Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lesheq
Dołączył: 17 Paź 2007 Posty: 785 Skąd: Przemyśl/Kraków
|
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 10:07 am Temat postu: |
|
|
innuendo91 napisał: | - na scenie Fred raczej traktował Jaska jakby go nie było,
A tak w ogole wracając do Johna - czy on w ogole pojawil sie na 39-tych i 40-tych urodzinach Mercurego? Czy cala grupa byla zaproszona? |
Janek zawsze był trochę wycofany i skupiony na grze, a "szaleniec" Fred "oszczędzał" go podczas koncertów. Jednak były fajne momenty np. podczas wykonywania Liar, kiedy Fred opierał się na ramieniu Janka albo jak podczas Magic Tour zakładał mu koronę na głowę. Poza tym jest całkiem sporo zdjęć pokazujących Janka i Freda, kiedy razem stoją i się śmieją. Są to głównie zdjęcia półprywatne, z prób czy sesji, raczej niezbyt pozowane i przygotowywane. Wyglądają na nich jak bardzo dobrzy kumple, choć tak wiele ich dzieliło.
Co do kwestii zaproszeń na słynne urodziny to wszyscy byli zapraszani i Janka możemy oglądać na fragmentach zapisu video z tego przyjęcia oraz na zdjęciach. Był chyba w beżowej marynarce.
Zaś co do odwiedzin przed śmiercią, nie ma żadnego dowodu, że nie przychodził do Fredka. Wyciszony Janek raczej mało się rzucał w oczy i wspominano raczej o odwiedzinach Eltona Johna. Poza tym najbliższy Fredowi w ostatnich latach życia Jim Hutton podkreślał, że to Johna polubił najbardziej i rozumieli się najlepiej. To też chyba wynikało z tego, że Fred był z Jankiem dość blisko. _________________ Lesheq |
|
Powrót do góry |
|
|
BeBe
Dołączył: 27 Gru 2006 Posty: 4252 Skąd: FAC 51
|
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 4:48 pm Temat postu: |
|
|
Bardzo często w wywiadach, na pytanie jak to jest, że chłopaki są ze sobą cały czas, bez zmiany składu, Freddie odpowiadał, że to wina ich skrajnych osobowości. Każdy przecież z nich był zupełnie inną jednostką (w latach 80 prawie ich to zniszczyło, ale ostatecznie stało też się sukcesem) i w tym tkwi chyba sukces. Nie było tak np. w The Doors. Ich kariera trwała krótko, ale podobnie jak w przypadku Queen - zbliżyli się do siebie na powrót dopiero przy ostatniej płycie. Więc cała magia tkwi w tych czterech, zupełnie różnych od siebie osobowościach, gustach etc. Rozumieli się bez słów.
Ale Depeche Mode też gra ciągle w tym samym składzie praktycznie _________________ Sometimes the only sane answer to an insane world is insanity.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ziutek98
Dołączył: 15 Wrz 2007 Posty: 3947 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 7:47 pm Temat postu: |
|
|
Ale jednak nie jest to aż tak niezmienny skład jak w przypadku Queen _________________ PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem |
|
Powrót do góry |
|
|
innuendo91
Dołączył: 30 Gru 2008 Posty: 228 Skąd: Gdańsk/Sopot/Gdynia
|
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 10:37 pm Temat postu: |
|
|
czy wyobrażacie sobie Johnny'ego mowiącego Fredowi: "Stary nie zagram tego bo to jest k.... gówno warte'?
hehe bo ja nie
ale ponoc na poczatku lat 80 kłócił się każdy z każdym. Chociaż Cool
Cat rozpoczął pewną trwającą cale lata 80-te współpracę _________________ "My soul is painted like the wings of butterflies
Fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends" |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Pon Kwi 27, 2009 12:48 am Temat postu: |
|
|
innuendo91 napisał: | czy wyobrażacie sobie Johnny'ego mowiącego Fredowi: "Stary nie zagram tego bo to jest k.... gówno warte'? |
A ja sobie wyobrażam...
PDOBNO John był taką cichą wodą, co to nic nie mówiła, cicho był- i jak się wk***ł to jakby trzęsienie ziemi było Brian gdzieś o tym w jakichś wywiadach opowiadał _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Lesheq
Dołączył: 17 Paź 2007 Posty: 785 Skąd: Przemyśl/Kraków
|
Wysłany: Pon Kwi 27, 2009 8:25 am Temat postu: |
|
|
Janek kłótnik - coraz bardziej go lubię Ale co jak co, mimo "żarcia się" i ciągnięcia w swoją stronę w pewnym okresie, przetrwali to i wyszli całkiem obronną ręką z tych kłopotów.
Chyba też na nich wszystkich ciążyło trochę piętno "członka Queen". Żaden z nich nie wydał w pełni wybitnego solowego albumu, chociaż zdarzały się dobre (Back to the Light, Another World, Barcelona). Jednak wydaje mi się, że każdy z tych albumów zyskałby sporo, gdyby nagrywał go pełny skład Queen i powiem więcej, nawet Barcelona miałaby lepsze brzmienie, gdyby odpowiadali za nią wszyscy czterej. Poza tym gdy nagrywali swoje solowe projekty, często zapraszali się wzajemnie do gościnnego udziału. Może czuli się pewniej, bezpieczniej, gdy byli razem? Naprawdę wielkie dzieła stworzyli tylko wtedy, gdy byli razem i choć pisali piosenki z reguły osobno, to ich ostateczny kształt wynikał często z połączenia pomysłów każdego z nich (pamiętne kłótnie o solówkę w back chat ) Jak dla mnie, żyli trochę w artystycznej symbiozie, bo razem osiągali doskonałość, a solowym projektom zawsze czegoś brakowało.
Jak już wspomniałem, album Barcelona jest fajny, ale bardzo irytuje mnie w nim brzmienie "orkiestralno-syntezatorowe", które po prostu nie przytoi by być tłem dla dwóch tak wybitnych głosów. Gdyby tak brali w tym udział Brian, Roger i John i nadali takie brzmienie, jakie osiągali choćby przy Millionaire Waltz czy innych klasycyzujących kawałkach, byłoby dużo lepiej.
Solowe projekty Briana również są ciekawe, ale o ile lepiej brzmiałyby takie kawałki jak Cyborg (np. z wokalem Rogera ) czy Wilderness gdyby były piosenkami Queen. Za każdym razem, gdy ich słucham, żałuję, ze Brian nie napisał ich wcześniej, np. koło 1989 roku, by mogli je nagrać wspólnie i wydać na Miracle.
A na koniec taka konstatacja Myslę, że każdy z nich bez pozostałych stawał się takim "półsierotą", pełnym pomysłów, ale pozbawionym krytycznego spojrzenia pozostałej trójki. Gdy Fred tworzył "mysterbedgaja", był panem władcą ekipy, z którą nagrywał materiał i wszelkie pomysły jakie miał, przechodziły bez oporu (kto z muzyków sesyjnych był w stanie sprzeciwiać się Fredowi czy lansować pomysły na " nie swój " album). Gdyby nagrywał te piosenki z przyjaciółmi z Queen, nawet taki spokojny Janek mógłby mu powiedzieć... " Fred...takiego gówna nie zagram..." _________________ Lesheq |
|
Powrót do góry |
|
|
innuendo91
Dołączył: 30 Gru 2008 Posty: 228 Skąd: Gdańsk/Sopot/Gdynia
|
Wysłany: Nie Lis 01, 2009 5:50 pm Temat postu: |
|
|
Odkurzam temat
Wg. mnie dosyć ciekawe relacje łączyły Freddie'go z Brian'em.
Wydaje mi się ze Brian tak naprawde nigdy nie pogodził się z tym, ze Freddie jest głowną gwiazdą zespolu, ze jest (Fred) uwazany przez wielu za najwazniejsza postac Queenu.
Istotne byly słowa Macka, jakie ostatnio sobie przypomnialem - wspominal jakie odniósł wrazenie, jak Freddie nagrywał CLTCL - szybko, jak najszybciej, mimo że gitarzysta z niego marny, aby tylko Brian nie przyszedł i nie wtrącił swojego pomysłu, Mack dodał również jak Brian wtrącał swoje chórki podczas spiewu Freda, i jak bardzo to Mercurego irytowało.
Pamietam również wypowiedź Freddiego, który wyraził się, że ostatnią rzeczą na jaką ma teraz ochotę są wygibasy w rytm gitary Briana Maya - rok 1987, okres Barcelony.
Myślę ze Freddie czuł szacunek i respekt wobec geniuszu muzycznego Briana..
Z drugiej strony wydaje mi się, że łączyły ich serdeczne relacje - wspominany przez Lesheqa koncert na Wembley - żarty przy Tutti Frutti, przyjacielski uśmiech przy Who Wants To Live Forever, czy tez po zakonczeniu koncertu Freddie przykrywający recznikiem Briana.
Własnie Brian nagrał solowke w piosence Freda She Blows Hot And Cold, po śmierci Freddiego stwierdził, że czuł się jakby stracił brata.
Freddie poznał Mary dzieki Brianowi... _________________ "My soul is painted like the wings of butterflies
Fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends" |
|
Powrót do góry |
|
|
daga Site Admin
Dołączył: 29 Paź 2003 Posty: 11065 Skąd: Warszawa - Ursynów
|
|
Powrót do góry |
|
|
innuendo91
Dołączył: 30 Gru 2008 Posty: 228 Skąd: Gdańsk/Sopot/Gdynia
|
Wysłany: Wto Lis 03, 2009 12:14 am Temat postu: |
|
|
daga napisał: | W 1987r. Fredek gadał wszystko aby wmówić ludziom dlatego nie chce koncertować. Bo jaka była prawda to wiemy nie gitara, skórzane portki czy wiek. |
Fredek zdaje się mówił takie rzeczy w 1989r., bo po co Queen by miał wyruszać w trasę koncertową w 1987r - MAGIC TOUR BIS? _________________ "My soul is painted like the wings of butterflies
Fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends" |
|
Powrót do góry |
|
|
Mattey
Dołączył: 08 Lip 2006 Posty: 1417 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Wto Lis 03, 2009 12:17 am Temat postu: |
|
|
Friends Will Be Friends Will Be Friends Tour 1987 _________________ Pierwszy Mattey Forum
Pierwszy vice Pisarz Forum 2007!
wg Fenderka: Pierwszy Humorysta Forum 2009!
wg NARa: Drugi Fenderek! |
|
Powrót do góry |
|
|
peaches
Dołączył: 22 Mar 2010 Posty: 6 Skąd: 3city
|
Wysłany: Sro Mar 24, 2010 3:23 pm Temat postu: |
|
|
przeczytałam jakiś czas temu artykuł o nagrywaniu Hot Space, Mack powiedział "Freddie był w tym czasie zafascynowany muzyką disco. Ja mu więc tylko pomagałem. Na tej płycie nie ma żywej perkusji. Są same loopy. Wiele z tego, co pojawiło się na hot space, zrobiliśmy z Freddiem tylko we dwójkę - nikt inny nie był w to zaangażowany. Technologia studyjana + Freddie z klawiszami. A potem składaliśmy to w całość.
Pózniejsze rzeczty powstawały tak że jeden nagrywał po drugim, pojawiły się komputery, maszyny, Roger już się za bardzo nie angażował.Wszystko zaczęło się rozpadać"
Osobiście uważam, że okres 80-84 to był taki kryzys jeśli chodzi o relacje między członkami zespołu. |
|
Powrót do góry |
|
|
krs
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 1677
|
Wysłany: Sro Mar 24, 2010 3:55 pm Temat postu: |
|
|
mack ma w zwyczaju czasem pieprzyć bez sensu - tak było w tym wywiadzie (dla teraz rocka, z tego co pamiętam). freddie zrobił część płyty, sam programował bębny i bas - ale na Boga, nie zrobił z mackiem w ten sposób całej płyty. faktem jest, że roger programował bębny tylko w części utworów, ale na późniejszych albumach było bardzo podobnie. mack ma tendencje do przyznawania sobie wielkich zasług odnośnie twórczości queen, w większości mocno przesadzonych. uważam go za genialnego producenta, ale nie da się ukryć, że przy okazji zdaje się być niezłym mitomanem. co do żywej perkusji - żywych bębnów nie ma na żadnej z nagranych po hot space płytach - z wyjątkiem paru utworów. |
|
Powrót do góry |
|
|
david82
Dołączył: 09 Wrz 2012 Posty: 569
|
Wysłany: Sob Lut 23, 2013 8:27 pm Temat postu: |
|
|
Przypominam po raz kolejny - Fredek był najbliżej zawsze z Rogerem, albo Roger z Fredkiem, jak kto woli. Łzy w "Days of Our Lives" na wspomnienie tego, jak nie zdążył zobaczyć się z Fredkiem 24 listopada mówią same za siebie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kalamburka
Dołączył: 05 Cze 2012 Posty: 288
|
Wysłany: Nie Lut 24, 2013 12:57 am Temat postu: |
|
|
A ja uważam, że nigdy nie dowiemy się, kto z kim najbardziej się lubił z prostej przyczyny - znamy ich tylko z mediów, z muzyki, jaką tworzyli, a nie osobiście. Dla mnie takie obstawianie jest w ciemno |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|