FAQFAQ
SzukajSzukaj
UżytkownicyUżytkownicy
GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja

ProfilProfil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości
ZalogujZaloguj

Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna
Użytkownikami tego forum nie są wyłącznie (i w większości) członkowie Polskiego Fanklubu Queen, dlatego ogółu opinii prezentowanych na forum nie można traktować jako opinii Fanklubu, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru.
Polski Fanklub Queen

Czat.Queen.PL!
Forumowy Klub Dyskusyjny- Under Pressure
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 48, 49, 50  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna -> Queen - Ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gnietek



Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 936
Skąd: z pięknej planety zwanej Ziemią :)

PostWysłany: Czw Lut 03, 2011 12:38 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Maciej napisał:
Wspaniały rock z orientalnym źródłem inspiracji czy tylko niezły żart muzyczny?, więc blizej do rockowego dzieła czy parodii w rodzaju „Seaside Rendezvous” ?

Mam wrażenie, że w przypadku Queen to jest jedno i to samo. Laughing Największe ich dzieło (w odczuciu chyba większości), piosenka, która jest klasykiem muzyki rockowej, "Bohemian Rhapsody", to przecież parodia. Z tym, że parodie czy żarty muzyczne to jest jakby coś innego od tego, co zwykle stoi za tymi pojęciami. Kiedy Grzesiu Halama rapuje se do rytmu "We Will Rock You" albo kiedy Koń Polski śpiewa "Bal wszystkich świętych" wstawiając do niego własne słowa odnoszące się do obecnej sytuacji politycznej - to też są parodie. Tak samo kabarety parodiują utwory muzyki poważnej. Ale nic z wymienionych przeze mnie wyżej rzeczy nie ma wartości muzycznej. Tymczasem "Bohemian Rhapsody" jest wręcz majstersztykiem dopracowywanym tygodniami. Jest utworem, którego nie jest w stanie wykonać kilku przypadkowych ludzi bez rzeczywistych muzycznych zdolności. Dotyczy to także wymienionego "Seaside Rendezvous" i całej masy innych utworów Queen ("Bring Back That Leroy Brown", "Brighton Rock", także "Mustaphy"). Powiedziałbym więcej, te ich parodie to najlepsze rzeczy, które wnieśli do muzyki. na dobrą sprawę, ten zespół nagrał bardzo niewiele rzeczy całkowicie poważnych (a że też dobrych to inna sprawa), takich jak "Who Wants To Live Forever" czy "Mother Love". Przecież kiedy słucha się takich piosenek, od razu bierze zdziwienie: to też jest Queen? Ci ludzie od "We Are The Champions" (właśnie, nawet podniosły hymn śpiewali z przymrużeniem oka!) i "Bohemian Rhapsody"? Kurczę, można by się spodziewać, że album taki jak "Innuendo" ze względu na okolicznoście w jakich powstawał będzie ponury i smutny, a mamy na nim lekkie "I Can't Live With You". Mamy wręcz jasne deklaracje "zawsze byliśmy błaznami, żyjemy po to, żeby dawać wam radość, to się nie zmieni do końca" ("I'm Going Slighlty Mad", a czy przypadkiem także nie "The Show Must Go On" i "Innuendo"?).

"Mustapha" jest żartobliwym utworem opartym na motywach orientalnych. "Kashmir" Led Zeppelin" jest poważnym utworem opartym na motywach orientalnych. Czy wartość muzyczna tego pierwszego jest niższa? Ja osobiście nie podejmowałbym się rozstrzygania tego, natomiast bardziej podoba mi się pierwszy.
_________________
Wszyscy jesteśmy jak worki kartofli: czy chcemy, czy nie, i tak nas wrzucą do piwnicy. Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Aia



Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 200
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Lut 03, 2011 10:01 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gnietek napisał:
Maciej napisał:
Wspaniały rock z orientalnym źródłem inspiracji czy tylko niezły żart muzyczny?, więc blizej do rockowego dzieła czy parodii w rodzaju „Seaside Rendezvous” ?

Powiedziałbym więcej, te ich parodie to najlepsze rzeczy, które wnieśli do muzyki. na dobrą sprawę, ten zespół nagrał bardzo niewiele rzeczy całkowicie poważnych (a że też dobrych to inna sprawa), takich jak "Who Wants To Live Forever" czy "Mother Love". Przecież kiedy słucha się takich piosenek, od razu bierze zdziwienie: to też jest Queen? Ci ludzie od "We Are The Champions" (właśnie, nawet podniosły hymn śpiewali z przymrużeniem oka!) i "Bohemian Rhapsody"?


Gnietek dokładnie. O tym samym pisałam ostatnio w temacie QII odpowiadając na zarzuty wobec Funny How Love Is, jako naczelnego gniotu tego albumu. Tymczasem, podobnie jak Ty jestem zdania, że te lekkie, zwiewne, żartobliwe i przymilne muzyczne przecinki, w dużej mierze definiują specyfikę Queen. Jak wspomniałam, chłopaki nie były tak do końca "na poważnie". Queen to nie King Crimson, nie Yes, nie parę innych "dostojnych progresów", tylko frajda, rozrywka, energia, radocha. Taka jest Królowa. Obok rewelacyjnych muzycznie kompozycji i niewątpliwej wirtuozerii (i instrumentalnej i wokalnej) chcieli nam serwować zabawę. W tym ich siła, ich moc i nośność. Mustapha jest jednym z tych dowcipnych przecinków, mrugnięciem okiem.

Gnietek napisał:
Kurczę, można by się spodziewać, że album taki jak "Innuendo" ze względu na okolicznoście w jakich powstawał będzie ponury i smutny, a mamy na nim lekkie "I Can't Live With You". Mamy wręcz jasne deklaracje "zawsze byliśmy błaznami, żyjemy po to, żeby dawać wam radość, to się nie zmieni do końca" ("I'm Going Slighlty Mad", a czy przypadkiem także nie "The Show Must Go On" i "Innuendo"?).


Tutaj się nie zgodzę, moim zdaniem Innuendo wybija się z twórczości Queen właśnie "powagą". Nie jest ponury i smutny, ale balansując na cienkiej granicy życia i śmierci zdecydowanie nie należy do rozrywkowych. Na przymrużenie oka znalazło się miejsce, a jakże, w postaci Delilah Smile. To ona wg mnie jest odpowiednikiem Funny How Love, Seaside Rendezvous, Sunday Afternoon czy Brighton Rock. Zresztą idealnie do nich przystaje - typową dla ich żarcików zwiewnością, niewinnością i naiwnością (BTW tekst jest jednak osobisty).

Natomiast daleka byłabym od przypisania charakteru żarciku muzycznego I'm Going Slighty Mad. To niesamowity, autoironiczny, mroczny w gruncie rzeczy utwór. Klimatem bliżej mu do filmów Tima Burtona niż Monty Pythona. To nie jest błazenada...To jedno z największych dzieł Freda, z natury tych totalnych. Wszystko jest przez niego dograne: tekst, reżyseria i sceneria klipu, muzyka. Wszystko idealnie do siebie pasuje. To surrealizm w czystej formie (uważam, że w pełni świadomie zastosowany!). Zarówno forma wizualna, jak treść operując nonsensem i pozornym absurdem wdziera się szturmem w podświadomość i wywołuje...Radość? Śmiech? Raczej nie. Jeżeli go wzbudza, to raczej jest to ten z natury nerwowych, wynikających z bezradności! U mnie jest to nieodmiennie niepokój...

Przepraszam za tego offa, ale jakoś nie mogę nawyknąć, że przyjęło się wrzucać Slighty Mad do jednego worka z Seaside, Funny, Sunday, Brighton czy nomen omen Delilah Rolling Eyes Mam poczucie misji, wybaczcie Laughing
_________________
Errare humanum est...

SERDUCHA SERDUCHOM
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Gnietek



Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 936
Skąd: z pięknej planety zwanej Ziemią :)

PostWysłany: Czw Lut 03, 2011 1:38 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pewnego dnia Maciej zmieni temat na "I'm Going Slightly Mad", a wtedy dokończymy tę dyskusję. Wink Do tego czasu powinienem znaleźć posty, które na ten temat już pojawiły się na tym forum (podobna dyskusja już była, tylko urwała się).
_________________
Wszyscy jesteśmy jak worki kartofli: czy chcemy, czy nie, i tak nas wrzucą do piwnicy. Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Maciej



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 1329
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw Lut 03, 2011 1:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zgadza się Mustapha jest wspaniały muzycznie a jednoczesnie dowcipny choć dla mnie jego żartobliwość wyrazą się tylko w tekście,z poważnym tekstem już by taki nie był.Też sądzę że w zasadzie jedno z drugim się nie wyklucza ale przecież trzeba czymś sprowokować do dyskusji Wink

Queen jest takim zespołem gdzie parodie(choc to może za duże słowo,"mrugnięcia okiem" lepiej brzmi, stoją na b.wysokim poziomie.)
I mimo że nigdy w sztuce trawestacja czy żart nie przebije rzeczywistej głębi to tak jak rzekłem Queen miał "żarty muzyczne" wybitne.
Per Analogiam z klasyką porównałbym je do żartów muzyczny Waldemara Malickiego który robi na przykład żart z Beethovena czy Mozarta a przy tym są to rzeczy porywające i wirtuozerskie muzycznie.

Mustapha to dobry przykład.Tak swoją drogą to szukałem ile Queen ma orientalnych kawałków i wyszedł mi jeno jeden,(jest jeszcze kilka gdzie są elementy czy fragmenty lekko orientalizujące,chyba że o którymś zapomniałem...) ale tak całościowo to tylko Mustapha, co czyni go w jakimś sensie (dodatkowo) unikatowym w dyskografii Królowej.
_________________
Light the fire, feast
Chase the ghost, give in
Take the road less traveled by
Leave the city of fools
Turn every poet loose

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Numer GG
NAR



Dołączył: 06 Lut 2008
Posty: 5778
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Lut 03, 2011 1:50 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

a dla mnie I'm Going Slighty Mad jest jedną z 2, 3 rzeczy, które faktycznie świadczą o wielkości Freda na Innuendo. Jak to kiedyś bodajże ładnie Daga określiła Winter's Tale - facet nie rozckliwia się jak to mu jest smutno że umiera, jak to mu się chce płakać tylko pisze o tym jaki świat jest piękny i o tym co mu jest najbliższe. To jest coś.
A w ostatnich miesiącach swojego życia napisać ŻART muzyczny... robić mimo wszystko cały czas sobie jaja i bawić się tą muzyką... no co jak co, ale żadne czempiony czy inne Live Forevery, ale właśnie to dla mnie ukazuje pełną wielkość Freda. Zostało mu kilkanaście miesięcy życia, a on (biorąc pod wagę fakt, że w ogóle miał siły/chęci by cokolwiek pisać nie mówiąc o nagrywaniu) zamiast pisać pożegnania, testamenty to on przynosi Slightly Mad - utwór parodiujący, pełen humoru, ironii, horrorowatego klimatu, queenowej przesady (tekst...) i mieszanki powagi ze śmiesznością. Czysta groteska dla mnie. Przefenomenalny utwór, który jak nic innego oddaje to kim był Fred i... no po prostu jakie miał jaja. (jakkolwiek by dziwnie to nie brzmiało Wink). Bo żeby na krok przed śmiercią bawić się, śmiać i robić jaja z samego siebie... to trzeba mieć odwagę.
_________________
oł je oł je oł je.

Powyższy post NIE jest oficjalną opinią Polskiego Fanklubu Queen, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru. Za obrazę uczuć religijnych i wszelkich innych proszę karać banem (na fejsie i innych portalach) jedynie owego użytkownika.


LOST: THE END - smutno mi
<smutno mu>
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Dundersztyc19



Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1356
Skąd: Kuala Lumpur

PostWysłany: Pią Lut 04, 2011 7:38 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Uwielbiam "Mustaphę". Specyficzny utwór, mocne wejście, świetna produkcja, popis głośnikowy, z mono robi się stereo, fajnie to brzmi. Dobre orientalne klimaty, chwytliwa melodia, dobry pomysł. Generalnie nie ma się do czego przyczepić.
_________________
- Odnoszę wrażenie, że niektórzy powinni dostać dożywotni zakaz słuchania Kazika Staszewskiego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Numer GG Tlen
Maciej



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 1329
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sro Lut 09, 2011 6:41 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jakby ktoś z modoadminów mógł zmienić w tytule.Wychodząc naprzeciw zaczętej dyskusji(możecie przekopiowac fragmenty postów Wink ) skierowujemy swe kroki ku....
I’m Going Slightly Mad

Kawałek napisany przez Freddiego,perkusja w większości programowana o dziwo bas i pianino sa żywe i oczywiście gitara Briana który w solówce używa techniki slide dzięki temu uzyskuje tak „przeciągłe dźwięki”.Nie sposób także pominąć klimatycznego czarno-bialego teledysku.
Jak na kogoś kto jest dość blisko objęć Tanatosa to dość zaskakujacy temat utworu który trochę przykrył warstwę muzyczną a może nie?
Humor i groteskowy żart muzyczny czy jednak płacz przez śmiech a może wcale nie jest to żartobliwe a jednak poważne albo wpada w psychodeliczność?
_________________
Light the fire, feast
Chase the ghost, give in
Take the road less traveled by
Leave the city of fools
Turn every poet loose

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Numer GG
kater



Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 6820
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Sro Lut 09, 2011 8:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

imo jeden z najlepszych kawałków Queen ever. niepowtarzalny klimat, w sensie serio - nie wiem czy w ogóle coś podobnie brzmi. z jednej strony przepełniony smutkiem jaki musiał towarzyszyc przy nagrywaniu innuendo, a z drugiej - lekki i z tym samym poczuciem humoru, jakie można usłyszeć na anato chociażby. ten kawałek razem z innuendo, tsmgo, bijou i ride the wild wind praktycznie robi tę płytę.
_________________

PORTFOLIO / 1 DZIEŃ 1 PŁYTA / QW OKŁADKI / KOPS / ZUPA
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Numer GG Tlen
OberstPrymas



Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 2830
Skąd: Świebodzice

PostWysłany: Sro Lut 09, 2011 9:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Niech się Radio Gaga schowa - to właśnie IGSM posiada najlepszy teledysk Queen ever. Idealnie współgrał z piosenką i tylko potęgował ten niepokojący klimacik utworu.
Syntezatory, których ogólnie bardzo nie lubię zostały tutaj wykorzystane w mistrzowski sposób. Tworzy się ściana dźwięku, która ma największy wkład w wyżej wymieniony klimat. Solo Briana też jest genialne. Oszczędne, ale jakże pasujące do całości. No i nie można nie wspomnieć o wspaniałych wstawkach Johna na basie.
Wokal Freddiego też jest idealnie dopasowany. Naprawdę można mu uwierzyć, że popada w lekkie szaleństwo.
Ogólnie to utwór nie należał do moich ulubionych, Teraz się trochę zmieniło i IGSM powoli dobija się do mojego prywatnego TOP20.
_________________
FAN KOBIAŁEK
GOŁA KASIA
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Lily of the valley



Dołączył: 16 Gru 2005
Posty: 820

PostWysłany: Sro Lut 09, 2011 9:36 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Uwielbiam. Specyficzna lekkość i humor – jasne. Ale też zawirowania psychiczne i zawroty głowy, szlachetność głosu i teatralność odejścia. I niepokojąca nuta, gdy pada to pozornie lekkie pytanie: but my dear how about you?
_________________
- Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia - powiedział nagle Włóczykij. - To wiem.
- Wiem, że ty wszystko wiesz - mówiło dalej stworzonko, przysuwając się jeszcze bliżej. - Wiem, że wszystko widziałeś. Wszystko, co mówisz, jest słuszne, i zawsze będę się starał być równie wolnym jak ty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Numer GG
Aia



Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 200
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sro Lut 09, 2011 11:03 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak wspaniale, że prowadzący wyszedł naprzeciw rozpoczętej jakiś czas temu dyskusji, dziękuję Smile

Wolałabym nie dokonywać smopowielania, ale nie widzę sensu w pisaniu po raz kolejny tego samego Wink toteż zgodnie z sugestią prowadzącego przekopiuję swoje wcześniejsze posty i co nieco uzupełnię.

Aia napisał:
I'm Going Slighty Mad To niesamowity, autoironiczny, mroczny w gruncie rzeczy utwór. Klimatem bliżej mu do filmów Tima Burtona niż Monty Pythona. To nie jest błazenada...To jedno z największych dzieł Freda, z natury tych totalnych. Wszystko jest przez niego dograne: tekst, reżyseria i sceneria klipu, muzyka. Wszystko idealnie do siebie pasuje. To surrealizm w czystej formie (uważam, że w pełni świadomie zastosowany!). Zarówno forma wizualna, jak treść operując nonsensem i pozornym absurdem wdziera się szturmem w podświadomość i wywołuje...Radość? Śmiech? Raczej nie. Jeżeli go wzbudza, to raczej jest to ten z natury nerwowych, wynikających z bezradności! U mnie jest to nieodmiennie niepokój...


Aia napisał:
Jeszcze apropos Slighty Mad. Ostatnio słuchając go przeszły mnie ciarki, a łapy zlał zimny pot we fragmencie I'm knitting with only one needle, unravelling fast it's true, I'm driving only three wheels these days, but my dear how about you , uświadomiłam sobie dogłębnie znaczenie tego kawałka - to kwintesencja tego utworu, ale też całego Innuendo. Kosmiczny stopień abstrakcji, dystansu do rzeczywistości, siła życiowa bijąca z całości są autentycznie wręcz niewiarygodne. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę to ten numer stawia dziarsko czoła wyzwaniu show must go on, a z drugiej strony idealnie koresponduje z don't take offence at my innuendo ...Obłędne, doprawdy, nigdy chyba nie stopnieje we mnie zachwyt dla Jego uderzającej mocy.


Dodam tylko - co oczywiste, ale napisane, nabierze znamion niepodważalności Cool, że IGSM jest jednym z moich najcenniejszych muzycznych skarbów, z przeszłością pełną umykających wiecznie chwil zamkniętą w jego wnętrzu. Kocham ten utwór całym sercem, wielbię i szanuję całym umysłem Smile. Jest kwintesencją muzycznego czaru i jego mocy.
Ot, samo życie, mijanie, rozpacz, radość, wreszcie szaleństwo.
_________________
Errare humanum est...

SERDUCHA SERDUCHOM
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Gnietek



Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 936
Skąd: z pięknej planety zwanej Ziemią :)

PostWysłany: Czw Lut 10, 2011 1:52 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Skoro zapowiedziałem, że jeszcze wezmę udział w tej dyskusji, to wezmę. Szukałem dawnych postów na temat tej piosenki, ale znalazłem tylko swoją króciutką polemikę z postacią, której dawno na tym forum nie ma (ale, co ciekawe, akurat dziś Daga o niej wspomniała).

Cytat:
kot napisał:

Najśmieszniejszy: I'm Going Slightly Mad- jest śmieszny do czasu, gdy się dowie w jakich okolicznościach był tworzony.

Gnietek napisał:

A wcale nieprawda. Ja znałem tę piosenkę i jej prawdziwą wymowę na dużo wcześniej niż zobaczyłem teledysk. To jest właśnie wspaniałe, że Freddie potrafi do końca bawić się i pokazuje, że nie należy podchodzić ze zbytnim patosem do swojej choroby - trzeba żyć, jakby nic się nie zmieniło, bo inaczej straci się te ostatnie, cenne chwile. "I'm slighlty mad - And there you have it." Jeśli przyjąć, że choroba psychiczna, o której śpiewa ma oznaczać jego prawdziwą chorobę, która wtedy go wykańczała, a o której nie chciał powiedzieć wprost (właśnie dlatego, żeby nadal nie podchodzono do jego twórczości z nadmiernym patosem), to wymowa jest jasna. A teledysk świetnie to oddaje: bawmy się do końca. Nawet lepiej niż klimat samego kawałka.

Ten Freddie ustylizowany na groteskową postać z filmu z lat 40. + jego przesadna teatralna gestykulacja + cała seria mistrzowsko zrealizowanych surrealistycznych scen sprawiają, że teledysk do "I'm Going Slightly Mad" jest prawdziwym arcydziełem w swojej dziedzinie, zaś umierający Freddie osiąga swoją najlepszą formę jako aktor, którym, jak się teraz okazuje, jest bardzo dobrym. To jest wręcz idealna ilustracja przesłania z "The Show Must Go On" i "Innuendo" - niezależnie od wszystkiego, będę do końca robić swoje, i to najlepiej jak potrafię. Ale zauważmy - Freddie nie odgrywa tragicznego bohatera walczącego z przeciwnościami losu w patetycznym teledysku - on jest tam komediantem. Oczywiście, nie klownem ze spalonego cyrku, ale komediantem najwyższej klasy, mistrzem w swoim fachu. On żył, żeby bawić ludzi. On nie chciał, żeby ludzie wylewali łzy, biadoląc: "och, jaka tragedia, jaka tragedia, taki młody umiera". Wolał, żeby zachwycali się jego muzyką czy choćby teledyskiem. Mam wrażenie, że przesłanie "I'm Going Slighlty Mad" brzmi: "owszem, czuję się coraz gorzej, ale to jest teraz nieważne, trwa ostatnie przedstawienie, macie się nim zachwycić, macie się dobrze bawić". Dlaczego tak odczytuję przesłanie? Cały tekst jest jakby opisem wizji człowieka popadającego w schizofrenię. Wprawdzie najczęściej tłumaczy się, że jest to szczere przyznanie się autora do jego postępującej demencji umysłowej wywołanej AIDS, ale nie przekonuje mnie to. Po pierwsze, Freddie w okresie sesji do "Innuendo" był wyjątkowo płodnym kompozytorem, co więcej, tworzył utwory bardziej przemyślane niż przez większość lat 80. Po drugie, z jego biografii wynika, że zachował trzeźwość umysłu właściwie do śmierci (w ostatnim okresie życia wciąż coś robił - malował, projektował umeblowanie swoich dwóch mieszkań, próbował też dalej nagrywać muzykę). Po trzecie, groteskowe słowa "I'm Going Slightly Mad" powstały podczas całonocnej zabawy z Peterem Strakerem, kiedy to obaj wokaliści rywalizowali, kto wymyśli najbardziej absurdalne zdanie. Jak dla mnie, kiedy Freddie śpiewa o popadaniu w obłęd, nie ma na myśli swoich przypadłości umysłowych, natomiast jest to pewne odniesienie do jego fizycznej choroby (o której wówczas nie chciał powiedzieć wprost, żeby nie nasilać i tak już krążących w prasie plotek). I kiedy kończy przetworzony, symboliczny opis swojej choroby, śpiewa "And there you have it!" - jakby machał ręką na to wszystko, co przed chwilą stwierdził i mówił, że to wszystko to drobiazg. Taki sam wydźwięk ma przecież wcześniej niespodziewana wstawka "But my dear, how about you?" - przecież ona jakby ma podkreślać, że osoba mówiąca nie przywiązuje wielkiej wagi do tego, co opowiada o sobie; nagle urywa swoją opowieść i pyta beztrosko: "a co u ciebie?"
Ta wymowa koresponduje z innymi tekstami napisanymi przez Freddiego na "Innuedno": "Don't Try So Hard" (ono jest też jak ciągłe powtarzanie "nie przejmuj się!"; z tym, że chyba nie jest ustalone do końca, czyj jest tekst tej piosenki), "Delilah" (znowu: można było napisać piosenkę o tym, jak się bohatersko walczy ze śmiercią, ale lepiej napisać zwiewną pioseneczkę o zabawie z kotem). Mam wręcz wrażenie, że, jeśli już, to Brian i Roger starali się zrobić z Freddiego na siłę bohatera, pisząc piosenki poważne i podniosłe ("The Show Must Go On", "These Are The Days Of Our Lives", a może i tekst "Innuedno" jest autorstwa któregoś z nich).
Aia napisała, że jeśli "I'm Going..." wywołuje śmiech, to tylko taki nerwowy. Hmm, u mnie nie. Kiedy słucham tego utworu, a jeszcze bardziej, kiedy oglądam jednocześnie teledysk, jestem zachwycony wspaniałością tego ostatniego przedstawienia, jego wyjątkowością. Jeśli śmieję się z gagów, to śmieję się szczerze, doceniając przez to kunszt twórców.
Tak się składa, że dziś pisałem o humorze w piosence, której nie znam, piosence, którą ktoś wrzucił do Queenwizji. Wyczuwam tam właśnie coś bardzo podobnego - dobrze przemyślany, groteskowy (choć tam to także czarny) humor, który sprawia, że o poważnej sprawie można mówić bez wielkiej podniosłości. No, oczywiście, tamten utwór nie jest na poziomie "I'm Going...", ale to już inna rzecz. Wink
Oczywiście dostrzegam niepokój w tym utworze - jakiś rodzaj psychodelii, który wywołuje motoryczny, brzmiący jakoś maszynowo, nieludzko, rytm zestawiony z pozornie beztroskim śpiewem. Ten niepokój wydaje mi się być muzycznym motywem przewodnim "Innuendo" - sporo piosenek brzmi tak, jak praca rozpędzonej maszyny, której nikt już nie jest w stanie kontrolować, która przyspiesza coraz bardziej i bardziej (rytm i riff "Innuendo", praktycznie wszystko w "Headlong"), słychać zgrzyty, bo mechanizm już się rozpada (genialne złamanie rytmu w intro "The Show Must Go On"), aż w końcu dochodzi do wybuchu (finał tejże piosenki). Ten dramat jest przerywany retrospekcjami ("These Are The Days Of Our Lives") i wieloma innymi dygresjami (np. "Bijou"), ale trwa aż do finału. Ale to nie jest klasyczna tragedia. To jest groteskowy komediodramat, bardzo dopracowany (oprócz teledysków, muzykę dopełniają też surrealistyczna oprawa graficzna longplaya i towarzyszących mu singli). Mimo tego, że postrzegam "Innuendo" jako całościowe, dość spójne przedsięwzięcie, to psychodeliczny klimat rzeczywiście jest charakterystyczny chyba tylko dla jednej piosenki - tej, o której tu piszemy.
Napisałem właściwie tylko o swoich odczuciach (widzę zresztą, że NAR ma podobne). Aia, zdaję sobie sprawę, że postrzegasz tę piosenkę nieco inaczej (bo przecież nie zupełnie inaczej), ale... to dobrze. Ważne, że też porusza coś w tobie. Myślę, że ludzie, którzy przechodzą obojętnie wobec muzyki, wiele tracą. Jeśli nie są wyczuleni, to nie przeżyją tylu wspaniałych emocji, które przeżywam np. ja i współczuję im (bo przecież chciałbym, żeby przeżyli, to byłoby wspaniałe). Tak się składa, że (jako korektor) miałem w rękach tekst o "Innuendo", który wysłałaś do naszego fanklubowego magazynu (kiedy inni będą mieli w rękach, tego nie wiem, bo już niby wszystko było gotowe, a nie ma wieści o drukowaniu i wysyłaniu). Trudno było nazwać ten tekst recenzją, to był osobisty, poetycki opis przeżyć podczas słuchania albumu i ich związku z odległymi wspomnieniami z dzieciństwa. Słowem, coś bardzo oryginalnego. Mimo, że wolałbym coś bardziej rzeczowego, to jednak zachwycił mnie fakt, jak głęboko odczuwasz muzykę i że potrafisz oddać to słowami. Smile
_________________
Wszyscy jesteśmy jak worki kartofli: czy chcemy, czy nie, i tak nas wrzucą do piwnicy. Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ziutek98



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 3947
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Lut 10, 2011 11:39 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Teledysk, ale już sam wokal Freddiego na płcie, z taką nonszalancją, jakby z każdą nutą mówiący "generalnie to bzikuję, ale o co takie halo? Nic szczególnego...".
No i błogosławieństwo, że John zdecydował się na żywy bas, bo to jedna z lepszych jego linii basowych. Generlanie chłopak na Innuendo miał prawdziwy renesans, nieśmiało rozpoczęty na Miraklu Wink
_________________
PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Maciej



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 1329
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw Lut 10, 2011 10:27 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zastanawiałem się kiedyś czy tekst mógłby być tak ogólnie ,uniwersalnie a nie koniecznie o Freddim ale jednak rozdzielanie autora od podmiotu lirycznego przy całej atmosferze płyty "Innuendo" nie wydało mi dobrym pomysłem.


Gnietek napisał:
Mam wrażenie, że przesłanie "I'm Going Slighlty Mad" brzmi: "owszem, czuję się coraz gorzej, ale to jest teraz nieważne, trwa ostatnie przedstawienie, macie się nim zachwycić, macie się dobrze bawić". Dlaczego tak odczytuję przesłanie? Cały tekst jest jakby opisem wizji człowieka popadającego w schizofrenię. Wprawdzie najczęściej tłumaczy się, że jest to szczere przyznanie się autora do jego postępującej demencji umysłowej wywołanej AIDS, ale nie przekonuje mnie to. Po pierwsze, Freddie w okresie sesji do "Innuendo" był wyjątkowo płodnym kompozytorem, co więcej, tworzył utwory bardziej przemyślane niż przez większość lat 80. Po drugie, z jego biografii wynika, że zachował trzeźwość umysłu właściwie do śmierci (w ostatnim okresie życia wciąż coś robił - malował, projektował umeblowanie swoich dwóch mieszkań, próbował też dalej nagrywać muzykę). piszemy.

To ciekawe co piszesz.Ja bym powiedział tak przy AIDS nie mówimy raczej o demencji w znaczeniu demencji starczej że człowiek w ogóle nie wie co się dzieje, nie poznaje ludzi itd.Raczej chodzi o rózne zaburzenia psychiczne które wielu z nas odczuwa częsciej lub rzadziej w mniejszej lub większej formie typu :problemy ze snem, koncentracja,pamięcią i nie sądzę żeby to wielce wpływało na proces twórczy a bardziej na zasadzie "jeden dzień jest lepszy to coś porobię a drugi lekko gorszy to trochę mniej"itp.Poza tym to groteska więc sadzę że Freddie celowo przerysował swoje popadanie w niby-obłęd. Wink
Ja osobiście odbieram utwór jako synekdochę tzn mówiąc o tym w cudzysłowie "szaleństwie" śpiewa o swojej głównej chorobie ale też własnie o owych psychicznych objawach, takie "pars pro toto" nie może powiedzieć wprost o chorobie więc mówi tylko o pewnej sferze ale ma na myśli całość(poza tym tematyka z zakresu sfery umyslowej lepiej mi się wydaje pasuje do koncepcji groteski).Tak to widzę, chociaż jak było naprawdę to wie tylko Freddie a tajemnica ową zabrał ze sobą do grobu.
_________________
Light the fire, feast
Chase the ghost, give in
Take the road less traveled by
Leave the city of fools
Turn every poet loose

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Numer GG
krs



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 1677

PostWysłany: Czw Lut 10, 2011 10:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ziutek98 napisał:
Teledysk, ale już sam wokal Freddiego na płcie, z taką nonszalancją, jakby z każdą nutą mówiący "generalnie to bzikuję, ale o co takie halo? Nic szczególnego...".
No i błogosławieństwo, że John zdecydował się na żywy bas, bo to jedna z lepszych jego linii basowych. Generlanie chłopak na Innuendo miał prawdziwy renesans, nieśmiało rozpoczęty na Miraklu Wink


słuszna konstatacja... miło, że ktoś to zauważyłSmile Deacon po paru płytach, w których grał zupełnie inaczej wrócił do tego swojego melodyjnego płynięcia, z którego znany był na wczesnych płytach. potem zaczął grać bardziej funkowo, bardziej pazernie i rytmicznie... i stracił to coś, co go wyróżniało. w tym kawałku zagrał jak stary dobry John, którego pamiętamy z takich płynących melodyką rzeczy jak The Millionaire Waltz. co do automatu perkusyjnego... brzmi cudownie.

generalnie, może trochę offtopicznie, choć nie do końca. ileż to było dyskusji o tym, co się stało z charakterystycznym brzmieniem Queen w latach 80-tych. wielu zaczęło wskazywać na kompozycje, na klawisze, na duperele, produkcję, na to że mało nakładek gitarowych itd. moim zdaniem najważniejsza przyczyna to zmiana, dość radykalna, a przecież tak rzadko tu zauważalna niestety, to zmiana stylu i sposobu gry przez Deacona. Nie wspominając o tym, że na koncertach zacząć młócić w bas kostką, co w ogóle sterroryzowało jego styl. z Rogerem to samo - nie chodziło o to, że wykorzystywał automaty - ale o to, jak je wykorzystywał. charakterystyka zespołu się nagle rozjechała, bo bardzo zmieniła się sekcja - i to ona zmieniła wszystko. gdy wrócili do starych przyzwyczajeń, wróciło wiele z dawnego Queen. słychać to wyraźnie w omawianym utworze - jest automat, są klawisze, są syntezatory... a Queen jak się patrzy Laughing

powyższy przykład powinien nam wszystkim uzmysłowić, jak ważnym elementem Queen był (jest) Deacon. nie trzeba słuchać Cosmos Rocks by się o tym przekonać Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Aia



Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 200
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Lut 10, 2011 11:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

krs napisał:
powyższy przykład powinien nam wszystkim uzmysłowić, jak ważnym elementem Queen był (jest) Deacon. nie trzeba słuchać Cosmos Rocks by się o tym przekonać


Bardzo słuszna uwaga Wink

Maciej napisał:
Ja osobiście odbieram utwór jako synekdochę tzn mówiąc o tym w cudzysłowie "szaleństwie" śpiewa o swojej głównej chorobie ale też własnie o owych psychicznych objawach, takie "pars pro toto" nie może powiedzieć wprost o chorobie więc mówi tylko o pewnej sferze ale ma na myśli całość(poza tym tematyka z zakresu sfery umyslowej lepiej mi się wydaje pasuje do koncepcji groteski).Tak to widzę, chociaż jak było naprawdę to wie tylko Freddie a tajemnica ową zabrał ze sobą do grobu.


Dokładnie takie same mam przeświadczenie, stąd moje skojarzenia i powiązanie tego utworu z nurtem surrealistycznym, do którego Freddie ewidentnie nawiązywał we wczesnych fazach twórczości Queen. Surrealizm bazuje właściwie na grotesce, w literaturze stosuje zapis automatyczny, "strumień świadomości", bawi się skojarzeniami, żongluje słowami wyrwanymi z kontekstu, tworząc absurdalne formy. Sięga jednak dalej niż groteska. Podczas gdy ta jest li tylko formą powierzchniową, zewnętrzną, surrealizm zakłada podróż w głąb człowieka, wędrówkę w mroki ludzkiej świadomości, czy podświadomości. Surrealiści wierzyli, że poprzez wywołanie w odbiorcy określonych skojarzeń zabiorą go ze sobą, do siebie, głęboko, głęboko. Pozwolą się "dotknąć" i "poczuć" niejako od wewnątrz. Myślę, że Slighty Mad jest dziełem tego rodzaju.

Tak, jak piszesz Maciej - Freddie nie mogąc przekazać swoich emocji wprost, a odczuwając potrzebę ich wyrażenia sięgnął po dobrze sobie znaną formę artystycznego wyrazu, jaką była surrealistyczna groteska.Tym bardziej w tym kontekście zaciekawiły mnie informacje Gnietka o sposobie powstania tekstów: swoistej beztroskiej zabawie skojarzeniami, to bardzo przystające do "technik" surrealizmu. Fred znał te triki doskonale, abstrahując od jego sympatii do Salvadora Dali, to po prostu jaskrawo słychać i widać, że czuł klimat absurdu świetnie, odnajdywał się w nim, mistrzowsko władał wyobraźnią, nie trzymał fantazji na wodzy, bawił się słowem, nie tylko w obrębie warstwy lirycznej tekstów (My Fairy King, Liar, Lily Of The Valley, I'm Going Slighty Mad), ale często ogólnym przekazem werbalnym (medialnym), nieraz ocierającym się o wypowiedź irracjonalną, absurd. Do tego dochodziła warstwa wizualna - kreacje, wyraźnie kontrastujące z rockową sceną. Ostatecznie także niekonwencjonalne, migoczące stylistycznie i brzmieniowo kompozycje zaskakują i skutecznie przenoszą w inny wymiar. Może się mylę, może nieco nadinterpretuję, ale jestem przekonana, że jest coś na rzeczy. Nie słyszałam o surrealizmie w muzyce, ale działalność Freddiego wydaje mi się w jego kontekście zjawiskiem nader ciekawym.

O, jakże chciałabym móc zapytać...
_________________
Errare humanum est...

SERDUCHA SERDUCHOM
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
SHLM11



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 85
Skąd: CHEBZIE

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 12:31 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Aia napisał:


Dokładnie takie same mam przeświadczenie, stąd moje skojarzenia i powiązanie tego utworu z nurtem surrealistycznym, do którego Freddie ewidentnie nawiązywał we wczesnych fazach twórczości Queen. Surrealizm bazuje właściwie na grotesce, w literaturze stosuje zapis automatyczny, "strumień świadomości", bawi się skojarzeniami, żongluje słowami wyrwanymi z kontekstu, tworząc absurdalne formy. Sięga jednak dalej niż groteska. Podczas gdy ta jest li tylko formą powierzchniową, zewnętrzną, surrealizm zakłada podróż w głąb człowieka, wędrówkę w mroki ludzkiej świadomości, czy podświadomości. Surrealiści wierzyli, że poprzez wywołanie w odbiorcy określonych skojarzeń zabiorą go ze sobą, do siebie, głęboko, głęboko. Pozwolą się "dotknąć" i "poczuć" niejako od wewnątrz. Myślę, że Slighty Mad jest dziełem tego rodzaju.

Tak, jak piszesz Maciej - Freddie nie mogąc przekazać swoich emocji wprost, a odczuwając potrzebę ich wyrażenia sięgnął po dobrze sobie znaną formę artystycznego wyrazu, jaką była surrealistyczna groteska.Tym bardziej w tym kontekście zaciekawiły mnie informacje Gnietka o sposobie powstania tekstów: swoistej beztroskiej zabawie skojarzeniami, to bardzo przystające do "technik" surrealizmu. Fred znał te triki doskonale, abstrahując od jego sympatii do Salvadora Dali, to po prostu jaskrawo słychać i widać, że czuł klimat absurdu świetnie, odnajdywał się w nim, mistrzowsko władał wyobraźnią, nie trzymał fantazji na wodzy, bawił się słowem, nie tylko w obrębie warstwy lirycznej tekstów (My Fairy King, Liar, Lily Of The Valley, I'm Going Slighty Mad), ale często ogólnym przekazem werbalnym (medialnym), nieraz ocierającym się o wypowiedź irracjonalną, absurd. Do tego dochodziła warstwa wizualna - kreacje, wyraźnie kontrastujące z rockową sceną. Ostatecznie także niekonwencjonalne, migoczące stylistycznie i brzmieniowo kompozycje zaskakują i skutecznie przenoszą w inny wymiar. Może się mylę, może nieco nadinterpretuję, ale jestem przekonana, że jest coś na rzeczy. Nie słyszałam o surrealizmie w muzyce, ale działalność Freddiego wydaje mi się w jego kontekście zjawiskiem nader ciekawym.

O, jakże chciałabym móc zapytać...


Mercury był zdecydowanie za płytki intelektualnie by świadomie stosować takie zabiegi. To nie Brian May z doktoratem, ale typowa pusta gwiazda rocka. Szanujmy Freda za Jego muzyczną wielkość ale szanujmy też prawdę i zdrowy rozsądek. Nie przypisujmy mu cech, których na pewno nie posiadał.
_________________
A imię Jego 44
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
krs



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 1677

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 12:58 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

płytkie intelektualnie jest to, co zrodziło w Twojej głowie konstatację, którą pozwoliłeś sobie tu przytoczyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Lecri



Dołączył: 16 Sty 2010
Posty: 159
Skąd: Pomorze

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 12:40 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bardzo podoba mi się tutejsza dyskusja na temat IGSM. Pozwoliła mi spojrzeć na ten utwór inaczej niż zwykle Smile

Utwór uwielbiam (choć nie zawsze tak było), teledysk jeszcze bardziej. W sumie to mój drugi ulubiony klip zespołu obok tego z Innuendo.

Nie raz wspominałam tutaj, że moim pierwszym albumem Queen było właśnie Innuendo, sięgnęłam po niego zachwycona utworem tytułowym, nie mając praktycznie żadnej wiedzy o zespole. Więc nic dziwnego, że omawiany tu utwór był dla mnie najdziwniejszą i najbardziej niezrozumiałą częścią płyty, zupełnie nie pasującą mi do rockowego zespołu. Bo też wtedy patrzałam na rock w sposób o wiele bardziej ograniczony niż teraz.

Utwór zaczęłam bardzo mocno cenić całkiem niedawno, tak przy okazji innuendowskich survivorów. Choć już od dawna najbardziej na mnie on działa w połączeniu z teledyskiem. Nawet jak słucham go tylko na audio to mimowolnie wyobrażam sobie sceny z video. Dla mnie muzyka, tekst i teledysk tworzą razem całość, nie wyobrażam sobie teraz I'm Going Slighty Mad bez któregokolwiek z tych czynników.
Syntezator brzmi naprawdę wspaniale (a czegoś takiego zbyt często w przypadku Queen powiedzieć nie można), a basie nie ma co gadać, bo to oczywiste, solo gitarowe fantastyczne (zresztą ta płyta przepełniona jest wspaniałymi solówkami).



Maciej napisał:
Ja osobiście odbieram utwór jako synekdochę tzn mówiąc o tym w cudzysłowie "szaleństwie" śpiewa o swojej głównej chorobie ale też własnie o owych psychicznych objawach, takie "pars pro toto" nie może powiedzieć wprost o chorobie więc mówi tylko o pewnej sferze ale ma na myśli całość(poza tym tematyka z zakresu sfery umyslowej lepiej mi się wydaje pasuje do koncepcji groteski).Tak to widzę, chociaż jak było naprawdę to wie tylko Freddie a tajemnica ową zabrał ze sobą do grobu.

O! Tutaj zostało napisane dużo z tego jak ja odbieram tekst tego utworu.


krs napisał:
generalnie, może trochę offtopicznie, choć nie do końca. ileż to było dyskusji o tym, co się stało z charakterystycznym brzmieniem Queen w latach 80-tych. wielu zaczęło wskazywać na kompozycje, na klawisze, na duperele, produkcję, na to że mało nakładek gitarowych itd. moim zdaniem najważniejsza przyczyna to zmiana, dość radykalna, a przecież tak rzadko tu zauważalna niestety, to zmiana stylu i sposobu gry przez Deacona. Nie wspominając o tym, że na koncertach zacząć młócić w bas kostką, co w ogóle sterroryzowało jego styl. z Rogerem to samo - nie chodziło o to, że wykorzystywał automaty - ale o to, jak je wykorzystywał. charakterystyka zespołu się nagle rozjechała, bo bardzo zmieniła się sekcja - i to ona zmieniła wszystko. gdy wrócili do starych przyzwyczajeń, wróciło wiele z dawnego Queen. słychać to wyraźnie w omawianym utworze - jest automat, są klawisze, są syntezatory... a Queen jak się patrzy

Dzięki, że o tym piszesz, bo nigdy nie zwróciłam na to uwagi i sama bym tego nie zauważyła. I muszę przyznać rację, Innuendo wciąż jest bardzo syntezatorowe, ale brzmi o wiele bardziej queenowo niż ich płyty z lat 80.

krs napisał:
powyższy przykład powinien nam wszystkim uzmysłowić, jak ważnym elementem Queen był (jest) Deacon. nie trzeba słuchać Cosmos Rocks by się o tym przekonać

Dla mnie John zawsze był ważny w Queen. Tak samo Roger i Brian i Freddie. Choc przyznaję, że w życiu bym nie wpadła na to, że zmiana jego stylu grania (zresztą ja nawet tej zmiany za bardzo nie zauważyłam ._. Musze się jeszcze wiele nauczyć) mogłaby mieć taki wpływ na zespół.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ziutek98



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 3947
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 8:22 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bo bas w ogóle wbrew pozorom jest cholernie ważnym instrumentem w każdym zespole Wink Już nie mówię o ekstremach w stylu jak wazny jest dla brzmienia, bo to wie każd, kto przesłuchał wiadomą płytę Metalliki Wink natomiast nawet sobie nie zdajemy często sprawy, jak wiele melodyki utworu przemyca nam do ucha właśnie podkład basowy. Dlatego zawsze wyniosę ponad basistę grającego niezmiennie prymy na osiem (choć i to jest ważne dla dynamiki) muzyka, który w linię basową takie smaczki w swoich zagrywkach umie wpleść. I dlatego to, co robił John w latach '70 a potem na dwóch ostatnich za życia Freddiego płytach (na MiH już się lekko rozleniwił w sumie...) wywołuje u mnie niezmiennie banana na twarzy, gdy tylko tych utworów słucham Smile Ale cóż, może to tylko moje zboczenie zawodowe... Wink
_________________
PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
krs



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 1677

PostWysłany: Sob Lut 12, 2011 10:52 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.youtube.com/watch?v=tDt-VGaD6fU&feature=related

to jakby ktoś chciał sobie sobaczyć funkcje i pograć w wolnym czasie.

a to jedna z moich ulubionych linii basu Johna - uwielbiam ją. też do podpatrzenia funciaków:

http://www.youtube.com/watch?v=WoB4qRkyldc&feature=related

w ogóle chłopak całkiem przyjemnie gra - widać, że John jest dla niego inspiracją... no i można podpatrywać funkcje w miły i spokojny sposób.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Lecri



Dołączył: 16 Sty 2010
Posty: 159
Skąd: Pomorze

PostWysłany: Pon Lut 14, 2011 5:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jeśli już jesteśmy przy Johnie to wczoraj przypomniała mi się jedna rzecz, która świadczy o tym jak bardzo cenię sobie jego bas.
Stone Cold Crazy cover Metallici, który lubię, ale za każdym razem jak go słucham bardzo mi brakuje basu Johna. Perkusji Rogera zresztą też, słuchając coveru momentami czuję się jakbym słyszała automat perkusyjny, zero wyczucia Confused
Możliwe, że gdyby nie ten cover nie zdała bym sobie sprawy jak bardzo lubię bas w tym utworze Wink

W The Fairy Feller's Master-Stroke też jest jedna z tych linii basu jaką uwielbiam. I od razu przypomina mi się jeszcze Dead On Time, tu Roger też jest świetny. I coraz bardziej żałuję, że nigdy nie odważyli się zagrać tego rockera na żywo. Dead On Time to mógłby być jeden z killerów koncertowych, jeśli tylko by im wychodził.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ziutek98



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 3947
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto Lut 15, 2011 3:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wyczucia oczekujesz, od Ulricha? Laughing
_________________
PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Lecri



Dołączył: 16 Sty 2010
Posty: 159
Skąd: Pomorze

PostWysłany: Wto Lut 15, 2011 6:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A czy ja napisałam, że tego od niego tego oczekuję? Tylko napisałam dlaczego zdecydowanie wolę perkę Rogera Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ziutek98



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 3947
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sro Lut 16, 2011 2:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No to znaczy, że słuch masz jak najbardziej w porządku... Wink No i, chociaż akurat na bas w SCC nigdy nie zwracałem uwagi, tak spodziewam się, że brzmi to wiele gorzej, gdy za czterostrunowe wiosło w Metallice w onym czasie łapał Newsted - basista naprawdę niezły technicznie, ale jednak z dość topornym stylem gry i bez większego uczucia w niej. Jest świetny do wypełniania niskich rejestrów w kapeli heavy metalowej i muzyka zyskuje dodatkowego "mięcha", ale finezji żadnej w tym nie ma.

Ale zaczepisty offtop Very Happy
_________________
PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG
Maciej



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 1329
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob Lut 19, 2011 10:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A więc waszmościowie i wy szlachetnie urodzone panny, przechodzimy do
Under Pressure i tradycyjna prośba do modoadminów Wink

Utwór to zaiste ekstraordynaryjny,wyjątkowość jego polega na tym że jest to jedyny przypadek w w dyskografii Królowej gdzie w utworze studyjnym zaśpiewał inny znany wykonawca,a nawet jest współautorem.Trzeba też nadmienić że Bowie poza tym zagrał na klawiszach.
Piosenka nagrana podczas spotkania w studiu w Montreux, szybko jak tornado.David Bowie przybył tam nagrać chórki do „Cool Cat” a skończyło się wspólną kompozycją którą dziś na warsztat bierzemy. Smile
Kompozycja wyszła od Freddiego ale wszyscy w niej partycypowali,spore części utworu mają swą genezę w jamie między muzykami a Bowiem.
Dziś jak wiemy z wywiadów z Mackiem, pomysł Freddiego na improwizowane partie wokalne jest częsciowo prawdą bo Freddie owszem nie znał partii Davida śpiewając swoje,za to Bowie trochę „oszukał” i odsłuchał to co wcześniej przygotował Freddie i dopiero wyszedł że swoimi propozycjami Wink
Cały utwór w zasadzie opiera się na wokalach Freddiego i Bowiego o których mozna sporo podyskutować, to wokale są paliwem kompozycji, sporo scatu, czasem falset, to znów normalny śpiew, harmonie wokalne.
Utwór kowerowany niemal równie często co Zeus zdradzał Herę.
Warto zwrócić uwagę na motyw basowy Exclamation ,który byłwał zapożyczany, przerabiany etc.

Wspaniały rezultat spotkania dwójki wielkiej klasy artystów czy niepotrzebna kooperacja pary zagubionych w owym czasie mistrzów którą niezbyt lubicie? Kawał niebanalnego rockowego kawałka czy taka sobie piosenka stworzona w nadmiernym w pośpiechu?
_________________
Light the fire, feast
Chase the ghost, give in
Take the road less traveled by
Leave the city of fools
Turn every poet loose

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Numer GG
Jaszek



Dołączył: 08 Lis 2010
Posty: 701
Skąd: Zawoja/Kraina Rhye

PostWysłany: Nie Lut 20, 2011 2:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak dla mnie świetny kawałek, magiczna wręcz hipnotyczna linia basu wspaniale śpiewający i uzupełniający się Bowie i Mercury ale duży minus za beznadziejny teledysk...
Szkoda tylko że Queen tak rzadko nagrywali coś z innymi muzykami...
_________________
I'm slightly mad
Oh dear
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Numer GG WP Kontakt
Aia



Dołączył: 02 Gru 2010
Posty: 200
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie Lut 20, 2011 4:55 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie jest to jeden z moich ulubieńców w dorobku Queen, tym niemniej numer bardzo przyjemny w odbiorze. Miło rozhuśtany, pulsujący, może nie do końca "hotspejsowy", ale wpisujący się rytmicznością i specyficznym bujaniem w funkowe poszukiwania chłopaków z tamtego czasu.
Bardzo podobają mi się partie pstrykane i klaskane na początku i na końcu, to zdecydowanie najfajniejsze momenty całości.

Wyśmienicie, bez zaawansowanej kombinatoryki daje się go wytańczyć, co dla mnie, jako osoby mobilnej Wink, jest zawsze szczególną zaletą, pozostającą w znacznej mierze niezależną od czysto muzycznych doznań i energetyczno-mistycznych uniesień. Tych ostatnich Under Pressure mi niestety ni okruszyny nie przynosi. Tak naprawdę nie jestem z nim w żaden sposób emocjonalnie związana, po prostu nie działa na mnie na tej płaszczyźnie totalnie. Nie potrafię określić dlaczego tak się działo i dzieje, to poza zasięgiem mojej percepcji. Pozostaję wobec niego całkiem obojętna, ni mnie ziębi, ni grzeje.
Może to przez Davida, którego jęczący wokal w tym utworze mi nie za bardzo leży, a może to jakiś szczególny rodzaj dystansu ze strony samego Freda, który jest dla mnie w pewien irracjonalny sposób wyczuwalny. Abstrahując jednak od tych czysto subiektywnych, osobistych odczuć...Jest to na pewno jeden z ciekawszych numerów, jakie wyszły z rąk Królowej w latach '80. Niebanalny, poszukujący, bawiący się konwencją.

Teledysk jest średni, jak na Queen. Popełnione zostały przy okazji Hot Space duuuuużo lepsze rzeczy Cool.

Nie za bardzo rozumiem jego ideę, pozostaje w jaskrawym kontraście do moich wyobrażeń odnośnie treści i interpretacji tekstu. Z jednej strony jest aż nader względem niego dosłowny, z drugiej zupełnie w niego "nie wchodzi", aprzy tym niejako narzuca widzowi obrazy uniemożliwiające podróż w głąb słów na własną rękę, które jednak, w przeciwieństwie do chociażby Calling All Girls (gdzie tekst klarowny jak rosół potraktowany białkiem) na takie meandrowanie myśli pozwalają. Trochę szkoda. Ma jednak "momenty". Niezłe są natomiast graficzne kolaże, efekty kalejdoskopowe, czy jak je tam nazwać w centralnej partii, pozostające w bezpośredniej korelacji z pulsującą muzyką i nawiązujące do popartowej koncepcji okładki HS. Podobają mi się też sceny wybornych filmowych wrzasków przekładające się na wycia obu panów Smile.
_________________
Errare humanum est...

SERDUCHA SERDUCHOM
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
daga
Site Admin


Dołączył: 29 Paź 2003
Posty: 11065
Skąd: Warszawa - Ursynów

PostWysłany: Nie Lut 20, 2011 5:21 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pozycja nr. 1 UK i Holandia; 29 USA, 88 Japonia, 8 Australia, 10 Austria i Szwajcaria, 21 Niemcy,
Ukazał się także w USA, Japonii, Holandii, Niemczech, Francji, Włoszech, Portugalii, Jugosławii, Bazyli, Meksyku, Kolumbii, Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie, Hong Kongu.
12" wersje ukazały się w Niemczech, Holandii i Kolumbii. Wydanie kolumbijskie miało winyl w kolorze zielonym i żółtym (prawdopodobnie również w innych kolorach).

SINGIEL UNDER PRESSURE DOCIERA DO 1 MIEJSCA I SPĘDZA W SUMIE 10 TYGODNI NA LIŚCIE I STATUS SREBRNY W UK

GENERAŁ GALTIERI OKREŚLIŁ UNDER PRESSURE JAKO ELEMENT BRYTYJSKIEJ PROPAGANDY W ARGENTYNIE. (czas wojny o Falklandy)

W 1991 ROKU RIFF Z UNDER PRESSURE WYKORZYSTAŁ VANILLA ICE W UTWORZE ICE ICE BABY

UNDER PRESSURE BYŁO MIXOWANE W NOWYM YORKU PRZEZ FREDDIE'GO, ROGERA I BOWIE'GO

W UNDER PRESSURE UŻYTO ELEKTRYCZNYCH ORGANÓW HAMONDA, NA KTÓRYCH GRAŁ FREDDIE

# NAGRYWANIE UNDER PRESSURE TRWAŁO 24h W MONTREUX I PARĘ TYGODNI PÓŹNIEJ W NOWYM JORKU W 18h

POMYSŁ TEKSTU I TYTUŁU DO UNDER PRESSURE JEST FREDDIE'GO I DAVIDA

WE WRZEŚNIU 2005 MAGAZYN STYLUS UZNAŁ LINIE BASU W UNDER PRESSURE ZA NAJBARDZIEJ POPULARNĄ W HISTORII MUZYKI

JOHN JAKO TWÓRCE LINI BASSOWEJ W UNDER PRESSURE WSKAZUJE BOWIEGO TEN ZAŚ TWIERDZI, ŻE JAK JUŻ ZJAWIŁ SIĘ W STUDIO ONA JUŻ ISTNIAŁA ZAŚ BRIAN I ROGER WSKAZUJĄ NA JOHNA

BOWIEMU NIE SPODOBAŁ SIĘ COOL CAT Z JEGO WOKALEM I POPROSIŁ O JEGO USUNIĘCIE. WOKAL WMONTOWAŁ MACK Z SESJI UNDER PRESSURE. Z TEGO POWODU BYŁY OPÓŹNIENIA W WYDANIU ALBUMU,


sorry za duże literki ale kopiuje z mojej strony queen.cba.pl
_________________
http://www.wierszetakzwane.prv.pl/
http://www.deaky.prv.pl/
http://www.queen1991.blog.pl
http://www.queen.blox.pl
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Numer GG
LepP



Dołączył: 08 Sie 2008
Posty: 699
Skąd: trójmiasto

PostWysłany: Nie Lut 20, 2011 5:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Vaniliowy chłopak nie wykorzystał linii basu z UP. dodał do niej jedną nutkę i wg prawa mógł podpisać swoim nazwiskiem. "Inspiracje" są oczywiste, ale tak to wygląda od strony praw autorskich.
_________________
LepP
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum.Queen.PL (tylko do odczytu) Strona Główna -> Queen - Ogólne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 48, 49, 50  Następny
Strona 49 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group. Dopracował: Piotr^ Kaczmarek