Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bizon
Dołączył: 24 Sty 2004 Posty: 13394 Skąd: Radomsko/Łódź
|
Wysłany: Pią Wrz 01, 2006 2:05 am Temat postu: |
|
|
czy chester thompson to nie ten pan, ktory gral w genesis na trasach koncertowych w erze collinsowej? _________________
if you don't like oral sex, keep your mouth shut...
http://issuu.com/rockaxxess/docs/rock_axxess_15-16 - nowy numer ROCK AXXESS
you never had it so good, the yoghurt pushers are here |
|
Powrót do góry |
|
|
Arnold Layne
Dołączył: 31 Sie 2006 Posty: 11 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią Wrz 01, 2006 8:27 am Temat postu: |
|
|
Bizon napisał: | czy chester thompson to nie ten pan, ktory gral w genesis na trasach koncertowych w erze collinsowej? |
Dokładnie. A wcześniej grał z Zappą i Weather Report. |
|
Powrót do góry |
|
|
Grandville
Dołączył: 12 Lut 2006 Posty: 374
|
Wysłany: Pią Wrz 01, 2006 9:35 am Temat postu: |
|
|
Arnold Layne napisał: | Na przykład, czesto wymieniany tu Mike Portnoy jest zaledwie kopią (fakt, że znakomitą, Neila Pearta...) |
O widzisz, a ja go wymieniłem właśnie dlatego, że kopią nie jest. _________________ Pisanie może być dla kogoś formą, w której najlepiej się czuje, ale to jeszcze nie powód, żeby pisać.
Sławomir Mrożek
idzie
James Cogito
przez świat
zataczając się lekko |
|
Powrót do góry |
|
|
Arnold Layne
Dołączył: 31 Sie 2006 Posty: 11 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon Wrz 04, 2006 10:52 pm Temat postu: |
|
|
Grandville napisał: | O widzisz, a ja go wymieniłem właśnie dlatego, że kopią nie jest. |
Może źle się wyraziłem . Ale - co sam podkreślał - Peart jest jego Mistrzem. I to słychać |
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grandville
Dołączył: 12 Lut 2006 Posty: 374
|
Wysłany: Pon Wrz 04, 2006 11:06 pm Temat postu: |
|
|
Arnold Layne napisał: | Grandville napisał: | O widzisz, a ja go wymieniłem właśnie dlatego, że kopią nie jest. |
Może źle się wyraziłem . Ale - co sam podkreślał - Peart jest jego Mistrzem. I to słychać |
Z tym się zgodzę - słychać (szczególnie, jeśli chodzi o ulubione brzmienia)... chociaż coraz rzadziej. Mike dojrzewa muzycznie. _________________ Pisanie może być dla kogoś formą, w której najlepiej się czuje, ale to jeszcze nie powód, żeby pisać.
Sławomir Mrożek
idzie
James Cogito
przez świat
zataczając się lekko |
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
|
Powrót do góry |
|
|
Arnold Layne
Dołączył: 31 Sie 2006 Posty: 11 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon Wrz 04, 2006 11:33 pm Temat postu: |
|
|
Grandville napisał: | Mike dojrzewa muzycznie. |
Trochę długo trwa to dojrzewanie . Niektórzy byli dojrzali już na początku drogi . Przykład? Bill Bruford i wczesne albumy Yes. Nic dodać, nic ująć... |
|
Powrót do góry |
|
|
Grandville
Dołączył: 12 Lut 2006 Posty: 374
|
Wysłany: Wto Wrz 05, 2006 2:09 pm Temat postu: |
|
|
Arnold Layne napisał: | Grandville napisał: | Mike dojrzewa muzycznie. |
Trochę długo trwa to dojrzewanie . Niektórzy byli dojrzali już na początku drogi . Przykład? Bill Bruford i wczesne albumy Yes. Nic dodać, nic ująć... |
Można być dojrzałym muzykiem i nadal się rozwijać. Portnoy na początku kariery DT był już przecież wybitnym muzykiem, co wcale nie wyklucza dalszego rozwoju. Teraz gra po prostu bardziej "po swojemu".
Przykład z Billem Brufordem jest poniżej pasa , bo prawie każdy w zestawieniu z nim i Carlem Palmerem wypada dla mnie blado. Zresztą "dojrzewanie" Bruforda też przebiega ciekawie, gdyż gra on coraz pasywniej (nawet na płytach Bill Bruford's Earthworks), a nie powiesz chyba, że od lat stoi on w miejscu?
Pozdr. _________________ Pisanie może być dla kogoś formą, w której najlepiej się czuje, ale to jeszcze nie powód, żeby pisać.
Sławomir Mrożek
idzie
James Cogito
przez świat
zataczając się lekko |
|
Powrót do góry |
|
|
Bizon
Dołączył: 24 Sty 2004 Posty: 13394 Skąd: Radomsko/Łódź
|
Wysłany: Wto Wrz 05, 2006 2:59 pm Temat postu: |
|
|
nie jestem absolutnie znawca perkusji, ale zawsze podobala mi sie gra iana paice'a z purpli... a docenilem ja najbardziej chyba, kiedy uslyszalem kawalki purpli w wykonaniu innych zespolow... takie zwykle proste smoke on the water stracilo cala swoja lekkosc kiedy zmasakrowal je pan bevan grajac to w black sabbath, a to przeciez tez jest dobry bebniarz... przez jego perkusje ten kawalek brzmial tak topornie, ze ciezko sie go slucha... uwielbiam portnoya... nie wiem na kim sie wzoruje, nie wiem od kogo jest lepszy czy gorszy - mnie sie bardzo podoba to co robi z bebnami... niezle wymiatal tez palker od steve'a vaia, ale ni cholery teraz sobie nie przypomne jak sie zwal... lubie gre larsa z mety.. moze nie jest jakims wielkim mistrzem ani techniki, ani szybkosci, ale sposob w jaki wtapial sie w cala reszte ze swoimi bebnami zawsze byl dla mnie mily dla ucha... no do czasu wydania st.anger, gdzie brzmi jakby uderzal szczoteczka do zebow o kaloryfer... cozy byl swietny i mial w sumie cos takiego, co sprawialo, ze bardzo czesto od razu rozpoznawalo sie, ze to on gra... to samo zreszta ma ian paice czy nasz roger... posluchalem pary kawalkow rush i tez podoba mi sie to co robi ich perkusista... co do bebniarzy moich ulubionych zespolow (oprocz queen), to w gunsach wielkich wirtuozow nie bylo na bebnach, ale obaj sa bardzo solidni i zupelnie rozni od siebie.. adler to taki typowy rock n rollowy luzak... taki hmm flamboyant style of playin' nie mam pojecia jakby to na polski przelozyc matt to z kolei mistrz precyzji - gra z dokladnoscia maszyny, malo w tym polotu, ale dokladnosci i sily na pewno nie brakuje... rick allen z def leppard to osobna historia wiadomo, ze solowkami to on sie nie popisze za bardzo, jest za swoim zestawem mocno ograniczony, ale za samo to, ze od 22 lat gra bez reki, nalezy mu sie ogromny szacunek - tym wiekszy, ze jak sie slucha def leppard, to kompletnie nie slychac, ze nie jest on 'zwyklym' bebniarzem... _________________
if you don't like oral sex, keep your mouth shut...
http://issuu.com/rockaxxess/docs/rock_axxess_15-16 - nowy numer ROCK AXXESS
you never had it so good, the yoghurt pushers are here |
|
Powrót do góry |
|
|
futureal
Dołączył: 05 Lis 2008 Posty: 554 Skąd: Edge of Darkness
|
Wysłany: Nie Lis 09, 2008 5:40 pm Temat postu: |
|
|
Ian Paice i Cozy Powell, generalnie perkusiści hard-rockowi w latach 70 pokazywali najwięcej, nie grali super technicznie, raczej z wyczuciem, pomysłem |
|
Powrót do góry |
|
|
Ziutek98
Dołączył: 15 Wrz 2007 Posty: 3947 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie Lis 09, 2008 5:54 pm Temat postu: |
|
|
Zupełnie nie znam się na grze na perkusji, ale mogę wymienić kilku szczególnych dla mnie.
Phil Collins - lubię go bardzo jako wokalistę, ale perkusistą jest równie świetnym, no i te jego gated reverb, cudne
Bonzo - legenda sama w sobie, może dziś znajdzie się wielu perkusistów równie dobrych, ale wówczas był naprawdę jedyny taki.
Roger Taylor - nlubię i tyle
Nicko McBrain - jak wyżej
Matt Sorum - i jeszcze jak wyżej
I to chyba tyle z tych moich ulubionych. _________________ PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Pią Lip 02, 2010 7:20 pm Temat postu: |
|
|
Danny Carey:
http://www.youtube.com/watch?v=GKidSVPGLFE
Koleś jest BOGIEM Ma w uderzeniu coś ewidentnie swojego, nie chodzi tylko o styl, ale i o brzmienie, filozofię bębnienia... Zresztą Danny podchodzi do swojej roboty bardzo serio - ma odpowiednio ułożony zestaw perkusyjny (żeby nie psuć karmy, ha), a werbel ponoć stroi do dźwięku D
To tak na razie, żeby nie szafować nazwiskami. Z perkusistów "nowożytnych" to jeszcze Gavin Harrison z Porcupine Tree, chociaż on jest już takim bardzo "technicznym" pałkerem. Z poprzednich epok to przede wszystkim John Bonham i Stewart Copeland. |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Sob Lip 03, 2010 11:46 am Temat postu: |
|
|
przejrzałem sobie głosy i... rozwalają mnie głosy za urlichem ludziska, opanujcie się - ten człowiek nie tylko nie jest dobrm perkusistą, on nie potrafi w ogóle grać na perkusji! łupanie w bębny, nierówno i bez żadnego feelingu to nie jest gra na bębnach. ja larsa bardzo lubię - człek zabawny, ale instrumentalista z niego taki, jak z Napieralskiego mąż stanu lars nie jest w stanie zagrać równo zwykłego rytmu na 4, a to już jest tak kompromitujące, że bardziej nie można...
jak chce sobie poprawić humor i się pośmiać z larsa to włączam sobie jego pare rzeczy z koncertów - posłuchajcie jak chłopak "trzyma rytm" haha tak nierówno to ja nie grałem po miesiącu grania na bębnach:) cały zespół musi za nim gonić, a wyczucie ma takie jakby młócił zboże:
http://www.youtube.com/watch?v=ztk1V4utYdA
chcecie posłuchać dobrego bębniarza? proszę...
http://www.youtube.com/watch?v=sA3rJXV4R4E
i nie wyskakujcie tu z larsem więcej |
|
Powrót do góry |
|
|
Bizon
Dołączył: 24 Sty 2004 Posty: 13394 Skąd: Radomsko/Łódź
|
Wysłany: Sob Lip 03, 2010 12:55 pm Temat postu: |
|
|
fakt, ze lars nie potrafi zagrac w rytmie nie oznacza, ze nie mozna lubic jego sposoby gry hehe ale do najlepszych na pewno sie nie zalicza. no ale to to sie najczesciej dopiero na koncertach slyszy. na plycie zawsze jakos to podrównają _________________
if you don't like oral sex, keep your mouth shut...
http://issuu.com/rockaxxess/docs/rock_axxess_15-16 - nowy numer ROCK AXXESS
you never had it so good, the yoghurt pushers are here |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Sob Lip 03, 2010 1:00 pm Temat postu: |
|
|
Vinnie Paul - niedoceniony, przez wiele lat w cieniu swojego brata, Dimebaga Darrella
uwielbiam jego styl
Becoming
A New Level
Mistrzostwo! |
|
Powrót do góry |
|
|
mumin_king
Dołączył: 14 Cze 2006 Posty: 6343 Skąd: Rzekuń
|
Wysłany: Sob Lip 03, 2010 2:09 pm Temat postu: |
|
|
No ja też na bębnach się nie znam (taa jakbym się znał na czymś innym), ale mam jednego faworyta. Bonzo.
Skurwysyn, po prostu. Jak słucham piosenek Led Zeppelin to mam ciepło w gaciach. Babe I'm Gonna Leave You, Achilles Last Stand czy absolutny majstersztyk Bonza jakim jest Since I've Been Loving You.
Zresztą Schody do Nieba dla mnie zaczynają się w momencie wejścia Bohnama a już w hardrockowej części to rozwał na całego.
Jest parę innych, dobrych bębniarzy jak Cozy Powell czy Keith Moon, ale kurna nie przeżywam ich gry tak jak u Bonza. _________________
GGP - na spotkanie ze świeżoscią
Bój się bloga NOWOŚĆ BLOG MUMINA
wg Matteya - bardzo sprytne ALTER EGO.
Zwycięzca Queenwizji - grudzień 2012 |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Sob Lip 03, 2010 3:52 pm Temat postu: |
|
|
Mumin, mnie Bonzo chyba najbardziej rozwalił bębnami w "In My Time of Dying": http://www.youtube.com/watch?v=OevWGLGxNLM
...chociaż w "Achilles Last Stand" też jest niesamowity: http://www.youtube.com/watch?v=rFRFtnTd620
A w tym filmiku z Metalliką to akurat bardziej mnie rozwala Robert Trujillo - najpierw grając solówkę nie w rytmie (), a potem odwalając te swoje przysiady i kucki |
|
Powrót do góry |
|
|
Vimes
Dołączył: 13 Lip 2009 Posty: 136 Skąd: królewskie krakowy
|
Wysłany: Sob Lip 03, 2010 4:25 pm Temat postu: |
|
|
jak dla mnie Moon, Copeland, Powell, Peart, Paice. _________________ "Cokolwiek, kiedykolwiek, gdziekolwiek, bez żadnego uzasadnienia" - Zappa |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 6:43 pm Temat postu: |
|
|
jakiś czas temu wyśmiewałem się z larsa (w sumie robię to nieustannie). najgorsze, że to naprawdę fatalny bębniarz... niemniej... uwielbiam słuchać jego gry sprzed lat. na tym do diabła wyrosłem:) w każdym razie wysłałem wcześniej link do for whom the bell tolls, z jakiegoś w miarę nowego koncertu. wygląda to jak widzieliście w grze larsa fatalnie... do czarnej lars grał siłowo, walił w swoją tamę (brzmi z podtekstem?) jak młot pneumatyczny - zapewne po każdym koncercie naciągi miał do wymiany. grał na wielkich zestawach perkusyjnych dla bębniarzy, których roger taylor nazywał drwalami z maczugami - od load gra na zestawach, które premiują perkusistów-muzyków, nie bębniarzy i rozrabiaków jak lars. i na tym się przejechał - on usiłuje od lat nie grać siłowo, stara się grać mądrzej... tyle że to na nic. widać też, że od lat lars nie ćwiczy, przez co jest jednym z tych pałkerów, którzy się cofają. posłuchajcie tego samego nagrania sprzed lat - gdy lars młócił w bębny na siłę. gra strasznie nierówno (czasem mam wrażenie, że facet po prostu nie ma poczucia rytmu), ale to co wyprawia miało ręce i nogi, to było charakterystyczne i na swój sposób "metalikowe" - i jest... zajebiste! podsumowując - lars nadrabiał mocą - jak mawiał śmlimak z acid drinkers. dziś za nic tego w grze larsa niestety nie ma, jako że lars usiłuje nas przekonać, że umie już grać inaczej - nie, nie umie.
http://www.youtube.com/watch?v=RPT88R0mjwU
ależ to brzmi, prawda? wyje... w ch... jest MOC. genialne. |
|
Powrót do góry |
|
|
Werty
Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1310
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 7:32 pm Temat postu: |
|
|
krs - otworzyłeś mi oczy rzeczywiście coś w tym jest, choć nadal jestem zdania że Lars tylko studyjnie mógł imponować, nawet na tym filmiku który zapodałeś, po prostu traci chwilami rytm |
|
Powrót do góry |
|
|
KrzysiekP
Dołączył: 26 Lut 2006 Posty: 2115 Skąd: Wielkopolska
|
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 8:11 pm Temat postu: |
|
|
porównanie powella do urlicha jest ciekawe, ze względu na fakt, iż obaj byli bębniarzami siłowymi. podsumowując jednak, powell się rozwijał... i miał ku temu predyspozycje. był też po prostu dużo lepszy technicznie, choć styl gry miał podobny. w pewnym momencie można było mówić o powellu jako o wszechstronnym perkusiście, czego nigdy (NIGDY) nie można było powiedzieć o urlichu. lars sprawdza się w młócce na dużych zestawach, powiem nawet że sprawdza się wyśmienicie - to było lata temu, ale brzmi do dziś dobrze. natomiast z prawdziwymi perkusistami on nie może być porównywany, ponieważ prawdziwym perkusistą po prostu nie jest - jest rock&rollowym rzezimieszkiem (i wspaniale się ze swojej roli wywiązuje - ewentualnie wywiązywał).
werty - przecież ja wyraźnie piszę, że on traci rytm - ale jak wspaniale nadrabia mocą grania? hmm? |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 9:26 pm Temat postu: |
|
|
Zadziwiające jest, że tytuł wątku traktuje o najlepszych perkusistach, a tyle miejsca zajmuje w nim dyskusja na temat niesfornego Duńczyka, który faktycznie bębniarzem jest przeciętnym. Też bym tak chciał - być średnim instrumentalistą, ale omawianym przez wszystkich tylko z tego powodu, że gram w największym metalowym zespole na świecie
Pamiętam, jak kiedyś usłyszałem na kompie nagranie z konsolety mikserskiej opublikowane po chorzowskim koncercie. Przyszedł czas na młóckę na dwie stopy w "One" i... ojojoj... totalny kapeć
Ostatnio zmieniony przez Kubolski dnia Pią Lip 09, 2010 9:30 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
NAR
Dołączył: 06 Lut 2008 Posty: 5778 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 9:29 pm Temat postu: |
|
|
wiesz... dostałbyś się do 'największego metalowego zespołu na świecie' to o tobie też by się tyle gadało _________________ oł je oł je oł je.
Powyższy post NIE jest oficjalną opinią Polskiego Fanklubu Queen, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru. Za obrazę uczuć religijnych i wszelkich innych proszę karać banem (na fejsie i innych portalach) jedynie owego użytkownika.
LOST: THE END - smutno mi
<smutno mu> |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 9:35 pm Temat postu: |
|
|
No raczej I gadano by o mnie w tematach o najlepszych perkusistach, nawet jeśli nie potrafiłbym porządnie grać na podwójnej stopie Magia marki...
Czas na prawdziwych wymiataczy. Poniżej - absolutna czołówka w kategorii JAZZ:
http://www.youtube.com/watch?v=vKYGa8A9Fog |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 9:50 pm Temat postu: |
|
|
jakiś czas temu rozmawiałem z Grzgorzem Kupczykem (swego czasu wokalistą Turbo) o Larsie. otóż podzielił się ze mną wspomnieniem wspólnego koncertu, gdzie miał okazję być za sceną. powiedział mi, że był w szoku, ponieważ dowiedział się od technicznego Mtety, iż Urlich gra na koncertach z półplaybacku, posiłkując się nim w niektórych fragmentach utworów, za co odpowiedzialny jest dźwiękowiec. to zabrzmiało strasznie, ale jakże wiele tłumaczy
Ostatnio zmieniony przez krs dnia Pią Lip 09, 2010 10:00 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubolski
Dołączył: 05 Mar 2010 Posty: 1270 Skąd: Stare Polesie
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 9:53 pm Temat postu: |
|
|
Też coś tam słyszałem, że mu z samplera coś puszczają. |
|
Powrót do góry |
|
|
NAR
Dołączył: 06 Lut 2008 Posty: 5778 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią Lip 09, 2010 11:05 pm Temat postu: |
|
|
what?? _________________ oł je oł je oł je.
Powyższy post NIE jest oficjalną opinią Polskiego Fanklubu Queen, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru. Za obrazę uczuć religijnych i wszelkich innych proszę karać banem (na fejsie i innych portalach) jedynie owego użytkownika.
LOST: THE END - smutno mi
<smutno mu> |
|
Powrót do góry |
|
|
kubol
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 59 Skąd: Krosno
|
Wysłany: Nie Lip 11, 2010 1:34 pm Temat postu: |
|
|
Witam wszystkich. Czytam te Wasze wypowiedzi o Larsie i jako, że gram na perkusji postanowiłem, że powiem kilka rzeczy o nim.
Na sam początek chcę ustalić, że Metallica to mój (po Queen) ulubiony zespół, MASA genialnych piosenek itd. nie ma sensu pisać dużo banalnych słów, bo same literki uczuć nie oddadzą w pełni . Ale do rzeczy.
Ulrich jak powszechnie wiadomo jest uważany za perkusistę słabego, grającego tak, jakby (i tu najlepsze, KRS - dzięki za te słowa ): młócił zboże itd. Ja się z tym zgadzam i nie zgadzam. Technicznie Lars jest słabiutki, można by pokusić się o stwierdzenie, że nawet bardzo słaby. Polecam pooglądać Cunning Stunts, zwłaszcza te ujęcia, gdzie tylko on jest pokazany. Zero ruchów nadgarstkiem, niesamowita siłowa gra. Tak się nie powinno grać. Nawet ja próbowałem ta grać pewnego razu hehe i sam się zdziwiłem jak tak można grać?! No, widocznie Lars umie.
Ktoś tu wspomniał, że Lars przy Loadach zredukował sobie zestaw do 7 części zamiast 9-ciu. Pomysł był słuszny (wiem co mówię, dużo bębnów i talerzy wręcz rozprasza, a im mniej bębnów tym grający bardziej kombinuję, przez co gra staje się ciekawsza), tylko wykonanie takie... no nie najlepsze. Co prawda Lars zaczął grać tak "spokojniej", wydaję mi się, że zaczął troszkę słabiej walić , ale no właśnie, nadal walił - nie poprawiło mu to techniki i tak jest niestety do dziś. Przesłuchałem ostatnio niedawny występ na Bemowie - i muszę stwierdzić niestety bardzo złą opinię: Lars gra coraz gorzej.
Tylko z drugiej strony może te wszystkie złe rzeczy wynikają ze zmęczenia? No bo trzeba jeździć po całym świecie, a to też jest przecież męczące... Jednak jak się popatrzy nawet na Queen, który też jeździł w dalekie miejsca to naprawdę trzeba się natrudzić, aby doszukać błędów w grze Rogera.
Jest jeszcze druga strona medalu, chociaż nie jest na 100% przekonany, czy to jest wystarczający argument, aby obronić osobę Larsa. Ulrich jest słaby technicznie i tak napisałem. Jednak jako podkład do riffów Hetfielda Lars jest chyba najlepszym perkusistą w ogóle. Chcę głównie zwrócić uwagę na utwór Enter Sandman i ten wstęp na tomach. Banalna rzecz do zagrania.. ale jak łapie! Popatrzcie również na utwór Master of Puppets. Bardzo łątwa perkusja, ale czy trzeba było jakąś specjalnie połamaną technicznie? Wyobraźcie sobie, że w tle są blasty, jak w black metalu i zastanówcie się, czy to już by był ten sam Master of Puppets?
Chciałbym jeszcze poruszyć ważną kwestię, która została poruszona w temacie o Metallice, a konkretnie o klejeniu ścieżek bębnów na albumie... and Justice for All i nie tylko.
Na pewno nie jeden słuchając tego albumu był pod wrażeniem gry jaka została zaprezentowana przez Larsa. Ja również byłem długo, długo zafascynowany tą grą, głowiłem się: kurde, jak on to gra?...
Mili państwo, te wszystkie wrażenia są złudne. Na albumie... and Justice for All zastosowano klejenie poszczególnych partii bębnów. Można zadać sobie pytanie: ale po co, jakby nie można było zagrać danego utworu bez przerw? Jasne, że można było, gdyby nie to, że pewien Pan o nazwisku na literę U po prostu nie jest w stanie zagrać na perkusji tak trudnych dla niego partii za jednym zamachem, więc można zagrać częściami. Ok, w porządku - tylko DLA MNIE nie dość, że w niektórych miejscach na płycie ktoś się po prostu nie przyłożył do tego klejenia, to w dodatku to jest po prostu zwykłe oszukaństwo. Produkcja albumu trochę zakryła te wady, ale dla kogoś, kto ma trochę lepszy słów niż przeciętny człowiek dojdzie do wniosku (i w tym ja), że to wyeksponowanie perkusji (bardzo podbita stopa, dotknijcie sobie palcem głośnika i będziecie mieli takie mocne uderzenie) miało na celu głównie przykrycie tych wad klejenia.
Reasumując, AJFA jest bardzo dobrym przykładem na to, że w studiu Lars jest cacy cacy, a na scenie nagle ogarnia go niemiłosierne zmęczenie i po dwóch kawałkach wygląda tak, jakby miał za chwilę umrzeć. A to daję nam następny wniosek, że Lars jest po prostu słaby i wszelkie tricki, jakie się na nim zastosuję w studiu, potem na scenie wychodzą wszelkie braki, jakie on posiada.
Podobny zabieg, ale już w znacznie na mniejszą skalę zastosowaną na Blacku i nie jest już to aż tak słyszalne (krążyła plotka, że nawet tak łatwa partia jak w Nothing Else Matters została sklejona, ale nie należy w to specjalnie wierzyć... chociaż... jak słucham NEM to to wejście perkusji takie jakieś.. spóźnione... cholera wie...)
Niestety, to nie koniec. Hmm, słuchacie St. Anger czasami? Lars nawet nieźle tam zagrał, co nie? Na pewno lepiej niż na Loadach, gdzie się trochę uwstecznił wręcz? O matko, co za złudne wrażenia...
Na St. Anger również zastosowano trick studyjny, ale dla mnie znaczniej bardziej przerażający. Partie perkusji na Anger to... loopy i to słychać. Posłuchajcie sobie tytułowego kawałka. Tam gdzie jest tak szybka partia na stopach (szybko jak na Larsa hehe) w tle słychać takie charakterystyczne, powtarzalne (no właśnie...) piszczenie. Czegoś takiego normalnie się nie uzyska, no bo uderzasz (nawet jakby grający nie chciał) w różne miejsca i to nie jest niemożliwe, żeby uzyskać taki sam dźwięk. No, ale jakby zastosować loop...
Na nowych DVD zastosowano również "ciekawostkę". Bardzo często się mówi, że Lars nie wyrabia ze stopami i tak faktycznie jest. Hmm, więc panowie, którzy robili DVD po prostu wsamplowali w "zjebane" miejsca przez Larsa stopę. Ale to nie tylko to: pokaże Wam inny przykład:
http://www.youtube.com/watch?v=tSDGmGy37Fw
To wersja z oficjalnego DVD. No wydaje się, że wszystko OK. Ale..
http://www.youtube.com/watch?v=4rhp5qSTZcc
Przewińcie sobie od razu do 6:10 i nagle się okazuję, że na amatorskim nagraniu Lars zaczyna kaleczyć perkusję. Resztę sobie dopowiedzcie...
Podsumowując, Larsowi raczej już nie zależy na graniu, ale on dorobił się już WIELKIEJ kasy, zdobył sławę, rozgłos i chyba wszystko co można było więc czemu nie miałby machnąć na wszystko ręką?
Aha, chciałbym się odnieść wogóle do tematu, w jakim jesteśmy.
Nie ma czegoś takiego jak najlepszy perkusista, bo taki ktoś nie istnieje. Czy ktoś kto gra najszybciej, ale bez uczucia, feelingu (chociaż są tacy co mają i duża szybkość i feeling) musi być lepszy od kogoś, kto gra wolniej, ale subtelniej? Możemy rozmawiać o gustach, o swoich ulubionych perkusistach, ale takiego kogoś jak najlepszy perkusista (ale nie tylko, gitarzysta, basista itd.) po prostu nie ma.
P.S. Przepraszam, że się tak rozpisałem, ale musiałem, w kilku słowach nie napisałbym tego, co chcę napisać. _________________ Gust jest jak dupa - każdy ma swój/swoją ... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|