Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
agoolka
Dołączył: 20 Kwi 2005 Posty: 64 Skąd: z Wrocławia
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 7:20 pm Temat postu: Jak oni to wytrzymali... |
|
|
Zawsze się zastanawiałam nad tym jak Brian, Roger i John (a w szczególności Brian i Roger), przeżyli śmierć Freddie'ego...zawsze mnie to zastanawiało...ja osobiście nie wyobrażam sobie tego... Mam przyjaciela, z którym przeżyłam całe życie...mieliśmy różne przygody, graliśmy razem, występowaliśmy na scenie, kręciliśmy teledyski, wygłupialiśmy się, mieliśmy trudne i lepsze dni w swojej karierze....a tu nagle los chciał i sruuuu..... Wszytko się zawala...dowiadujesz się że twój przyjaciel jest śmiertlenie chory i nie ma dla niego żadnego ratunku, zostało mu kilka dni życia, a ty próbujesz go jakoś pocieszyć, że wszystko będzie dobrze, ale tak naprawdę sam w to nie wierzysz Ciekawa jestem co oni czuli przez te dni, o czym mysleli i jak się zachowywali, (ja sama jak o tym myśłe to nie czuje wnętrzności w brzuchu) ale tak głebiej bo to że było im smutno i czuli pustke to wiem...ciekawe jakie słowa mówili ostanie Freddie'emu...jakie słowa wypowiedział Freddie...chyba się tego nigdy nie dowiemy.... Szkoda że taki człowiek musiał odejść w tak okrutny sposób... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kuba
Dołączył: 03 Gru 2004 Posty: 2024 Skąd: Dąbrowa Górnicza
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 8:21 pm Temat postu: |
|
|
Z tego co pamietam Brian był w stanie popełnic samobójstwo złozyło sie do tego kilka smutnch faktów Rozstanie z Żoną Śmierc Fredka i bodajże smierc ojca (nie dziwie sie) tego jak zareagowali to nawet sobie nie próbuje wyobraźic : szok płacz strach czlowiek jak brat wszelkie smutki radosci, mimo ze bywały złe chwile my sie tu rozżalamy nad sobą ze płaczemy ze to ze tamto a zobaczmy co MOGLI czuc Bri Rog i Deaky _________________ Well, it's all right then, and it's all right now
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dominik89
Dołączył: 23 Lut 2005 Posty: 2187 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 8:25 pm Temat postu: |
|
|
Słyszałem taką wypowiedź Briana że czuł się jak by stracił brata w pełni go rozumiem 20 z kimś pracować to szmat czasu. _________________ Łosiu
Tom po lewej to arcymistrz chytrości i łasości xP |
|
Powrót do góry |
|
|
TomciO
Dołączył: 26 Gru 2004 Posty: 59 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 9:00 pm Temat postu: |
|
|
"a w szczególności Brian i Roger"
Co to ma niby znaczyc? |
|
Powrót do góry |
|
|
PiotreQ
Dołączył: 03 Kwi 2005 Posty: 4957
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 9:06 pm Temat postu: |
|
|
TomciO napisał: | "a w szczególności Brian i Roger"
Co to ma niby znaczyc? |
No właśnie! przecież za życia Freddiego Brian, Roger i John pracowali razem _________________
Vice Maskotka Forum 2007
Vice Człowiek Roku Forum 2008
PiotreQrmx.com - Remixy Queen
QueenBootlegs.com - Bootlegi Queen |
|
Powrót do góry |
|
|
Marcin S.
Dołączył: 15 Lut 2005 Posty: 1865
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 9:32 pm Temat postu: |
|
|
a w latach 80 współpraca Johna i Freda bardzo się rozwinęła... więc prosiłbym o małe wyjaśnienie... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kuba
Dołączył: 03 Gru 2004 Posty: 2024 Skąd: Dąbrowa Górnicza
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 9:44 pm Temat postu: |
|
|
Yeah88 napisał: | a w latach 80 współpraca Johna i Freda bardzo się rozwinęła... więc prosiłbym o małe wyjaśnienie... |
Własnie przecież Deaky bardzo pomagał przy Barcelonie oboje napisali FWBF i dali początek Miracle Nie kumam _________________ Well, it's all right then, and it's all right now
|
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 9:52 pm Temat postu: |
|
|
Może agoolka myśli, że Deaky umarł skoro nie udziela się publicznie
Ja po prostu też nie umiem wyjaśnić o co chodzi z tym szczególnie Bri i Rog |
|
Powrót do góry |
|
|
Andrew
Dołączył: 27 Lut 2005 Posty: 159 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 10:14 pm Temat postu: |
|
|
Jestem równie zbulwersowany. Jesteś fanką i nie doceniasz Johna. Nie kumam. Deaky to tak samo Queen jak Bri, Rog i Fre ( ) |
|
Powrót do góry |
|
|
Crowly
Dołączył: 17 Kwi 2004 Posty: 1570 Skąd: z Trzebnicy
|
Wysłany: Czw Kwi 28, 2005 10:48 pm Temat postu: |
|
|
Agoolce zapewne chodziło o fakt, że John trzymał się cały czas na uboczu, jako jedyny członek zespołu. Sam też nie popieram takiego rozumowania. |
|
Powrót do góry |
|
|
Marcin S.
Dołączył: 15 Lut 2005 Posty: 1865
|
Wysłany: Pią Kwi 29, 2005 5:01 pm Temat postu: |
|
|
Dobra zejdźmy już i przejdźmy do sedna sprawy. Póki co, ja się narazie nie wypowiadam. |
|
Powrót do góry |
|
|
agoolka
Dołączył: 20 Kwi 2005 Posty: 64 Skąd: z Wrocławia
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 4:27 pm Temat postu: :( |
|
|
Sorki, ze nie pisalam, ale nie mialam czasu...Juz wyjasniam: Mysle, ze John jak najbardziej przejal sie tym, bylo mu smutno, czul pustke, wcale nie mysle, ze tak nie bylo...ale mysle ze...hmmm...jak to powiedziec...po prostu mysle, ze nie spedzal AZ tak duzo czasu z Freddiem jak Bri albo Rog...co nie zanczy ze uwazam ze John sie wogole tym nie przejal...BO WCALE TAK NIE UWAZAM!!! John chyba nie trzymal sie AZ tak bardzo Freddie'go jak np Brian (wystarczy spojrzec na koncerty), mowie "chyba" bo nie wiem co bylo poza ich praca, ale takie jest moje zdanie...jesli komus to nie pasuje to BARDZO PRZEPRASZAM... |
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 4:35 pm Temat postu: |
|
|
A mnie się jakoś wydaję, że w latach '80 Fred najwięcej współpracował z John'em. A koncerty to akurat nic do rzeczy nie mają - John po prostu lubił sobie stanąć na uboczu, (może wstydził się publiki )
A wracając do rzeczy: nie wiem jak to jest, jeszcze nie straciłem bliskiej mi osoby, ale musiało być ciężko; niewyobrażam sobie tego. |
|
Powrót do góry |
|
|
agoolka
Dołączył: 20 Kwi 2005 Posty: 64 Skąd: z Wrocławia
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 4:39 pm Temat postu: |
|
|
Wiesz...kazdy moze miec wlasne zdanie...dla jeednych wiecej wspolpracowal z Johnem dla innych z Brianem...bardzo mozliwe i prawdopodobne ze najwiecej wspolpracowal z Johnem (nie mowie ze nie), ale mi chodzi o wszystko, o wszystko to co bylo od poczatku do konca...jeszcze raz PRZEPRASZAM, jesli komus to przeskadza.... Ja tez nie stracilam bliskiej osoby...i ciesze sie z tego....jednak nadal nie mam pojecia jak oni to wytrzymali... |
|
Powrót do góry |
|
|
Marcin S.
Dołączył: 15 Lut 2005 Posty: 1865
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 6:55 pm Temat postu: |
|
|
Agoolko ! Własne zdanie to jedno, a ogólne fakty to drugie. Faktem jest, ze Freddie współpracował najściślej z Johnem przez całe lata 80 (efekty: Cool Cat, Pain Is So Close To Pleasure, Friends Will Be Friends, My Baby Does Me). Jeśli chodzi o koncerty, to John taki był-wolał stanąć z boku i skupić się na graniu dobrej muzyki. Od robienia show był Freddie-i to mu najlepiej wychodziło, więc po co John miał na siłę udawać, ze on tez jest showmenem? To by było conajmniej śmieszne, gdyby John zaczął np. baiwć się w powtarzankę z publiką... Jednak Brian też był w centrum uwagi-zgoda, ale zauważ, że giatara była tzw. "drugim głosem" w muzyce Królowej, więc trudno żeby gitarzysta stał sobie np. za podium perkusyjnym i odwalał jakieś niesamowite solo ! A John miał "jedynie" stanowić tło, chociaż prawda jest taka, ze wiele improwizowanych zagrywek Deacona to naprawde zagrania mistrzowskiej próby.
PS. W zasadzie co my możemy wiedzieć, jakie były tak naprawdę relacje między poszczególnymi członkami zespołu? Praktyccznie nie wiemy na ten temat nic Jednak wszyscy chyba sobie zdajemy sprawę, że każdy żyjących członków bardzo przeżył śmierć Freda. Jednak myślę, ze szybko doszli do siebie, a smutki utopili tworząc MIH, oddając jednocześnie w ten sposób hołd Freddie'emu. Mimo iż pewnie już ten największy żal przeszedł, to z pewnością Freddie pozostanie w ich pamięci do końca życia. Był on w końcu bardzo dużą częścią ich życia. Sam Brian mówił, że nie ma dnia, w którym by nie myślał o Freddie'em i że Fred pozostanie w jego sercu na zawsze (o Johni mówił to samo i mnie osobiście to bardzo wzruszyło).
To tyle. |
|
Powrót do góry |
|
|
Lipa
Dołączył: 11 Sty 2005 Posty: 337 Skąd: Dębica
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 8:02 pm Temat postu: |
|
|
A ja rozumie Agoolke, faktem jest, że współpraca Freddiego i Johna w tych latach bardzo się rozwinęła, ale sądze, że angoolka kierowała się tym co było widoczne na koncertach i w wywiadach. Można tam było zauważyć, że John trzma się troszke na dystans od reszty zespołu.
Ps: Zgadzam się z Yeah88, ale to "odosobnienie" poczęści mogło być wywołane nieśmiałością. Ale to tylko moje domysły. _________________ Hasta La Victoria Siempre ! Patria o muerte ! Venceremos ! |
|
Powrót do góry |
|
|
agoolka
Dołączył: 20 Kwi 2005 Posty: 64 Skąd: z Wrocławia
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 8:13 pm Temat postu: |
|
|
Dzieki...przynajmniej jedna osoba w miare wie o co mi chodzi...ale kazdy ma na ten temat inne "zdanie"...ja mam takie odczucia i nic na to nie poradze...
POZDRAWIAM |
|
Powrót do góry |
|
|
Karolina
Dołączył: 16 Sty 2004 Posty: 1655 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 8:25 pm Temat postu: |
|
|
Wracajac do tematu, w Definitywnej Biografii (dziekuje Mel !) czytalem, ze na stypie Bri, Rog i Deaky byli okropnie zdolowani, podpierali sciany i patrzyli w sufit.
Nie dziwie sie, czlowiek przyzwyczaja sie do drugiego (w szczegolnosci Bri i Rog, ktorzy mieli kontakt z Freddiem juz od 1969 roku, no a pozniej od 1970 juz na stale kontakt dzieki graniu w Queen).
Wiem, jak sie czuli i nie dziwie im sie teraz, ze graja dalej jako Queen.
Dla mnie zawsze jest to pewnien hold ku Freddiemu, przypomnienie legendy zespolu, legendy Freddiego _________________ Crazy Little Thing Called Love - 05/09/09 |
|
Powrót do góry |
|
|
Pikers
Dołączył: 12 Lip 2004 Posty: 1076 Skąd: Dębica
|
|
Powrót do góry |
|
|
tyna
Dołączył: 30 Gru 2004 Posty: 833 Skąd: krk
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 9:37 pm Temat postu: |
|
|
Pikers napisał: | ... i tak ,że sie podniesli |
tego, czy sie podniesli, w sumie nie wie nikt... po tak bolesnej stracie pewnie dlugo odczuwa sie pustke. niby panowie may i taylor ruszyli teraz w trase, przy okazji czczac i wspominajac fredka, ale nie wiadomo w jakim stopniu i czy w ogole sie z faktem jego niebytu pogodzili. i mysle ze wlasnie dlatego tez nalezy im sie wyrozumialosc, jesli kiedkolwiek po jego smierci w sprawie queen postapili wg kogos nieslusznie - w koncu zabraklo tej sily przewodniej... _________________ , 2006
' ... zapamtite : sloboda je pravo na IZBOR - jebati ili biti jeben ' |
|
Powrót do góry |
|
|
usmc
Dołączył: 16 Lis 2003 Posty: 1272 Skąd: Galway / Kraków
|
Wysłany: Sob Kwi 30, 2005 10:20 pm Temat postu: |
|
|
Nie wiem co przezywali czlonkowie Queen gdyz nigdy jeszcze nie stracilem kogos z kim przez 20 lat pracowalem, bawilem sie, przyjaznilem. I mam nadzieje ze nie predko bedzie mi dane tego doswiadczyc. A najlepiej nigdy. _________________ "Are you ready? Are you ready brothers and sisters?"
PFQ - Fan nr. 10 |
|
Powrót do góry |
|
|
kaszmira
Dołączył: 14 Mar 2012 Posty: 112 Skąd: Świętochłowice
|
Wysłany: Wto Paź 23, 2012 5:08 pm Temat postu: |
|
|
"Wiem, jak sie czuli i nie dziwie im sie teraz, ze graja dalej jako Queen.
Dla mnie zawsze jest to pewnien hold ku Freddiemu, przypomnienie legendy zespolu, legendy Freddiego : -dokładnie.
Do dzisiaj powtarzają ,że jest im z tym bardzo ciężko..myślą dziennie o FM itp.
Oczywiście ,że John przeżył to równie mocno..tutaj nawet nie ma o czym mówić. _________________ 'And whatever will be will be..'
------------------------
http://sklep.slaskiecentrumperkusyjne.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Jacob
Dołączył: 05 Sie 2010 Posty: 135
|
Wysłany: Wto Paź 23, 2012 9:06 pm Temat postu: |
|
|
Mnie też dotknęło trochę to lekkie zignorowanie Johna w poście początkowym, zwłaszcza, że szczerze mówiąc to szczegóły jego reakcji na ten straszny cios w listopadzie 1991 najbardziej mnie interesują. Chociażby dlatego, że reakcje Briana i Rogera na podstawie różnych dokumentów czy wywiadów możemy już sobie jakoś wyobrazić i ułożyć w głowie w logiczny obraz. Z kolei w przypadku Johna jest praktycznie całkowity brak szczegółów, poza ogólnikami w stylu ,,był bardzo zdołowany jak reszta".
Ech, w przypadku Johna to jedynie wierzchołek góry niewiedzy. I z roku na rok coraz bardziej obawiam się, że wiedza ów pozostanie z przedrostkiem "nie" już na zawsze...
Kurcze, strasznie wkurza mnie, że BBC czy inne porządne, brytyjskie media nie zainteresowały się nigdy na poważnie wywiadem z nim. Taka rozmowa po latach byłaby dla fanów 'Królowej" megaciekawa. W ubiegłym roku, podczas 40 urodzin zespołu była wprost idealna okazja ale oni(media) to oczywiście olali. Wiadomo, że kierowali się zapotrzebowaniem masowego odbiorcy, a nie ma co się oszukiwać, że takowego kompletnie niejaki John Deacon nie interesuje. Ale może raz spojrzeliby na swój zawód (dziennikarstwo) mniej pragmatycznie i na poważnie spróbowaliby uzyskać zgodę na taką rozmowę. Zwłaszcza, że podczas półwiecza Queen może być już za późno...
Sorry za duży offtop ale musiałem gdzieś wylać zbierającą się we mnie od dawna Deaconową frustrację. |
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wto Paź 23, 2012 9:15 pm Temat postu: |
|
|
Tzn. myślę, że jakiś obraz można sobie wyrobić na podstawie takich oto faktów:
- W czasie sesji do Innuendo częściej go nie było, niż był (zwłaszcza na późniejszym etapie)
- Podobnież (nie pamiętam źródła i za cholerę go nie wykopię), w przeciwieństwie do Briana i Rogera, nie odwiedzał Freddiego u niego w domu w czasie tych ostatnich tygodni
Z tego można wyciągnąć wniosek, że w trakcie postępującej choroby nie bardzo radził sobie z tym faktem, nie dopuszczał takiej możliwości, a może właśnie zbyt intensywnie o tym myślał, stąd "ucieczki".
Z drugiej strony po śmierci Freddiego to głównie on i Roger zadbali o organizację Tribute, to on i Roger wystąpili jako Queen w '93 i to on i Roger zaczęli Made In Heaven. Tu z kolei doszło coś takiego jak "chęć i powinność" wykonania ostatniej woli Freddiego, chęć podtrzymania legendy, etc.
No ale to takie dość powierzchowne sprawy, a o aspektach psychologicznych raczej już się nie dowiemy. _________________ QPoland - skoro jestem już oficjalnym współpracownikiem, to warto zachwalać
http://podniosle.blogspot.com/ - mój superowy bloga$$ek! (aktualizacje w każdy cojakiśczas)
Still Burnin' (i wiele innych: http://www.youtube.com/user/MikeBoatCityPl/videos)
C-lebrity - kontrowersyjny klip zbanowany na YT! |
|
Powrót do góry |
|
|
wiurrr
Dołączył: 12 Paź 2012 Posty: 16 Skąd: Pomorskie
|
Wysłany: Wto Paź 23, 2012 9:19 pm Temat postu: . |
|
|
Koncert "Freddie Mercury Tribute Concert" jak to powiedział Roger "był małą ulgą w żałobie"... _________________ "Jeśli odmawiasz sobie wszystkiego, to tak jakbyś umarł za życia"
-Freddie Mercury |
|
Powrót do góry |
|
|
merkuria
Dołączył: 03 Lip 2009 Posty: 9 Skąd: centalna
|
Wysłany: Sro Paź 24, 2012 12:14 am Temat postu: |
|
|
Wracając do pytania z tytułu posta - cóż, pewnie tak jak większość ludzi przeżywa żałobę po kimś bardzo bliskim, po członku rodziny. W takich przypadkach czas zwykle leczy rany i zdjęcia czy inne pamiątki po latach wywołują raczej sentymentalny uśmiech na twarzy niż rozpacz _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
kaszmira
Dołączył: 14 Mar 2012 Posty: 112 Skąd: Świętochłowice
|
Wysłany: Sro Paź 24, 2012 12:28 pm Temat postu: |
|
|
Tak Bri kiedyś mówił ,że myśląc o nim częściej ma uśmiech niż łzy.. _________________ 'And whatever will be will be..'
------------------------
http://sklep.slaskiecentrumperkusyjne.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
|
kapelutek
Dołączył: 25 Kwi 2012 Posty: 261 Skąd: Rzeszów/Szczecin
|
Wysłany: Sro Paź 24, 2012 6:17 pm Temat postu: |
|
|
Mi się wydaje, że nie ma co tutaj się specjalnie zastanawiać nad tym jak sobie chłopaki poradzili. Na świecie w każdej sekundzie umiera miliony ludzi, którzy są dla kogoś mężami, przyjacielami, synami i każdy z ich bliskich na swój sposób radzi sobie z tą żałobą. Nie ma zbytniego znaczenia, czy razem z tym kimś jeździliśmy codziennie na ryby, czy graliśmy koncerty. Strata zawsze pozostaje ta sama.
Akurat wiem, co mówię, ponieważ idealnym przykładem jest mój tata. W wieku ok. 30 lat stracił swojego najbliższego przyjaciela, którego znał od dzieciństwa. Czy to mniejsza strata dla niego, jak utrata Freddiego dla Briana, Rogera czy Johna? Owszem, mój tata nie jest gwiazdą rocka, ale akurat w tym przypadku, moim zdaniem, nie ma to znaczenia. Tak czy siak, niemal każdą chwilę spędzali razem - czy to w pracy, czy w czasie wolnym. A mimo upływu ok. 12 lat widzę, jak głęboko mój tata dalej to przeżywa. Na wspomnienie o Darku zamyka się w sobie, najczęściej szybko zmieniając temat. Bo już taki jest - nie lubi i nie umie rozmawiać o uczuciach - częściej spycha je po prostu na bok. A boli na pewno niemal tak samo jak na poczatku. I z Brianem, Rogerem i Johnem jest pewnie podobnie. Tylko, że każdy ma inny sposób na radzenie sobie z takimi uczuciami.
Myślę, że nie da się powiedzieć który z nich bardziej to przeżył/przeżywa, albo który bardziej przyjaźnil sie z Freddiem. Wedle niektorych to Roger byl najbliższym kumplem Freddiego jeszcze przed Queen, a z Johnem zbiżył się w latach 80-tych. Ale jak było na pewno? Kto to wie. Jedną rzecz mogę tylko powiedzieć, że John na pewno nie odwiedzał Freddiego dlatego, że mniej to przeżywał albo miał to w d. Myslę, że wolał i sobie i Freddiemu oszczędzić wiele smutku. Ale zresztą, co ja tam wiem... _________________ Rock'n'roll!!!
Obsession of Roger - sory gajs:D
Dlaczego z powodu mojego nicku wszyscy myślą, że jestem mężczyzną O_O? Uroczyście oświadczam, że pełnokrwista ze mnie kobita:D
|
|
Powrót do góry |
|
|
yjje
Dołączył: 16 Paź 2012 Posty: 55 Skąd: Wilkowo
|
Wysłany: Sro Paź 24, 2012 8:01 pm Temat postu: |
|
|
Moim zdaniem John bardzo mocno przeżył stratę Freddiego. Temu nie da się zaprzeczyć. Zresztą to, że wycofał się z życia zespołu po 'nagraniu' MIH (wracając jedynie jednorazowo w 1997 roku) mógł pokazywać jak cenił sobie Freddiego. Bez niego nie wyobrażał sobie zespołu, nie mógłby dalej występować. Wiele się mówi o tym że był cichy, wolał usuwać się w cień. Być może był taki sam w kwestii uczuć? Nie chciał ich ujawnić, pokazać jak mu zależało na Freddim. _________________ ,,I'm filling the cracks that ran through the door
And kept my mind from wandering.
Where will it go?" |
|
Powrót do góry |
|
|
|