Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Shoryuken
Dołączył: 26 Mar 2010 Posty: 358 Skąd: ja mam to k***a wiedzieć?
|
Wysłany: Czw Cze 17, 2010 7:39 pm Temat postu: |
|
|
Generalnie zespół bardzo lubię choć etap młodzieńczego buntu mam już za sobą. Mimo to lubię wracać do większości kawałków, głównie chyba ze względu na ich szczerość. Do obejrzenia DVD Live at reading się przymierzam choć powoli. Mając na uwadze standardową jakość ich występów na żywo to nie spodziewam się rewelacji. Niekoniecznie dlatego, że Kobain na żywo śpiewać nie potrafi. Raczej dlatego, że nigdy nie lubił występować przed publiką co widać chyba w każdym z ich występów. _________________ http://www.lastfm.pl/user/Shoryuken10 |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią Cze 18, 2010 3:37 pm Temat postu: |
|
|
Jak bym miał problemy ze śpiewaniem w tonacji bez podciągania w studio, to też bym unikał koncertów. A jak się ma w penisie publiczność, to nie należy brać pieniędzy za występy. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Pią Cze 18, 2010 3:41 pm Temat postu: |
|
|
Shoryuken napisał: | Do obejrzenia DVD Live at reading się przymierzam choć powoli. Mając na uwadze standardową jakość ich występów na żywo to nie spodziewam się rewelacji. Niekoniecznie dlatego, że Kobain na żywo śpiewać nie potrafi. Raczej dlatego, że nigdy nie lubił występować przed publiką co widać chyba w każdym z ich występów. |
A DVD jest całkiem fajne...! O! _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Pią Cze 18, 2010 3:59 pm Temat postu: |
|
|
Shoryuken napisał: | Raczej dlatego, że nigdy nie lubił występować przed publiką co widać chyba w każdym z ich występów. | Problemy zaczęły się przede wszystkim po zdobyciu popularności po 1991 roku. Wypięcie na publiczność wynikało z wypięcia na show biznes (wywierano na Kurta presję o jeszcze bardziej przebojowe kawałki w stylu Smells Like... dlatego też zrobił im niezły numer wydając In Utero - chyba najambitniejsze ich dzieło). Duża popularność doprowadzała do tego że Cobain zaczynał mieć coraz bardziej w dupie całe to towarzystwo. Coś jak u Watersa. O postępującym uzależnieniu do narkotyków nie wspominając. |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią Cze 18, 2010 4:25 pm Temat postu: |
|
|
Werty napisał: | Coś jak u Watersa. |
Jeżeli już miałbym porównywać Cobaina do Watersa, to tylko na polu wokalnym - obaj fałszowali na scenie i nie potrafili śpiewać technicznie poprawnie. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Pią Cze 18, 2010 4:37 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | Werty napisał: | Coś jak u Watersa. |
Jeżeli już miałbym porównywać Cobaina do Watersa, to tylko na polu wokalnym - obaj fałszowali na scenie i nie potrafili śpiewać technicznie poprawnie. | Po co Cobain miałby śpiewać poprawnie skoro stylistyka tego nie wymagała? Ryk to był jego znak rozpoznawczy i jak najbardziej zgodny z całością formy element.
Oboje nie byli dobrymi śpiewakami (tzn takimi którzy oszałamiają "wyciąganymi" przez siebie nutami). Ale nie ulega wątpliwości że byli charakterystyczni. Barwa głosu (u Watersa szczególnie od The Final Cut) i ekspresja to ich znaki rozpoznawcze.
A analogia jak najbardziej trafna jeśli już myślimy o tym "co" się działo... "Jak" to zupełnie inna sprawa.
Ostatnio zmieniony przez Werty dnia Pią Cze 18, 2010 4:47 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Pią Cze 18, 2010 4:47 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | Werty napisał: | Coś jak u Watersa. |
Jeżeli już miałbym porównywać Cobaina do Watersa, to tylko na polu wokalnym - obaj fałszowali na scenie i nie potrafili śpiewać technicznie poprawnie. |
A Ty wiesz, że nie każda muzyka to Marillion i Division Bell? Gdyby Kurt nagrywał rzecz instrumentalnie podobną do High Hopes i spiewał tak jak śpiewał- to przyznałbym Ci jak najbardziej rację. Ale... halo... nie ten styl. Tu się zupełnie coś innego liczyło. To miało być brudne, niedoskonałe, szczere, wykrzyczane.
Nie wiem, w Slayerze też pan Araya śpiewa za mało ładnie? Nie wiem, dla mnie to trochę jak zarzucanie Rembrandtowi, że kiepsko ołówkiem szkicuje... No i? _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 12:35 pm Temat postu: |
|
|
Nie rozumiemy się. Podam zatem przykład: jeżeli w VH1 Cobain atakuje mnie bezczelnym wyciem poza tonacją w Where Did You Sleep Last Night (MTV Unplugged - ponoć taaaaki świeeetny koncert!) - jak by nie było balladce, w której NIE MA MIEJSCA na żaden krzyk, ryk i wuwuzele, to o czym to świadczy? Może i do tego dorobicie sobie jakąś teorię, że przemawiała przez niego natchiona chęć fałszu, który jest personifikacją [tu sobie dopiszcie]...?
I mean... come ooooon! Nie róbmy z gościa ołtarza szczerości tylko dlatego, że potrafił się nadrzeć i zmarło mu się przedwcześnie! Rozumiem zasadę de mortuis nihil nisi bene, ale są pewne granice! Jeżeli gość fałszuje i nie potrafi śpiewać, to trzeba umieć to powiedzieć in the face, a nie zasłaniać się kultowością Cobaina w kręgach trampkarzy. Owszem, Nirvana wysmażyła kilka niezłych hitów, do dziś jest świetna gdy człowieka wkurwiają pryszcze na twarzy, ale z tej muzyki zwyczajnie się wyrasta, gdy tylko człowiek pozna nieco bardziej wyrafinowanych artystów, którzy nie fałszują i nie mają swoich fanów w dupie.
Ja z kolei pisałem tylko i wyłącznie o koncertach, na których facet ewidentnie nie trafiał w dźwięki, choć bardzo chciał. Studyjnie był cacy, ale przecież Axl na Chinese Democracy też jest. Ja rozumiem, że w Smells Like trzeba się nadrzeć i nie musi to być piękne, ale kurwa! Jeżeli koleś męczy moje uszy fałszem i to w mainstreamie a nie na jakichś bootlegach (które nota bene pogrążają go totalnie), to ja pierdolę takiego artystę! Tym bardziej, że znam kilkunastu lepszych wokalistów w grunge'u, choćby Ray Wilson w Stiltskin sprawdza się lepiej, mając nieporównywalnie większe możliwości wokalne i równie mocną siłę wyrazu. Tak więc dajmy spokój Tomowi Araya i jego anginie, boskiemu Marillion (so, how did ya find TSE? Does Size really Matter?) i niedocenianemu Division Bell - mam nadzieję Fenderku, że rozumiesz już teraz co miałem na myśli. _________________
Ostatnio zmieniony przez Incubus dnia Sob Cze 19, 2010 12:58 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
zinger menu
Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 396 Skąd: dzikie kraje
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 12:58 pm Temat postu: |
|
|
O jessu, ale to o bardzo wielu kultowych muzykach można tak powiedzieć, matko święta... Całą swoją uwagę skupiasz na wokalu? Nie powiesz mi, że twórczość Guns'n'Roses to dno, a jednak Axl jest koncertowym wyjcem przecież, i to od samego początku. Muzykę należy oceniać wedle jej przeznaczenia, wedle postanowień artysty. Tak jak napomknął Fenderek, charakter muzyki Cobaina to szczerość, prostota przesłania, bunt. Tutaj Twoja "techniczna poprawność" jest na dalszym planie, chodzi o silne, burzliwe emocje, aurę tych kawałków. Ta muzyka pełni zupełnie inną rolę niż profesjonalny Pink Floyd czy King Crimson.
A jeśli już tak zależy Ci na technicznej poprawności śpiewu, to chyba zły gatunek muzyki sobie upatrzyłeś (rock, prawda?). Powinieneś celować raczej w operę - czysto techniczny śpiew, podparty przeponą, profesjonalnie dobywany głos... _________________ 2009 edo bentley continental gt speed 2006 edo volkswagen touareg red black |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 1:05 pm Temat postu: |
|
|
No i po co ten sarkazm? To, że nie trawię śpiewu jednego raptem gościa, nie znaczy wcale, że muszę iść zaraz do opery bo tylko to mi pozostało. To prawda, zwracam szczególną uwagę na wokal - być może dlatego spotkaliśmy się właśnie na tym forum. I wcale nie musi on być perfekcyjny, ja oczekuję od wokalisty jednej, fundamentalnej cechy: musi potrafić śpiewać czysto! Nie musi mieć modulacji Fisha i siły Freddiego, może bąkać pod nosem jak Dylan lub jęczeć jak Waters, ale jeżeli fałszuje, to dla mnie jest skreślony, bez względu na gatunek muzyki, jaki uprawia. Nie wiem, prawdopodobnie wszystkie osoby z piętnem słuchu absolutnego tak mają, mnie Kurt kłuje w uszy, tak samo jak nie mogę słuchać orkiestry, która nie stroi w punkt. Nic na to nie poradzę.
Ale wróćmy do tego Where Did You Sleep Last Night - gdzie tu masz te swoje silne, burzliwe emocje? Przecież na tym można usnąć. Facet fałszuje jak pies pod bramą, pod kawałek o konstrukcji cepa, ale - tak jak się spodziewałem - zaraz zostanie do tego dorobiona magiczna otoczka, aura zajebistości or whatever... _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 2:30 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | jeżeli w VH1 Cobain atakuje mnie bezczelnym wyciem poza tonacją w Where Did You Sleep Last Night (MTV Unplugged - ponoć taaaaki świeeetny koncert!) - jak by nie było balladce, w której NIE MA MIEJSCA na żaden krzyk, ryk i wuwuzele, to o czym to świadczy? |
O tym że nie złapałeś o co chodzi w tym wykonaniu.
Primo- jest w tonacji. Sorry stary- ale mieści się. Ledwo, ledwo- ale się mieści. Co tylko sprawia że rzecz jest bardziej dramatyczna, na krawędzi. Cobain nie ma ładnego głosu, łąmie mu się i to mu można zarzucić.
Secundo- w tym kawałku właśnie jest miejsce na ten krzyk, jak najbardziej. Co- bo ballada to ma być nudnie od początku do końca? Sorry,a le momentami i Hogarth się w niektórych kawałkach wydziera- wtedy to jest ekspresja. I spoko- bo jest. Kurt miał takie a nie inne możliwości- i dawał z siebie jednak dużo. Co słychac ZWŁASZCZA w tym kawałku. Ty się skupiasz na tym czy w tonacji jest idealnie czy nie- dla mnie w tym stylu to jest sprawa drugoplanowa. Póki nie fałszuje (a jeśli mi próbujesz wmówić, ze on w tym kawałku fałszuje, to się nigdy w tym temacie nie dogadamy) wszystko gra...
Rzecz nie jest łątwa, lekka i przyjemna. ona ma zgrzytać. Nie wiem skąd bierzesz oczekiwania wobec tej muzyki i tego stylu takie a nie inne, ale... gubisz coś, IMO... To nie Pink Floyd, to nie Marillion, to nie rock progresywny. To jest zupełnie inna stylistyka, kompletnie inny obszar estetyczny, kompletnie inne rzeczy wychodza na plan pierwszy.
Incubus napisał: |
Ale wróćmy do tego Where Did You Sleep Last Night - gdzie tu masz te swoje silne, burzliwe emocje? |
W głosie je masz. W barwie, we frazie. Może Ci nie odpowiadać- spoko, ale... nie wiem, bo Tobie się nie podoba to już nic sobą nie przedstawia?
Incubus napisał: | kawałek o konstrukcji cepa |
To Nirvana- a nie Yes czy Mahavishnu Orchestra...
I nie wiem, ja nie próbuję ani nie robię z Cobaina jakiegoś boga- nigdy nim dla mnie nie był, nigdy nie będzie Ale COŚ sprawiło, że tyle płyt się sprzedało, że miał taką a nie inną popularność (jeszcze przed śmiercią), że tak wielu młodych ludzi widziało w tym szczerość, ze facet jednak w jakiś tam sposób stał się jednym z głosów tamtego pokolenia... I powtarzam- to było przed śmiercią, nie po. _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/
Ostatnio zmieniony przez Fenderek dnia Sob Cze 19, 2010 2:43 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 2:43 pm Temat postu: |
|
|
Tak jak mówisz, nie dogadamy się w tym temacie, gdyż lata mojej edukacji muzycznej pozwalają mi rozpoznać dysonanse, gdy je słyszę. A że nie każdy ma na tyle wyczulony słuch, nie każdy potrafi nazywać dźwięki które słyszy - to już inna sprawa, szalenie indywidualna. W ogóle strasznie teraz wymyślasz, nie istnieje takie pojęcie, że coś się "ledwo mieści" w tonacji - rzecz jest bardziej czarno-biała, niż Ci się wydaje. Tonacja to nie wiadro gnoju żeby coś się "ledwo mieściło" i dźwięki albo są trafione, albo NIE. As simple as that. Jesus! Komu ja to muszę tłumaczyć! W przypadku tego konkretnego wykonania - są momenty, kiedy Kurt ewidentnie odpierdala chałę. I tak jak pisałem, można sobie do tego dorabiać fabułę i ideologię, widzieć chrystusowe męki w zwykłej folkowej przyśpiewce pod ognisko, ale fakty są takie, że facet ma wszystko w dupie, zwyczajnie fałszuje i powie Ci to każdy, kto ma odpowiednio wyczulony/wykształcony słuch. I właśnie to zarzucam Cobainowi jako artyście - miał w dupie swoich fanów, nie starał się na koncertach, choć mógł dawać z siebie znacznie więcej. Do czego obligują biletowane, płatne występy. Ja bym gościowi grosza nie dał za to podejście i ten poziom artystyczny, tylko tyle chciałem powiedzieć.
No i oczywiście mogę się wypowiadać jedynie za siebie, co MI się podoba lub nie, chyba o to chodzi w dyskusjach tutaj, prawda? Zdaję sobie sprawę, że atakując sposób śpiewania Cobaina i jego podejście do fanów w temacie o Nirvanie jestem skazany na pożarcie, bo przecież fanatycy będą klaskać nawet wtedy, gdy ich bóstwo pluje im w twarz - bardziej lub mniej pośrednio... ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego gdzie ja to mam, right? Wyraziłem swoją opinię i... tyle. Napisałem DLACZEGO mi się to nie podoba, nie było to na zasadzie "bo nie i chuj", podałem swoje argumenty, a chyba każdy ma prawo do własnego zdania, prawda?
Fenderek napisał: | Ale COŚ sprawiło, że tyle płyt się sprzedało, że miał taką a nie inną popularność (jeszcze przed śmiercią) |
Incubus napisał: | Ja z kolei pisałem tylko i wyłącznie o koncertach, na których facet ewidentnie nie trafiał w dźwięki, choć bardzo chciał. Studyjnie był cacy, ale przecież Axl na Chinese Democracy też jest. |
Tia... _________________
Ostatnio zmieniony przez Incubus dnia Sob Cze 19, 2010 2:56 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 2:55 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | Tak jak mówisz, nie dogadamy się w tym temacie, gdyż lata mojej edukacji muzycznej pozwalają mi rozpoznać dysonanse, gdy je słyszę. W ogóle strasznie teraz wymyślasz, nie istnieje takie pojęcie, że coś się "ledwo mieści" w tonacji - rzecz jest bardziej czarno-biała, niż Ci się wydaje. Tonacja to nie wiadro gnoju żeby coś się "ledwo mieściło" i dźwięki albo są trafione, albo NIE. Jesus! Komu ja to muszę tłumaczyć! | Albo gnój albo chuj...
Przyznaj po prostu że masz uprzedzenie do tego zespołu.
Edukacja muzyczna swoją drogą... Ale sama muzyka to nie tylko edukacja i normy. Albo się czuję albo nie. Nie trzeba stawiać czegoś niżej od drugiego bo np o kurwa to przeelitarny progressive a tamto to tylko trzy akordy, darcie mordy i "o mój boże jak on śmiał zaśpiewać poza skalą". To jest piękno muzyki. Pewne ramy i kanony z jednoczesnym och przekraczaniem, łamaniem.
Ostatnio zmieniony przez Werty dnia Sob Cze 19, 2010 4:01 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:00 pm Temat postu: |
|
|
Werty napisał: | Przyznaj po prostu że masz uprzedzenie do tego zespołu. |
Otóż nie mam! Podoba mi się kilka kawałków Nirvany w wersjach STUDYJNYCH - np. Heart Shaped Box lubię bardzo i słucham często. Podkreślałem już wielokrotnie, że zastrzeżenia mam WYŁĄCZNIE do ich występów i podejścia Cobaina do swoich fanów, tylko to mnie drażni. Studyjnie Nirvana jest dla mnie ok, odpowiednio wygłaskana i podciągnięta w stosunku do ich faktycznych możliwości prezentowanych na żywo (to tak a propos szczerości). Natomiast rzeczywiście możemy uznać, że nie "czuję" tej specyficznej ekspresji, w której Cobain "ledwo się mieści". No i to by było mniej więcej tyle. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:08 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | Może i do tego dorobicie sobie jakąś teorię, że przemawiała przez niego natchiona chęć fałszu, który jest personifikacją [tu sobie dopiszcie]...?
|
Po prostu- jeśli ktoś w danym utworze, danej muzyce, danym stylu widzi, znajduje, słyszy coś zupełnie innego niż Ty- to sobie dorabia teorię. Tak?
To rzeczywiście nie mamy o czym dyskutować (zresztą i tak wyjeźdżam na tydzień ).
Dobra, z jednym się zgodzę. Są dysonanse. No i? Kurt powinien iść na lekcje śpiewu? Wtedy nie byłby tym kim był. Mnie nie zawsze dysonanse przeszkadzają. Czasem mała niedoskonałość sprawia, ze rzecz staje się doskonała. Kilka wykonań Freda przy których mam ciarki na żywo doskonałych nie jest bynajmniej- Fred ryzykował i czasem wyszło a czasem bardzo nie, ale słychać odwagę, brawurę, słychać jego, nie wyuczoną partię a próbę zinterpretowania jej inaczej. W niektórych momentach to pasuje- w innych ani trochę. Spoko, możesz jak najbardziej oczekiwać idealnych i tylko czystych dźwięków, zwracac uwagę tylko na technikę, patrzeć na Nirvanę przez pryzmat czystej teorii muzycznej (that's the first)- spoko. Możesz. Tylko nigdy fenomenu Nirvany wtedy nie zrozumiesz (choć domyślam się, ze Ci na tym nie zależy- i to też jest OK)- no ale czy ludzie którzy coś w tej muzyce znajdują będą dla Ciebie głupcami, głuchymi tudzież za mało wykształconymi muzycznie? Bo przecież muszą sobie dorabiać coś? Otwartosci na inne doznania (nawet te obce) i na inne punkty widzenia w takim razie zbyt wiele nie widzę... o szacunku nawet nie wspomnę...
Werty napisał: | Nie trzeba stawiać czegoś niżej od drugie bo np o kurwa to przeelitarny progressive a tamto to tylko trzy akordy, darcie mordy i "o mój boże jak on śmiał zaśpiewać poza skalą". To jest piękno muzyki. Pewne ramy i kanony z jednoczesnym och przekraczaniem, łamaniem. |
Dokładnie. Zresztą, drobne fałsze (czasem nie takie drobne) to i na płytach Zeppelinów czy Beatlesów słychać... _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:15 pm Temat postu: |
|
|
Hmm...
Fenderek napisał: | Primo- jest w tonacji. Sorry stary- ale mieści się. Ledwo, ledwo- ale się mieści.
(a jeśli mi próbujesz wmówić, ze on w tym kawałku fałszuje, to się nigdy w tym temacie nie dogadamy) |
vs.
Fenderek napisał: | Dobra, z jednym się zgodzę. Są dysonanse. No i? |
No i... chyba nie jesteś dziś w formie Fenderku bo zaczynasz sam sobie przeczyć. A może to wpływ moich argumentów...? Bo widzisz, tylko po to wspominałem o wykształceniu muzycznym - abyś miał świadomość, że nie wmówisz mi czegoś zupełnie sprzecznego z tym, co sam doskonale słyszę. Nie zamierzam tutaj zarzucać komukolwiek czegokolwiek, zwyczajnie bronię własnych odczuć. Jeżeli słyszę, że Cobain się nie stara i wychodzi poza tonację, to za Chiny ludowe nie dam sobie powiedzieć, że się w niej "ledwo mieści". Być może inni rzeczywiście słuchają Cię tutaj jak Kaczkowskiego, lecz ja akurat mam własny słuch i zdanie.
I hej! Nigdzie i nigdy nie napisałem, że "osoby, które znajdują coś w muzyce Nirvany są głupcami", zwyczajnie wciskasz mi w usta obce słowa i to już absolutnie nie jest fair! Trzymaj poziom. A najlepiej przeczytaj jeszcze raz moje wypowiedzi, do czego się przyczepiam i co mi przeszkadza w WYSTĘPACH tego WOKALISTY. _________________
Ostatnio zmieniony przez Incubus dnia Sob Cze 19, 2010 3:21 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:20 pm Temat postu: |
|
|
Incubus - skoro nie trawisz głosu Kurta, to czemu się tu aż tyle o tym rozpisujesz? Wiemy, że takie darcie mordy Ci nie pasi, w porządku. |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:22 pm Temat postu: |
|
|
Bo widzisz, nie lubię gdy mi się wmawia, że czarne jest białe, a tak właśnie się tutaj porobiło... _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:30 pm Temat postu: |
|
|
Jak się porobiło? Wytłumacz, proszę. |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:51 pm Temat postu: |
|
|
hmm... tak sobie patrzę na tę dyskusję... pozwólcie na małą refleksję. moi drodzy, stawianie kurta (czy nirvany w całości) w kontekst poprawności muzycznej - czy też, jak pisał Incubus, "starania się na koncertach" - stanowi niestety o zupełnej nieznajomości tego zespołu. kurt wielokrotnie podkreślał swoje niedbałe podejście do gitary jako instrumentu oraz wokalu. dlaczego? ano dlatego, że kurt odnosił się w linii prostej do tradycji punkowej i jeżeli ktoś tego nie rozumie, to wychodzi 'mała kapryśność relatywizmu'. kurt z największą pogardą mówił o muzyce, która jest 'poprawna'. pierwsza wersja in utero była zupełnie inna - kurt chciał nagrać album trzasków, pisków i fałszów, który jako całość grałby pięknie na strunach uczuć - stąd również jego niechęć do produkcji nevermind, które uważał za zbyt czyste i poprawne. in utero ostatecznie także wygładzono, choć nie tak jak nevermind. to co robił na koncertach było najbliższe tego, co chciał osiągać w kwestii brzmienia i interpretacji.
ps. Incubus - w fałszach Cobaina jest więcej uczucia niźli w kilkuset wybitnych technicznie wykonaniach razem wziętych - stąd siła jego muzyki.
Ostatnio zmieniony przez krs dnia Sob Cze 19, 2010 3:58 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 3:58 pm Temat postu: |
|
|
Oj, o tym to my wiemy, Nirvana była najbardziej punkowa pod tym względem ze wszystkich słynnych zespołów Seattle. Dyskusja przeniosła się jednak na bardziej uniwersalny tor tzw odbioru muzyki, tego czym jest i czym może być. Sam punk nie byłby tu dobrym argumentem.
Ostatnio zmieniony przez Werty dnia Sob Cze 19, 2010 4:02 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:01 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | Bo widzisz, tylko po to wspominałem o wykształceniu muzycznym - abyś miał świadomość, że nie wmówisz mi czegoś zupełnie sprzecznego z tym, co sam doskonale słyszę. |
Ale Ty nagle wyskakujesz z czystą teorią muzyczną- ja mówię o odczuciach. Mówimy w końcu o muzyce rockowej. Dysonanse... Rany, posłuchaj Planta na żywo. Też momentami ostro leci obok. No i? Staje się w ten sposób mniejsza ikoną tego stylu? Ja nie mówiłem w kategoriach teorii muzycznej, nie rozprawiałem o septymach czy sekundach... Dla mnie facet się "ledwo mieści", bo jest na granicy, ale to ciagle IMO brzmi dobrze. Ty nagle wrzucasz tutaj teorię muzyczną- to i przynaję Ci rację. Patrząc na to z technicznego punktu widzenia- jest dysonans. Tylko... jednym z dysonansów jest zdaje się tryton- zdaje się też, że odgrywa i odgrywał w metalu niebagatelną rolę, no nie?
To nie opera, dlatego rzuciłem "that's the first" kiedy pisałem o patrzeniu na Nirvanę przez pryzmat teorii. Mówimy o człowieku który nie znał nut, który znał ledwie kilka akordów. W pierwszym poście patrzyłem na kontekst- dla mnie facet mieści się tam gdzie ma się zmieścić. Jest na tyle blisko tonacji, ze w tym stylu, w tym kontekście jest OK. Ty słyszysz chałę- ja słyszę coś co "ledwo, ledwo- ale jednak się mieści". Pierwiastek ludzki. Nazwij sobie to jak chcesz. Nigdy by mi nawet nie przyszło do głowy, żeby na Nirvanę patrzeć pod kątem czystej teorii. Jeśli chodzi o muzykę rockową, o tą a nie inna eskpresję- facet dla mnie jest w tym utworze w takich ramach w jakich ma być. Czysto nie jest (dlatego napisałem, ze jeśli rzeczywiście chcesz patrzeć na to tak bardzo technicznie- to są dysonanse), ale ja tam fałszu nie słyszę- bo facet nie odśpiewuje melodii, która musi iść tak i tak, rozpisana na nutach w dany sposób. Facet ma ją wykrzyczeć, wyjęczeć- i to robi. I to DLA MNIE brzmi dobrze. Dla mnie jest tam gdzie ma być. Na dysonansach, na takich zgrzytach niemal połowa muzyki rockowej się opiera. Dlatego pisałem, ze facet jest w tonacji. Ale nie pisałem tego na zasadzie "podyskutujmy o Nirvanie na konserwatorium". Dla mnie Cobain nie fałszuje (co napisałem za pierwszym razem), bo razem z instrumentarium to tworzy jedną całość. Jedną, bardzo ekspresyjną i bardzo konkretną, oryginalną całość. Jako całość działa- więc nie jest dla mojego ucha niezgodne. Jeżeli te wszystkie elementy ze sobą współgrają- to dla mnie wtedy rzecz "się mieści", jest "zgodna" Wprowadzasz do dyskusji teorię- to i wtedy zmieniamy kontekst rozmowy. I wtedy Ci rację przyznam. W tych kategoriach jest fałsz- ale też nie wpadłbym na to, zeby Cobaina oceniać w takich samych kategoriach jakimi patrzę na Hogartha, Placido Domingo czy nawet Gillana. Który tez fałszował, tak w ogóle...
Incubus napisał: | I właśnie to zarzucam Cobainowi jako artyście - miał w dupie swoich fanów, nie starał się na koncertach, choć mógł dawać z siebie znacznie więcej. Do czego obligują biletowane, płatne występy. |
A według mnie starał się bardziej niż to się wydaje- był szczery, odłsaniał się bardzo, co go kosztowało nieprawdopodobnie wiele. Nie śpiewał czysto- nie o to w tej muzyce chodziło, nie tego oczekiwali fani. Facet miał głosowo takie możliwości a nie inne- choby się skichał, starał się bóg wie jak- pewnych rzeczy by nie przeskoczył. Ba- pewnie skupiając się na tym aspekcie parę rzeczy by zgubił. _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/
Ostatnio zmieniony przez Fenderek dnia Sob Cze 19, 2010 4:08 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:02 pm Temat postu: |
|
|
rzecz cała w tym, że nirvana odnosiła się do tradycji punkowej - w tym kontekście wiele tekstów, które tu czytam tracą sens. zespoły takie jak alice the chains czy pearl jam traktowały muzykę już w zupełnie inny sposób... i do dziś śmieszy mnie zestawianie tych bandów w jednej linii. to zrobili niedokształceni muzycznie krytycy, którzy wszystko wrzucili błędnie do jednego wora.
a tak na podsumowanie: w rock&rollu w ogóle nie chodzi o to czy wokalista trafia w tonacje, gitarzysta w odpowiednie struny a bębniarz gra w punkt! tu chodzi o emocje i uczucia!!!
Ostatnio zmieniony przez krs dnia Sob Cze 19, 2010 4:05 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:04 pm Temat postu: |
|
|
krs - ok, ja o tym wiem, przerabiałem Nirvanę wieki temu, znam ten zespół, aczkolwiek fanem w Twoim rozumieniu na pewno nie ośmielę się nazwać. Rzecz w tym, że okres buntu mam już dawno za sobą i dziś nie odpowiada mi taka filozofia kultu bylejakości. Zwyczajnie - jeżeli artysta jest kiepskim muzykiem, to nie pozostaje mu nic innego, jak obmyślenie sprytnego marketingu. Bardzo chwytliwego, jak się okazało.
Fenderek - dzięki za wyjaśnienie, teraz już wiem o co Ci chodziło. Na przyszłość jednak postaraj się nie wmawiać mi czegoś, czego nie powiedziałem. Jestem na to uczulony.
Co do Planta, Gillana i innych artystów tej klasy - u nich fałsze są jedynie wypadkiem przy pracy, pierwiastek ludzki, jak to nazwałeś. Lecz oni absolutnie nie opierają swojej filozofii na tych niedoskonałościach i taka jest różnica, głównie to nie pozwala mi patrzeć na Nirvanę inaczej, niż na ciekawy eksperyment. _________________
Ostatnio zmieniony przez Incubus dnia Sob Cze 19, 2010 4:12 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:10 pm Temat postu: |
|
|
odbierasz to z zupełnie złych pozycji, choć z gruntu rozsądnie. spójrz na tradycję punka - na odbiór tej muzyki, ale i proces tworzenia. innymi słowy spójrz na sens. to rzecz na dłuższa dyskusję - ale podstawową jest rzeczą kwestia chęci zrozumienia, że bylejakość nie idzie w parze z niesieniem uczuć i emocji. |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:11 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | krs - ok, ja o tym wiem, przerabiałem Nirvanę wieki temu, znam ten zespół, aczkolwiek fanem w Twoim rozumieniu na pewno nie ośmielę się nazwać. Rzecz w tym, że okres buntu mam już dawno za sobą i dziś nie odpowiada mi taka filozofia kultu bylejakości. Zwyczajnie - jeżeli artysta jest kiepskim muzykiem, to nie pozostaje mu nic innego, jak obmyślenie sprytnego marketingu. Bardzo chwytliwego, jak się okazało. |
Problem w tym że Nirvana miała niesamowite szczęście a nie dryg do marketingu (kluczem do wybuchu popularności była emisja teldysku Smells Like...). Kurt potem żałował zdobytej sławy szczególnie jeśli chodzi o cały ten blichtr. Trudno tworzyć taki a nie inny typ muzyki kiedy jest się (o zgrozo!) celebrytą. Stąd powiedzenie "grunge is dead", które nie pojawiło się w 1994 roku a kilka lat wcześniej na krótko po zdobyciu sławy. Bo dla takiej muzyki mainstream był zwiastunem śmierci. |
|
Powrót do góry |
|
|
Incubus
Dołączył: 11 Sie 2009 Posty: 1386 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:14 pm Temat postu: |
|
|
W takim razie widzę tutaj ogromny problem z tożsamością, z cyklu "poproszę big maca, ale bez mięsa".
krs - wiem co chcesz powiedzieć i prawdę mówiąc zazdroszczę osobom, które widzą w punku więcej, niż ja, potrafią upajać się samymi emocjami i "szczerością" nieopierzonej muzyki, pomimo tych wszystkich niedoróbek. Muzyka, której ja słucham na co dzień również jest szalenie emocjonalna i niełatwa w odbiorze, lecz mimo wszystko prezentuje bardzo wysoki poziom instrumentalny, wliczając w to wokal jako kluczowy instrument. Znam wiele przykładów na to, że perfekcja potrafi być równie szczera, a dodatkowo z definicji przenosi muzykę na znacznie wyższy poziom, zwyczajnie nieosiągalny dla tych wszystkich garażowych kapel. Dlatego ciężko jest mi teraz powrócić do czasów, gdy styl i poziom muzyki rzeczywiście odgrywały rolę drugoplanową. Chyba się starzeję. _________________
Ostatnio zmieniony przez Incubus dnia Sob Cze 19, 2010 4:25 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:24 pm Temat postu: |
|
|
Incubus napisał: | W takim razie widzę tutaj ogromny problem z tożsamością, z cyklu "poproszę big maca, ale bez mięsa". |
Nie wiem czy Kurt miał problemy z tożsamością, trzeba byłoby się go spytać. Ale pod względem wizerunku był konsekwentny. To co było normalne dla undergroundu nagle szokuje i zniesmacza po zdobyciu sławy? Nie rozumiem...
Ale tak naprawdę nie widzę sensu w robieniu zarzutu ze zdobytej popularności, która jest przecież często dziełem przypadku i nie jest przewidywalna. Ile w tamtych czasach było zespołów przynajmniej TEORETYCZNIE lepszych od Nirvany a tkwiących w cieniu jak np grupa Tad która utorowała innym zespołom drogę do sukcesu. Sytuacja jest złożona. Choć dzisiaj coraz modniejsze stało się "haterstwo" wobec Kurta "jacy to inni byli wspaniali ale ogólnie przyjęto że Nevermind rules". Ludzie, sprawa jest prosta - wstawienie na piedestał jednej grupy kosztem innych to kaprys mediów i czysta konieczność. Cobain znakomicie się na to nadawał. Po 1991 jednak nie dało się po prostu tego odkręcić. |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 4:28 pm Temat postu: |
|
|
heh Incubus... żebyś wiedział jak często mam poczucie 'starzenia się'. wracając do istoty rzeczy... mój drogi, wszystko to kwestia dnia i emocjonalnych potrzeb. muzyka punkowa to siedlisko sentymentu, dla mnie przynajmniej - podobnie z nirvaną - gdzieś w głębi serca kłębią się emocje nastoletnich dni. i to jest piękne. muzyka jest piękna - oto zachwyca nas przestrzenne brzmienie floydów, szczególanctwo dream'ów, chropowatość the who, riffy sabbath, bluesy zeppelinów, eklektyzm queen... ale i energia dezertera, duch armii, krystaliczność idei brygady kryzys czy młodzieńcza fala zmysłów KSU. wszystko to jest pięknem muzyki, sztuki zależności emocjonalnej. prawdziwa sztuka jest odbiciem duszy - czy odbija ją punk, prog czy fortepianowy koncert... to już naprawdę mało ważne. |
|
Powrót do góry |
|
|
zinger menu
Dołączył: 28 Mar 2008 Posty: 396 Skąd: dzikie kraje
|
Wysłany: Sob Cze 19, 2010 7:52 pm Temat postu: |
|
|
Fenderek napisał: | Dla mnie Cobain nie fałszuje (co napisałem za pierwszym razem), bo razem z instrumentarium to tworzy jedną całość. Jedną, bardzo ekspresyjną i bardzo konkretną, oryginalną całość. Jako całość działa- więc nie jest dla mojego ucha niezgodne. Jeżeli te wszystkie elementy ze sobą współgrają- to dla mnie wtedy rzecz "się mieści", jest "zgodna" Wprowadzasz do dyskusji teorię- to i wtedy zmieniamy kontekst rozmowy. |
Ale fałsz jest chyba konkretnie zdefiniowany i nie ma tu miejsca na "dla mnie ktoś tam nie fałszuje"
Ale zgadzam się z tym, co napisałeś trochę wcześniej, ballady też mogą być wykrzykiwane, i to czasem genialnie pasuje. Co więcej, jest wiele kultowych krzyczanych ballad. Niemal wszystkie ballady dwóch amerykańskich gigantów - Guns'n'Roses i Aerosmith, niektóre ballady Queen (zwróćcie uwagę na tę moc w refrenie "White Queen"), "Ladies of the Road" King Crimson (tam w ogóle dosyć przewrotne zmiany w akcji mamy) i można byłoby tak długo. Na tym polega estetyka rocka - emocje, nawet te wpisujące się w nastrój nostalgii, melancholii, są nieraz wyrażane w sposób dynamiczny, ekspresyjny. I ballady rockowe też często takie są. Drugi, nierzadki element w muzyce rockowej - kontrast między delikatnością a dynamiką. Teraz subtelnie, lekko, a za chwilę wchodzimy z refrenem i ładujemy ołwerdrajwem. _________________ 2009 edo bentley continental gt speed 2006 edo volkswagen touareg red black |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|