goscia zobacze na wlasne oczy, tym bardziej nie z kilku metrow. A jednak...

3. def leppard (katowice 2003, spodek) – set slaby, bo greatesthitsowy, ludzi w spodku malutko, straszliwe pustki. A jednak panowie zagrali i dali czadu mocno. Ale nie ze względu na wartosc muzyczną ten koncert jest tak wysoko. To znowu to samo , co powyzej. Sluchalem tych gosci od 9. roku zycia. Nigdy, przenigdy nie sadzilem, ze zobacze ich na zywo. Koncerty w polsce maidenow czy purpli, czy nawet mety są oczywistoscią dla mnie. W to, ze przyjada tu kiedykolwiek def leppard nie miescilo mi się w glowie. A jednak przyjechali. I co prawda pewnie wiecej się nie pojawią, ale tego jednego koncertu, który ogladalem z pierwszego rzedy w spodku, nikt mi nie odbierze.

4. uriah heep (warszawa 2008, progresja) – pierwszy ich koncert, na którym byłem (plock cover festiwal) jakos tak troche przeszedl obok mnie. Beznadziejna pogoda, niezbyt wiele osob, zimno jak cholera, w perspektywie noc spedzona w knajpie lub na dworcu (fakt, ze w wybornym dwuosobowym towarzystwie, ale jednak...) i wlasciwie poza july morning niewiele pamietam. Za to ten drugi koncert, w warszawie, to pelny odlot. Pelna progresja, ja w pierwszym rzedzie, znakomity set z calą nową plytą no i bernie spiewajacy mój kawalek wszech czasow, siedzacy sobie na krawedzi sceny jakis metr ode mnie. Tego się nie zapomina do konca zycia (chyba, ze alzheimer...). no i przy okazji poznalem zajebiscie ladną dziewczyne wtedy bo stala za mną caly koncert. Szkoda, ze ze szczecina no i sporo mlodsza heheh

5. alice in chains (warszawa 2009, stodola) – swiezy koncert. Drugi ich w moim zyciu. Pierwszy był swietny, ale krotki no i spodek pustawy. Tutaj pelna stodola, niesamowita energia na scenie i pod nią, znakomity set no i boskie wykonania. Do pelni szczescia braklo tylko ‘black gives way to blue’, ale może kiedy indziej...

6. iron maiden (wroclaw 2003, hala ludowa) – to był mój drugi koncert iron maiden, kilka miesiecy po pierwszym. Tego pierwszego wlasciwie nie pamietam. Emocje były ogromne i był to mój pierwszy wielki koncert wiec czarna dziura w sumie. Ale ten drugi, mimo wciąż wielkiej podjary, jednak lepiej zostal w glowie. Fajna ekipa koncertowa (poznana w pociagu ekipa malolat z lodzi z pewną piekną wtedy-15stką, która na dlugo zawrocila mi w glowie swoimi oczami hehe). Znakomity set z wieloma kawalkami z uwielbianej przeze mnie ‘dance of death’, mistrzostwo w wykonaniu, swietny klimat. I tylko, żeby wokalista frontside, które było jednym z supportow nie darl ciagle ryja „wroclaaaw napierdaaalaaaaać”...

7. dream theater (warszawa 2007, torwar) – to chyba najlepszy z trzech koncertow DT, na ktorych jak na razie bylem. Calkiem dobry set, zespol w naprawde swietnej formie i naglosnienie lepsze niż w bydgoszczy, gdzie panowie tez grali swietnie, ale co z tego, skoro niewiele z tego slyszalem heh

8. riverside (warszawa 2009, progresja) – tegoroczny koncert na zamkniecie trasy. Mój ulubiony z chyba 9 koncertow RS, jakie do tej pory widzialem. Set genialny, wykonanie też, do tego sekcja deta na żywo no i to in two minds z drugiego rzedu pod sceną... genialnie.

9. riverside (łódź 2006, lizard king) – tu z kolei moj pierwszy riversajdowy koncert. Malutka scenka, zespol przebijal się przez tlum pod nią, żeby wejsc na scene. Chociaz ciezko to sceną nazwac, to po prostu podest jakies 20 cm nad resztą podlogi. Zadnych barierek. Zespol gral sobie niecaly metr przede mną (tzn mariusz i grudzień byli w takiej odleglosci mniej wiecej), klimat niesamowity, zrobilem troche fotek, bo ciezko było przegapic taką okazje. Chyba nigdy na zadnym koncercie nie byłem az tak blisko zespolu, nigdy żaden nie był az tak na wyciagniecie reki.

10. the doors of the 21st century (warszawa 2004, torwar) – tu ciezko powiedziec czemu wybralem wlasnie ten koncert. Mam wiele cudownych wspomnien z niego, które niestety mają tez swoją ciemną strone. Pojechalem wtedy na niego z moją owczesną przyjaciolką, a kilka lat pozniej dziewczyną. I byłem przeszczesliwy, ze moglem tam z nią być i sluchac kawalkow zespolu, który oboje uwielbialismy wtedy. Zapach trawki w powietrzu, totalny luzik na widowni, swietny set, astbury dal rade, krieger z manzarkiem tym bardziej. Spotkalismy zespol na lotnisku przy odlocie, poznalismy troche osob z forum the doors, które zalozylismy i z czescią mam kontakt do dzis. Takie, kurwa, lato milosci 2004. szkoda tylko, ze wobec wydarzen osobistych sprzed mniej wiecej 3 lat, ten koncert ma zdecydowanie 2 rozne oblicza dla mnie i to co wydawalo się piekne, jednoczesnie sprawia, ze ciezko mi go wspominac. Ale ze względu na przezycia zasluguje na dyszke za caloksztalt.
_________________

if you don't like oral sex, keep your mouth shut...
http://issuu.com/rockaxxess/docs/rock_axxess_15-16 - nowy numer ROCK AXXESS

you never had it so good, the yoghurt pushers are here
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
AveQueen



Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 523
Skąd: xtr

PostWysłany: Czw Gru 31, 2009 11:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem


25 czerwca 2010


Zespoły:
1.The Doors
2.Pink Floyd
3.Queen
4.Joy Division
5. The 13th Floor Elevators
6. iron Maiden
7. OMD
8. Led Zeppelin
9. Deep Purple
10. Opeth

Albumy:
1. The Doors - The Doors
2. The Doors - Waiting For the Sun
3. The 13th Floor Elevators - THe Psychodelic Sounds of
4. Joy Division - Unknown Pleasures
5. Queen - Queen
6. Pink Floyd - A pipar at the gates down
7. Pink Floyd - Atom Heart Mother
8. Queen - Queen II
9. Iron Maiden - Iron Maiden
10. Pink Floyd - The Wall


Utwory:
1. Joy Division - Atmosphere
2. The Doors - Not to touch the earth
3. The Doors - When the music's over
4. Queen - March of the black Queen
5. Pink Floyd - Matilda Mother
6. OMD- electricity
7. Syd Barrett - Octopus
8. Iron Maiden - Rime of the ancient mariner
9. Deep Purple - Highawy Star
10. Swans - Cop
_________________
WWW.MEALKISDIANA.BLOOG.PL


Ostatnio zmieniony przez AveQueen dnia Pią Cze 25, 2010 3:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Numer GG
BeBe



Dołączył: 27 Gru 2006
Posty: 4252
Skąd: FAC 51

PostWysłany: Pią Sty 01, 2010 6:20 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No dobra, postaramy się. Chociaż niewątpliwie będzie trudno, bo to pewne ograniczanie się, zamykanie w jakichś tam ramach, czego zwyczajnie nie lubię, ale sam jestem ciekaw, co wiedzie u mnie ewidentny prym Wink

ARTYŚCI:
Tych tutaj będzie paru, wszyscy właściwie z innej parafii, każdy gra muzykę zupełnie inną - bo choć jestem fanem dwóch, czy trzech gatunków, słucham rzeczy wszelakich. Staram się aby nie być człowiekiem, dla którego coś będzie złe z góry dlatego, że jest z szufladki A, a coś będzie dobre, bo jest z szufladki B. Dlatego też, taka różnorodność tutaj:

1. The Doors - bez zastanowienia, ewidentny numer jeden. To zespół, który po prostu towarzyszył mi w najważniejszych, najtrudniejszych i najbardziej radosnych momentach mojego życia i pewnie towarzyszyć będzie do jego końca. To dzięki temu zespołowi jestem rozpoznawany czy na forum, czy na Zlocie (tak, koszulka wcale nie była przypadkowa Wink) i tym bardziej robiło mi się miło, kiedy raz na parkiet dałem się wyciągnąć przy Break on Through i, że był to ewidentnie kawałek "dla mnie" co wielu podkreślało (wolałbym Light my Fire, ale co tam ;d). Jest to dla mnie zespół, który zawiera w sobie to co muzyka rockowa może dać najlepszego - charyzmatycznego, wielkiego wokalistę, genialnych instrumentalistów, bez których nie byłoby tego zespołu, tak samo jak i bez wokalisty ten zespół nie istnieje. The Doors tworzyli nierozerwalną całość, ciało, które bez chociażby jednej części - nie może istnieć i tylko to potwierdzili marnymi próbami "reaktywacji". Wielki zespół i tutaj należy się tylko hołd, cześć i chwała.

2. Pink Floyd - to dziwne, bo jako zaaferowany i walczący o swoje prawa (Wink) post-punkowiec umieszczam wysoko grupę, która była przez wielu uważana za fałszywą, nadmuchaną, napuszoną i sprzedajną - whatever, ale Pink Floyd to zespół, który powoduje, że mam gęsią skórkę za każdym razem, kiedy słucham chociażby The Great Gig in the Sky, High Hopes, Animals, Us And Them. To zespół, który dotyka zawsze najbardziej delikatnych i "romantycznych" pokładów mojej duszy, który wpływa na moją wyobraźnię i zaczarowuje ten szary świat. Pink Floyd też znam już bardzo długo i raczej zawsze z przymrużeniem oka brali mnie wszyscy, którzy widzieli jak noszę na zmianę koszulki Iron Maiden z koszulkami Pink Floyd. Co z tego, skoro Pink Floyd - podobnie jak The Doors - to klasa sama w sobie, to zespół, który zdobył wszystko i jeszcze więcej. "Still first in Space" jak pisze na mojej koszulce A Saucerful of Secrets - czysta prawda. Wielki, wielki zespół. Większy na pewno od Beatlesów Wink

3. Joy Division, New Order - fenomen, którego czasem nawet sam pojąć nie potrafię. Niby prosta muzyka, bez wielkich ozdobników, niby ten wokalista śpiewać nie potrafi, niby to jest takie...nijakie. Ale przecież też rusza, też dotyka pokładów duszy, też jest niesamowite. Też ma utwory, przy których szloch wstrząsa całym ciałem. Trudno mi to opisać, ale obie płyty Joy Division, przepełnione bólem, smutkiem, cierpieniem, szaleństwem, geniuszem, dymem papierosów, epilepsją, przepełnione istną drogą krzyżową, są tak kuszące i inspirujące jak mało który zespół, który dane było mi słuchać. Teksty, muzyka, zachowanie sceniczne Iana - to wszystko tworzy fenomen Joy Division, do którego można się przekonać lub nie - ich muzyka, powolna i depresyjna, dała początek całemu ruchowi, który rozwinął się potem. Ian był bardzo młodym człowiekiem jak popełnił samobójstwo - miał zaledwie 23 lata, ale niewątpliwie to również wpłynęło na legendę tego zespołu. Drażni mnie, że dzisiaj jest on kreowany na pierwszego "Cobaina" bo w jego przypadku właściwie jest to połączenie jakiegoś szaleńczego mezaliansu, choroby i leków, które na ową chorobę dostawał. W każdym bądź razie, Joy Division jest moim trzecim grzechem głównym, zespołem którego nie mogę słuchać, kiedy mam podły humor - to po prostu grozi samobójstwem. Joy Division to muzyka prawdziwa i płynąca prosto, z chyba trochę niezrozumianego serca.
New Order natomiast to drugie oblicze tego zespołu. To dziwne, jak koleje rzeczy potrafią przekształcić i brzmienie i przekaz, jaki zespół ze sobą wiódł. I choć New Order zboczył trochę z drogi obraną przez Joy Division, tak pozostał wierny ideałom jakie Joy Division niosło ze sobą - pozostać sobą, nie dać się sprzedać, nadal grać to, co chcemy i żeby było to prawdziwe. I choć czasem New Order tworzył utwory jawnie kiczowate, to w większości czuć nadal nad tym wszystkim ducha Joy Division i Curtisa, czuć ból, nawet w radosnym tańcu.

4. The Smiths, Morrissey - właściwie zespół, który nie wyróżnia się niczym szczególnym w swojej historii. Miał charyzmatycznego frontmana, który zrobił oszałamiającą karierę i aktualnie jest obiektem kultu (też wyznaję Moza). W The Smiths cenię przede wszystkim, po raz kolejny, szczerość, genialność tekstów, przejęcie i wczucie Morrisseya w dzieło, które tworzył (i tworzy). The Smiths był perłą na obliczu sztucznych lat 80, brnął przeciwko przekłamaniom i plastikowi, który szerzył się w postaci italo disco i miałkiej nowej fali, tworząc swój specyficzny new wave, czerpiący szczodrze z punka i klasycznej muzyki hard rockowej. Duet Morrissey/Marr dla mnie, jak już wiele razy podkreślałem, stoi na równi pod względem geniuszu tworzenia, z duetem Lennon/McCartney. I choć The Smiths już nie istnieją i raczej nigdy nie zaistnieją ze względu na waśnie pomiędzy członkami (co śmieszne, podobne do tych z zespołu the Beatles) tak nadal mam nadzieję, że there's a light that never goes out. Miałem ostatnio przyjemność wraz z moją lubą oglądać film pt. 500 days of Summer, gdzie główny bohater był ogromnym fanem the Smiths. No i miałem ciarki w momencie kiedy puścił Please, Please, Please Let Me Get What I Want. I takie same, jak sam jej puściłem tę piosenkę. Morrissey naprawdę potrafi poruszyć serce.

5. Happy Mondays - jak pierwszą czwórkę napisałem właściwie bez problemu, tak już się zastanawiałem, co wrzucić na miejsce piąte. Doszedłem do wniosku, że ten zespół na miejsce piąte zasłużył. Happy Mondays to akurat ogromny promień światła, w całej gamie wprost nihilistycznych zespołów jakie słucham Wink Ich twórczość, przepełniona tańcem, rytmami wprost z muzyki tzw. do baunsu, z połączeniem skocznych, indie gitar zafascynowała mnie od początku. Nieszablonowa muzyka, zakręcone, ćpuńskie teksty i całkiem konkretne ekscesy, a także wielkie osobowości w postaci Shauna Rydera i Beza. Myśleliście, że w Slipknocie jest za dużo członków w zespole? Tam przynajmniej wszyscy grają, w Happy Mondays natomiast Bez miał tylko jedno zadanie...tańczyć na scenie Wink Happy Mondays to po prostu przeciwieństwo Joy Division i New Order - choć w swoich korzeniach ma takie gatunki jak punk, indie tak od siebie dodali trochę muzyki elektronicznej, tanecznej i wyszedł nowy gatunek - rave. W latach '90 stracili na znaczeniu w momencie wybuchu epidemii Grunge, a szkoda, bo mieli oszałamiającą karierę. Teraz wrócili, ale takie to sobie, bo Shaun od ecstasy nie bardzo pamięta teksty piosenek Wink

6. Bob Dylan - no, czas i na tego pana. No wielka gwiazda, człowiek, który wpłynął na każdy gatunek muzyki. Blisko 50 lat na scenie, około 40 płyt studyjnych, każda właściwie lepsza od poprzedniczki. Dzisiaj Dylan jest traktowany jako Bóg i nie ma się tutaj czemu dziwić. Który szanowany się zespół rockowy nie ma jego kawałka w swoim repertuarze Razz I ilu z was nie wiedziało, że piosenki takie jak Knocking On Heaven's Door, All Along The Watchtower czy Mr. Tambourine Man to jego piosenki? Wielka osobowość sceniczna, świetny poeta, chociaż marny wokalista, to w miarę dobry grajek. Zasługuje na to miejsce, chociaż ostatnio rzadko słucham, a chyba trzeba zacząć częściej. Znów.

7. Death - powiedzą - sieczka. Powiem - nic bardziej mylnego, ale na debiucie. Ogromnie mnie dziwi, że wielu członków tego forum właściwie nie trawi tego zespołu tylko ze względu na wokal Chucka, który i tak nie jest właściwie aż tak hardkorowy. Wszak muzyka, chociażby na ostatnim dziele Sound of Perseverance to czysty prog rock, ba - nawet gdzieś widziałem zakwalifikowanie tej płyty jako jazz metal Very Happy W każdym bądź razie - Death to dla mnie odskocznia, świetnie działa na mnie jak jestem wkurzony, lub gdy chcę po prostu odreagować. Genialne, zawiłe kompozycje, nawiedzony wokal i teksty o rozpadających się trupach bądź szaleństwie - czasem i tego człowiek potrzebuje. Ogromnie szkoda mi Chucka, bo to była wielka postać sceniczna, świetny twórca kompozycji i tekstów, po jego śmierci świat metalu stracił wiele ze swojej niepowtarzalności - mało jest dziś twórców, zwłaszcza w death metalu, którzy mieli by taką pozycję i taki talent jak Chuck Schuldiner. No znów genialny zespół i (prawie)żywa legenda.

8. Swans - o dziwo, został tutaj przyjęty bardzo przyjaźnie. Cieszę się, że nie dałem nic z ich debiutu na przykład Wink Zespół, który początkowo grał bardzo mocną i brudną odmianę no wave'u prostu z Nowego Jorku przekształcił się trochę pod wpływem Jarboe. Właściwie - zaczął szukać innych środków wyrazu. I to chyba najbardziej mnie w ich intryguje - ta ewolucja. Jak usłyszałem płytę Children of God - byłem wgnieciony, zmiażdżony, sponiewierany - ołowiane riffy, których nie powstydził by się nie jeden zespół doom metalowy, czy nawet Black Sabbath, mocny wokal Michaela Giry, ale też delikatność Jarboe i pianino z drugiej strony - kolejne płyty to ogromne zaskoczenie. I tak jak zestawię sobie Filth, czyli debiut i chociażby The Great Annihilator, pomiędzy którymi jest zaledwie sześć lat różnicy, to jestem w szoku - bo przepaść gatunkowa. Zespół niby post-punkowy, ale nigdy nie dał się jednoznacznie zaszufladkować - każda płyta inna, zero monotematyczności. I to jest cudowne.

9. Black Sabbath - nie znać ich to hańba. To grzech. To tak jakby powiedzieć, że nie wie się kim był Mozart albo Bach. Nie można nie znać Black Sabbath. Czym jest dla mnie Black Sabbath? To właściwie jedyny łącznik, który trzyma mnie jeszcze przy muzyce, którą słuchałem parę lat temu. Pozostałem przy tym zespole może ze względu na trochę bardziej ambitne kompozycje, znów - na mimo wszystko nie pozostałość przy schemacie. Potrafią nadal mnie zaskoczyć, jak chociażby Solitude, które było dla mnie istną miazgą i nie wiedziałem, że tam śpiewa Ozzy. Mam wiele ulubionych piosenek, wielu płytom oddaje hołd, bo to wielki zespół no.

10. Danzig - zabawne trochę, że ustawiłem Danziga koło Black Sabbath. Wszak to prawie jak rodzeni bracia. I jedno i drugie legenda. Danzig wielokrotnie przyznawał się do wręcz chorej fascynacji Black Sabbath. No i podobnie jak tam - utwory są bardzo mocne, wolne, ołowiane. Chociaż mam wrażenie, że Danzig generalnie po trzech płytach się wypalił - umieszczam go na tej liście "top ten" bez wahania, bo to jeden z częściej słuchanych przeze mnie wokalistów metalowych (podobnie jak jego legendarny, punkowy zespół the Misfits). Co daje mi Danzig? Moc, energię, powera. Ten facet ma niesamowity głos, świetny zmysł kompozycyjny, choć generalnie debilne teksty i wygląda jak Wolverine z X-Menów to też raczej oddaję cześć i padam na kolana przed prawie każdą jego kompozycją. Wink

10. ex aequo Deep Purple - właściwie zawsze traktowałem ich trochę po macoszemu, nie zdając sobie sprawy, że wg. last.fm są w mojej top 10. Może nie jestem ich napalonym fanem, ale uwielbiam ich płyty Perfect Strangers, the Battle Rages On i the House of the Blue Light.

10. Tom Waits.

11. Wall of Voodoo & Stan Ridgway
11. Republika
12. Foetus (prawdopodobnie wskoczy na któreś miejsce w top 10)
13. Pearl Jam
14. Megadeth
15. Durutti Column
16. Echo & The Bunnymen
17. John Lennon
18. Queen
19. Opeth
20. OMD
21. Mike Oldfield

ALBUMY:
1. The Doors - The Doors - choć krótka, to jedna z najgenialniejszych płyt jakie dane było mi słyszeć. Połowa płyty to hity, ale i utwory genialne. Cudowne "Light My Fire", mocne i rockowe "Break on Through", kabaretowe "Alabama Song" i geniusz, opus magnum, utwór cudowny "The End". Ile potraficie wymienić zespołów, których debiut jest płytą najlepszą, z najlepszym kawałkiem ever? Ja myślę, że może ze trzy bym wymienił. The Doors na swoim debiucie zawarli całą energię tego zespołu, zespolili najlepsze elementy w jedną, spójną całość i podali tak, że ani przez chwilę nie jest nudno, przymulająco czy coś w tym stylu. To płyta do tańca, picia, wesela i pogrzebu. Ta płyta to po prostu czysty żywot. Dla mnie - jedna z najlepszych płyt w historii muzyki w ogóle. Powinni ją dawać każdemu narodzonemu noworodkowi, aby uwierzył w Boga, lub bogów Wink

2. Pink Floyd - Wish You Were Here - rzadko udaje mi się słyszeć dzieła które od początku do końca są skończone. Ja osobiście twierdzę, że jedynym potknięcie na tej płycie jest "Welcome to the Machine" (a nie jak twierdzi większość, że "Have a Cigar"). W każdym bądź razie - może "Dark Side of the Moon" jest ich dziełem największym, ale to "Wish You Were Here" zawiera dla mnie największą dawkę emocji jaką kiedykolwiek ten zespół zawarł w swojej muzyce. Zwłaszcza świetnie się słucha tej płyty kiedy wiemy w jakich warunkach powstała, dlaczego Waters płakał, kiedy śpiewał "Shine On" i generalnie dlaczego Szalony Diament spowodował, że powstał jeden z najpiękniejszych i najlepszych utworów w historii muzyki rockowej. Jak "The Wall" może nas, floydowców, dzielić - tak myślę, że każdy zgodzi się, że "Wish You Were Here" jest dziełem wielkim i skończonym.

3. Joy Division - Unknown Pleasures/Closer - śpieszę tłumaczyć dlaczego na trzecim miejscu są płyty obie Joyów - sprawa jest prosta, dla mnie te płyty są jednością. Twórczość Joy Division jest podróżą, a te dwie płyty to zaledwie dwa rozdziały - i chociaż na debiucie znajduje się parę potknięć (jak chociażby "I Remember Nothing" które dla mnie jest kompletnym nieporozumieniem) tak "Closer" jest płytą genialną, nie mającą własciwie słabych punktów. Ta podróż, którą zawsze odbywam od początku do końca, jest intrygująca - jest w niej coś mrocznego, coś niepokojącego, jest też coś radosnego, jest też smutne zakończenie, okropnie pesymistyczne zakończenie, które jednak zawsze intryguje tak samo. Wielu mnie pyta, co widzę w tej muzycę, ja tego wyjaśnić nie potrafię. To chyba trzeba zwyczajnie poczuć, ale skoro nawet Curtis tańczył do muzyki Joy Division, ja pytam - czemu ktoś może tego nie czuć? Wszak wszystko w tym jest. Zwłascza w płycie drugiej.

4. New Order - Power, Corruption & Lies - wersja amerykańska, z Blue Monday oczywiście (czyli najlepiej sprzedającym się singlem wszechczasów Wink). New Order, jak już pisałem, daje mi to co Joy Division i trochę więcej. Tutaj mam świetne połączenie gitar, z new wave'owymi syntezatorami. Wszystko brzmi dobrze, chociaż zdarzyły się chyba ze dwie pomyłki na tej płycie - to musi być ona tutaj. Bo po prostu jest świetna, i tyle Wink

5. Swans - The Great Annihilator - no dobra, już powoli cierpię, bo nie wiem jak to poustawiać. Argh. Dlaczego ta płyta? To już właściwie schyłek Swansów, końcówka, bodaj po tym był już tylko jeden long-play. Pomyślana trochę jako concept album, łączy w sobie wszystkie cechy zespołu Swans jakie nosił on na sobie przez ponad 20 lat działalności scenicznej. Jest tutaj trochę krzyku, są akustyczne gitary, wolne riffy. Jeżeli komukolwiek podobał się "Miracle of Love" to powinien za Annihilatora chwycić, choć może być to trochę męcząca podróż, to warto ją odbyć. Bo daje dużo interesujących i przerażających doznań. Long live Michael Gira.

6. The Smiths - The Queen is Dead - długo zastanawiałem się jaką płytę Smithsów wrzucić do tego zestawienia - czy debiut, czy może TQID. W końcu poszło to drugie. Dlaczego? Głównie ze względu na trzy moje ulubione kompozycje Smithsów, czyli tytułową Królową, Bigmouth Strikes Again i There's A Light That Never Goes Out. To dziwne, że Morrissey jako autor raz potrafi mnie rozbawić do łez ("Vicar in a Tu-Tu", "Cemetry Gates") a raz płaczę ze wględu na mnogość emocji jaką Moz przekazuje poprzez swoje utwory ("Never Had No-One Ever", "There's A Light..."). I choć płyta też dla mnie właściwie nie ma słabych momentów, wydaje mi się czasem trochę zbyt jednostajna. Poza tym - znów użyję tego słowa, genialna.

7. Pink Floyd - The Division Bell - dziwne, chciałem nie dawać dwóch płyt tego samego wykonawcy, ale wydaje mi się, że "Division Bell" zasługuje na miejsce w moim top ten, jako najczęściej słuchana płyta Floydów. Wielu tutaj na forum zarzuca jej nierówność, nudność, miałkość, wręcz - prostotę i brak emocji jakie były na płytach porzednich - może nawet w niektórych kwestiach bym się zgodził, ale powiem - co z tego, skoro tej płyty, moim zdaniem, słucha się najlepiej i jest najbardziej przystępna dla słuchacza? Poza tym, ja jestem fetyszystą solówek Gilmoura, a tutaj jest ich w bród, nie mówiąc już o świetnym "Wearing the Inside Out" śp. Wrighta.

8. Happy Mondays - Pills & Thrills & Bellyaches - mówiąc krótko - totalna impreza. Świetna muzyka do posłuchania i do tańca. Masa energii w tym jest. Jedna z nalepszych płyt lat '80 i początku '90. Świetne teksty, trącające miejscami o wielką poezję (Wilson mówił, że Ryder jest na tym samym poziomie co W.B. Yeats - może bez przesady, ale ziarno prawdy w tym jest). No i to "Can I take you from behind, and hold you in my arms?" ("Bob Yer Uncle") jest świetne ;d

9. Morrissey - Your Arsenal - gdy poznałem solową twórczość Morrisseya - nie byłem zachwycony. Wydawał mi się jakiś taki nijaki, powolny ja żółw, miałki - zupełnie odmienny od twórczości razem ze Smitshami. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew - dziś nie wiem, czy nie cenię twórczości solowej bardziej od twórczości ze Smithsami. Właściwie głównie z powodu tej płyty, która właściwie przebija wszystko co wydali The Smiths, może poza "The Queen is Dead". Znów mamy tutaj masę energii, żartu, ale także odrobinę powagi, smutku, melancholii.

10. Pearl Jam - Ten - w całości znam tę płytę już od paru lat. Ale właściwie dopiero niedawno doceniłem jej geniusz. Absolutnie brak słabego kawałka, płyta z mocą, energią, werwą - trudno słuchać ją po piosenkach, cudownie słucha jej się od początku do końca. Oj, żeby każdy zespół nagrywał taki debiut (i PJ, obok Doorsów i Joy Division i the Smiths to zespoły o których mówiłem na początku Wink) to muzyka byłaby tylko i wyłącznie piękna.

11. Queen - Innuendo
12. Durutti Column - The Return of the Durutti Column
13. Danzig - Danzig II
14. Black Sabbath - Black Sabbath
15. Black Sabbath - Heaven & Hell
16. The Smiths - The Smiths
17. Bloc Party - Silent Alarm
18. Swans - Children of God
19. The Doors - Strange Days
20. OMD - Architecture & Morality

UTWORY:
Jest ich za dużo, aby je jakoś klasyfikować. Tworzenie dwóch list to była syzyfowa praca, to byłoby już czystą męczarnią.

KONCERTY:
Nie pamiętam dat, więc podam tylko zespoły kolejno:
1. Kult
2. Budka Suflera
3. Perfect
4. Hey
5. Grzegorz Turnau
6. Republika (jakbym lepiej pamiętał, dałbym wyżej pewnie Wink)
_________________
Sometimes the only sane answer to an insane world is insanity.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Kicający Kwiatek



Dołączył: 07 Paź 2006
Posty: 13

PostWysłany: Sob Sty 02, 2010 7:58 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Znalazłam wolną chwilkę i również się pobawiłam… było ciężko, ale w koncu się udało Wink

Artyści:
1. Queen - towarzyszyli mi właściwie od początku, zarazilam się nimi od rodziców, to niesamowita różnorodność gatunków, mają w sobie taki jakiś „zadzior”, ale jednocześnie potrafią być „słodcy” [czasem aż do mdłości]
2. Republika + solowe dokonania Grzegorza Ciechowskiego – z dzieciństwa pamiętam pewien obrazek: tata i mama siedzący na swoich fotelach, ja, kilkuletnia, na kanapie i teledysk „mamony” w telewizji. Jacyś ludzie taplali się w kasie i śpiewali, że piszą dla pieniędzy. to był jakiegoś rodzaju szok, zapamiętałam to, ale nigdy nie dociekałam, co to za zespół. kilka lat temu ten „dziwny teledysk” przypomniał mi się, poszperałam w Internecie i… od tamtej pory kocham Republikę, fenomenalne teksty Ciechowskiego i warstwę muzyczną ich piosenek, genialnie wyrażają emocje, wręcz hipnotyzują…
3. Pink Floyd – co tu dużo pisać – Floydzi wywarli na mnie ogromny wpływ. Wspomnienia z dzieciństwa również przewijają się przez głowę. Nie zapomnę chwili, w której po raz pierwszy usłyszałam „Time” – to szok przechodzący w euforię…
4. Grzegorz Turnau – jego muzykę odkryłam całkiem niedawno, ale pochłonęła mnie do reszty. Słynę z przekonania, że dobry tekst nie jest zły, a Turnau zdecydowanie się do niego przychyla [można by właściwie przyczepić się do tego, co robi na pierwszym miejscu Q, skoro teksty są tak istotne ;P], w dodatku przyjemne tło muzyczne Wink
5. Dire Straits + solowe dokonania Marka Knopflera – teksty i ta gitara… to chyba to co najbardziej mi się podoba w tym zespole. Równie ważny jest fakt, że i balladki i żywsze utwory są miłe, takie wyważone.
6. Guns N’ Roses
7. Def Leppard
8. Pidżama Porno
9. Sztywny Pal Azji
10. Hey

Utwory:
1. Pink Floyd – Wish You Were Here – niezaprzeczalny numer jeden. Ten kawałek naprawdę mnie urzekł już w momencie pierwszego przesłuchania, wspaniały tekst, o pewnego rodzaju tęsknocie, która jest mi bardzo bliska… jest tak strasznie sentymentalny…
2. Queen – March of the black queen – właściwie w tym miejscu powinna znaleźć się cała strona B z „Queen II”. Genialna suita, dla mnie majstersztyk muzyczny, prawdziwa uczta dla ucha Wink
3. Dire Straits – Brothers in arms – balladki Straitsów mają w sobie jakąś magię, bo prawie każdą uwielbiam. „Brothers in arms” chyba jednak najbardziej utkwiło mi w sercu.
4. Republika – Odchodząc - ta rozpacz w głosie Ciechowskiego jest odpowiedzią na wszystko
5. Queen – Prophet’s Song – w odróżnieniu od wielu fanów uważam środkowe „lalala” za fenomenalne ;D bez tej części nie lubiłabym aż tak tej piosenki
6. Republika – Prąd
7. Grzegorz Turnau – Twoja postać
8. Mark Knopfler – Sailing to Philadelphia
9. Grzegorz Ciechowski – Błagam nie odmawiaj
10. Renata Przemyk – Zero (odkochaj nas)

Płyty:
1. Pink Floyd – Wish you were here
2. Queen – Queen II
3. Dire Straits – Brothers in arms
4. Republika – Bez prądu
5. Queen – Sheer Heart Attack
6. Pink Floyd – The dark side of the moon
7. Obywatel G.C. – Obywatel G.C.
8. Grzegorz Turnau – Pod Światło
9. Przemysław Gintrowski – Tren
10. Black Sabbath – Children of the sea

nie miałam już sił robić opisów do płyt, wybaczcie ;P
_________________
it finally happened, i'm going slightly mad
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Numer GG
mumin_king



Dołączył: 14 Cze 2006
Posty: 6343
Skąd: Rzekuń

PostWysłany: Nie Sty 03, 2010 4:45 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W końcu mogę odpocząć od swoich znajomych na dłużej, nie martwiąc się, że zaraz zadzwonią gdzieś mnie wyciągnąć. Tak więc zaczynam zabawę:

Zespoły:

1. AC/DC - dla mnie? Mistrzowie. Uwielbiam za równo z Bonem jak i z Brianem, ścieżka jaką podążali z obydwoma była zgoła inna. No, są wielcy. Jest mało artystów na których w ogóle bym się nie zastanawiał tylko szedł na koncert. AC/DC są jednymi z nich.
2. Alice Cooper - uwielbiam Band, uwielbiam początkowe poczynania jako solista, uwielbiam wielki powrót w drugiej połowie lat 80, uwielbiam co robi teraz. Kolejny na którego koncert pójście się bym nie zastanawiał. Ten show jaki robi musi być przecudowny.
3. Uriah Heep - ostatnio wspięli się na to miejsce. Genialni, przede wszystkim z Byronem ale choćby ostatnio z Shawem czy (a może nawet przede wszystkim) Lawtonem. Uwielbiam też nie tylko za te rozbudowane mega kompozycje, ale też kawał hard rocka jak Look At Yourself, Traveller In Time itp. Jeśli naprawdę będą w tym roku u nas, jestem obligator.
4. Iron Maiden - no cudowni. Choć dla mnie nigdy już nie byli na poziomie swoich dwóch pierwszych płyt to i tak następne ich albumy ocierają się o ten poziom (choć Brave New World, kto wie czy nie dociera na ten poziom). Po tym zespole widać jak dużo może zależeć od wokalisty, z każdym etapem ich muzyka brzmi inaczej i nadal świetnie.
5. Queen - w końcu dotarliśmy. W sumie to jest tak, że ciągle będę mówił, iż jest to mój ulubiony zespół. Ba, podejrzewam, że "znam" się na nich o wiele lepiej niż na innych zespołach. No, ale wielki boom jaki miałem na nich minął dawno. Teraz słucham okazyjnie, ale nadal bardzo cenię.
6. Thin Lizzy - za melodyjność, wokal Lynotta i mimo tego wszystkiego grania wspaniałego hard rocka.
7. Led Zeppelin - sytuacja zupełnie inna niż u wszystkich. Uważam, że należy im się tytuł tych "największych w historii rocka", ale słucham stosunkowo mniej. Ale Achilles, No Quarter, Since, Babe I'm Gonna Leave You czy choćby głupie Stairways. Geniusze (nienawidzę Ifrytów).
8. Dżem - ulubiony polski band. Trochę, to prawda, zjeżdżaony przez wędrówkowiczów z gitarą, ale nadal posiada takie dzieła w swojej kolekcji, że nawet 1000-ny raz śpiewane Whisky moja żono, nie zmieni tego nic. Na dodatek trzymają niezły poziom teraz.
9. Rolling Stones - a tych uwielbiam za ten rockandroll, pokazali światu jego kawał i nadal są wielcy.
10. Beatles - kawał sentymentu z dzieciństwa, ogromny kawał. Po za dychę chyba nigdy nie spadną.

Utwory:

1. Uriah Heep - July Morning - kawał wszech czasów. Zawsze o pół kroczku przed innymi wielki. Te zmiany tempa, te melodie, nie ma piękniejszych, nie ma ostrzejszych.
2. Deep Purple - Child In Time - bo tak naprawdę nie wiele brakuje to poziomu Lipcowego. Plusem jest to naprawdę fenomonalny głos Giliana, ale jak pisałem July rządzi się własnymi prawami.
3. The Doors - The End - mało jest piosenek tak niepokojących a jednocześnie tak urzekających.
4. Lynryd Skynryd - Free Bird - lata 60 w pigule.
5. Led Zeppelin - Achillles Last Stand - trzy miesiące temu było by tu Since. Ten kawałek porywa swoim tempem i te bębny Bonza, gościu był przekozakiem w tej kwestii.
6. AC/DC - Whole Lotta Rosie - kwintesencja hard rocka, nic mocniej, nic szbyciej. Przefantastyczne, Angus osiągnął tutaj nirvanę na gitarze.
7. Queen - Death On Two Legs - bardziej progresywne niż większość nagranych przez progresywne bandy? Jak najbardziej i ten kipiący jad z głosu Freddiego. Na dodatek gitara Briana, która jest chyba największym skarbem tego utworu.
8. Rolling Stones - Paint It Black - mroczne, rockandrollowe i miażdzące. Do tego po prostu chcę się skakać.
9. Alice Cooper - Steven - jeśli Doorsi byli niepokojący, to ten pan jest posrany. Ten głos (owszem, mogący nie podobać), dodający paniki utwrowi, a gdy wszystko wybucha to jest w ogóle przepięknie.
10. The Beatles - I Want You (She's So Heavy) - w ostatnim momencie się na to zdecydowałem. Ci którzy znają "żuczków" ze strone She Loves Me, mogą się nieźle ale to nieźle zdziwić. Ten motyw z tej piosenki miecie wszyściutko w kategorii motywów, motywików.

Albumy:

1. Led Zeppelin - III - cudo muzyczne, tutaj hard rock, tam psychodela, zaraz akustycznie a potem dowalić jednym z dzieł.
2. Iron Maiden - Iron Maiden - jako całość, dla mnie przefenomen. Ten punkowy pazur (mimo, że nie lubię punku zbyt) DiAnno wraz z tą heavy metalową resztą jest świetny! A Remember Tommorow ze Strange World to klasa wszech światowa.
3. Queen - News Of The World - choć równie dobrze mógłbym dać debiut. Lubię na tym samym poziomie. Zachwyca mnie tą surowością, dając jednocześnie trochę świeżości (Get Down, Make Love) a też zbyt nie odbiegając od tego co grali (We Are The Champions, It's Late). No i te prześliczne ballady (All Dead, All Dead, Spread Your Wings).
4. AC/DC - Highway to Hell - choć zastanawiałem się czy nie zaskoczyć wszystkich Ballbreakrem. Jednak tutaj jest wszystko to co w AC/DC najlepsze. Trochę bluesa, trochę funku no i przede wszystkim wszystko okraszone hard rockiem.
5. Alice Cooper - Killers - zmieniłem upodobanie co do ulubionej płytki Alicji. Tutaj jedna z najlepszych piosenek jakich wyszła spod ich skrzydła (Halo of Flies), dwa hity (Under My Wheels, Be My Lover) no i fantastyczne Desperados. Reszta trzyma to wszystko na wysoki poziom.
6. Guns'N'Roses - Apetitte for Destruction - największy debiut wszech czasów. I to nie są przechwałki, kurde no!
7. The Doors - Waiting For The Sun - powtórzę się kolejny raz co do tego albumu, ale do cholery! Oni naprawdę zamknęli dla mnie kilmat tamtych czasów w tej jednej płytce.
8. Uriah Heep - Look At Yourslef - dwie z trzech najlepszych rzeczy wywodzące się spod pióra UH na jednej płytce? Większego wyjaśnienia chyba nie trzeba?
9. Thin Lizzy - Bad Reputation - absolutnie ścisła czołówka hard rocka. I te gitary, idealnie niemalże wspólgrające. Dodatkowo czasem wychodzi też umiejętność gry na innych instrumentach, jak choćby przy That Woman's Gonna Break Your Heart gdzie perksuje daje radę. - że tak się pozwolę zacytować...
10. The Beatles - Sgt Pepper's Lonley Hearts Club Band - pisałem o tym w temacie o Beatlesach. Świetnie oddziela ten okres boysbandu w charakterystycznych fryzurach gibiąc się przed mikrofonowem z okresem świetnych kompozycji i genialnej muzyki. Po za tym bardzo nowatorskie wówczas podjeście do nagrania płyty (koncept!). - znów se cytacik walnąłem.

Koncerty:

1. Rolling Stones, Warszawa 2007 - szedłem tam znając kilka hitów, paru piosenek nie rozróżniając tytułami. Wyszedłem jako fan Lawiny. Absolutnie największy spektakl rockandrolla.
2. Iron Maiden, Warszawa 2008 - totalny żywioł, mało oddechu, świetny set.
3. Kult, Ostrów Mazowiecka 2009 - wszystkie klasyki zaliczone (prócz Arahji, czego nie mogę sobie do dziś wybaczyć).
4. Guano Apes, Kostrzyn nad Odrą 2009 - absolutnie było warto wstać z namiotu woodstockowego.
5. Hey, Warszawa 2009 - juwenalia warszawskie, powiem że tak wielkiej zabawy to nie widziałem nawet i na woodstocku (choć tam akurat na kazdym koncercie nie byłem). Mimo kołkowatej Nosowskiej, było naprawdę zacnie.
6. Dżem, Kostrzyn nad Odrą 2009 - set słaby to prawda (Piosenka Ekologiczna sux), ale to mimo wszystko mój pierwszy koncert Dżemu. Śpiewanie Do Kołyski czy Listu do M. naprawdę daje o sobie znać.
7. T. Love, Ostrołęka 2008 - sporo ludzi jak na moje miasteczko, świetna atmosfera i znów większość klasyki tego zespołu.
8. Acid Drinkers, Ostrołęka 2008 - opłaciło się pójść choćby dla Olassa.
9. Koncert na 40-lecie Woodstocku, Kostrzyn nad Odrą 2009 - fajne atmosfera, mieszanie piosenek (wraz z 15-leciem drugiego woodstocku), hymn. Było świetnie, ale daję dalej bo nie na całym koncercie byłem.
10. Hunter, Ostrołęka 2009 - na koniec coś na co poszedłem z ciekawości. Było poprawnie.
_________________


GGP - na spotkanie ze świeżoscią

Bój się bloga NOWOŚĆ Exclamation BLOG MUMINA Exclamation

wg Matteya - bardzo sprytne ALTER EGO.
Zwycięzca Queenwizji - grudzień 2012
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Numer GG Tlen WP Kontakt
jagaciarz



Dołączył: 16 Cze 2005
Posty: 670
Skąd: Zgierz

PostWysłany: Wto Sty 05, 2010 11:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zajmę sobie miejsce.

Wśród wykonawców na dzień dzisiejszy (12.02.10) byłoby mniej więcej tak:

1.Armia
2.Kult
3.Queen
4.Faith No More
5.KNŻ
6.Riverside
7.Depeche Mode
8.Pink Floyd
9.Republika/Obywatel GC
10.Madonna


Koncerty: (za wiele to ich może nie było, ale jedziem)
1.Armia-Jarocin 2009; odegranie całej płyty Der prozess + okoliczności tego koncertu-to było coś transcendentnego
2.Depeche Mode-10.02.2010 Łódź Arena-Fantastyczny koncert, choćbym chciał nie mógłbym przyczepić się do niczego
3.KNŻ-Jarocin 2009 -rewelacyjne nagłośnienie, zespół w rewelacyjnej formie, zaszklone oczy przy "W południe" i niesamowite solówy Licy
4.Kult-Łódź Dekompresja 30 październik 2009- nagłośnienie lichutkie (zwłaszcza przy 6 lat później...) ale ze względu na skład towarzyski i Pewex po nim niezapomniany koncert
5.Armia-Łódź rockowisko 2005- zmiótł mnie ten koncert i po nim już wiedziałem że ten zespół będzie u mnie w swoim czasie numerem 1
6.Kult-październik 2007; świetne okoliczności przyrody przed koncertem, świetna setlista zespołu (i jeszcze Banan w składzie)
7.Bad Brians-Jarocin 2009 -pierwsza zagraniczna gwiazda na żywo, świetny koncert mimo "niedyspozycji"SmileSmile wokalisty
8.TSA-Rockowisko 2005 rewelacyjny występ jak i rewelacyjny wokal Piekarczyka
9.KNŻ-21.09.1999 Zgierz, plac przed SP 12; do dziś wierzyć mi się nie chce że mój naczelny idol dał koncert (rewelacyjny zresztą) nieopodal mojego bloku:)Smile
10.KSU-Rockowisko 2005 bardzo energetyczny ale i wzruszający koncert

Przynajmniej te koncerty muszę jeszcze wymienić:
-Proletaryat-Agrafka Zgierz, grudzień 2008
-Myslovitz-Jarocin 2009
Armia-Łódź Wytwórnia styczeń 2009 (waltornia Banana w Trzech bajkach!!, Dom przy moście!!, całość psuło fatalne momentami nagłośnienie)
-Lady Pank- Łódź Piotrkowska czerwiec 1999
-T.Love Dzierżązna (dożynki:)Smile 31 sierpnia 1997-pierwszy mój poważny koncert rockowy, bardzo miło go wspominam zresztą
_________________
That time will come,one day you'll see when we can all be friends


Ostatnio zmieniony przez jagaciarz dnia Czw Mar 11, 2010 11:47 pm, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
wasdfg7



Dołączył: 16 Paź 2005
Posty: 4279
Skąd: Dębica/Wrocław

PostWysłany: Sob Sty 09, 2010 12:52 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zacznę już dziś bo w następnym tygodniu koło z anala więc mam powód Razz

Zespoły

Stan na dzień 09.01.2010

1. Queen
Żelazny numer 1. Przynajmniej wciąż się tu utrzymuje i średnio widzę póki co jakiś konkurentów. Może po zapoznaniu się z całą dyskografią Pink Floyd i Marillion coś się tu zmieni. Póki co utrzymuje się na pozycji numer 1. Nie będę się wiele powtarzał, ale to co oni wyprawiali z instrumentami + wokal Fredka... miażdżą nie w sensie ciężkości brzmienia, ale w sensie muzycznego spełnienia. Zahaczyli w swej działalności prawie o wszystko, i praktycznie wszystko im wychodziło. Inna sprawa czy nie lepiej by było jakby zostali przy tym co wychodziło im najlepiej i czym przedstawiają się za pomocą owych najlepszych lat 70.
2. Marillion
W tym momencie tylko numer 2 ale jak pisałem wyżej, może się to zmienić. Zrzucając z 2 miejsca Pink Floyd udowodnili, że są w stanie powalczyć o numer 1. Rzadko zwracam uwagę na teksty, ale nie sposób słuchać Marillion i przejść obok nich obojętnie. Mówią o rzeczach czasem tak oczywistych w sposób tak piekielnie piękny, że nie sposób im się nie przyjrzeć, uronić łzy itp. Wiadome, że Marillion dzieli się na dwie ery. Fish i Hogarth. Ostatnio doszedłem do bardzo chyba jednak prostego wniosku. Z Fishem, Marillion trzymał cały czas jeden bardzo wysoki poziom i bardzo generalizując cały czas grał na jedno kopyto. Ale jakie kopyto Cool W każdym bądź razie nie da się kochać Script's i jednocześnie nienawidzić Fugazi. Wiadome utwory na jednej mogą być fenomenalne a na drugiej tylko dobre, mimo to cały czas miażdży. Za czasów Hogartha niestety już tej równości nie ma ale... ale wciąż jest to poziom (tych najsłabszych płyt) dla niektórych wykonawców nieosiągalny. W każdym bądź razie bardzo cenię Marillion i szczerze liczę i czekam na to, że w tych nie poznanych przeze mnie płytach są utwory pokroju Neverland, The Invisible Man czy Season's End.
3. Pink Floyd
Od kilku lat totalna stagnacja. To co znałem 5 lat temu znam dziś. Nic więcej. Czasem próbuję się wziąć w sobie i poznać choćby zachwalane Atom Heart Mother. Nie mogę. Liczę na to, że bodźcem będzie koncert Australian Pink Floyd na który się wybieram na 99% 27.01. Nie do końca potrafię sklasyfikować za co tak naprawdę kocham ten zespół. Każdy mógł sobie poplumkać przez 9 minut i potem dodać coś ostrzejszego. Ale żeby od razu dzieło (mówię o SOYCD). A jednak. Jest w nich coś co potrafiło zadziwić. Zniszczyć słuchacza. Nawet mi się wydaje, że mówię głupoty, ale naprawdę. Pink Floyd to jest coś.

I tu się chyba kończy wszystko czego jestem pewien. Zaczyna się loteria i każdy zespół jaki dam wyprze jakiś inny, który jest co najmniej na równym poziomie. Nie ma się też co oszukiwać. Nie znam żadnego innego zespołu na tyle kompletnie by móc za nich "poświadczyć" W ogóle to co muzycznie znam to wciąż jest tyle co nic. W cholerę klasyki wciąż nie znam i wiele mi brakuje by móc rzeczywiście stwierdzić co kocham, co jest złe itd. Jednakże coś się postaram wypocić.

4. Radiohead
Zespół, który tak naprawdę poznałem dopiero 25.09.09 na koncercie w Poznaniu. Znałem dosłownie pojedyncze ich kawałki. Teraz wiem, że poznać kompletnie ich muszę. Pod znakiem zapytania pozostaje to kiedy tego dokonam. Co śmieszne teraz zauważam. Na 4 do tej pory zespoły przy 3 dla mnie liczą się teksty jako dodatkowy wyznacznik coolowości danego zespołu.
5. Karmakanic Powiedziałbym, że to jest 2 zespół który znam kompletnie kompletnie Laughing W każdym bądź razie cały czas dla mnie na dość wysokim poziomie. Nie są jakoś genialni, ale na tyle dobrze grają, że słucham ich z przyjemnością. (ostatni raz chyba z pół roku temu) a za Eternally pt 2 należy im się miejsce w mojej 10.
6. Collage
Chcieliście Polski zespół. Macie. Za Moonlight się im po prostu należy. Tu jest to co kocham w Marillion. Niewyobrażalnie piękne klawisze. Dosłownie baśniowe i zabierające słuchacza w całkowicie inny świat.
7. Dire Straits Gitara jest niby taka oczywista. Całkowicie nie zobowiązująca, ale potrafili mnie tym całkowicie zarazić. Powoli zaczynam czuć się ich niewolnikiem. I choć pewnie za te 10 lat jeśli będę wciąż wierny moim ideałom jakobym miał poznać coś więcej tej muzyki, nie wydaje mi się by byli w dziesiątce, jednakże na dzisiejszy dzień są.
8. Def Leppard
Im dłużej ich znam, im więcej ich poznaje tym bardziej ich lubię. Całkowicie odpowiada mi wokal. Gitary w tym zespole są miażdżące, i to jest ich największa siła. Nie zdziwię się jeśli przy następnej Edytce będą po prostu wyżej.
9. Porcupine Tree
Tu jest pewnego rodzaju fenomen. Znam ich dosłownie 2 płyty. Ale to co oni tam robią. Ja ich porównuję do Pink Floyd. Za The Sky Moves Sideways. Za to co oni tam wyprawiają. Wprowadzają niemal w taki sam trans jak Shine Floydów. Chcę ich poznawać i w 10 zajęli miejsce lepiej przeze mnie poznanemu Dream Theatre dlatego iż tamten jednak chyba jest dla mnie lekko za mocny. Moje pierwsze zachwyty ulegają chłodnej ocenie i cóż... nie potrafię chyba docenić tak naprawdę mocniejszych brzmień. Może kiedyś mi to przejdzie.
10. Muse
A to to już jest w ogóle fenomen. Nie wiem za co, nie wiem dlaczego, ale ostatnio taką fazę na słuchanie jednego zespołu miałem słuchając Karmakanic. W każdym bądź razie słucha mi się ich fenomenalnie. I może nie są to jakieś wyżyny rocka ale kupili mnie specjalnie sięnie wysilając. Resistance, Exogenesisy 3... coś pięknego.





Płyty

Stan na 15 II 2010

Zacznę od tego, że kierowałem się przy moim wyborze przede wszystkim warunkiem, że od zespołu biorę po jednej płycie. Oszukuję tylkp przy Marillion bo jednak zmiana Fisha na Hogartha miała duży wpływ na charakter twórczości tego zespołu. Trudno mi wybrać TE 10 płyt jednakże pytam się czemu nie? Coś mi szkodzi. No nie. Do czwartku siedzę w Wrocławiu i nie mam nic do roboty więc mogę sobie pozwolić na chwile swawoli. W tym momencie po pierwszych przesłuchaniach mam możliwych kolejnych chętnych do wskoczenia do tej 10. Są to Blackfield, Deep Purple, Led Zeppelin, Mostly Autumn i pewnie coś jeszcze o czym teraz nie pamiętam. Mam nadzieję, że przy następnej zmianie tego postu będę miał już coś więcej do powiedzenia bo jednak zakres płyt jakie znam wciąż jest mały.... za mały Wink Jedziemy. Brane pod uwagę po wstępnej ostrej selekcji to :

ayreon the human equation
collage moonshine
Dead Can Dance - Within the Realm of a Dying Sun
dire straits love over gold
dream theatre - metropolis pt 2
karmakanic who's the boss in the factory
lacrimosa elodia
lao che powstanie warszawskie
marillion brave
marillion script's
marillion misplaceed
pink floyd the final cut
pink floyd wihs you were here
queen innuendo
queen anato
queen qII



Haha. Myślałem sobie, że z płytami pójdzie zupełnie łatwo. A ja już w tym momencie nie wiem co dać na 1.
Haha 2. Popatrzyłem sobie na moją listę z innego tematu z marca 2009 roku. Będzie inaczej.


1. Queen - Queen II
Chyba nie wypada by było inaczej. To tu kryją się najbardziej zwariwoane pomysły, to tu jest jeden z najlepszych utworów i generalnie to tu jest najlepszy klimat jaki udało się wprowadić Queen do swojej płyty. Wyparło Innuendo... tak. Bo Innuendo ma tytułowy kawałek, Ride the Wild Wind, Bijou i The Show Must Go On. Queen II ma całokształt. Nie wiem czym kierowałem się skreślając ANATO. Nie jest wcale gorszą płytą, ale jakiś sentyment mam do Queen II toteż mój wybór pada właśnie na nią. Utwór płyty? The March of the Black Queen
2. Pink Floyd - The Final Cut
Bo to jednak ten album dał mi najbardziej w kość przy Floydach. W ogóle strasznie zaskakujące jest to, że każdy inny słuchacz nawet nie spojrzy na The Final Cut a ja... a ja ją uwielbiam. Niezbadane są nasze wybory i sposoby odbierania muzyki, oraz to jak różna na nas działa. Czemu nie Wish You Were Here? Może mi się przejadło... nie. Nie potrafię tego obiektywnie ocenić. Po prostu. Emocje Watersa na tej płycie są niesamowite. Utwór płyty? The Final Cut
3. Marillion - Brave
Minimalnie przed Misplaced Childhood. Niesamowite melodie, nieprzeciętna fabuła gdyż jest to koncept album. Pisałem już o melodiach, wiem. Ale no klawisze, gitara, WOKAL!!! mają tu niesamowite zastosowania. Z niby banalnej historii zrobić niezwykły podgląd na ludzką psychikę, na uczucia. Tak pięknie je opisać. Rzeczy z którymi spotykamy się na codzień tu są odkryte na nowo. Mógłbym pisać jeszcze długo. Powiem tylko tyle. Jak kiedyś dorobię się poważnego, wyrąbistego sprzętu muzycznego jedną z pierwszych płyt jaką na nim przesłucham będzie właśnie Brave. Chcę to usłyszeć głośno i wyraźnie. Te szepty, te krzyki, te klawisze i nic nie znaczące zagrywki z tła. Chcę tego poczuć. Utwór płyty? Wymijająco powiem, że Runaway bo tak dałem w topie 10 Marillion. Dziś nie chcę się znów mierzyć z tym i wyłaniać od nowa to co jest najlepsze na tej płycie, bo jest duża szansa, że przy bliższemu spojrzeniu na tą kwestię mój wybór byłby zupełnie inny. A w ogóle samo Runaway zbyt kojarzy się mi z zeszłymi wakacjami, z zeszłą szkołą. Zbyt jest powiązany z moim życiem bym mógł go pominąć. Więc jeszcze raz. Utwór płyty? Runaway
4. Marillion - Misplaced Childhood
Tu wybór po wyeliminowaniu reszty był już banalnie prosty. Pierwsza prawdziwa Marillionowa miłość. Do dziś pamiętam ten wyraz twarzy, te myśli które krążyły po mojej głowie gdy to przesłuchałem. To chyba wtedy wpadłem na dobre w muzykę jako taką przeze mnie rozumianą. Były wcześniej jakieś próby ale to wciąż nie było to. Misplaced Childhood poczyniło milowy krok w mojej muzycznej edukacji i ukierunkowało mnie na to czego dziś słucham. Wypada mi dziś jedynie powiedzieć dziękuję do Fisha i spółki Wink Utwór płyty? Blind Curve
5. Ayreon - The Human Equation
Tu wypada mi podziękować Fenderkowi bo to on płomiennym pw przybliżył mi tę płytę. Miłość od pierwszego przesłuchania. Wachlarz muzyki jest tu zaprezentowany. Metal, Rock, Folk wszystko i dalej pozostaje to niesamowicie spójne. Wspaniałe wokale i całość nadzorowana przez Lucassena (tak się pisze ? bo nie chce mi się sprawdzać). Utwór płyty? Tu też będzie miał największy wpływ sentyment. Utwór płyty? Day 2: Isolation
6. Collage - Moonshine
Niesamowita, spójna, baśniowa i magiczna całość. Jakbym miał wybierać jeden szczegół przez który ta płyta jest tak niesamowita to wybrałbym klimat... klimat tworzony przez niesamowite klawisze. W ogóle stały sięone w ich twórczości znakiem rozpoznawczym. Szkoda, że nie utrzymali się bo mogli stworzyć wiele dobrego. Utwór płyty? Living in the Moonlight
7. Dream Theatre - Scenes From A Memory
Zostało mi z dawnych dni. Niesamowicie jest to płyta wspaniała. No głupoty już piszę. Nie wiem co mam tu właściwie do napisania. Od niej zaczęła się moja burzliwa przygoda z DT. Na razie ona przygasła, ale kto wie czy nie eksploduje w najbliższym czasie. W każdym bądź razie, jest bardzo dobrze i jeżeli chodzi o płytę. Jest bardzo dobra. Już nie te same przeżycia co kiedyś, ale nie sposób przestać nagle doceniać. Utwór płyty? The Spirit Carries On
8. Lao Che - Powstanie Warszawskie
Bardzo dawno już nie słuchałem toteż za chwilę popłynie w moich słuchawkach. Niesamowicie (czy ja nadużywam tego słowa? ) przedstawiona historia naszych żołnierzy. Właściwie próżno szukać na tej płycie wielkich wrażaeń estetycznych. To jest raczej jakiś protest, Jakieś takie dziwne coś, które jednak swoją formą i mnogością uczuć (?) nie raz już rzuciło na kolana. Brawa dla Lao Che za brak skrupułów i podjęcie się takiego wyzwania. Utwór płyty? Bardzo trudno wybrać bo w każdej z dotychczasowych płyt był utwór który się wybijał ponad inne. Tu chyba takiego nie ma ale skoro zacząłem to skończę. Utwór płyty? Godzina W
9. Karmakanic - Who's the Boss in the Factory
Jak większość płyt poznana zupełnym przypadkiem. Jest tu chyba dlatego (choć nie tylko), że jest to jedyna płyta o której nigdy wcześniej nie słyszałem, a którą poznałem sam z siebie. Coś mnie do nie zaniosło i rzuciło w jej szpony. Niesamowite dwie części Eternally i wszystko jasne. Jedyna płyta w tym zestawieniu pełną gębą progresywna. Można by niby powiedzieć to samo o DT ale jednak jakby tam tego jest mniej. Utwór płyty? Jeden z najbardziej genialnych utworów, które do tej pory słyszałem. Murowany faworyt do top 10 utworów. Utwór płyty? Eternally pt2
10. Dire Straits - Love Over Gold
Jedyna płyta w tym zestawieniu, która się tu znalazła ze względu na ostatnie tygodnie. Po Łowcach Jeleni niesamowicie mnie na tę płytę wzięło. Knopfler jest strasznie niedoceniany a naprawdę tworzył prawdziwe dzieła. Utwór płyty? Private Investigation

Na dziś to tyle. Pierwsza piątka chyba dożywotnio na tej liście. Może się pomieszają czy coś. Ale naprawdę płyta trzęsienie ziemii może tu coś zmienić i jakąś z nich zmieść z listy. Jeżeli chodzi o Queen czy Marillion może to być jakieś coś w sensie zachcianka chwili, choć raczej nie przewiduję. MOŻE wkrótce top utworów i top 5 koncertów Wink




Utwory

Stan na 17 II 2010

Zacząłem już wczoraj na ponad godzinę przed meczem. Oto utwory które przeszły pierwszą fazę ostrej selekcji. Pewnie przy Queen świadomie wybrałem ledwie chyba 5 utworów bo było wiadome od początku co przejdzie pierwszą fazę eliminacji. Przy Marillion powstrzymywałem się również ale nie potrafiłem odłożyć czegoś i nie wpisać. I tak mało jest tu utworów Marillion. No ale selekcja to selekcja. I kieruję się tą samą zasadą co przy płytach. Jeden przedstawiciel zespołu i znów choć tego jeszcze nie wiem będzie ukłon w stronę dwóch twarzy Marillion. Bo wybrać między Fishem a Hogarthem to tak jakbym ... nie przychodzi mi żadne głupie porónanie. Znaczy no przychodzi mi, ale jest to zbyt głupie. Nawet jak na moje standardy. Poniżej czcionką 0 są przedstawione utwory brane pod uwagę po dwóch już selekcjach. Zaczynamy zabawę Wink

ayreon - isolation
Rebekah del Rio - llorando
katie melua - piece by piece
queen no one but you
Brian may - last horizon
scorpions - yellow raven
jon oliva's pain - timeless flight
joe satriani - revelation
queen you take my breath away
queen the show must go on
radiohead - how to disappear completly
radiohead let down
rainbow ariel
depeche mode enjoy the silence
oasis stop crying your heart out
maanam krakowski spleen
def leppard bringing on the heartbreak
simon and garfunkel - bridge over troubled water
simon and garfunkel - the sound of silence
czerwone gitary - nie spoczniemy
czerwone gitary - płoną góry płoną lasy
czerwone gitary - w drogę
alice cooper - steven
slade - everyday
opeth burden
kult - komu bije dzwon
Michael Schrenker Group never ending nightmare
radiohead lucky
uriah heep july morning
uriah heep lady in black
deep purple when a blind man cries
radiohead last flowers
aerosmith dream on
Boston-More Than A Feeling
u2 love is blindness
Leonard Cohen Famous Blue Raincoat
treshold avalon
transatlantic we all need some light
elo don't walk away
elo ticket to the moon
coma spadam
The Cinematic Orchestra - To Build a Home
johnny cash hurt
Sinéad O'Connor - Troy
rainbow stargazer
muse hysteria
Collage - Living in The Moonlight
Iron Maiden - Blood Brothers
scorpions When you came into my life
metallica one
Bon Jovi - Livin' On A Prayer
Turbo - W sobie
Blackfield - Cloudy Now
muse Knights Of Cydonia
Dire Straits - Private Investigations
amarok - fieldmour I
bad company seagull
budka suflera cień wielkiej góry
bang gang ghosts from the past
dead can dance persophone
dire straits news
karmakanic eternally pt2
mostly autumn glass shadow
the doors the end
the beatles yesterday
steelheart - she's gone
porcupine tree - the sky moves sideways
dream theatre - octavarium
muse time is running out
queen sail away sweet sister
queen bohemian rhapsody
pink floyd wish you were here
pink floyd the great gig in the sky
pink floyd the final cut
marillion the space
marillion chelsea monday
marillion blind curve
marillion the invisible man
marillion neverland
marillion runaway



Będzie tragicznie jeszcze okroić to.... (znów czcionka 0 )


ayreon - isolation
jon oliva's pain - timeless flight
queen the show must go on
radiohead - how to disappear completly
radiohead let down
rainbow ariel
def leppard bringing on the heartbreak
simon and garfunkel - the sound of silence
czerwone gitary - nie spoczniemy
alice cooper - steven
slade - everyday
opeth burden
kult - komu bije dzwon
deep purple when a blind man cries
radiohead last flowers
u2 love is blindness
transatlantic we all need some light
elo ticket to the moon
Sinéad O'Connor - Troy
Collage - Living in The Moonlight
Blackfield - Cloudy Now
muse Knights Of Cydonia
Dire Straits - Private Investigations
amarok - fieldmour I
dire straits news
karmakanic eternally pt2
mostly autumn glass shadow
steelheart - she's gone
porcupine tree - the sky moves sideways
queen sail away sweet sister
pink floyd wish you were here
pink floyd the great gig in the sky
pink floyd the final cut
marillion the space
marillion chelsea monday
marillion blind curve
marillion the invisible man
marillion neverland
marillion runaway


No ale spróbujmy no. Dla ułątwienia wyłonię już numer 1 co by nie było, że sobie utrudniam. Więc panie i panowie. Tak prezentuje się top 10 wasdfg7 Wink

1. Queen - The Show Must Go On
Wiem... pisałem już miliony razy za co, dlaczego i jak. Pozwolę sobie raz jeszcze. Za wachlarz i granie najwyższymi emocjami. Jak ten tekst wjeżdża na naszą dumę i robi jej zupełną lekcje życia. Panowie, żyjmy dalej, Show Must Go On. Panowie, możemy wszystko. I can Fly. Panowie mimo przeciwności losu dajmy z siebie wszystko. Walczmy do końca. nigdy, NIGDY się nie poddawajmy. Do tego kontekst i bez którego byłby to utwór ponad miarę zrozumienia normalnego człowieka. Dodatkowo emocje wywiezione z Pragi. Na pewno jeden z najwspanialszych momentów mojego życia. Ilukrotnie słyszę ten utwór, po prostu przystaję i oddaję hołd. Wiem strasznie to patetyczne. Ale zatrzymuję się jeśli jest to nie w akademiku, zatrzymuję się, zamykam oczy i odlatuję. Gdziekolwiek jestem. Pieśń aniołów. Najwspanialszy twór muzyczny jaki kiedykolwiek powstał. Mimo iż na pewno się już trochę przejadło, ale wciąż i wciąż.. Brian May powinien dostać za to literacką nagrodę Nobla, a Freddie złoty mikrofon czy co tam innego za najbardziej poruszający wokal w utworze. The Show Must Go On!!! Ah ... jeszcze jedno. Sail Away Sweet Sister było chyba najbliżej a to z przyczyn czysto sentymentalnych. No i dodatkowo naprawdę kawał pożądnego grania.

2. Marillion - The Invisible Man
Bez owijania w bawełnę powiem, że bolała mnie ta decyzja. Właściwie to dwie decyzje. O umieszczeniu Hogartha przed Fishem, oraz wybranie The Invisible Man zamiast Neverland. Na równie jest traktuję... no może troszkę wyżej TIM co nie zmienia faktu, że ta lista w połowie winna być zapełniona Marillion Wink No ale sam podjąłem się wykluczenia podwójnych typów jednego zespołu. W temacie oceń poprzedni utwór w moim poście jest wszystko. Dodać do tego jeszcze to co napisał na temat tego utworu NAR i mamy niemal kompletnie wszystko na temat tego co czuję gdy tego słucham. Te zmiany tempa, ten klimat, to jak Rother'ego nie ma i nagle jest. Na krótko ale jak intensywnie. Ten wokal ... no po prostu chwyta za serce i wyciska łzy. Jeszcze ten tekst. Usłyszeć to na żywo. W ogóle usłyszeć Marillion to moje obecne muzyczne marzenie numer 1.

3. Marillion - Blind Curve
No i tylko numer 3. Tu też miałem rozdwojenie co dać. Chelsea Monday czy to. Na dzień dzisiejszy bardziej mnie chwyciło Blind Curve ale zaznaczam jest to tylko zachcianka studenta nudzącego się w akademiku. Niesamowity tekst, niesamowity wokal (te emocje!!!), nieziemska gitara. To co tu Rothery odstawia. Coś pięknego. Klimat tego utworu, klawisze. Ten wstęp, ta gitara, Oh i remember Toronto... ciary i zdruzgotanie kompletne gwarantowane. Tyle razy już pisałem o tym ale nie mogę po prostu zostawić tylko numeru i tytułu. Jest po prostu nieziemsko pięknie.

4. Pink Floyd - The Final Cut
Jakby miłość do tego kawałka już trochę ucichła. Ale wciąż się tli wiec dlatego tu jest. Za co? Przede wszystkim emocje wokalne Watersa, po drugie... emocje gitarowe (!?) Gilmoura. Piękna opowiesć ubrana w bardzo przystępną moim zdaniem otoczkę. Kiedyś potrafiłem drżeć na ciele przez całą długość trwania tego kawałka, dziś jak mówiłem... jakbym to trochę zatracił.
5. Karmakanic - Eternally pt.2
Każdy już to zna Wink Strasznie patetyczne ale chyba głównie przez to takie zniewalające. To jak ten utwór narasta, jak cudownie wokal niesie a sekcja rytmiczna przyspiesza i przyspiesza. Niesamowicie oddali to co mieli w swoich głowach i pozostaje naprawdę tylko się cieszyć tak świetnym kawałkiem.
6. Alice Cooper - Steven
I tu ukłony w stronę mike'a. Prze wspaniały jest to utwór. Nie ma nawet co dyskutować. Cooper tu tworzy wokalne mistrzostwo świata. Ten dialog jaki on prowadzi w towarzystwie naprawdę klimatycznej muzyki. Przepięknie zaśpiewane, mroczne i chwytające. Chyba nie do końca umiem zredagować to co czuję gdy słucham tego kawałka.
7. Radiohead - Let Down
Tu z kolei ukłony w stronę caterkillera. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale to dzięki niemu poznałem, i pokochałem tę odmianę Radiohead. To chyba w ogóle był mój pierwszy kawałek Radiohead jaki poznałem i od razu tak wspaniały. Dialog dwóch Yorków pod koniec to jest po prostu mistrzostwo świata. Genialna ściana dźwięków i zupełny odlot gdy słucha się tego na wyciszeniu i wtapiając się w ten utwór całym sobą.
8. Czerwone Gitary - Nie Spoczniemy
Nie mogłem się powstrzymać by nie dać tu czegoś co cudownie przedstawia moje dzieciństwo. A z nim najbardziej kojarzą mi się Czerwone Gitary. Może nie ten utwór, ale no. Naprawdę kawał naprawdę dobrego grania, świetnie tu Krajewski zaśpiewał. W ogóle podoba mi się styl Czerwonych Gitar a ten utwór jest jednym z ich najlepszych. Kocham całym sobą.
9. Opeth Burden
Tu podziękowania kierowane do Fenderka. To on mi polecił w ogóle Opeth i to dzięki niemu poznałem Burden, a to co panowie z Opeth tu zrobili jest nieziemsko piękne. Chyba na tym skończymy. No po prostu kawał pięknego, cudownego grania.
10. Collage - Living in The Moonlight
I drugi przedstawiciel muzyki Polskiej, choć w wydaniu angielskim. Pisałem już nie raz o tym kawałku. Magiczne, baśniowe, collagowe klawisze wysuwają ten kawałek na sam szczyt. Subtelnie, pięknie i cudownie przedstawione muzyka dla słuchacza. Nic tylko zasiąść w ciszy i spokoju i oddać się w ramiona tych cudownych dźwięków.










Top 10 wykonań koncertowych na dzień 4 czerwca 2010


1. The Show must go on - Queen + PR - Prague 2008-10-31
Najbardziej monumentalne dzieło jakie przyszło mi słyszeć w moim bardzo krótkim życiu. To co się działo wtedy na widowni. Znów się powtórzę. Kiedyś już mówiłem, że był ostatni raz. Ale tak naprawdę to dopiero będzie teraz. A więc. moment gdy Paul pominą w swoim wokalu "I can fly my friends" który to wers zaśpiewała publika.... a potem to mocarne, potężne "the show must go on".... nic mnie w życiu równie potężnego nie spotkało i wątpię czy kiedykolwiek mnie jeszcze spotka. Tu filmik z tego pięknego dnia.

http://www.youtube.com/watch?v=koae94QXGds&

2. The Great Escape - Marillion - Snow De Cologne
Jak się można domyśleć drugie co do wyczepistości wykonanie utworu jakie kiedykolwiek przyszło mi w swoim życiu słyszeć. Te wszystkie wysokie rejestry Hogartha, te wszystkie krzyki, rozpacz zniechęcenie ... wszystko tu jest tak doskonale wyważone i w tak wspaniałych proporcjach. Moim życzeniem jest usłyszeć coś takiego kiedyś na żywo. Niesamowite.
http://www.youtube.com/watch?v=W7INrZ2HpQI

Gdyby nie fakt, że nie chciałem dawać 2 kawałków jednego zespołu to w tej 10 byłyby jeszcze Neverland i The Invisible Man

3. You take my breath away - Queen - Earl's Court 77

Jedynye wyjątek w tej 10 gdzie powtórzy się wykonawca..
Najbardziej intymne wykonanie utworu. Freddie odstawił tu taki kawał swojego serca, że dziw iż przeżył jeszcze 14 lat.

http://www.youtube.com/watch?v=yILTa34FYR8


4. Creep - Radiohead - Poznań 2009-08-25

Dla mnie jako Radioheadowego laika to był najmocniejszy moment tego koncertu. Jakiś taki bardzo przekonujący. Extra jednym słowem.

http://www.youtube.com/watch?v=R4JO92nwemM

5. The Great Gig in the Sky - Australian Pink Floyd - Wrocław 2010-01-27

Tylko namiastka. Prawie jak Pink Floyd. Ale to był jeden z tych momentów tego koncertu gdy po prostu siedziałem w swoim siedzeniu jak oniemiały i ... utwór minął w kilka sekund. Niesamowite jak PF stworzyli takie dzieło. Wersja nie z Wrocławia bo nie istnieje dobra wersja z czystym audio

http://www.youtube.com/watch?v=MV1rM_vKTLI&

6. Finally Free - Dream Theatre - pierwszy lepszy pierwsza lepsza

Odkąd poznałem tajemnicę wszechświata słucham on and on. Coś niesamowitego i naprawdę chciałbym się tam znaleźć. To by było przeżycie słuchać całego Scenes na żywo.

http://www.youtube.com/watch?v=9-S6FPiJhsw

7. Bringing on the Heartbreak - Def Leppard

Niesamowite wykonanie. I to przenikanie się z publicznością. Źle to nazwałem ale ufam, że wiecie o co mi chodzi. A gdy po tej 2 ciszy następuje finał. Miecie nieziemsko. I jeszcze Collen i Clark... Masakra jednym słowem.

http://www.youtube.com/watch?v=BJaVQK3AVL4&

8. Knights of Cydonia - Muse

I to jest jeden z powodów dla którego chciałbym odwiedzić w tym roku Coke Like Music Festiwal. No brak mi słów. Niesamowita ekspresja i ta całkowicie rozpierdzielcza gitara.

http://www.youtube.com/watch?v=j8WP7aOD_9Q&

9. August and Everything After - Counting Crows

W oceń poprzedni utwór bodajże zjechaliście ten utwór na maksa. A mnie dalej on miecie. Może i te krzyki publiczności wiele niszczą ale... mi się podoba.

http://www.youtube.com/watch?v=-sOd0Bzjqho&

10 . The Last Day of Summer - The Cure

Nie potrafię powiedzieć za co. Ot jest na zaszczytnym 10 miejscu.

http://www.youtube.com/watch?v=vby13m4LHVQ&

jeszcze br z fmtribute concert







Dziękuję to chyba na tyle. Może wkrótce a może nie wspomniane już top 5 koncertów. Elo






Koncerty
wkrótce
_________________

MARILLION - BRAVE
The true soul of Queen band is lost...
______________________________
I've Been Blessed By God
Yet I Feel Forsaken
All To Me Was Given
Now It's Finally Taken


Ostatnio zmieniony przez wasdfg7 dnia Czw Cze 17, 2010 5:50 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Numer GG
NAR



Dołączył: 06 Lut 2008
Posty: 5778
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob Sty 09, 2010 2:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

no dobra jak to jest na dziś?
Anno Domini 2010 by Nar
(pewnie źle to napisałem ale co tam Rolling Eyes)

ZESPOŁY

1 Queen
Nie ma co gadać, że to to, że tamto siamto. Queen jest wciąż u mnie na pierwszym miejscu. Tyle. Nie będę pisał za co ich uwielbiam, bo każdy już napisał to już setki razy na tym forum. Wiadomo fortepian, gitara Maya, zgranie CAŁEJ czwórki, wokal... lata 70', Innuendo, chyba jedyne koncertówki, które mnie tak jarają, to jak sobie potrafili robić jaja z muzyki, to jak mieszali nastrojami niczym SOAD, w jednej chwili można się było z nich śmiać by po chwili niemal płakać, albo wpadać w deprechę.
Eeee miałem nie pisać przecież za co ich uwielbiam. Wink
Dobra całkiem możliwe, że mi się kiedyś przejedzą, ale jak na razie takiej opcji na horyzoncie moich muzycznych wojaży nie widzę (boże, jakie piękne zdanie mi wyszło \o/).

2 Dream Theater
Odkrycie roku 2009. Znaczy znałem ich wcześniej ale dopiero teraz ich muzyka mnie wciągnęła na dobre. 2 płyty genialne, 1 płyta absolut, kilka naprawdę mocnych pozycji, jedna wtopa... no dobra 3 wtopy xD... i ostatnia płyta, której wcale nie uważam za taką słabą. Ma mocniejsze momenty jak i słabsze, ale otwierający ją A Nightmare to Remembre to chyba najlepsze otwarcie w historii DT. Poza tym zespół, który ngrałby chociaż jeden utwór na poziomie Space Dye Vest, Octavarium czy Finally Free zasługuje na moje bezgraniczne uwielbienie.
Fakt czasem zapędzają się z techniką i "grają dla grania" jak to ktoś ładnie określił, a później ktoś jeszcze ładniej mi wyjaśnił zę to znaczy "sztuka dla sztuki (chociaż używanie takeigo określenia do Dylana... Wink), ale kiedy dają sobie spokój z tym onanizowaniem instrumentów i skupiają się na danym utworze... magia.

3 Metallica
NIKT nie umie tak skopać dupy jak stara, dobra Meta. Master i Ride to płyty doskonałe, ale i Justice czy Black są świetnymi rzeczami, a i na późniejszych jest sporo fajnych utworów. Jedyna wtopa to St. Anger, ale reszta? Świetna. Uwielbiam też ich najnowszą płytę. Każdy kto od lat oczekiwał od nich powrotu do czasów Mastera, a nie polubił tej płyty.... sorry ale Laughing
a szkoda tylko, że skończyli się na Kill 'Em All

4 System of a Down
Ale też w sumie solowego Serja lubię sobie czasem posłuchać, chociaż to tylko słabsza kopia SOADu (ale za to bez Darona więc plus Wink)
Nikt nie gra tak pojebanej muzki. Folk i metal? I te wokalizy, heh musiałem to pokochać. W przeciwieństwie do większośći trufanów nie doceniam genialności Toxicity, lubię, ale to nie to samo co debiut. Fajne są też dwie ostatnie płyty, melodyjne jak cholera, przystępne jak na nich bardzo, a przy tym tak cudownie zakręcone... No i Serj, jedenz absolutnie z moich ulubionych wokalistów.

5 Riverside
W sumie spory awans, patrząc na listę sprzed roku, chyba za tą najnowszą płytę jednak bo jest absolutnie genialna. Ale też za SLSa, absolutnie cudowny kawał muzyki. Teraz mnóstwo wypłynęło tych polskich progresywnych zespolików, a na większośc polskich forum panuje jakaś moda na pisanie "że Riverside owszem nawet i fajne, ale przecenione za to Zunutpinium Śmierci z Pcimia to jest dopiero zespół!" sorry ale w Polsce nikt im nie może podskoczyć. IMHO Wink

6 Radiohead
W sumie to już dawno nie słuchałem, ale takie Ok Computer to dzieło jest. Kid A czy Amnesiac nie wiele gorsze. No i uwielbiam też najnowsze In Rainbow chociaż true fani (patrz cater) kurwią na nią Wink.
Ale Thom to jeden z najlepszych smęciarzy w zawodzie.
W sumie to sobie chyba ich zapuszczę jak się Muse skończy.

7 Pink Floyd
Klasyka rocka. Absolutny gigant. Co mogę powiedzieć? Wish You Were Here? Absolutnie cudowne. Tak samo Darks Side. W członek genialnych utworów. Muszę poznać ten wcześniejszy okres.
No i High Hopes nadal rlz.

8 King Crimson
Absolutnie najwyższy poziom. Muzyka... WIELKA. Rzadko ich słucham, bo na nich trzeba mieć nastrój. Znaczy ja musze mieć.
W cholerę genialnych płyt, jeszcze więcej takich utworów.
In the Court, Red, Islands, Larksy. Z tego co znam (czyli lata 70ąte i Discipline oraz Power) najmniej mi się podoba In The Wake bo jest kopią debiutu Smile.
Ale zespół genialnie genialny. Muszę poznać więcej chociaż to co najlepsze to już chyba znam, ale liczę, że i w późniejszych latach wydali parę dzieł.
No i wiadomo Robert Fripp... nie ma drugiego takiego muzyka.

9 Porcupine Tree
Znam w sumie tylko 5 studyjncyh, ale każdą lubię. Jedne bardziej (Fear, Absentia, Sky) inne mniej (Deadwing, Incident), ale na każdej można znaleźć coś co powali. NIe wiem mi tak sposób śpiewania Wilsona nigdy nie wydawał się dziwny czy coś. Poza tym wokal nigdy nie miał u nich odgrywać głównej roli, więc i tak nie robiłby mi pewnie wielkiej różnicy. Wink
W sumie PT jest teraz w takim miejscu jak DT było u mnie te półtora roku temu. Więc nie mam pojęcia gdzie wylądują za rok. Mogą być w pierwszej trójce, albo równie dobrze wylecieć poza piętnastkę. Zobaczy się Wink

10 Guns N'Roses
Heh... największy spadek od ostatniego notowania. Ale wsumie już ich prawie nie słucham. Dobra czasem zapuszczę sobie debiut, który jest streszczeniem tego co w klasycznym rocku jest najlepsze, ale tak... no dobra UWIELBIAM This I Love z najnowszej płyty, absolutnie mnie powalił ten kawałek, a Axl zyskał u mnie ogromny szacunek za niego. Może i to już nie jest Guns N'Roses, może tylko Axl ze zbieraniną róznych typków, ale ten kawałek... cudo. Z resztą ogólnie najnowsza płyta rox, udowodnili, że nie skończyli się na Kill 'Em All, i że te wszystkie prześmiewszcze zarzuty wobec Axla były bezpodstawne.
Ale i tak tylko 10 miejsce. Trochę z sentymentu pewnie. Ale cóż był to zespół, który razem z Queen wprowadzał mnie w świat muzyki więc...

ufff dałem radę. Myślałem, że może dam jescze listę płyt, ale same zespoły zajęły mi tyle czasu więc se daruję. Może później.
Jeszcze tylko zespoły, które były najbliżej wejścia do dyszki (kolejność ma jakieś znaczenie Wink)

* Nick Cave and the Bed Seeds - nikt tak nie umie wczuć się w swoje utwory jak Nick gdybym poznał te dwa, trzy miesiące wcześniej to możliwe że by weszli

* Marillion - ja ogólnie mam przeświadczenie, że cholernie nie doceniam tego zespołu. Niby grają to co uwielbiam, a ciągle się nie mogę przekonać na 100%

* Lacrimose - Elodia... boleśnie piękne.
___ . ____
Deep Purple, Black Sabbath, Led Zeppelin
Muse, Opeth.

To tak w sumie jest to czego słucham najwięcej na dzisiaj.
ufff

Płyciątka

nie trzeba chyba pisać jak ciężko było, oprócz pierwszych 3 które miały pewne miejsca im dalej tym ciężej, a już ostatnie 2,3 albumy to była masakra.
Ale dobra lecimy.

1 Dream Theater - Scenes from a Memory
Album doskonały, dzieło skończone. Pomijam zaawansowanie techniczne i resztę tych pierdoł, ale ta historia... piękna historia opowiedziana w niesamowity sposób. Każdy utwór czemuś służy, każdy riff Petrucciego, każdy bęben Portnoya, wszystko tutaj opowiada tę piękną historię. Niezwykle dramatyczną, pełną emocji i (chyba jak na żadnym innym ich albumie) pasji. LaBrie osiąga tutaj szczyt swoich wokalnych możliwości.
Z resztą co ja będę gadał, tego trzeba posłuchać. Ale też trzeba dać się wciągnąć, wczuć się w ten klimat, wyłączyć się na te dziesiąt minut. Dać się porwać.

2 Queen - A Night at the Opera
To dzieło to kwintesencja tego co czyniło Queen absolutnie wyjątkowym zespołem. Wszystko co w tym zespole było najlepsze, wyjątkowe wspaniale jest właśnie zawarte na tym albumie. Albumie bez skazy, zbędnego utworu czy solówki. A utwory same w sobie? Mistrzostwa swiata. Nawet te, na pierwszy rzut oka, mniej ciekawe utwory jak Good Company czy Seaside Rendezvous to absolutnie genialne rzeczy. Te orkiestracje Briana, ta fantazja Mercury'ego, Roger i John w końcu stali się tak samo ważnymi kompozytorami jak Brian czy Fredek. No i ta żonglerka. Mroczny i agresywny wstęp? No to kontynuujemy poprzez zabawne Lazing by przywalić rockowym Love Car i tak przez całą płytę. Jest smutek to jest i radość. Jest śmiech to są i łzy. Jak w życiu.

3 King Crimson - In the Court of the Crimson King
Nadal. Ten podniosły charakter, miejscami niemal przesadzony, ale wspaniały i jedyny w swoim rodzaju. Chyba najlepszy debiut wszech czasów. Jedynie 5 utworów, ale dobrane idealnie (chociaż improwizacji w MoonC nadal nie łapię). Porażające otwarcie, uspokajające Wind i poruszające Epitaph... a na koniec utwoór tytułowy, chyba najbardziej podniosła rzecz jaką znam. Geniusz.

4 Marillion - Misplaced Childhood
I co ja mogę powiedzieć?
Płyta wspaniała, płyta genialna, płyta wielka. Chyba tutaj osiągnęli szczyt swoch możliwości (za ery Fishowej rzecz jasna). Całość wspaniale opowiedzniana przez Rybę. Piękny wstęp następnie hitowy (ale ujmujący zwłaszcza Lavender) segment i później zaczyna się już jazda bez trzymanki. Trzy ostatnie utwory to arcydzieło.

Chociaż dośc długo wahałem się pomiędzy MC a Fugazi

5 Riverside - Second Life Syndrome
NIe powiem, że nie rozważałem ADHD bo rozważałem (i to nawet dość poważnie), ale jednak nie. SLS to płyta wybitna aż dziw że nagrana u nas. Ktoś (chyba Fenderek) napisał, że SLS był jeszcze minimalnie naiwny i... dla mnie to jest plus, w tym przypadku. Bo całość brzmi dzięki temu w jakiś sposób jeszcze bardziej szczerze i emocjonalnie.
Niesamowicie spójna całość. Ogólnie ten album jest jak opowieść. Poprzez magiczny szamański wstęp po ostatnie cudowne dźwięki Before...

6 Pink Floyd - Wish You Were Here
Płyta doskonała. 5 utworów, ale dtak idealnie dobranych, tak współgrających. I ta magiczna klamra... a środek wcale nie gorszy. limat w WTTM, gorycz i wokal w tytułowym czy Have a Cigar, na które ostatnio mam jazdę. Ani zbędnej sekundy, ani sekundy za długo. I pomyśleć, że oni nawet tego nie chcięli nagrywać...

7 Metallica - Ride the Lighting
Tak jak pisałem ostatnio, Master jest większy i spójniejszy, ale to Ride jest moim naj naj najulubieńszym albumem Mety. Absolutne mistrzostwo świata. Kopie dupe jak chyba nic innego na świecie. No i posiada dwa najlepsze utwory Mety ever: Fade to Black i Call of Ktulu.
Geniusz.

8 System of a Down - System of a Down
Bo to chyba jedyna płyta jaka mnie nigdy nie zawodzi. Cudowanie poryta. Pełna jakiś dziwnych dźwięków i chrumkań. Ale cudowna. Daron się jeszcze nie wtrącał i Serj mógł spokojnie snuć swoje chore wizje. Muzyka też już nigdy nie osiągnęła u nich takiego poziomu. Najbardziej absurdalna płyta ever.

9 James Horner - Braveheart (znaczy się soundtrack z '95)
Choc do ostatniej chwili wahałem się pomiędzy tym a LOTRem, bo sotatnio obejrzałem sobie całą trójkę i ten film tak roxuje, że sobie z tego sprawy nie zdajecie nawet).
Ale dobra w ogóle WTF? itd? Ano tak soundtrack bo jeden z najbardziej poruszających kawałków muzyki jak znam w ogóle. Cudowna. NIeco baśniowa, ale pełna też jakiś uczuć których się nie da określić, smutku, rozpaczy, tęsknoty i wielu więcej. Jakaś niesamowita mieszanka, która porusza mnie za każdym razem. Oczywiście pomijam jak genialnie pasuje do filmu.
No i nigdy nie sądziłem, że wejście kobzy mnie tak wzruszy.

10 Opeth - Damnation
A no niech będzie to dzieło. Jedna z najsmutniejszych płyt jakie kiedykolwiek słyszałem, a ileż tam pięknych partii gitar czy klawiszy. Cudowny wokal Akerfeldta. NIezywkle emocjonalna rzecz. Przewspaniały klimat. I jeszcze te słowa wieńczące całość...

no całkiem nieźle wybranie ostatniej dwójki to była absolutna masakra. Wink

UTWORY

no masakra. W ogóle jak spojrzałem na tą drugą 5 to się zastanawiałem czemu akurat te a nie 30 innych i nie wiem.
Znaczy 1 utwór na jednego wykonawcę, ale gdybyśmy potraktowali to na poważnie to cała liczba powinna być obsadzona na przemian Queen, Dream Theater i Marillion Wink

Aha, Wasdfg7 bądź przeklęty za ten palec.

1 Queen - The Show Must Go On
Nie wiem co mógłbym tu napisać aby nie otrzeć się o banał itp. ale no spróbuję Wink
Więc… najwspanialszy utwór jaki kiedykolwiek słyszałem. Nic innego się nawet nie zbliża na kilkadziesiąt kilometrów do tego poziomu. Mógłbym napisać całą książkę, a i tak bym nie oddał nawet 1% tego co tutaj czuję. Bo ten dramat, te emocje… to już nie jest jakaś pioseneczka nagrana by „było fajnie”, to jest prawdziwa historia, prawdziwe życie, prawdziwa tragedia. Całość rozpoczynają te klawisze, które już wprowadzają w jakiś inny świat, a później dołącza się Roger i John, a Brain popełnia chyba tutaj partię życia. Ale i tak głównym bohaterem jest Freddie. Fenderek pewnie by napisał coś w stylu „Freddie wszedł do studia i zaśpiewał. Po prostu. Za pierwszym razem.”, ale że piszę ja to… To co Freddie tutaj zrobił… nie do opisania, najwspanialszy popis wokalny jaki dane mi było słyszeć. On tego nie wyśpiewał, on to przeżył. Wiem, że powoli wkraczam na te bagna banału, ale… taka prawda, co ja mogę na to poradzić? Nikt, nigdy, nigdzie nie osiągnął takiego dramatu i tylu emocji naraz. I to co pisał Wasdfg7, ludzie nie ma rzeczy niemożliwych, nigdy się nie należy poddawać… Tekst genialnie poprowadzony jako ukazanie starego aktora, którego czas dobiega końca (but my smile still stays on)
Utwór oczywiście przepełniony bólem, smutkiem ale też odrobinką nadziei.
A kiedy całość nabiera rozpędu, gdy nadciąga ten finał
My soul is painted like the wings of butterflies
fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends

To najwspanialszy moment w muzyce jakiego kiedykolwiek doświadczyłem.
„I can fly” i słuchacz na nowo doświadcza tego wszystkiego…


2 Dream Theater - Finally Free
Już od dłuższego czasu jest moim ulubionym utworem DT. I co mogę napisać? Przegenialne zakończenie najwspanialszej płyty wszechczasów. Piękne, pełne emocji. nastroje się zmieniają jak w kalejdoskopie od nadziei po rozpacz, od radości po łzy. Gdy całość nabiera rozpędu i się rozwija i gdy dochodzi do sceny morderstwa... to jedne z najpiękniejszych minut jakie w życiu słyszałem. Wykracza poza określenie ciary czy inne tego typu bzdety. Magia, absolutna magia.
Gdy wszystko się wyjaśnia (albo i nie ) gdy zostajemy z Nicholasem
"We’ll meet again my friend someday soon... "
monumentalne, podniosłe riffy Petrucciego i najpiękniejsza partia perkusji jaką ktokolwiek kiedykolwiek nagrał, gdy cały zespół daje z siebie 200%, gdy wydaje się, że narodzili się po to by opowiedzieć tę historię...

3 Marillion - The Invisible Man
Co prawda biłem się z myślami przy wybieraniu tej pozycji, ale uznałem, że jest równiejsze od Neverland, Space i kilku innych.
A co mogę napisać o tym dziele? Napisałem już wszystko polecaczu. Owszem pisałem wtedy na gorąco, bez zastanowienia, ale teraz nie zmieniłbym ani słowa z tamtej wypowiedzi. To co zrobił tutaj Hogarth… to przekracza jakiekolwiek granice. I Rothery, iby schowany gdzieś tam z tyłu, ale jak wyskakuje… klękajcie narody. Bas, niezbyt często zwracam na niego uwagę, ale tutaj ten facet dosłownie szaleje, nawet bębny. Te rytmy flamenco, ten klimat. Ale i tak to wszystko jest jedynie tłem dla Hogartha.
I don't exist
What can I do?
What can I do ?!


4 King Crimson – Starless
Kolejny geniusz. Od pierwszych sekund. To zniechęcenie, ten niepokój, tekst, wokal. Gitara, melotron… Później lekko rozimprowizowany środek pachnący crimsonowym szaleństwem prowadzi nas do podniosłego, monumentalnego zakończenia. Gdy powraca główny motyw, tylko, ze z taką potworna mocą i jakimś takim… monumentalizmem i ostatecznością.
Gdy wszystko się tam przenika i wybucha…
Zresztą Fenderek tyle razy o tym pisał, że już przestanę go kopiować.

5 Metallica - Fade to Black
Pomijając, że to zapewne nieprawda, to się nie dziwię, że zabroniono puszczania tego utworu gdyż tyle osób popełniało samobójstwa. Absolutnie kapitalny utwór. Genialny klimat. Całość jest taka… przygnębiająca. Wyciśnięta z jakiejkolwiek radości czy nadziei. Wspaniały wstęp na gitarach, później całość nabiera rozpędu i wkracza do niesamowitego finału w postaci jednej z 3,4 najwspanialszych solówek jakie kiedykolwiek słyszałem. To najwspanialsza rzecz jaką tym panom udało się kiedykolwiek osiągnąć. Gdy pojawia się to solo… tam jest tyle emocji. Tyle pasji i zaangażowania. Niewielu udało się coś takiego osiągnąć.

6 Led Zeppelin - Since I've Been Loving You
Wszystko już zostało napisane na ten temat. Perkusji Bonza nie będę opisywał bo o ile faktycznie mogę ją docenić (no ba Wink) to nigdy nie była jednak dla mnie głównych bohaterem tego utworu. Absolutnie pierwsze skrzypce gra tutaj IMO Plant, który daje nieprawdopodobny popis wokalny. Chyba swój najlepszy w ogóle… ileż tam jest uczuć, smutku, skargi, złości, żalu. I fragment wspomniany przez Fenderka, najwspanialszy fragment w znanej mi muzyce Zeppelinów „just one more, JUST one more” to drugie „Just” z jaką siłą to jest wypowiedziane. A następne ten krzyk, wrzask… A przecież to co wyczynie tutaj page to też istne mistrzostwo, o którym można by pisać nie mniej niż o wokalu. W ogóle Plant, Bonzo i Page popełniają tutaj chyba partie życia. A i o Jonesie nie można zapominać ani o tym co robi z hammondem. Magia.

7 Deep Purple - Soldier of Fortune
(do ostatniej chwili biło się z Sometimes I Feel Like Screaming)
Faza ostatnich dni. Naprawdę znane od dawna, ale dopiero teraz mnie załapało. Muzycznie może i nic wybitnego (chociaż zarówno te klawisze jak i ta gitara są piękne), ale wokalnie… jedna z 3,4 najlepiej zaśpiewanych rzeczy jakie znam. To co tutaj wyczynia Coverdale to absolutny ideał jeśli chodzi o mikrofon. Zaśpiewane niezwykle szczerze z ogromnym uczuciem. Z niesamowitą pasją. Absolutny ideał wokalny.

When I'd take your hand
And sing you songs
Then maybe you would say
Come lay with me love me
And I would surely stay

Magia.

8 Transatlantic - We All Need Some Light
Zwyczajna piosenka. Dla niektórych ociekająca lukrem. Ale dla mnie jest to coś nieziemskiego. Absolutnie genialny wstęp, ta gitara mnie rozwala za każdym razem. Motyw na basie jest przewspaniały, piękny wokal Morse'a. I jeszcze TO wykonanie na żywo. Magia. Po prostu magia. Piękny wstęp, ten facet na skrzypcach i czymś co przypomina ukelele jest niesamowity. Portnoy, reszta, publiczność, wszystko. Wspaniała rzecz.

9 U2 - Love is Blindness
Że co? Że Jutu? Ano tak. Nie lubię ich zbytnio, te starsze rzeczy mogę posłuchać, nowsze omijam, ale ten… utwór, to dzieło mnie zawsze miażdży. I to doszczętnie. Wokalu Bono chyba nigdy nie polubię ale tutaj osiągnął coś absolutnie fantastycznego. Bije od niego jakaś szczerość, siła i moc. A solo Edge’a… magia, absolutnie powalające. I ta końcówka „tu tu tututtu” piękne, zwyczajnie piękne. Nieziemski klimat. Jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie słyszałem w ogóle. Absolutnie do słuchania w nocy ze słuchawkami na uszach.

10 System of a Down - Spiders
Niby żadne dzieło, ale... no musiałem dać. Wspaniały klimat, niesamowity mrok, ale bez sztucznego napuszenia. Niesamowicie, cholernie dramatyczne. Genialnie zaśpiewane, naprawdę wokal jest tutaj nie z tej ziemi. Cudowna gitara, ta solówka, przejście czy jak to się nazywa i to tło... ogólnie kiedy wchodzą te cięższe klimaty robi się tak gęsto tak niesamowicie ciężko (perkusja tutaj szaleje), najlepszy utwór na najlepszej płycie Systemu.

No i gdzie Floydzi, Radiohead czy Riverside? Eeehh
_________________
oł je oł je oł je.

Powyższy post NIE jest oficjalną opinią Polskiego Fanklubu Queen, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru. Za obrazę uczuć religijnych i wszelkich innych proszę karać banem (na fejsie i innych portalach) jedynie owego użytkownika.


LOST: THE END - smutno mi
<smutno mu>


Ostatnio zmieniony przez NAR dnia Pią Kwi 23, 2010 3:08 pm, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
kwak
Gość





PostWysłany: Sob Sty 09, 2010 4:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://forum.queen.pl/viewtopic.php?p=290395&highlight=#290395

Kwak TOP TEN (poprzednie notowanie w poście powyżej)

1. Queen (-) - niezaprzeczalnie choć poznając ostatnio bliżej Zeppelin stwierdzam, że mogą im się za jakiś czas dobrać do przysłowiowej dupy.

2. Depeche Mode (-) - ostatnio do kumpla o DM: "sama nazwa taka czysta, zero farmerstwa, zero siana, nowoczesna, jakże zajebiście prezentująca muzykę; imidż - awangardowy, ciekawy; totalnie unikalny styl, przestrzeń po prostu gdy słyszę DM widzę czyste piękne niebo w środku lata gdzieś wśród pięknej zieleni przy pięknej dziewczynie, a gdy słyszę Dylana to widzę farmera roznoszącego siano, ba takiego wiesz farmera - pastora jak z tego lichego serialu 7Heaven"

3. U2 (+1) - żaden zespół nie zasłużył na 1 i 2 w top trójki, ale bądźmy wyrozumiali - koncert itp. U mnie są w TOP 3 bez naciągania za to, że jest tam trochę utworów, ba całych płyt, których swego czasu słuchałem wręcz maniakalnie i pomagały mi w trudnych chwilach, niechce mi się wymieniać pojedynczo, bo dużo tego jest, ale szczególne miejsce w mojej muzycznej duszy ma "Until The End Of The World"

4. Led Zeppelin (+4) - nie znam wszystkiego do dziś, ale "Since I've Been..." to prawdopodobnie najlepsze co kiedykolwiek słyszałem. A przy "Baby I'm gonna leave you" rozwaliłem lampę w pokoju ostatnio. O czym możecie przeczytać na moim blogasQQ http://kwakomix.bloog.pl .

5. The Beatles (NEW!) - hmm nie wiem czy nie za wysoko, ale chyba jednak OK. To pewnie ich rekordowe miejsce w moich notowaniach, bo wyżej raczej nie skoczą. A dlaczego? Bo szczęście jest ku*wa mać ciepłym pistoletem...

6. Dżem (-1) - zmieniłem miejscami z Pink Floyd, prawdopodobnie najlepszy polski zespół. Mało co mnie po prostu tak rusza jak "List do M" czy "Paw".

7. Pink Floyd (+3) - co z tego, że nie znam pewnie nawet 20% ich dyskografii? Dark Side Of The Moon, The Wall i kilka pojedynczych utworów wystarczy, by stwierdzić "o ku*wa". Mój faworyt "Time" - cholernie prawdziwy tekst.

8. Dire Straits (NEW!) - Knopfler był fenomenalnym gitarzystą, uwielbiam jak gra, niesamowite emocje, "Brothers in Arms" to jeden z utworów wszechczasów, ile tam emocji! No, a te kąśliwe zagrywki w "Sultans..."? I dużo, dużo więcej.

9. Guns 'n Roses (NEW!) - Nie mam już od conajmniej 3. miejsca pomysłu co pisać. "November Rain" i wszystko jasne.

10. Iron Maiden (-7) - Cóż za spadek. Mimo, że lubie, bardzo lubie to jednak z biegiem czasu przekonuje się, że cięższe brzmienie to jednak nie dla mnie. Choć wiadomo, że "Hallowed Be Thy Name" skopie dupe tak czy siak.

Wypadły bez szans na powrót: Metallica, Michael Jackson
Wypadły, ale może wrócą: Bob Marley
Poczekalnia: Marillion, Alphaville, Budka Suflera

Na koncerty nie uczęszczam, od wybierania płyt rozbolała by mnie głowa tymbardziej utworów, ale później (może) coś pomyśle.
Powrót do góry
Atrus



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1752

PostWysłany: Sob Sty 09, 2010 7:23 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na razie zespoły tylko, bo najłatwiejszy wybór, a na resztę przyjdzie czas Cool

Pierwsza Czwórka (PKA Trójka) stała od dłuższego czasu, i nic nie zapowiada zmian w tej dziedzinie.

1. Pink Floyd - zespół, który imho po prostu osiągnął najwięcej. Nikt nie ma w dyskografii tylu płyt, które uważam za skończone arcydzieła. Floydzi na spółkę z Gunsami i Neilem Youngiem wprowadzili mnie w świat muzyki rockowej - ale o ile tych dwóch słucham już głównie ze względu na sentyment, to nadal nie mogę wyjść z podziwu nad geniuszem Floydów. Poza tym - Echoes. Nie mam żadnych wątpliwości co do mojego numeru 1 utworów. A to może nie być ostatni utwór tego zespołu na liście, bo przecież są też takie jak High Hopes, Wish You Were Here, Time, Gig in the Sky, Pigs, Comfortably Numb...
A na koniec wspomnę jeszcze, że byli/są inspiracją dla wielu innych zespołów z mojej listy - nic nie może zmienić ich pozycji tu i w moim sercu. Nawet kilka relatywnie słabych albumów, takich jak A Momentary Lapse of Reason - wiele jest zespołów, którzy nawet do takiego poziomu nie dobijają...
Podsumowując, jestem absolutnie ślepo zakochany i zapatrzony w nich bezgranicznie. Na wpadki przymykam oko, co zwykle mi się nie zdarza.
2. King Crimson - a to z kolei zespół, grający zdecydowanie najinteligentniejszą, najbardziej progresywną we właściwym tego słowa znaczeniu muzykę. Nigdy nie stali w miejscu, nie oglądali się za siebie, nie podążali za modą - co nie znaczy, że uniknęli inspiracji innymi zespołami (np. ostatnia, podsycona industrialem i elektroniką płyta "Power to Believe"), ale korzystali z tych inspiracji mądrze i nie ma mowy o kopiowaniu czegoś. Nie ograniczali niczym swojej muzycznej wyobraźni, a na koncertach pokonywali wszelkie granice, jakie były no pokonania - tak, jak nigdy za bardzo nie słucham albumów koncertowych, tak Crimsonów chyba nawet wolę na żywo! Była to wtedy muzyka improwizowana, zaskakująca, spontaniczna, szczera. Kolejny zespół, w którym jestem zakochany bez pamięci...
3. Joy Division - dziwne zestawienie - najpierw prog, i właściwie wszystko, przeciw czemu buntowały się zespoły punkowe - a teraz "post-punk"... Ale coś łączy te zespoły - ogromna szczerość tej muzyki, żadnego pozerstwa - przekaz prosto z duszy - z jej czasem najciemniejszych stron. Closer - oto, jak osiągnąć absolutnie mroczny klimat bez blastów i corpse paintu Wink Niewiele jest tak wzruszających piosenek jak Twenty Four Hours czy The Eternal. Wokal? Pasuje do muzyki bardzo dobrze. Nie ma wielu oktaw, łamie się, czasem fałszuje, ale wie, co śpiewa - bo śpiewa o sobie, swoich problemach, swoim bólu...
4. Porcupine Tree - plus inne projekty Wilsona takie jak No-Man, Blackfield, Bass Communion, czy jego solowy solowy Insurgentes Wink Wilson to jak dla mnie następca Roberta Frippa - ogromna wyobraźnia muzyczna, łatwość łączenia odległych wydawałoby się stylów (Meshuggah i Nine Inch Nails? Proszę bardzo! Pink Floyd i Coldplay? Czemu nie?), ogromny muzyczny "słownik" - wystarczy wejść na jego myspace Wink W dodatku zdolny producent. Oczywiście PT to nie tylko Wilson, jest też piekielnie mocny Harrison (skoro sam Fripp przyjął go pod swoje skrzydła...), Barbieri robi świetny klimat. Ostatnia płyta, choć słabsza od Fear... czy Deadwing (In Absentii nadal nie lubię...), nie osłabila pozycji PT na liście. Musieliby nagrać ze dwa kompletne crapy, żeby coś zmienić (patrz: Dream Theater)

A teraz już trochę bardziej przypadkowo:

5. Katatonia - moje odkrycie 2009 - i wystarczyło, żeby tak wysoko wskoczyć. Nie znam wszystkiego, ale do kwietniowego koncertu planuję poznać resztę dyskografii. The Great Cold Distance to chyba płyta dekady, są na niej emocje, emocje i... emocje. I to niekoniecznie te negatywne, bo płyta nie jest dołująca do końca. Ale jeśli ktoś lubi Opeth czy inną Anathemę - musi zapoznać się i z tym. Bardzo niedoceniony zespół, chociaż w kręgach doom metalowych jakąś tam markę ma wyrobioną Smile
6. Opeth - klimat - zespół idealny na jesienno-zimowe wieczory... Niedościgniony w dziedzinie progresywnego metalu, ale nie słucham ich dla instrumentalnych popisów, a dla klimatu właśnie... Łączą niby dwa muzyczne światy, ogień i wodę, ale wychodzi im to niesamowicie. Potrafią rozwalić człowieka jednym riffem, a akustycznym "pajączkiem" przyprawić o łzy. Najciekawszy zespół współczesnej sceny progmetalowej, bez wątpliwości.
7. Genesis + Peter Gabriel, Steve Hackett, Anthony Phillips, Phill Collins solo - to fenomen na skalę światową, że tylu członków zespołu nagrywało takie płyty solo. Kolejny zespół, będący wielką inspiracją dla współczesnej progresji - gdzie byłoby Marillion, Pendragon, Collage, (tu wstaw dowolny zespół neoprogowy), gdyby nie kilka natchnionych płyt takich jak Foxtrot, Selling England czy Trick of the Tail?
8. Jethro Tull - blues, folk i progresja. Potem electro pop, ale ja nie o tym. Charakterystyczny głos Andersona, równie charakterystyczny flet na zawsze odmieniły scenę progową. Takich płyt jak Aqualung, Songs from the Wood, Thick as a Brick mogę słuchać w nieskończoność.
9. Dead Can Dance - no wiadomo. Klimat, mistyka, zupełnie inny świat. Nie do opisania, więc nie opisuję. Nawet nie próbuję.
10. Tom Waits - facet absolutnie niepowtarzalny, czy chrypie opowieści o cuchnących dymem papierosowym barów przy szklance whiskey, czy chrypie w teatrze, czy gdziekolwiek indziej, był i będzie wielki. Wielka osobowość, na scenie niezastąpiony, kiedy zacznie snuć swoje "Tom Tales" Smile

Poza 10: Anathema, Therion, My Dying Bride, Camel, Ayreon, Radiohead, Nick Cave and the Bad Seeds, Dream Theater, Queen, System of a Down, Metallica, Death, The Cure, Riverside, Tool, Marillion, Mostly Autumn, i wieele innych...

Moment na który wszyscy czekali...

PŁYTY.

1. Joy Division - Closer - to nie jest po prostu album, który mną wstrząsnął. Bo to za mało, żeby się dostać na taką listę. To album, który wywalił do góry nogami mój pogląd na muzykę, na poezję (tak, poezję, teksty na tym albumie odgrywają niemal równie ważną rolę co muzyka)... na życie? To już może przesada, ale muzyka skłania do refleksji nad tym, co jest naprawdę wązne... Jest to płyta trudna, bolesna, szokująca, i absolutnie ponura i przygnębiająca. Dramatyczna, liryczna i bardzo ważna w historii muzyki.
2. Pink Floyd - Dark Side of the Moon - długo musiałem się do niej przekonywać. Nie dlatego, że jest to jakoś szczególnie trudny w odbiorze album, po prostu na tyle specyficzny, że można słuchać sto razy, a dopiero za sto pierwszym zaskoczy. Sens Życia według Pink Floyd. Najważniejsza płyta rocka? Dla mnie - tak.

Ta...

Pieprzyć te bzdury - Flaming Lips done it better Laughing
3. Dead Can Dance - Within the Realms of the Dying Sun - nie umiem pisać o muzyce Dead Can Dance. No bo co tu pisać? Że klimat - wiadomo. Piękno? Taki banalny wyraz. Geniusz - za mało. Poproszę inny zestaw pytań.
4. Nine Inch Nails - The Downward Spiral - najbardziej eklektyczny album NIN, bo czego tu nie ma? Industrialowy brud, ambient, fortepianowe interludia, ciężkie rockowe riffy, akustyczna gitara i spokojny śpiew - przester na wokalu i industrialowa ściana dźwięku... Dobre teksty i świetny koncept... Niezwykle ambitne dzieło.
5. Fields of the Nephilim - Elizium - mrocznego, posępnego grania ciąg dalszy. Carl McCoy przedstawia wizję życia po śmierci. Muszę tu użyć tego zgrabnego fenderkowego określenia: muzyczna podróż. Trip. Nagle określenie muzyki FotN jako "gotyk" wydaje się takie... niestosowne. Jest w tym coś z psychodelii, ale i progresji... I wszechobecny mrok. Groza, niepokój, wrażenie obcowania z czymś wielkim. Pozycja obowiązkowa.
6. My Dying Bride - The Angel and the Dark River - jeśli chodzi o dołowanie słuchacza, to MDB przegrywają chyba tylko ze Swansami. Przygniatające riffy, melancholijne skrzypce i ten rozpaczliwy głos. Teksty, w których "miłość" i "śmierć" pojawiają się zbyt blisko siebie. Taki urok tej Umierającej Narzeczonej. Arcydzieło tego, co zwie się doom metalem.
7. Queen - A Night at the Opera - po tych wszystkich albumach arcydzieło Królowej wygląda tak lekko Wink Opus magnum grupy, zawiera w sobie wyszystkie elementy, które czynią ją wyjątkową, w pełnej krasie.
8. Katatonia - The Great Cold Distance - wyjątkowo zimny album... Te riffy, przejmujący wokal, umiejętnie użyta elektronika, ale i pewnego rodzaju przebojowość... Myślę, że tak właśnie brzmiałoby Depeche Mode, gdyby Gahan i spółka żyli w mroźnej (i death metalowej) Szwecji Wink
9. King Crimson - Islands - dziwny wybór. Pół roku temu nawet bym nie pomyślał o tym albumie tworząc listę. Jakoś jednak dojrzał we mnie, czy raczej ja dojrzałem do niego. To chyba znaczy, że się starzeję Wink Intymność i szaleństwo w idealnych proporcjach.
10. Anathema - The Silent Enigma - tak się zastanawiałem, czym zamknąć listę i pomyślałem, że zrobię Ziutkowi na złość. Mogłaby to być np. Elodia Lacrimosy albo Blackwater Park Opeth. Chociaż Anathema i tak wygrywa ze względu na okładkę, o której już kiedyś pisałem. O muzyce zresztą też, więc wysilcie się trochę i poszukajcie.

Co ciekawe z przesławnych lat '70 - tylko trzy płyty... Z lat '80 - dwie, pozostałe pięć płyt powstało między 1990 a 2006.


Ostatnio zmieniony przez Atrus dnia Pią Cze 11, 2010 5:02 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
daga
Site Admin


Dołączył: 29 Paź 2003
Posty: 11065
Skąd: Warszawa - Ursynów

PostWysłany: Nie Sty 10, 2010 9:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Artyści:

1. Queen - przecież nie będę kłamać Wink obecnie bardziej się skupiam na ich historii i zawiłościach niż na słuchaniu. Nie nagrali tyle co Elvis czy Żuki, aby mieć mega wybór w albumach i piosenkach. Słucham raz w miesiącu na spotkaniach fanów Wink Osobno nie będę dawać, ale solo Roger, bo John ma zbyt wyszukane gusta w swojej twórczości.

2. White Stripes / The Raconteurs - dziwi mnie bark wielbicieli tych bandów na tym forum. Shocked Co krok spotykam się z opiniami, że ten drugi band Jacka White to stare dobre czasy rock'n'rolla. Uwielbiam większość rzeczy, które tworzy Jack. Ja się nie dziwie, że Stonsi chcieliby aby produkował im płytę. Jack dla mnie świetny kompozytor, tekściarz i gitarzysta. Specyficzny wokalista, to trzeba lubić. Ale wyrasta na twórce porównywanego do spółki Lennon/McCartney. Nie bez kozery został bohaterem filmu Będzie Głośno obok Pagea i Edgea. No i ma polskie korzenie Razz Dla mnie Jack tworzy genialną koncepcje zespołów od strony muzycznej, wizualnej, okładki płyt, książeczki po strony www. I tylko żałuje, że promila tego nie wykorzystuje obecnie QP.

3. Foo Fighters - band Grohola dla mnie czysty rock. Lemur tego nie lubi, bo w uszach ma plastik bandy. Ile ten zespół ma odjazdowych kawałków?! Jeden chyba z lepszych obecnie koncertowych zespołów. Czekam jak zagrają w Polsce, aby się osobiście o tym przekonać.

4. The Doors - wciągnął mnie koncertowy wizerunek Jima. Takie coś innego niż poprzednie bandy. Dramatyzm, klawiszowe solówki, krzyki Jima. No i Bebe.

5. Budka Suflera - lubię wokal cuga, stare piosenki, taki dla mnie odpowiednik Queen. W latach 70 dawali czadu.

6. Maryla Rodowicz - polska królowa sceny. Kicz, jeden z lepszych wokali, szalone koncepcje wizualne i szczęście do autorów piosenek od Dylana, Osiecką, Krajewskiego po Nosowską. Obecne poczynania pani Maryli raczej wywołują mój uśmiech, ale kiedyś na scenie to było na co popatrzeć Wink Chociaż marna z niej gitarzystka tak jak z Fredka Wink

7. Janis Joplin - kobieta demon na scenie. Porażający wokal. Mogę po wielokroć słuchać Tell Mama. Postać tragiczna obok Jimów. Jakbym miała stać się kimś innym to chciałabym mieć jej wokal i ekspresje sceniczną.

8. Elvis - król to król. Feeling, głos ten głos... image, filmy, które są rozbrajające.

9. Muse - za mało jeszcze znam. Ale znam sporo. Czasami mnie irytuje wokal i mam dosyć. Ale hipnotyzuje muza. W przeszłości pewnie będzie wyżej, teraz lekko nieśmiało na tej pozycji.

10. Amy Winehouse
- gdyby nie spaczone życie byłoby z nią lepiej. A tak tylko dwa albumy, ale jakie! Oby nie skończyła jak Joplin. Nie banalny wokal, świetne pisze piosenki i klimat jaki w piosenkach rozpościera.

The rest the best:
- The Beatles
- Kings of Leon
- Therion
- Renata Przemyk
- The Offspring
- Tom Waits
- Roy Orbison
- Dusty Springfield
- George Michael
- Genesis
- Gong
- Deviations Project
- Asian Dub Fundation


Ulubione albumy tu wielki mam problem. Takie na przekór założeniom Wink
1. Hot Space - nie mogę zdradzić przecież Wink I brew innym patrzę logicznie i normalnie an ten album, widzę jego wady i zalety. Ale za BL można się pociachać Razz A koncertowe Action..... rozrusza zastane kości. Przy Las Palomas wyleje może łez ze śmiechu wspominając złoty mikrofon i trampki....

2. The Raconteurs - Broken Boy Soldiers Mimo, ze drugi album lepiej jest oceniany, dla mnie ten ma więcej the beściaków. Od Steady as she goes po Level, Hands i przepiękne Together. Może prostota zawarta w muzyce mnie wciągnęła? Może powrót do alternatywnego rocka i mu pochodnych w tych czasach. Może zagrywki jak u klasyków rocka? Może rytm wpadający w nogę? Nic to uwielbiam to.
http://www.lastfm.pl/music/The+Raconteurs/Broken+Boy+Soldiers

3. The White Stripes - Get Behind Me Satan macierzysty band Jacka Whitea. Może szatańskie Blue Orchid? Dzisus co on tam gra. Strasznie wkurzający kawałek. Marimba(?) w Nurse przeplatana z gitarą i marakasami i przywalaniem po uszach, a taki to spokojny kawałek. Klasyczny My Dorbell z tym rytmem. I dwa ulubione moje kawałki As Ugly as I Seem i I'm Lonely (But I Ain't That Lonely Yet). Ogólnie dojrzały to album, dojrzałego zespołu. Jeśli na innych trafiały sie mniej udane kawałki to wsio jest perfekt.
http://www.lastfm.pl/music/The+White+Stripes/Get+Behind+Me+Satan

4. System of a Down - Toxicity Ta muzyka po prostu mnie rozwala i zniewala. Jest tak zakręcona, szalona i ten wokal. Ludzi tym można spokojnie straszyć.
http://www.lastfm.pl/music/System+of+a+Down/Toxicity

5. The Doors - the Doors - jak wspomniał chyba Bebe najlepszy chyba debiut z tyloma świetnymi piosenkami. Nie pojmuje czemu to Light my fire jest bardziej znane od Break on Through (to the Other Side) dla mnie ten kawałek to kwintesencja początków miłości do The Doors. Nie ma złego kawałka. wszystko jest piękne. I Świeże.

6. Foo Fighters - One by One Chyba dla mnie najciekawsza płyta FF. Pierwsze są zbyt takie... samodzielne Wink Tutaj All my life toż to przy tym kapcie nóg spadają. Klasyczne Monkey Wrench czy spokojne niedocenione przez Lemurka Tired of You. Ogólnie mocna płyta.
http://www.lastfm.pl/music/Foo+Fighters/One+by+One


7. Apocalyptica - Cult
Klasyczny już album. Potem było już gorzej z nimi. Otwierający Path sprawia, ze już mam ciary. i doskonałe do nauki. I na zły humor. A Hall Of The Mountain King to klasyka klasyki! ten album nie ma złych momentów, nudnych. Ma pełen zakres emocji.
http://www.lastfm.pl/music/Apocalyptica/Cult

8. Tim Staffell - aMigo Nie będę się zachwycać Rodgersem. Mi wystarczy Tim. Może skala mniejsza. Ale klimaty podobne. Może nie jest wspaniałym kompozytorem. Ale klimaty bluse rockowe tu zawarte wciągnęły mnie. A idyliczna wersja Doing All right to inna już piosenka niż na albumie Queen. Całości smaczku dodaje Earth jak pięknie zagrane i ogromnie jak nasza planeta.
http://www.lastfm.pl/music/Tim%2520Staffell/aMIGO?ac=tim%20staffe


9. Queen - SHA
Skoro ulubione, a nie najlepsze. Najlepiej mi się tego słucha od karuzeli w Brighton Rock, po przeraźliwy krzyk w In the lap, pstrykanie w KQ po słodycz Johna. Tylko She makes me jakoś mnie rozjeżdża tramwajem.

10. The White Stripes - Icky Thump Jak na razie ostatni album Paseczków. Chyab powinnam dac to wyżej toż to kawał świetnej muzy. Od kawałka tytułowego, który jest zakręcony jak ruski słoik. Po Conquest z przewrotnymi słowami, zabawy słowami w Rag and Bone po całą resztę. I ta koncepcja wizualna i teledyski.
http://www.lastfm.pl/music/The%2520White%2520Stripes/Icky%2520Thump?ac=icky

ufff teraz najgorszy wybór. Ogólnie zapomnę op połowie kawałków. Ale taki na pierwszy moment wybór.
Ulubione Piosenki

1. Body L - tak dla zasady Razz bo nie potrafię wybrać numeru 1 byłoby ich milion. Każda kolejna pozycja jest związana ze stanem ducha. I chyba spojrzę na last.fm
http://www.youtube.com/watch?v=W6pLNmdkcDs -> patrzeć na własną odpowiedzialność Wink

2. The Raconteurs – Steady As She Goes

http://www.youtube.com/watch?v=Q7aOWIFgIZQ
Bo tak mi pasuje Wink Za prostotę rytmu i refren, który sobie mogę pod śpiewać. Za rozsadzanie głośników basami.

3. The Doors – Break on Through Za power w piosence. Sekcje instrumentalną. Za power... a to już pisałam ... i te wrzaski biedaka... miauuuuu
wiecznie aktualne choćby jak gar Peral Jam http://www.youtube.com/watch?v=8CfzzjyCyy0

4. Budka Suflera - Jest taki samotny dom
http://www.youtube.com/watch?v=wT_ObQMSs3U
Za słowa, wykonanie, monumentalizm. Ciary ten duet damsko-męski.
Za te słowa i moment:
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien



5. The White Stripes - Black Jack Davey

http://www.youtube.com/watch?v=9HmJQyS8QVw
Padło an cover. Ale jakie wykonanie! ma wszystko co lubię porywczość, znakomitą gitarę, rytm i zakręcenie jak ruski słoiczek.

6. Dj Shadow - Six Days
http://www.youtube.com/watch?v=nYOLY1HY3Ek

Smutek, tęsknota. Pewnei jest milion lepszych kawałków na tą okazję. Ale to mnie porusza i co pocznę. Najlepsze dzieło z albumu tego artysty. Dumałam czy nie dać czegos innego.

7. Jefferson Airplane – White Rabbit
http://www.youtube.com/watch?v=EntBFYOPIcE
Klasyk obok innego klasyka tego bandu. Dumałam co wybrać ale padło na Króliczka. Jakie to kiedyś piosenki nagrywali. marszowy rytm, przejmujący, rozkazujący wokal i te przejścia.

8. Janis Joplin - Tell Mama
http://www.youtube.com/watch?v=w6ou63LX0NM
najlepiej w wersji live bo inaczej to nei ma efektu. Jak ona zaczyna! Ile w tym POWERu kto dziś tak śpiewa?!? Chyba już nikt!!! Biała z czarnym sercem. I jakich ona miała muzyków! Sama by nie dała stworzyć takiego klasyku.

9. The Riots – Yeah Yeah
http://www.youtube.com/watch?v=-sJocFtJiEI
Kumpel Boba Marleya. Zero słów. Rytm, rytm. I takie wciąga. Przynajmniej mnie. Wyginać ciało też można.

10. Renata Przemyk – Samolot rozbil sie przed start
http://www.youtube.com/watch?v=JqKZZn3xw7k
Artystka nie banalna. Słowa, wizja.

I cała masa innych piosenek, które bym pewnie jutro umieściła w TOP10 co dnia inna. Choćby Again Archive. No właśnie czemu go nie umieściłam?

TOp kOncertowe

1. Brian Stodoła 1998
Pierwszy rockowy koncert i z tak bliska na wyciągniecie kciuka Brian Wink

2. Q+PR Praga 2008
Najlepszy z kocnertów QPR jaki widziałam kto był ten wie czemu.

3. George Michael Wyścigi Wawa 2007
Klasyk, wokal i bdb koncert z gejami pod bokiem Wink

4. Ścierański 2006 (?) Multikino Wawa
Przypadkiem byłam, nie znałam, ale polubiłam.

5. Tori Amos Kongresowa 2009
Przypadkiem, polubiłam, pełen sexu i emocji występ.

6. Sinéad O'Connor Wawa 2008(?)
Takie inne niż cała reszta.

7. Sting Wyścigi
Dźwięk porażka, ale cala reszta spoko

8. Renata Przemyk Wawa 2006(?)
Poznałam muzykę i sie zakochałam w niej.

9. Steve Hoghart kino Bajka Wawa 2006
Dobra muza ale nic nie znałam i nadal nie znam Laughing

10. Dżem Ursynalia 2007
_________________
http://www.wierszetakzwane.prv.pl/
http://www.deaky.prv.pl/
http://www.queen1991.blog.pl
http://www.queen.blox.pl
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Numer GG
kater



Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 6820
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Pon Sty 11, 2010 1:49 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No dobra, tadam. Nie bardzo mi się chciało to pisać (aż sam się dziwię), bo niewiele się te listy zmieniły od moich poprzednich topów w przeróżnych bliźniaczych tematach. Za mało nowej muzyki poznaję chyba. Listy koncertów brak, bo w życiu byłem chyba na dwóch koncertach, z czego po pierwszym żałowałem wydanych 130zł i stwierdziłem, że właściwie nie lubię Dream Theater, a na drugi poszedłem z moją lubą, bo miała bilety.


artyści

1. Pink Floyd
Powinienem być na forum tego zespołu, zamiast tu. Właściwie to byłem, ale razem z Bebe i innymi kabaragejami całkiem je strollowaliśmy (bo ile można rozmawiać o Flojdach?), po czym założyliśmy faw, żeby trollować się nawzajem. Nieźle nam idzie: część już nie żyje, część co chwila popełnia internetowe samobójstwa, tylko po to, żeby wrócić do nołlajfienia po paru dniach. Wracając do tematu uwaEchoes Pink FlEchoeso najwięEchoespół wszechEchoes poniewEchoesgralEchoesie rzEchoesak Dark SEchoeshe MooEchoesWish YEchoesereEchoesnimalEchoes.

2. Radiohead
Już trochę wyszedłem z uzależnienia i potrafię nie słuchać tego zawodzenia codziennie. Poza tym jest zimno/nie piję już wódki, więc Ok Computer czyli soundrack do nocnego zataczania się po Pradze Północ nie jest mi już tak potrzebny do życia jak wcześniej. Więc czemu właściwie dałem ich na drugie miejsce? Odpowiedź jest prosta. Nie wiem.

3. Dead Can Dance
Do niedawna byliby niżej. Mimo, że dyskografię mam dawno obcykaną, to słuchałem bardzo rzadko, bo tego ni cholery nie da się puścić w tle. Od razu zapominam co robiłem, gdzie jestem i co się dzieje. Tak miałem przez to top10 Fenderkowe - musiałem sobie przypomnieć wszystko, żeby ułożyć coś z sensem. I tak mi się nie udało, bo moja lista była dosyć randomowa, za to prawie się poryczałem w drodze do pracy. I to nie dlatego, że pracuję w szkole.

4. System Of A Down
Niektóre rzeczy się zmieniają, niektóre nie, jakby to powiedział Morfeusz. Metal Slug nadal na topie (karaoke go zdetronizowało, ale obawiam się, że sąsiedzi w końcu chwycą za widły i będziemy musieli wrócić do cichszych rozrywek) - a jak wiadomo Metal Slug bez Systemu to jak Lipski bez Siary. Obawiam się, że nie wyrosnę z tej miłości.

5. Tool
Spadek, bo mnie wkurwiają. System to się chociaż rozpadł czy coś, a ci się zwyczajnie opierdalają chyba. No tak, jest Puscifer. Wow. Pewnie jakby wydali nową płytę, która by nie odstawała poziomem od ostatniej to wywaliłbym Radiowyjców wpizdu i znowu wrócił do studiowania toolologi, bo puściłem sobie ostatnio Lateralusa i Aenimę i nadal smakują tak samo.

6. Saxon Shore
Jakby robić tę listę wg częstotliwości słuchania, to Saxon Shore byłoby na pewno na pierwszym miejscu. Instrumentalny postrock czy jak to się tam zwie. Czasem pojawia się wokal (jak na ostatniej płycie), ale też, jak to w postrocku, pełni funkcję drugorzędną. W każdym razie napełnia mnie ta muzyka taka pozytywną energią, że muszę ją mieć zawsze pod ręką.

7. King Crimson
Pierwszy okres (w którym skład zespołu zmieniał się, jak coś, co się zmienia bardzo szybko) to klasyka przez duże KLA. Przez większe nawet niż Pink Floyd. Słuchałem tych płyt sto razy, a i tak wydaje mi się, że ich jeszcze nie znam na tyle, na ile zasługują. A dalsze projekty Frippa pod tą samą nazwą też są interesujące: Discipline, THRAK, The ConstruKction of Light (kiedyś nie mogłem tego jazgotu słuchać - teraz wchodzi niczym, za przeproszeniem, w masło) czy Power to Believe, które nie bez powodu przypomina klimatem Lateralus.

8. Elektryczne Gitary
Najlepszy polski zespół, mówię to z całym przekonaniem i z całą absolutną nieznajomością polskiej sceny muzycznej. Ostatnich płyt co prawda nie bardzo idzie słuchać (z wyjątkiem Odwalcie się od miłości, strasznie niemoge z tego), ale wcześniejsze są tak pozytywne, absurdalne, luzackie i szczere, że trzeba być jakimś nudnym zgrzybiałym fanem progresu, żeby tego nie doceniać.

9. Blur
Jedyna nowość chyba na liście (z wyjątkiem Elektrycznych Gitar, bo zdaje się, że je olewałem stosując jakąś tam zasadę, że niby tylko zagraniczne zespoły sratatata). Wczesny Blur mnie w dalszym ciągu skutecznie odstrasza, ale Blur czy zwłaszcza 13 i Think Tank to już zupełnie inna bajka: różnorodna, klimatyczna i psychodeliczna. A przy tym to cały czas pop i to jest najfajniejsze.

10. Porcupine Tree
No dobrnęliśmy. Doszedłem do wniosku, że Lightbulb Sun do mnie najbardziej trafia, jest najbardziej porkiupajnowa chyba. Ale w ich wykonaniu czy to psychodela, czy numetal - zawsze jest dobrze, mimo, że, jak wiadomo, Wilson nie potrafi śpiewać.


albumy

1. System Of A Down - System Of A Down
To jest mój sztandar, którym majestatycznie powiewam, kiedy ktoś chce ze mną rozmawiać o muzyce na serio.

2. Pink Floyd - Meddle
Kiedy ten ktoś nie ustępuje, wyciągam to, ale wtedy też rozmowa nie ma sensu, bo jeśli powie zupełnie serio, że Echoes nie jest darem Boga, to muszę go zabić. A to kłopotliwa sprawa musi być takie zabijanie.

3. Dead Can Dance - Within The Realm Of A Dying Sun
Na innych płytach zdarzają się utwory niezniewalające. Tutaj podróż w zaświaty jest zapewniona od początku do końca.

4. Radiohead - Ok Computer
Zmiany nastroju jak w kalejdoskopie (chociaż na pierwszy rzut ucha to wszystko jest emo). Dzieło skończone, mówcie sobie co chcecie.

5. Tool - Lateralus
Tam są zaświaty, tu jest inny wymiar. Spojrzenie z piątego wymiaru na nasze cztery wymiary, o. Dobre.

6. Saxon Shore - The Exquisite Death Of Saxon Shore
To jest ich Dark Side of the Moon, jakbyście chcieli od czegoś zacząć, to właśnie od tego. Końcówka jest raczej piekielna niż pozytywna, ale moja droga do pracy trwa jakieś 40minut, więc tego słucham jak już wracam.

7. Pink Floyd - The Dark Side Of The Moon
Zazdroszczę Fenderkowi tych koncertów Watersa i Dream Theater.

8. King Crimson - Islands
Jedyna chyba ich płyta, na której nie brakuje mi niczego. Nie jest zbyt patetyczna, ani nieprzystępna, za to bardzo piękna. No i nigdy mi się nie nudzi. Najlepsza na noc.

9. Sigur Rós - Agaetis Byrjun
Wróciło do top10, bo ostatnio jakoś cenię ciszę i spokój. Bardzo.

10. Queen - A Night At The Opera
A niech będzie Queenowy akcencik na zakończenie. No bo w końcu płyta, na której jest Death On Two Legs, Prophet's Song i Bohemian Rhapsody powinna być w jakimś top10, więc będzie i w tym.


utwory

1. Pink Floyd - Echoes (Meddle)
Jestem zbyt mały, żeby coś tu napisać.

2. Radiohead - Let Down (Ok Computer)
Moja ulubiona piosenka nadal. Część, w której jest dwóch Thomów to coś wspaniałego.

3. Dead Can Dance - The Host Of Seraphim (Serpent's Egg)
To jest jak poznanie Prawdy. A Prawda jest najwyraźniej najsmutniejszą rzeczą na świecie. Pewnie po to jej nie znamy.

4. Led Zeppelin - Since I've Been Loving You (III)
Szczęśliwie moi przedmówcy napisali chyba wszystko co trzeba.

5. King Crimson - Starless (Red)
Tu też należy słuchać Fenderka. Albo przeczytać moją starą interpretację. Pewien fan Pet Shop Boys stwierdził, że jest gofrowa, co tylko jej dodaje plusów.

6. Slowdive - Sing (Souvlaki)
Shoegaze czy cośtam. Przy ostatnim sing ryczę jak bóbr.

7. Queen - Bohemian Rhapsody (A Night At The Opera)
Trochę z sentymentu. A trochę dlatego, że ciągle działa.

8. Tool - Viginti Tres / Wings For Marie + 10,000 Days (10,000 Days)
No wiecie, trzeba połączyć te dwa pierwsze kawałki i na to nałożyć ten trzeci. I idzie się do nieba wtedy.

9. Sumio Shiratori - Boshi No Kawa (Soundtrack z Muminków)
Ale i tak się oburzam, jak dziewczyna mi mówi, że jestem dzieciak.

10. Celtic Frost - Obscured (Monotheist)
Namacalne zło. Aż się dupa marszczy ze strachu.
_________________

PORTFOLIO / 1 DZIEŃ 1 PŁYTA / QW OKŁADKI / KOPS / ZUPA
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Numer GG Tlen
TheHero89



Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 346
Skąd: Lublin

PostWysłany: Pon Sty 11, 2010 1:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Miały być ulubione zespoły. Takie których najczęściej słucham, najbardziej doceniam, najlepiej do mnie trafiają itd za jakiś czas moje notowanie z pewnością ulegnie zmianie bo mam na oku pare kapel które musze poznać od początku a maja potencjał, zespołów które mogę trochę namieszać. Na dzień dzisiejszy (11.01.2010) wszystko wygląda tak:

1. Dżem - Poznałem ich dzięki pewnej dziewczynie za którą jak głupek latałem przez pół roku. Była, własciwie ciągle jest ich fanką. Z tym że nigdy nie tolerowałem jej podejścia do tego zespołu. Gdzieś już o tym pisałem: Tylko Rysiek. Dewódzki do dupy, Balcar do dupy. Jak dla mnie w Dżemie śpiewali giganci. Rychu - najlepszy polski wokalista wszech czasów. Myślę że swoimi interpretacjami, poziomem emocji i uczucia zawartego w głosie bije o głowe wszystkich. Czasami słuchając np Detoxu zastanawiam jak można nie doceniać ryśkowego Dżemu. W tym kraju w muzyce nie było niczego lepszego. Akustyczny List do M., Modlitwa III, Ostatnie widzenie, malowany ptak, Obłuda, niewinni i ja... wstyd nie znać. Era Dewódzkiego - absolutnie uwielbiam. Kilka zdartych płyt kopie dupę, pod wiatr to samo. Być albo miec krok w tył ale Ukryj mnie, Geronimo czy krewny judasza są świetne. Koncertówka z opery także bardzo mi się podoba. Alex, dwa piwa, wszystko wzięło w łeb, zapal świeczkę, w klatce, gonić ciebie czy farbowane lisy. Rewelacyjne kawałki. A Dzikość mego serca i tak juz zawsze będzie moim ulubionym poryśkowym utworem Dżemu. Maciek Balcar którego bardzo cenie za solową płytę Czarno i współprace z Harlemem równiez daje radę. Z niecierpliwością czekam na nowa płytę. Mam nadzieję że bedzie tam coś na poziomie Wymarzonego świata czy W imię ojca...

2. Dream Theater - Wielcy muzycy, techniczne umiejątności na najwyższym poziomie. Awake, Metropolis pt. 2, Octavarium, Train of Thought, Six Degrees Of Inner Turbulence są w progresywnym metalu lepsze płyty? Nie znam... koncertówkę z Nowego Jorku przekatowałem ją już tyle razy i ciągle mnie zachwyca. Made Japan w ich wykonaniu pokazuje że granie świetnych coverów to dla nich żaden problem. Bębny Portnoya od samego początku pozostawiają mnie bez tchu, masturbacyjna gitara Petrucciego- jak to powiedział mój kolega xD, Mój znajomy zapalony klawiszowiec przez rok uczył się grać solo na klawiszach z The Dance of Eternity heh LaBrie- o jego głosie zostało napisane juz wszystko. Zdarzają mu się straszne wpadki na koncertach ale to jak spiewa na Scenes albo jego interpretacja Child in time... mistrzostwo. Beyond This life albo Glass Prison miecie niesamowicie. Uwielbiam ich Very Happy

3. IRA - Zespół który znam od dziecka. Pamiętam jak w kółko słuchałem kaset 1993 rok i Mój Dom. Zawsze będę miał do nich sentyment. Do płyty Ogrody rock na najwyższym poziomie. Te riffy, teksty, klimat... czasami mam wrażenie że wszystko pisane o mnie, dla mnie. Zmieniać siebie, Którędy do Raju, Jestem Obcy, Deszcz, Wyznanie, Nadzieja, Telewidz- to były czasy. To co dzieje się dzisiaj. Po prostu lubię. Miejscami nawet bardzo. Trudno, skład się pozmieniał, odeszli gitarzyści. Najważniejsze że dalej do mnie trafiają, jako zespół którego moge posłuchać w trudnych chwilach. Gadowskiego mam nadzieję nie wywalą xD Na koncertach świetni. Byłem na 3 i każdy lepszy od wcześniejszego.Dwa zespoły które poznałem w dzieciństwie - IRA i Queen, różnią sie od siebie tym że ekipa wąsatego juz dawno mi się znudziła xD tak po prostu. A IRY moge słuchac o kazdej porze dnia i nocy ^^

4. Aerosmith
- Zapuszczam Get a Grip, Nine Lives czy Toys in the Attic i już poprawia mi się humor. Własciwie słucham ich od niedawna ale jednak juz zdążyli przebić Queen. Mam na roku kolegę który od zawsze jest ich wielkim fanem. Gdy w wakacje jechaliśmy w piękny słoneczny dzień ze znajomymi nad jezioro zapuścił na cały regulator Crazy potem Sweet Emotion, Eat the Rich, Livin' on the edge... wtedy coś we mnie pękło. Pomyślałem: cholera jasna!!! Aerosmith są zajebiści. Znałem wiele ich kawałków wcześniej, ale nie trafiały do mnie. Wygrywają chyba takim klasycznym rockowym podejściem. Na komercyjnym Get a Grip nikt nie zarzuci im popowych melodyjek. Nawet lukrowane I don't want to miss a thing w wersjach koncertowych mnie rusza xD nie wspominając już o Dream On czy Black in the saddle... Najlepszy amerykański zespół wszechczasów. A rewelacyjne teledyski. Steven jest po prostu rozbrajający. Dude (looks like a lady) poprawia mi nastrój o każdej porze dnia ni nocy ^^

5. Queen - No nareszcie. Kiedys słuchałem na okragło. Wszystkie płyty w kółko. Oglądałem koncerty, teledyski, filmy o nich. Taka Queenomania trwała około 5 lat. Potem 14 letni Piotrek zauważył że są na świecie inne fajne zagraniczne zespoły xD Od tamtego czasu co jakiś czas łapie mnie faza na słuchanie Królowej. Nie ma co sie rozpisywać na temat tego zespołu, na pewno nie na tym forum Razz

6. Coma - jeszcze 1.5 roku temu unikałem jak swojego widoku w lustrze xD mój brat ciągle ich słuchał a ja się zastanawiałem co on w tym widzi( miałem wtedy jedną z tych faz na queen). Jakieś takie irytujące mi się to wydawało. Ale któregoś dnia mysle: co mi szkodzi. Wieczorem kiedy kładłem się spać zapodałem sobie w słuchawkach całe Pierwsze Wyjście z Mroku... Nim zdążyłem się zorientować już wsłuchiwałem sie z fascynacją w każdą nutę, w każde słowo śpiewane przez Roguckiego. Analizowałem teksty, wszystkie metafory, zastanawiałem się jak on do jasnej cholery pisze takie teksty. Musi być jakiś nawiedzony xD Pierwszy raz spotkałem się z czyms takim, że to było coś więcej, niż dopasowanie wersów utworu do swojego życia. Ale Coma to nie tylko Roguc. Te linie basu sa genialne, 2 minutowe solo na gitarze w Cisza i Ogień wgniata w ziemię. Końcówka Nie wierzę skurwysynom wyspiewana z takim jadem w głosie...Ciary! Albo Growl w nie ma joozka... Czy obecnie ktoś w tym kraju nagrywa lepsze ballady niż Ekhart, Zaprzepaszczone albo Sto tysięcy jednakowych miast? Dla mnie nie...Gzieś czytałem że w Polsce nie ma porzadnych kapel rockowych. Scene metalową mamy na najwyzszym poziomie ale nie potrafimy grac porzadnego rocka. Bo przecież jedna Coma wiosny nie czyni.

7. Oddział Zamknięty - Odkrycie 2009 roku. Ciągle nie znam wszystkiego, ale już jest dobrze Very Happy Bezsenność to jedna z najlepszych polskich płyt. Moim zdaniem własnie ten charczący Jarek Wajk był najlepszym wokalistą oddziału. Wokal Jarego trochę mnie irytuje szczerze mówiąc. Chociaż nalezy mu sie absolutny szacun za to co zrobił - Party, Obudź się, To tylko pech można tego słuchac w kółko heh. Co do charczącego: Do.., Wierzę, że moja bezsenność bedzie twoja, Jesień - lepsze niż orginał, Gdyby nie ty, Rzeka - świetne, szczere utwory. Według mnie najlepsze jakie Oddział kiedykolwiek nagrał. Z późniejszego okresu uwielbiam: Anioły, Bez ciebie (nie ma mnie), I co dalej, Dealer. Czasami mam takie momenty kiedy wymagam od muzyki tylko wprawienia mnie w dobry nastrój. Niczego więcej. Wtedy ich zapuszczam. Chociaz na zdołowanie też pasują Wink ale nie tak jak Dżem heh

8. Deep Purple - Jeden z Tych zespołów które podskoczą wyżej w notowaniu gdy tylko poznam ich lepiej. Made in Japan to moja ulubiona koncertówka wszechczasów. Child in Time, Soldier of fortune, Strange Kind Of Women, Speed king, Highway star czy Smoke on the water. Klasyka... Obiecuję sobie że po sesji się wezmę za nich dużo intensywniej niz do tej pory ;P

9. Guns N' Roses - Najlepszy debiut wszechczasów. Pojawili się, wzbudzili furorę, pozamiatali i rozwiązali kapelę. Chińska demokracja nie jest zła. Brakuje mi jednak Slash'a. Dla mnie to on był główną postacią w Gunsach. Nie można lubic rocka i chociaż trochę nie lubić Gunsów. Są kwintesencją tego gatunku muzycznego. " Ubrani w szmaty, nafaszerowani narkotykami" xD Swoją drogą szczęscie mieli ci którzy widzieli koncerty Aerosmith supportowane przez Guns N' Roses. Ależ to musiało wyglądać Wink

10. Bon Jovi - Pudel Metal? kicha? kicz? Dla mnie następny zespół który od razu poprawia mi humor. Przychodzę wqrwiony z uczelni, zapuszczam Born to be my baby, Everyday, Something For The Pain czy
Bad Medicine. Od razu mi się micha cieszy. Nie mam absolutnie nic do tego zespołu. Może kiedy poznam do końca odwrócę się od nich hehe prędziej podskoczą w górę Razz Nie mam nic do Hair metalu. Gatunek muzyczny którego absolutnie nie trawię oprócz współczesnej radiowo-vivowej papki to power metal. No i disco polo. Chociaz to drugie po pijaku jeszcze ujdzie xD Power metal - nigdy... tak już mam, może dlatego że mój kolega w kółko słucha primo victoria z telefonu^^

Zaraz za dychą Riverside, Slayer, Metallica, Scorpions, Red Hot Chili Peppers, Cree, O.N.A. - Utwory i płyty potem...
_________________
Wiesz, że 99% ludzi nienormalnych i zboczonych czyta mój podpis z ręką na myszce? - Nie zdejmuj ręki, już jest za późno...
-----------------------------
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Majkel



Dołączył: 27 Cze 2008
Posty: 390
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Sro Lut 10, 2010 9:31 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ZESPOŁY:

1. Queen
2. The Doors
3. The Beatles
4. Pink Floyd
5. Guns n' Roses
6. Deep Purple
7. King Crimson
8. Genesis
9. Led Zeppelin
10. Uriah Heep

PŁYTY:

1. A Night At The Opera (Queen; 1975)
2. Dark Side of the Moon (Pink Floyd; 1973)
3. The Doors (The Doors; 1967)
4. Appetite for Destruction (Guns n' Roses; 1987)
5. Wish You Were Here (Pink Floyd; 1975)
6. Queen II (Queen; 1974)
7. The Court of King Crimson (King Crimson; 1969)
8. Abbey Road (The Beatles; 1969)
9. Machine Head (Deep Purple; 1972)
10. Tommy (The Who; 1969)

UTWORY:

1. Queen - The Show Must Go On (Innuendo; 1991)
2. Queen - Innuendo (Innuendo; 1991)
3. Pink Floyd - Time (Dark Side of the Moon; 1973)
4. King Crimson - Starless (Red; 1974)
5. Led Zeppelin - Since I've Been Loving You (Led Zeppelin III; 1970)
6. Uriah Heep - July Morning (Look at Yourself; 1971)
7. Guns n' Roses - Estranged (Use Your Illusion II; 1991)
8. The Doors - Riders on the storm (L.A. Woman; 1971)
9. Deep Purple - Soldier of fortune (Stormbringer; 1974)
10. John Lennon - God (John Lennon/Plastic Ono Band; 1970)

Pozycja 10. na sam koniec listy, niejako w opozycji do wcześniejszych utworów Wink oto jak za pomocą bardzo prostych, ascetycznych wręcz środków (zarówno w warstwie muzycznej, jak i słownej) można zawrzeć tak ważne i nieśmiertelne przesłanie... "belive in yourself", po prostu...

Zatem parę słów może o utworach Wink na początek mała statystyka: lata '70 (wł. to okres 1970-74 r.): 7 utworów; 3 utwory z roku mych narodzin, tj. 1991 (zawsze powtarzałem, że to jeden z pięciu najbardziej płodnych lat w historii muzyki Razz ). IMO - jak wychodzi z tej listy - to właśnie dekada lat '70 była najbardziej płodna i nam, potomnym, zostawiła w spadku tak wspaniałe arcydzieła (bo już nawet nie utwory - POMNIKI muzyczne Very Happy ).
Uzasadniać swoich typów specjalnie jednakowóż nie będę (bo po pierwsze to jednak SIŁĄ RZECZY był to wybór nieco przypadkowy; poza tym, większość z tych utworów znalazła się już na listach moich poprzedników, a oni zdążyli o nich napisać już niemal wszystko Wink ). Heh, jedyna konstruktywna rzecz, jaką wyniosłem z tego zestawienia, to dogłębne przekonanie o moim raczej marzycielsko - melancholijnym usposobieniu Razz

Ale nie, jeszcze jedno wspomnienie... Utwory 3-10 mogłyby się zamieniać kolejnością właściwie codziennie. Pierwsza dwójka nie zmieni się już
chyba NIGDY... zbyt wiele wspomnień mam związanych z oboma utworami (szczególnie z tym ze szczytu listy), zbyt wielki jest tam również IMO zawarty ładunek emocjonalnych... I to również jeden z wiodących powodów, dla których szczyt mojej listy ulubionych kapel wygląda właśnie tak, jak wygląda Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Grandville



Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 374

PostWysłany: Nie Lut 14, 2010 12:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kolejność wykonawców - alfabetyczna. O tym, jak trudny jest wybór, nie trzeba chyba pisać. W wolnych chwilach, których mam niewiele, będę uzupełniał.

Dream Theater
Emerson, Lake & Palmer
Gentle Giant
Liquid Tension Experiment
Morgan
Niemen
OSI
Planet X
Queen
Yes
_________________
Pisanie może być dla kogoś formą, w której najlepiej się czuje, ale to jeszcze nie powód, żeby pisać.
Sławomir Mrożek

idzie
James Cogito
przez świat
zataczając się lekko
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
cinas91



Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 329
Skąd: Leszno

PostWysłany: Pią Lip 02, 2010 3:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zespoły:

1.Queen - okres w którym słuchałem tego zespołu codziennie, juz minął, ale mimo wszystko Queen chyba już zawsze będzie u mnie na 1 miejscu. To ten zespół wprowadził mnie w świat muzyki rockowej, od niego wszystko się zaczeło. Queen był ze mna praktycznie od zawsze, jednak na poważnie zainteresowałem się nim kilka lat temu. Nigdy nie zapomne chwili gdy puściłem sobie Bohemian i usłyszałem jak Freddie spiewa pierwszą zwrotkę. To było coś nowego, wtedy nie przypuszczałem, że wokalista może spiewać w taki sposób. Teraz gdy słucham innych świetnych zespołów, to z jednej strony rzeczy(nie wszystkie) nagrane przez Queen w latach 80 stały się bardzo przeciętne, ale z drugiej strony to co powstało w latach 70 wciąż mnie zachwyca i sprawia, że ten zespół jest dla mnie wyjątkowy. No i są jeszcze koncerty, szkoda, że zespół nie wydał porządnego koncertu z lat 70, ale na szczęście sa bootlegi, których słuchanie sprawia mi ogromną frajdę.

2.Dream Theater - na początku w ogóle nie mogłem ogarnąć tej muzyki, za dużo było tego wszystkiego. Oczywiście z np. Another Day czy Pull Me Under nie było problemu, ale z Metropolis pt.1 myślałem, że nigdy się nie uporam. Póżniej postanowiłem przesłuchać Octavarium(utwór) i wtedy na prawdę się przeraziłem Laughing Ileż to razy musiałem go przesłuchać żeby móc odróżnić poszczególne części, ale w koncu pewnego dnia gdy po raz kolejny postanowiłem zmierzyc sie z tym utworem, udało mi się dostrzec jego geniusz, podobnie z resztą było z ACOS i 6DOIT. Cięzko opisać co czuje podczas słuchania poszczególnych płyt czy utworów. Dopiero z czasem uświadomiłem sobie jak wspaniały jest to zespół. W grudniu postanowiłem kupic sobie Score i zostałem zniszczony. Puściłem sobie na kinie domowym i momentami myslałem, że rozsadzi mi głowe, ze wzgledu na ilość wspaniałej muzyki. To było wspaniałe doświadczenie. Co do muzyków, to sprawa jest wiadoma, dodam tylko, że wokal Jamesa zajebiście mi się podoba.

3.Led Zeppelin - cięzko napisac o nich cos nowego, wiadomo wielki zespół itd. Pamietam jak po raz pierwszy słuchałem STH i Kashmir i myslałem "WTF? nuuuda", heh jednak pozniej zmieniłem zdanie, ale zainteresowałem się nimi na poważnie po przesłuchaniu "Since...". No i oczywiście te koncerty, jak Plant był w formie to była miazga.

4.U2 - kiedyś bardzo nie lubiłem tego zespołu. Robiło(robi) mi się niedobrze gdy słyszałem Beautiful Day albo One w wersji z tą smieszna piosenkarką, "Najlepszy rockowy zespół świata"- pss, smiać mi się chciało gdy słysząłem takie opinie. Jednak pewnego dnia w telewizji leciało Sunday Bloody Sunday i bardzo mi się spodobało. Pomyślałem, ze moze dac im szansę i tak sie zaczeło poznawanie utworów, płyt i koncertów. Owszem nadal uważam, ze są troche przeceniani, nie uważam ich za takich gigantów jak chociazby te zespoły powyżej, ale moim zdaniem to co stworzyli w latach 80 to kawał porządnej muzyki i słucham jej z duża przyjemnościa.

5. Pearl Jam- najpierw poznałem dwie pierwsze płyty, ktore bardzo mi się spodobały, a pozniej nowe utwory poznawałem słuchając bootlegów, dopiero potem poznawałem kolejne płyty. Koncertowe oblicze zespołu wole bardziej od studyjnego, tak sie powinno grac na zywo, jest moc, jest energia, jak juz zaczne słuchać bootlegow to nie moge przestać. A ja kiedys uważalem, ze muzyka w latach 90 byla do dupy Laughing

6. Genesis- uwielbiam okres z Gabrielem-absolutnie magiczny, choc po jego odejsciu rowniez powstawały świetne rzeczy. Poznawanie zespolu zacząłem od tej progresywnej strony i chwycilo mnie. Dlugo jednak nie moglem sie przekonac do Supper's Ready, a dzis to moj ulubiony utwor tego zespolu, tam jest wszystko i na dodatek ta wyjebista koncowka-poezja.

7. King Crimson- nie znam jeszcze wszystkiego, ale te kilka plyt ktore znam oraz fakt, ze nagrali moj utwor wszechczasow sprawia, ze sa w 10.

8. Guns N’ Roses- kiedys ojciec puscil mi teledysk do YCBM nagrany na vhs, zarowno teledysk jak i utwor bardzo mi sie spodobaly i tak sie zaczelo. Potem był debiut, November Rain i tak dalej. Szkoda zmarnowanego potencjalu, ale i tak zdazyli nagrac swietne rzeczy.

9. Yes- kolejny progresywny gigant, gdy tylko poznalem Close To The Edge(utwor) postanowilem kupic plyte, dwa pozostale utwory nie rozczarowaly mnie i zachecily do dalszego poznawania. Takie utwory jak HOS czy Roundabout to absolutne mistrzostwo.

10. Coldplay- kiedys to byl moj ulubiony zespol , ale to bylo zanim poznalem min. te zespoly powyzej. Mam duży sentyment do tego zespolu, Yellow czy The Scientist darze szczegolnym uczuciem, jednak najbardziej podoba mi sie chyba Politik. Duzo zyskali u mnie za swoja ostatnia płytę "Viva La Vida", z ta plyta mam rowniez zwiazane swietne wspomnienia.

Cholera robilem ta liste od stycznia, co jakis czas dopisywalem po zespole, boje sie ile czasu zajmnie mi lista plyt i utworow Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
innuendo91



Dołączył: 30 Gru 2008
Posty: 228
Skąd: Gdańsk/Sopot/Gdynia

PostWysłany: Pon Wrz 20, 2010 2:51 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zespoły:

1. Queen
2. The Beatles
3. Pink Floyd
4. Metallica
5. Dire Straits
6. The Rolling Stones
7. Led Zeppelin
8. The Doors
9. Deep Purple
10. Scorpions
_________________
"My soul is painted like the wings of butterflies
Fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Writer



Dołączył: 09 Sty 2011
Posty: 17

PostWysłany: Nie Sty 09, 2011 8:31 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tak w ramach zapoznania się moja pierwsza dziesiątka (zawsze chciałem to zrobić Smile ):

Artyści:

1. Queen - zespół, który wprowadził mnie w magiczny świat rock'n'rolla. Być może są zespoły lepsze, ambitniejsze, grające bardziej skomplikowaną muzykę, mające lepszych gitarzystów, perkusistów, basistów (na pewno nie wokalistów), i mające ogólnie większy wpływ na muzykę, ale nie zmieni to faktu, że nawet po tylu latach Queen nadal mi się nie nudzi. I mimo, że powinienem być osłuchany, mimo że znam niemal każdy dźwięk na niemal każdej płycie, to nadal słuchanie tego zespołu dostarcza mi tylu wrażeń co kiedyś.

2. The Beatles - co by nie mówić, gdyby nie oni nie byłoby muzyki w takiej formie jaką ją znamy. Stanowią (obok Dylana) pomost między wesołym rock'n'rollem lat 50tych, a bardziej poważnym graniem. Są też świetni na początek przygody z muzyką, o czym zdążyłem się przekonać (są drugim zespołem, jaki poznałem). Być może starsze płyty nie powalają oryginalnością, ale już od Rubber Soul zaczyna się niesamowita jazda. A Abbey Road to najlepsza płyta jaka kiedykolwiek została nagrana.

3. Black Sabbath - przez długi czas żyłem w przeświadczeniu, że ciężka muzyka jest nie dla mnie, a metal to tylko bezsensowna łupanina. Ci panowie swoimi fenomenalnymi krążkami wyprowadzili mnie na szczęście z błędu. Do dziś uważam, że pierwsze sześć albumów plus Heaven and Hell to najlepsze co powstało w tej muzyce, a cała reszta to po prostu lepsze lub gorsze kopie. Kocham wszystkie okresy, w których nagrali coś konkretnego, a to z uwagi na Iommiego, który byłby moim ulubionym gitarzystą...

4. Pink Floyd - ...gdyby nie istniał Gilmour. Oczywiście wtedy trzeba by go było wymyślić. Co mógłbym napisać o tym zespole, żeby nie zabrzmiało banalnie? Może to, że nie lubię Syda Baretta, chociaż przepadam za utworami, których był inspiracją. I nie lubię Ummagummy. Cała reszta w mniejszym lub większym stopniu to dla mnie arcydzieła.

5. Iron Maiden - to dzięki nim ostatecznie stwierdziłem, że metal jest zajebisty. Znowu trudno się obejść bez banałów - to w końcu najbardziej klasyczny zespół jaki istnieje (może pomijając Metallikę). Steve Harris to bez wątpienia mistrz w tworzeniu genialnych kawałków, a gdy słyszę klekot jego basu, zawsze daje mi to potężnego kopa. W odróżnieniu od większości fanów bardziej lubię okres trwający od 2000 roku, po powrocie Bruce'a niż ten klasyczny, co nie znaczy, że go skreślam - moja ulubiona płytka to Piece of Mind.

6. Deep Purple - kolejny gitarowy mistrz - Ritchie Blackmore. Nie cierpię tego, jak się czasem zachowywał, ale trudno znaleźć lepszego gitarzystę. Szkoda, że obecnie marnuje swój talent. A sam zespół to oczywiście klasyka. Czasem szło im co prawda gorzej, ale jak już zaskoczyli, to osiągali poziom niebotyczny. Ciężko jest mi wymienić ulubiony album, bo stworzyli całe mnóstwo muzyki na najwyższym poziomie. Okresu z Morsem nie znam, kiedyś muszę nadrobić zaległości.

7. The Rolling Stones - znowu będzie kilka oczywistych oczywistości - zespół będący esencją tego, co w tej muzyce najlepsze. Najbardziej lubię klasyczny, wczesny okres, pierwsze rythm'n'bluesowe płyty, potem genialny Aftermath i moje ulubione Let It Bleed. Potem ich poziom trochę spada, ale zawsze jest wysoki. No i to co robią teraz: mimo tylu lat na karku nadal dają czadu jak mało kto.

8. Electric Light Orchestra - w czołówce dopiero od niedawna. Spadkobiercy Beatelsów, grający muzykę z całą pewnością magiczną. Jedyny problem mam z wokalem Jeffa, ale i do niego można przywyknąć. Eldorado, A New World Record, Out of the Blue, Time, to są dzieła na najwyższym poziomie i bardzo żałuję, że w naszym kraju ten zespół nie jest tak popularny jak niektóre inne.

9. Dżem - jedyny reprezentant Polski w tym rankingu, bo to jedyny moim zdaniem zespół krajowy, potrafiący zagrać rocka na światowym poziomie. Okres z Ryśkiem oczywiście wspaniały, potem było trochę gorzej, ale odkąd przyszedł Balcar wrócili do formy. Ostatnia płyta jest moim zdaniem genialna, w starym stylu, trudno doszukać się na niej słabszego punktu. Panowie po prostu grają swoje, nie idą w komercję i za to im jestem niesamowicie wdzięczny.

10. Led Zeppelin - nie doprowadzają mnie do orgazmu aż w takim stopniu jak niektórych, ale to nie znaczy, że ich nie uwielbiam. A zwłaszcza płytę Led Zeppelin 2, która jest dla mnie przykładem skończonego artystycznego mistrzostwa. Jednak moim zdaniem ich osiągnięcia są nieproporcjonalnie niskie do ich umiejętności - to chyba był jedyny zespół, w którym poziom geniuszu rozkładał się tak równomiernie pomiędzy członków, a mimo to stworzyli tak niewiele genialnych płyt (zaledwie sześć). Mogli stworzyć więcej. Mogli. Naprawdę...

Tuż za czołówką znajdują się:
Rainbow (gdybym miał oceniać tylko lata 70te, byliby koło miejsca 6.), The Who, KISS, Dylan, Guns'n'Roses, Budgie, Aerosmith, Whitesnake, Dream Theater, AC/DC, ostatnio Nazareth i UFO, a także Dio, Ozzy i wszyscy solowi Beatelsi i Floydzi, Judas Priest, The Doors, i pierwszy rock'n'rollowy artysta, czyli Buddy Holly. I może jeszcze Jimi Hendrix. I to by chyba było na razie na tyle. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna -> Another World Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group. Dopracował: Piotr^ Kaczmarek