Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MsFahrenheit
Dołączył: 23 Gru 2011 Posty: 75 Skąd: Horyszów Polski/ Zamość
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 8:42 pm Temat postu: Urodzeni PO 1991 |
|
|
Otóż, ten temat powstał, by osoby urodzone po 1991 roku, mogły opowiedzieć co sądzą o Freddiem i o jego odejściu. I jak się czują z tym, że urodzili się po jego śmierci.
Powstał również dlatego, bo na tym forum spotkałam się z twierdzeniem, że "jak można tęsknić za czymś, czego się nie miało". Otóż, zdziwię was, MOŻNA!
"Ale jak to?!" zapytacie?
A tak to, że urodziłam się prawie 4 lata po jego śmierci, 20 października 1995 roku. I owszem, o Queen i Freddiem dowiedziałam się we wrześniu ubiegłego roku. Może i nie jestem prawdziwym, wieloletnim fanem, ale kocham to całym sercem. Jak można kochać kogoś, kogo już nie było na świecie jak się urodziłaś? Można, można nawet za taką osobą płakać, żałować że się nie urodziło wcześniej, że się nie ma nawet żadnych wspomnień związanych z jego życiem i z jego śmiercią. I to można tęsknić bardziej, niż osoba która wtedy była tego świadoma. Pamiętam 18 listopada 2011, nie spałam, z tęsknoty płakałam pół nocy, na drugi dzień miałam tak zapuchnięte oczy, że moja mama myślała, że mam na coś uczulenie. Dużo razy płakałam, byłam smutna, bo go już nie ma, bo jak on żył to ja nawet nie istniałam, jak już to byłam tylko gametą żeńską i męską. Wiem to obrzydliwe, ale taka jest prawda. Strasznie cierpię. Jak oglądam Montreal to zwykle na "Somebody to love" zapominam, że on nie żyje. A na "Save me" nagle mi się przypomina, że on nie żyje, że nigdy go nie zobaczę, że on już nie istnieje. I płaczę. Może i jestem płaczliwa, naiwna, dziecinna i pretensjonalna, ale taka po prostu jestem. Stwierdzenie, że nie można tęsknić za kimś kogo się nie znało, jest głupie. Bo nie mogła bym tęsknić za swoim dziadkiem, który umarł dwa miesiące po tym jak się urodziłam. Takie myślenie jest głupie. Ale jest mi naprawdę przykro, jak ktoś sugeruje, że nie mogę tęsknić za Freddiem, bo nie było mnie na świecie jak on żył. Chciała bym, bardzo bym chciała mieć jakiekolwiek wspomnienia z 24 listopada 1991. Ale niestety, bo moi rodzice nawet nie byli małżeństwem. Płakanie "bo on nie żyje" jest podobne do tego, jak się opłakuje śmierć bohaterów fikcyjnych. Po przeczytaniu Wiedźmina dłuugo płakałam. I miałam psychiczną żałobę. Po przeczytaniu Harrego Potera też płakałam. I po Trylogii Husyckiej. O jego śmierci dowiaduję się tylko z biografii,książek, więc on dla mnie też może być bohaterem fikcyjnym, którego śmierć trzeba opłakać. Może i za bardzo to przeżywam, ale naprawdę za nim tęsknię.
Jak kogoś uraziłam to przepraszam. Ale niektórzy tez powinni uważać na to, co mówią bo mogą kogoś urazić. Ja osobiście poczułam się dotknięta i się ostro wnerwiłam.
Edit:
Ja siedzę i się zastanawiam: CO TO ZA SMĘTY, do jasnej cholery!? To nie byłam ja, miałam ciężką sytuację psychiczną i musiałam się wyładować, WYBACZCIE BŁAGAM, i nie uważajcie mnie za jakąś zołzę czy inny wytwór w tym stylu :< Owszem, jestem "Człowiek-fontanna". I jestem uświadomiona, co znaczy tęsknić, bo mi moja kochana kotka zdechła, na wakacjach jeszcze i TĘSKNIĘ DO KUR** NĘDZY ZA NIĄ! Wybaczcie, nie zgadzam się z tym co tu napisałam i w dalszych postach. Ale jakby co to z tymi duchami itp. to prawda o.0 Naprawdę, wolała bym żeby tego nie było. I żeby ten temat też nigdy nie powstał :< (A z tymi książkami to byłam dzieciakiem, ale i tak jeszcze koniec książki bolly) _________________ One dump, one trud, two tits John Deacon!
Ostatnio zmieniony przez MsFahrenheit dnia Sro Paź 03, 2012 9:05 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
whoatemydinner
Dołączył: 02 Lip 2011 Posty: 1771 Skąd: Z Mornington Crescent.
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 9:13 pm Temat postu: |
|
|
Ja jestem z tego samego rocznika co wyżej postująca koleżanka, witam.
Śmiercią wiadomego wokalisty się nie przejmowałem nigdy w aż takim stopniu jak MsFahrenheit. Właściwie w ogóle się nie przejmowałem. Jasne; żal był, jak się dowiedziałem w wieku 8 lat (bo tyle miałem chyba jak rodzice zaprezentowali mi Platinum Collection), że ten fajny pan z wąsem co miał taki genialny głos nie żyje od kilku lat, ale nie ruszyła mnie ta wiadomość nigdy tak mocno, żeby płakać czy coś. Szkoda mi było gościa, zresztą do dziś jak sobie pomyślę od czasu do czasu o nim to mi go szkoda. Ale tak samo jak mi szkoda Keitha Moona, Ricka Wrighta oraz niezliczonej rzeszy innych zmarłych muzyków - żal mi, że już nie będą tworzyć. Ale żeby płakać nad jakimś zmarłym muzykiem/aktorem/naukowcem, którego nie znałem osobiście, to mi się nie zdarzyło jeszcze i się nie zanosi, żeby się zdarzyło. Nigdy nie nabrałem w życiu stosunku do jakiegokolwiek artysty który by wychodził poza zachwyt twórczością i mówienie "O, nowa płyta, już się nie mogę doczekać, żeby przesłuchać!" albo "Ich nowa płyta/nowy wokalista ssie, nienawidzę ich. (choć tak naprawdę dalej ich uwielbiam)", gdzie "ich" może się odnosić do dowolnego ulubionego przeze mnie muzyka/zespołu, czy to Queen, Pink Floyd, The Who, Radiohead, Mike Oldfield... Ale chyba nigdy nie odczuwałem personalnej więzi z żadnym wykonawcą więc śmierć np. Mercury'ego nie była dla mnie jakimś ogromnym wydarzeniem osobistym, po którym nie byłem w stanie się pozbierać, czy coś. Może coś takiego jeszcze się w moim życiu wydarzy, nie wiem, ale raczej w to wątpię. Mój stosunek do daty 24 listopada 1991 jest taki, że w rocznice tego dnia puszczę sobie więcej muzyki Queen niż zwykle, ale raczej nic specjalnego poza tym nie robię.
Czyli chyba jednak mój stosunek do śmierci Freddiego jest bardziej ambiwalentny niż jakikolwiek inny. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
June
Dołączył: 03 Maj 2012 Posty: 329
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 10:07 pm Temat postu: |
|
|
Kurczę, myślałam, że jesteś starszy...'95 z tej strony również pozdrawia.
Queen słucham od początku kwietnia. To krótko, nawet bardzo. Nie poznałam ich twórczości nawet w połowie tak bardzo, jak bym chciała ją kiedykolwiek znać, a będzie to i tak drobiazg przy osobach, które mają każdą płytę, każdy singiel, bootleg, wycinek, jeździły po innych krajach na koncerty - i również przeżyły na własnej skórze wiadomość o odejściu Freddiego. Kilka razy się zastanawiałam, jak sama bym na to zareagowała, gdybym wtedy już była na tym świecie i do tego interesowała się tym zespołem. Ciekawi mnie również, jak odbierałabym tę muzykę, gdybym wiedziała, że może za jakiś czas wyjdzie nowa płyta, może przyjadą do nas na koncert (okolice 1991 - wtedy zaczynają do nas chyba w końcu przyjeżdżać zachodni artyści, prawda?), gdybym słuchała jeszcze wykonawców, a nie legend, a w zasadzie tej jednej legendy, którą dziś prawie każdy zna i docenia. Myślę, że każdy nastolatek słuchający starej muzyki kiedyś dochodzi do tego punktu "czemu nie urodziłem się wcześniej" i ja to przerabiam już drugi raz (znam mało muzyki - podkreślam to), z tym, że pierwszy raz zdarza mi się myśleć tak w odniesieniu do zespołu, którego wokalista już nie żyje i to spory kawał czasu. Dziwnie się z tym czuję. Mamy wiele zdjęć, filmów, materiałów, które może kiedyś zostaną opublikowane, książki, wreszcie same płyty, ale i świadomość, że kolejnych nie będzie. To tak jak ze skończoną książką (dobre porównanie, MsFahrenheit), za której bohaterami się tęskni.
Gdybym powiedziała, że nigdy nie płakałam z tego powodu, skłamałabym. Takie emocje wzbudza we mnie jednak już tylko TATDOOL (wersja z 'Return...') i Mother Love. Na początku mojej przygody z tą muzyką (a zaczynałam z Innuendo) ciężko było mi oderwać te dwie sprawy - to, że to łabędzi śpiew Freddiego i samą muzykę. Po jakimś czasie jednak przestałam to tak odbierać - owszem, nie można zupełnie zrozumieć i poczuć Innuendo bez znajomości tej genezy, bez tego dreszczu, który zawsze mam, słuchając tej płyty, ale to nie wszystko - zaczęłam bardziej doceniać resztę zespołu i słuchać też samej muzyki, a nie właśnie łabędziego śpiewu. Wracając do samego smutku i płaczu - podejrzewam, że przy oglądaniu koncertu pożegnalnego czy Wembley będę płakać. Dlatego odwlekam to najdalej, jak się da. Jednak słuchając Mother Love przychodzi mi do głowy, co musiał czuć Brian śpiewając tę ostatnią zwrotkę. I wtedy naprawdę uświadamiam sobie, że to wszystko nic nie znaczy. _________________
Prześpij się trochę.
Nie udzielaj rad.
Dbaj o zęby i dziąsła.
Ron Padgett, Jak stać się doskonałym |
|
Powrót do góry |
|
|
kapelutek
Dołączył: 25 Kwi 2012 Posty: 261 Skąd: Rzeszów/Szczecin
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 10:14 pm Temat postu: |
|
|
Ja jestem rocznik 1992 i w sumie fanka Queen od niedawna, bo dopiero od kilku miesięcy. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre piosenki słyszałam już wcześniej i bardzo mi się podobały, jakoś jednak dziwnie się ułożyło, że dopiero teraz wpadłam w ,,queenmanię". Kiedyś znałam tylko Freddiego i nie miałam pojęcia, kto to Brian, Roger czy John. Wstyd, wstyd...
No ale zaległości nadrobione
Jeżeli zaś chodzi ogólnie o mój stosunek do zespołu i tęsknotę, że Freddie umarł rok przed moim urodzeniem, że nie miałam nigdy szansy zobaczyć ich na żywo w komplecie i w ogóle... Przyznaję, że dałabym wiele za wehikuł czasu, przenieść się w lata 70-te i pójść na koncert Królowej... Niestety możliwości takiej nie mam i trzeba się cieszyć z tego co jest (Wrocław ).
Co do śmierci Freddiego, to oczywiście od zawsze wiedziałam, że umarł na AIDS, ale mialam taki mglisty obraz jego osoby. Kojarzył mi się z cudownym głosem, wąsami, wielką charyzmą, ale tak naprawdę niewiele o nim wiedziałam. Sądziłam, że był bardzo odważnym, może egoistycznym człowiekiem, który mógł mieć wszystko inne gdzieś (skoro był taki utalentowany to i tak miałby do tego prawo;p). Okazało się jednak zupełnie odwrotnie i tym już kompletnie mnie ujął. A potem wyczaiłam Rogera i mój świat już nigdy nie był taki sam
Najgorzej było mi na duszy kiedy poznałam trochę dokładniej historię zespołu i Fredka, kiedy przeczytałam książke Huttona, gdzie tak szczegółowo dość opisał ostatnie dni Freddiego i wstrząsnęlo mną to do głębi. Uważam, że Jim nie powinien zdradzać tego wszystkiego, ale to już temat na inną dyskusję. W każdym razie bardzo wtedy to przeżyłam, potem tak samo przy oglądaniu dokumentów o zespole np. Days of Our Lives. Miałam wtedy tak, że kiedy oglądałam jakikolwiek teledysk Q, nawet z lat 70-tych, to kiedy widziałam Freddiego, nie mogłam uwierzyc, że taki silny człowiek, charyzmatyczny, który mógł zrobić wszystko - umarł taki słaby i bezbronny. Nie mieściło i dalej nie mieści mi się to w głowie. A najgorzej działa na mnie teledysk do TADOOL - oglądam go bardzo rzadko, ponieważ zamieniam się wtedy w fontanne. Podobnie przy słuchaniu piosenki.
No ale tak ogólnie to: jeżeli chodzi o mnie, jestem urodzona w złej epoce: kocham starą muzykę, stare samochody, stare winyle, starą modę. Wehikuł czasu potrzebny ale już!
June napisał: | Kilka razy się zastanawiałam, jak sama bym na to zareagowała, gdybym wtedy już była na tym świecie i do tego interesowała się tym zespołem. |
Ciężko mi sobie jest nawet wyobrazić taką sytuację. Np. teraz, jak już interesuję się Queen i myślę, że będę się interesować latami, i za 20, 30 lat - kiedy już znam każdą piosenkę, każdy koncert, każdą historię, każdy film, wywiad - jak każdy długoletni fan Queen - dowiaduję się, że umiera któryś z pozostałych chłopaków. Nie mam nawet siły pomyśleć o tym, jak bym to odebrała i przeżyła. Teraz byłby to dla mnie szok, a co dopiero, jeżeli zżyłabym się z Queen na długie lata jak fani zespołu, którzy byli z zespołem już od lat 70tych, a w 1991 dowiedzeli się o śmierci Freddiego. _________________ Rock'n'roll!!!
Obsession of Roger - sory gajs:D
Dlaczego z powodu mojego nicku wszyscy myślą, że jestem mężczyzną O_O? Uroczyście oświadczam, że pełnokrwista ze mnie kobita:D
Ostatnio zmieniony przez kapelutek dnia Pon Cze 25, 2012 10:28 pm, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 10:18 pm Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
MsFahrenheit napisał: | Bo nie mogła bym tęsknić za swoim dziadkiem, który umarł dwa miesiące po tym jak się urodziłam. |
A TĘSKNISZ za nim?
Kładę nacisk na słowo "tęsknić". Na to, co ono znaczy. Nie można odczuwać braku tego, czego się nigdy nie miało. Można się smucić- ale nie tęsknić. Żałować, Że się tegio nie miało- ale nie tęsknić. Tęsknota to jest nostalgia,odczuwanie braku czegoś co było. To jest słownikowe znaczenie tego słowa. Więc logicznie rzecz biorąc jest NIEMOŻLIWE żebym ja tęksnił za pradziadkiem którego nigdy na oczy nie widziałem ani za Jimem Morrisonem czy Jimi Hendrixem. Mogę bardzo żałować, smucić się, wzruszać samą historią, przeżywać to- ale nie TĘSKNIĆ.
Czy młodsze pokolenia już nie zwracają uwagę na to znaczenie słów? Bynajmniej nie znaczy to samo co przynajmniej, nie ma takiego slowa jak "lofciam" a słowo "wykon" nie jest zajebsite ani trochę. Tak samo "tęsknić" z założenia oznacza odczuwać brak tego, co się miało. Czyli nie, nie można tęsknić za czymś, czego się nie miało. Można wiele innych rzeczy- ale nie tęsknić. _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
MsFahrenheit
Dołączył: 23 Gru 2011 Posty: 75 Skąd: Horyszów Polski/ Zamość
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 10:41 pm Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
Fenderek napisał: | MsFahrenheit napisał: | Bo nie mogła bym tęsknić za swoim dziadkiem, który umarł dwa miesiące po tym jak się urodziłam. |
A TĘSKNISZ za nim?
Kładę nacisk na słowo "tęsknić". Na to, co ono znaczy. Nie można odczuwać braku tego, czego się nigdy nie miało. Można się smucić- ale nie tęsknić. Żałować, Że się tegio nie miało- ale nie tęsknić. Tęsknota to jest nostalgia,odczuwanie braku czegoś co było. To jest słownikowe znaczenie tego słowa. Więc logicznie rzecz biorąc jest NIEMOŻLIWE żebym ja tęksnił za pradziadkiem którego nigdy na oczy nie widziałem ani za Jimem Morrisonem czy Jimi Hendrixem. Mogę bardzo żałować, smucić się, wzruszać samą historią, przeżywać to- ale nie TĘSKNIĆ.
Czy młodsze pokolenia już nie zwracają uwagę na to znaczenie słów? Bynajmniej nie znaczy to samo co przynajmniej, nie ma takiego slowa jak "lofciam" a słowo "wykon" nie jest zajebsite ani trochę. Tak samo "tęsknić" z założenia oznacza odczuwać brak tego, co się miało. Czyli nie, nie można tęsknić za czymś, czego się nie miało. Można wiele innych rzeczy- ale nie tęsknić. |
TAK, tęsknię. Dlatego, bo mimo tego, że byłam dwumiesięcznym dzieckiem, pamiętam jakąś wieź, może to jest głupie i mi się wydaje, ale pamiętam jakąś więź między mną a moim dziadkiem. I tęsknie za nią, za dziadkiem. Mama mi mówiła, że jak spałam, to on zawsze siedział nad moim łóżeczkiem, że mnie tak kochał. Wiem, to jest patetyczne do obrzydzenia. A może dlatego tak pamiętam tą więź, bo chyba mam pewne zdolności, nie do końca normalne i nie jestem do końca pewna Czasami widzę duchy, często mam prorocze sny, pamiętam rzeczy z czasu kiedy miałam dwa lata, czasami po prostu wiem co zaraz będzie. Jestem dziwna. I może ta więź wzięła mi się z "niewiemkąd", ale ja po prostu ją pamiętam. I tęsknię. _________________ One dump, one trud, two tits John Deacon! |
|
Powrót do góry |
|
|
Gnietek
Dołączył: 04 Sie 2006 Posty: 936 Skąd: z pięknej planety zwanej Ziemią :)
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 10:57 pm Temat postu: |
|
|
Hmmm, data urodzenia nie ma za bardzo znaczenia. Ja urodziłem się przed rokiem 1991, więc mógłbym np. pamiętać poruszenie po śmierci Freddiego i szał na muzykę Queen, oczekiwanie na płytę "Made in Heaven", sukces "Heaven for Everyone", odwiedziny Briana i Rogera w Polsce, a potem koncert Briana w Stodole - to wszystko zdarzyło się za mojego życia, ale nic z tego nie pamiętam, bo w tamtych czasach kompletnie nie interesowała mnie muzyka. Nawet nazwa Queen mi nic nie mówiła, tak samo jak nazwisko Freddie Mercury. Mało tego, w wieku około 13-14 lat przeżyłem zdziwienie, że jest taki zespół, równie albo niewiele mniej znany od np. The Rolling Stones, The Beatles czy Pink Floyd, o którym coś słyszał praktycznie każdy, a ja nie. (Oczywiście słyszałem wiele razy już wtedy takie kawałki jak "We Are the Champions", "We Will Rock You", "Radio Ga Ga" czy "You Don't Fool Me", ale nie zwracały one za bardzo mojej uwagi ani też nie miałem pojęcia, że wykonuje je ten sam skład). Tak więc nie data urodzenia tu decyduje, ale muzyczna świadomość/ignorancja.
Jasne, jest mi żal, że nigdy nie zobaczę występu Queen na żywo. Jasne, przeżywałem jakieś wzruszenia, kiedy czytałem o śmierci Freddiego (i to nie tylko makabryczne opisy Jima Huttona dotyczące ostatnich godzin jego kochanka, ale też choćby wspomnienia zebrane przez Davida Evansa i Davida Minnsa)... ale jakoś bardzo tego nie przeżywałem. Mało tego, mi wręcz imponuje wspaniałość tego, co Freddie tworzył, kiedy już był bardzo chory. Kiedy słucham "Innuendo" czy nawet jeszcze później nagranych piosenek, raczej nie jest mi smutno. Bardziej czuję podziw dla pokonywania swoich słabnących możliwości. Choć zabrzmi to pewnie zbyt patetycznie, słyszę w tych często trudnych technicznie wokalach niezłomną wolę i siłę człowieka, odchodzenie z podniesioną głową. Ta postawa idealnie zresztą pasuje do wymowy kilku utworów z "Innuendo". _________________ Wszyscy jesteśmy jak worki kartofli: czy chcemy, czy nie, i tak nas wrzucą do piwnicy. |
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pon Cze 25, 2012 11:24 pm Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
Fenderek napisał: | ...nie ma takiego slowa jak "lofciam"... |
A w ryj byś nie chciał
Tytuł tematu rzeczywiście trochę za wąski. Co z tego, że nie urodziłem się w 1989 r., skoro moje doświadczenia z zespołem będą identyczne do tych, którzy urodzili się po '91?
Mogę jedynie powiedzieć, że bardzo żałuję, że nie miałem okazji zobaczyć Queen "live" w oryginalnym składzie i że różne opisy ostatnich dni Freddiego częstokroć mnie wzruszają (inna rzecz, że łapię się na wszelkie tanie wzruszacze, oprócz We Believe, Say It's Not True i paru innych gofrów ze stajni Queen ). Poza tym nie mogę uwierzyć, że to już tyle czasu minęło, niemniej nie cierpię z tego powodu, bez przesady. _________________ QPoland - skoro jestem już oficjalnym współpracownikiem, to warto zachwalać
http://podniosle.blogspot.com/ - mój superowy bloga$$ek! (aktualizacje w każdy cojakiśczas)
Still Burnin' (i wiele innych: http://www.youtube.com/user/MikeBoatCityPl/videos)
C-lebrity - kontrowersyjny klip zbanowany na YT! |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Wto Cze 26, 2012 12:24 am Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
MsFahrenheit napisał: | I tęsknię. |
Spoko.
A Fred, który zmarł zanim się urodziłaś? Tak, ciągle nawiązuję do tęsknoty czyli poczucia straty czegoś, co się miało. Bo na razie tylko przekonałaś mnie, że tęsknisz za czymś, co uważasz że miałaś- i spoko. Ja to co mówisz o tej więzi której DOŚWIADCZYŁAŚ łapię, akceptuję i nawet rozumiem. Miałaś, nie masz, było ważne i dobre- to tęsknisz. Absolutnie naturalne. A teraz Fred. Tylko mi nie mów o poprzednim wcieleniu ani o duchach podczas słuchania A Day at the Races.
Jest smutno, jest żal, że się nie widziało, żal człowieka, historia jest wzruszająca i mocno potrafi wstrząsnąć- i ja się pod tym podpiszę sam. Można się z tym wszystkim bardzo utożsamiać, niemal przeżywać. Jednak "tęsknić" w przypadku kogoś, kto się urodził po 1991 roku jest po prostu źle dobranym słowem. NAWET jeśli założymy, ze ktoś widzi duchy, słyszy głosy i generalnie jest Wernychorą. Można mówić o więzi empatycznej, o tym że czujesz co on czuł i takie tam bajery. Z "tęsknieniem" nie ma to nic wspólnego. Nie wiem, może młodzi ludzie jeszcze za niezbyt wieloma rzeczami tęsknią, stąd trudność z rozróżnieniem? Kiedyś ważni, najważniejsi ludzie dookoła Was znikną, tacy którzy ZAWSZE byli na dobre i na złe i nagle znikną też już na zawsze- to co się wtedy czuje, kiedy się później o nich myśli- to jest tęsknota.
A jesli ktoś dalej tęskonotę za np rodzicem porównuje do smutku z powodu śmierci piosenkarza, który umarł zanim się urodziło to... ja się wyłączam, bo potem musiałbym zbanować chyba sam siebie. _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/
Ostatnio zmieniony przez Fenderek dnia Wto Cze 26, 2012 12:38 am, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
mumin_king
Dołączył: 14 Cze 2006 Posty: 6343 Skąd: Rzekuń
|
Wysłany: Wto Cze 26, 2012 12:24 am Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
mike napisał: | Fenderek napisał: | ...nie ma takiego slowa jak "lofciam"... |
A w ryj byś nie chciał |
Mike! Europa patrzy!
Też jak kolega wyżej to jestem rocznik 89. Jak umierał miałem dwa lata, ale tak naprawdę gówno wiedziałem. Pierwsze tak naprawdę kontakty z Queen to końcówka gimnazjum (2005 rok) i zasłyszane w radiu (o losie) Radio GaGa. Potem wakacje tego roku, zgrane od kumpla Platinum Collection. Do połowy 2006 raczej jechałem na tym, wtedy zarejestrowałem się tutaj i zacząłem wybierać sobie pojedyncze utwory z jakiejś strony internetowej gdzie można było głosować raz na dzień na utwór Queen i była lista z tymi kawałkami. Następnie ściągnięcie dyskografii i do początku roku 2007 raczej nie otwieranie się na inne zespoły, bo przecież w Queen "było wszystko", no ale zarejestrowałem się na laście i pomyślałem, że głupio tak jednego zespołu słuchać. Potem niestety Queen spadał coraz niżej, choć ciągle jest chyba ważnym zespołem dla mnie i teraz od jakiegoś tygodnia jakoś do nich częściej wracam.
No, ale nie o tym temat. Nie tęsknie za Freddiem. Nigdy nie tęskniłem, raczej też nie żałowałem, że nie byłem na żadnym koncercie w myśl zasady "co było i nie jest". Jedyne za czym tęsknie to za początkami przygody z ich muzyką. Kiedy idąc wieczorem ze szkoły w zimę słuchałem sobie na słuchawkach Too Much Love Will Kill You czy You Don't Fool Me. Kiedy opierdzielając sobie kebaba z nowo otwartego Donera i oglądając przy tym w domu Olimpiadę w Turynie gdzieś w tle leciała na przekór Barcelona. Tęsknie za celowo nieprzespanymi nocami by pisać odcinki do ASAQ, graniu na kurniku w makao i odkrywaniu Scandalu, White Queen czy You Take My Breath Away.
Tęsknie jedynie za tym, bo piosenki Queen wytworzyły mi specyficzny nastrój i są dla mnie ważnymi nutami mojego życiowego soundtracku.
Tyle, że to po prostu tęsknota za wiekiem dorastania. Za było nie było miłymi czasami. Choć teraz też nie jest najgorzej i jak się w końcu kiedyś zaobrączkuję to też je będę wspomniał i tęsknił. Bo cholera jestem ckliwy.
A jeśli ktoś nie jest ckliwy, to cóż... Powodzenia w życiu. _________________
GGP - na spotkanie ze świeżoscią
Bój się bloga NOWOŚĆ BLOG MUMINA
wg Matteya - bardzo sprytne ALTER EGO.
Zwycięzca Queenwizji - grudzień 2012 |
|
Powrót do góry |
|
|
mike
Dołączył: 26 Sie 2004 Posty: 4802 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wto Cze 26, 2012 1:42 am Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
Zacząłem się tak zastanawiać - dla mnie jasnym jest to, że za takim Freddiem, Morrisonem czy innym Django Reinhartem nie można tęsknić, zwłaszcza w momencie, gdy się nawet nie żyło, kiedy oni umierali. Jednak jak to będzie, gdy zejdą Brian, Roger, (John). Czy w takim wypadku można już będzie mówić o tęsknocie? Wszak widziało się ich (czasem nawet live, niektórzy zamienili z nimi dwa słowa, etc.), ma się styczność z ich aktualną działalnością, wywiadami, po prostu - odczuwa się to, że żyją w tej samej czasoprzestrzeni. Doszedłem do wniosku, że z mojej perspektywy śmierć pozostałych członków Queen nadal będzie się wiązać z szokiem, żalem... i w zasadzie tylko z tym. Tylko i aż. Gdyby miało być inaczej to chociażby tęsknił bym za Dio, a tak nie jest . Mam i będę miał za kim tęsknić - po prostu. Niemniej zastanawia mnie, czy abstrakcyjnie rzecz ujmując osoba żyjąca tu i teraz, a która przeżyje BM i RT, ma szansę za nimi tęsknić?
mumin_king napisał: | mike napisał: | Fenderek napisał: | ...nie ma takiego slowa jak "lofciam"... |
A w ryj byś nie chciał |
Mike! Europa patrzy! |
A Pyrlo?
mumin_king napisał: | Tęsknie za celowo nieprzespanymi nocami by pisać odcinki do ASAQ |
The doors are still open...
mumin_king napisał: | Choć teraz też nie jest najgorzej i jak się w końcu kiedyś zaobrączkuję to też je będę wspomniał i tęsknił |
Jako gołąb pocztowy będziesz mógł nadal nosić słuchawki, łohohohohohoho! _________________ QPoland - skoro jestem już oficjalnym współpracownikiem, to warto zachwalać
http://podniosle.blogspot.com/ - mój superowy bloga$$ek! (aktualizacje w każdy cojakiśczas)
Still Burnin' (i wiele innych: http://www.youtube.com/user/MikeBoatCityPl/videos)
C-lebrity - kontrowersyjny klip zbanowany na YT! |
|
Powrót do góry |
|
|
MsFahrenheit
Dołączył: 23 Gru 2011 Posty: 75 Skąd: Horyszów Polski/ Zamość
|
Wysłany: Wto Cze 26, 2012 11:05 am Temat postu: |
|
|
Hmm, w sumie to nie wiem. Wczoraj miałam dość męczący dzień, trochę za bardzo emocjonalnie do tego podeszłam. Jak chcesz to śmiej się ze mnie. Ale ja nic o żadnych wcieleniach nie wiem, średnio w to wierzę. I nie zasilam się energią z kosmosu i nie nosze amuletów, nie jestem jakaś wicca ani medium Tylko po prostu jestem czuła na takie "impulsy"
z jakiegoś świata astralnego, czy jak to tam się nazywa.
Tak się zastanowiłam, to może i nie jest tęsknota, ale brak "kogoś", co w sumie jest trochę podobne do tęsknoty. I ja nawet nie maiłam na myśli porównywanie śmierci członka rodziny ze śmiercią osoby, która bezpośrednio nie wpłynęła na moje życie. Pośrednio, owszem, bardzo wpłynęła, ale bezpośrednio to nie. I nie chce mi się już kłócić, przyznaję ci rację, bo ją masz. _________________ One dump, one trud, two tits John Deacon! |
|
Powrót do góry |
|
|
Oskar
Dołączył: 02 Lip 2011 Posty: 588 Skąd: Rumia
|
Wysłany: Sro Cze 27, 2012 11:15 am Temat postu: |
|
|
Ja również jak Ty, czy Whoatemydinner jestem z rocznika 95, ale osobiście nigdy nie przeżywałem tak intensywnie odejścia Freddiego trzy lata przed moim nadejściem... Aczkolwiek gdy puszczam m.in. Mother Love, Show must go On, albo Who Want To live Forever to uroni mi się łezka.
Ale to ma bardziej związek z emocjonalnym podłożem tyczącym się tylko z danym momentem (słuchania muzyki Queen), niż z tęsknotą...
Na co dzień nie myślę w ten sposób, ale rozmyślam jakby to było gdyby... Chyba wszyscy tak mamy, nieprawdaż?
Na pewno będę czuć stratę po Brianie, Johnie czy Rogerze, a wiem że to kiedyś nadejdzie bo Oni mają już po sześćdziesiątce, a my ledwie osiemnastkę na karku, więc...
PS ... więc żyć, nie umierać |
|
Powrót do góry |
|
|
Dundersztyc19
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 1356 Skąd: Kuala Lumpur
|
Wysłany: Sro Cze 27, 2012 4:27 pm Temat postu: |
|
|
Nietrafione, bo jestem z rocznika 1990, więc te półtora roku życia Fredka mi dano Byłem jednak zbyt mały, by się orientować w tych tematach. Tak na dobre Queenem zainteresowałem się w roku 2003. Choć wtedy nawet nie jeszcze nie wiedziałem, że to w 1991 roku zmarł. Zasugerowałem się tym, że płyta "Made in Heaven" wyszła w 1995 roku. _________________ - Odnoszę wrażenie, że niektórzy powinni dostać dożywotni zakaz słuchania Kazika Staszewskiego. |
|
Powrót do góry |
|
|
ShadowOfTheSoul
Dołączył: 29 Kwi 2012 Posty: 79
|
Wysłany: Czw Cze 28, 2012 10:56 pm Temat postu: Re: Urodzeni PO 1991 |
|
|
Fenderek napisał: | Jest smutno, jest żal, że się nie widziało, żal człowieka, historia jest wzruszająca i mocno potrafi wstrząsnąć- i ja się pod tym podpiszę sam. Można się z tym wszystkim bardzo utożsamiać, niemal przeżywać. Jednak "tęsknić" w przypadku kogoś, kto się urodził po 1991 roku jest po prostu źle dobranym słowem. NAWET jeśli założymy, ze ktoś widzi duchy, słyszy głosy i generalnie jest Wernychorą. Można mówić o więzi empatycznej, o tym że czujesz co on czuł i takie tam bajery. Z "tęsknieniem" nie ma to nic wspólnego. Nie wiem, może młodzi ludzie jeszcze za niezbyt wieloma rzeczami tęsknią, stąd trudność z rozróżnieniem? Kiedyś ważni, najważniejsi ludzie dookoła Was znikną, tacy którzy ZAWSZE byli na dobre i na złe i nagle znikną też już na zawsze- to co się wtedy czuje, kiedy się później o nich myśli- to jest tęsknota. |
Podpisuję się rękami i nogami pod tym stwierdzeniem, tylko nie pod "Wernychorą" Niestety prawdą jest, że coraz mniej ludzi zwraca uwagę na sens słów. Ale to kolejny dowód na to, że świat stacza się coraz bardziej. Nie mam na myśli nikogo z wypowiadających się. Powiedzmy, że stwierdzam to na podstawie ogólnych obserwacji
A wracając do tematu - ja na przykład cholernie żałuję, że nie urodziłam się 15 lat wcześniej. Bardzo. Freddie to postać, która niezmiernie mnie intryguje. Zastanawia mnie jego fenomen. Wiadomo...zawsze można przeczytać sobie książkę napisaną przez osoby z jego otoczenia, albo naczytać się setek biografii, ale co to da? To tylko poszerza wiedzę. A czysta teoria to nie to samo, co doświadczenie.
Ostatnio staram się bardziej wnikliwie odtworzyć to, jaki był Freddie. Uwzględniam jego stosunek do fanów, wypowiedzi, ciekawostki z życia, teksty utworów, które napisał i ogólnie wszystko, na podstawie czego można stwierdzić jaki był. Wrażliwość artystyczna swoją drogą. Z jednej strony rockman, trochę hedonistyczny i czasem egocentryczny, a z drugiej wyjątkowo wrażliwy artysta. Musiał być wrażliwy. Interesował się sztuką w szerokim znaczeniu tego słowa. A człowiek, który lubuje się w sztuce musi mieć ten "dodatkowy zmysł". Za co go właśnie bardzo szanuję, bo to świadczy o tym, że mamy do czynienia z artystą z powołaniem. Żył dla muzyki, oddychał nią i zostawił nam w niej część siebie. Oczywiście bardzo, ale to bardzo żałuję, że już go z nami nie ma. Ciekawość mnie zżera jak wyglądałby muzyczny światek, gdyby nadal żył. Ale jak podejrzewam, Freddie nudziłby się tu niemiłosiernie, bo przecież sam kiedyś stwierdził, że życie staruszków musi być okropnie nudne |
|
Powrót do góry |
|
|
Aaricia
Dołączył: 02 Paź 2008 Posty: 457 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie Lip 01, 2012 11:03 pm Temat postu: |
|
|
@MsFahrenheit, nie składaj tak od razu broni, myślę, że Cię rozumiem.
Na tym forum tak naprawdę niewiele osób czuło się w pełni "fanami" za życia Freddiego. Kiedy umarł, ja na przykład miałam 10 lat. Oczywiście znałam jego piosenki, ale doceniłam dopiero po wydaniu Innuendo, od TATDOOL. MiH kupowałam już jako pełnoprawna, nastoletnia "fanka", ale bez szans na zobaczenie Fredka na żywo.
Poza tym Wy teraz macie raj. Serio. W latach 90-tych kserowałam sobie z pożyczonej książeczki z Classic Queen CD zdjęcia zespołu i wyklejałam nimi szafkę (żałosne ) - oczywiście, były pisma muzyczne, plakaty z Bravo itd, ale to bez porównania z tym, co jest dostępne teraz. Tony zdjęć, prywatnych, z dzieciństwa, książki, teledyski, koncerty - wszystko do ściągnięcia z netu.
Czy można "tęsknić" za idolem? Moim zdaniem można tęsknić za projekcją idola. To nie jest to samo, co tęsknota za kimś bliskim, kogo zabrakło. w języku polskim nie ma chyba odpowiedniej nazwy takiego "stanu duszy". Pamiętam, ze sama przeżywałam coś podobnego jako bardzo młoda dziewczyna. To bardzo abstrakcyjne uczucie, trudno je opisać.
Fanka/fan tworzy sobie w myślach OBRAZ swego idola. Na przykład ja wyobrażałam sobie, że Freddie jest moim przyjacielem, że razem występujemy na scenie. w pewnym momencie stał się mi osoba naprawdę bliska. Oczywiście, nie był to prawdziwy Freddie, ale jego ODBICIE (idol ;P). (Idol (gr. eidolon - odbicie) – wyobrażenie (posążek lub obraz) bóstwa, wykonane np. z drewna, kamienia, kości, gliny. za: wiki). Postać, która sama sobie wytworzyłam i która zaczęła żyć obok mnie. I w tym momencie pojawiła się tęsknota. Tęsknota za samym idolem, tym stworzonym w wyobraźni. W dodatku pogłębiona faktem, że on już nie żyje, że nie mam okazji go spotkać osobiście, uścisnąć dłoni, zdobyć autografu.
Czy to jest normalne? Nie wiem, może to uczucie bliskie jest młodym, romantycznym dziewczynkom. Nie uważam broń Boże, że ktoś jest gorszym fanem bo nie traktował Fredka jako osobistego przyjaciela. Po prostu są różne formy "lubienia" artystów, a im człowiek młodszy, tym dziwniejsze to lubienie może przybierać formy. Możecie się śmiać albo płakać. _________________
Pleased to meet you
Hope you guess my name
But what's puzzling you
Is the nature of my game. |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Nie Lip 01, 2012 11:40 pm Temat postu: |
|
|
Aaricia napisał: | Moim zdaniem można tęsknić za projekcją idola. |
A to rozkminić byłoby bardzo ciekawe!
Tylko... ile z tego jest prawdziwego artysty a ile... nas samych? Każda projekcja to jednak jest projekcja, czyli "wpychanie" albo naszych własnych cech albo cech które bardzo chcielibyśmy żeby ktoś miał w tego kogoś- niekoniecznie jednak to znaczy że ta osoba te cechy miała, prawda? Z drugiej strony- czy tak nie funkcjonujemy na codzień generalnie? Czy potrafimy naprawdę kochać kogoś nawet bardzo bliskiego za to jaki jest a nie za to jakim MY MYŚLIMY że on jest?
Temat rzeka. I myślę, że może być bardzo ciekawy. Jesli zostanie podjęty, to... _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Aaricia
Dołączył: 02 Paź 2008 Posty: 457 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie Lip 01, 2012 11:57 pm Temat postu: |
|
|
Oczywiście że ów idol nie jest "prawdziwym Freddiem", tylko wypadkowa tego co o nim wiemy i tego, co chcielibyśmy wiedzieć. Naturalnie, powinniśmy być świadomi, ze to jest alternatywny Freddie, a nie ten PRAWDZIWY. Taka jest magia postaci, która z jednej strony jest nam droga, a z drugiej nie mamy szansy jej poznać, zbliżyć się do niej.
Plusem sytuacji jest to, że rzeczywistość nie przysłoni nam ideału. Skutkiem ubocznym może być. tzw. "tęsknota" za wytworem naszej fantazji.
Z rodzina/ przyjaciółmi jest inaczej, bowiem odbieramy ich na innym "poziomie", w dodatku oni maja bezpośredni wpływ ba to, jak ich postrzegamy, bo "współpracują".
Myślałam że to normalne uczucie, hehe. _________________
Pleased to meet you
Hope you guess my name
But what's puzzling you
Is the nature of my game. |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 12:49 am Temat postu: |
|
|
Aaricia napisał: |
Z rodzina/ przyjaciółmi jest inaczej, bowiem odbieramy ich na innym "poziomie", w dodatku oni maja bezpośredni wpływ ba to, jak ich postrzegamy, bo "współpracują". |
Tal- ale też jest w tym (spory) element tego co chcemy widzieć a nie zawsze, nie w każdej sytuacji tego co jest. Choc oczywiście dużo, dużo mniej niż w przyapdku kogoś, kogo nigdy na oczy nie widzielismy Niemniej, sam proces... no gdzieś w nas tkwi. _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
Gnietek
Dołączył: 04 Sie 2006 Posty: 936 Skąd: z pięknej planety zwanej Ziemią :)
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 12:17 pm Temat postu: |
|
|
Aaricia napisał: |
Poza tym Wy teraz macie raj. Serio. W latach 90-tych kserowałam sobie z pożyczonej książeczki z Classic Queen CD zdjęcia zespołu i wyklejałam nimi szafkę (żałosne ) - oczywiście, były pisma muzyczne, plakaty z Bravo itd, ale to bez porównania z tym, co jest dostępne teraz. Tony zdjęć, prywatnych, z dzieciństwa, książki, teledyski, koncerty - wszystko do ściągnięcia z netu. |
Z jednej strony tak, ale z drugiej... taka łatwa dostępność zabiera sporo satysfakcji z poznawania muzyki. Ja zaczynałem przygodę z Queen od nagrywania słyszanych w radio przebojów na kasetę. Czekałem godzinami, aż poleci coś ich, a potem szybo biegłem i nagrywałem. Zbierałem kasę na płyty, często przez długi czas. Wcześniej czytałem recenzje o nich i rozmyślałem, jak to może brzmieć. Kiedy w końcu dostałem w ręce płytę, porównywałem ze swoimi wyobrażeniami i czasem byłem rozczarowany, ale zazwyczaj bogactwo brzmienia i pomysły aranżacyjne przerastały moje oczekiwania. Pierwszy odsłuch był jak rytuał, delektowanie się każdym dźwiękiem. Zanim jednak zebrałem pełną kolekcję, materiały dostępne w internecie bez żadnego wysiłku, zwłaszcza na YouTube, rozrosły się tak, że można było tu poznać nie tylko pełną oficjalną dyskografię zespołu, ale i rarytasy, na które wcześniej trzeba by było polować latami. Kiedy można każdego dnia poznawać całą masę nowej muzyki, jest to oczywiście fajne, ale jednak... dostarcza mniej przyjemności. _________________ Wszyscy jesteśmy jak worki kartofli: czy chcemy, czy nie, i tak nas wrzucą do piwnicy. |
|
Powrót do góry |
|
|
Aaricia
Dołączył: 02 Paź 2008 Posty: 457 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 2:54 pm Temat postu: |
|
|
Gnietek, tu masz trochę racji. Teraz wystarczy kliknąć i w pół godziny masz cała dyskografię w domu. Pamiętam czasy, kiedy zbierało się pieniążki, po czym odbywało wyprawę do salonu płytowego (np. Digital w Wawie) po nowa kasetę. I to uczucie przy kasie, kiedy jedną ręka odbierało się resztę, a drugą już pchało nagranie do walkmana.
Ale z drugiej strony do bardzo wielu rzeczy nie mięliśmy wtedy dostępu.
Pewnie można zazdrościć klimatu lat 90-tych, koncertu w Stodole (choć, prawdę powiedziawszy potem były trasy z Rogersem. Prawda jest jednak taka, że osoby urodzone w okolicach roku 80 w Polsce także za wiele Queen nie dostały. Szczęśliwi co najwyżej pamiętają Live Aid w TV, atmosferę po śmierci Freddiego, o uczestnictwie w koncertach Magic Tour nawet nie wspominam. _________________
Pleased to meet you
Hope you guess my name
But what's puzzling you
Is the nature of my game. |
|
Powrót do góry |
|
|
haes82
Dołączył: 23 Maj 2012 Posty: 757
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 2:56 pm Temat postu: |
|
|
Swoją drogą czy znacie kogokolwiek (wujka, ojca, dziadka, sąsiada - bo forumowiczów raczej o to nie "posądzam") kto był w Budapeszcie - prawdopodobnie jedynym koncercie, na który Polak miał chociaż cień szansy się wybrać? |
|
Powrót do góry |
|
|
Dundersztyc19
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 1356 Skąd: Kuala Lumpur
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 4:47 pm Temat postu: |
|
|
haes82 napisał: | kto był w Budapeszcie - prawdopodobnie jedynym koncercie, na który Polak miał chociaż cień szansy się wybrać? |
Ależ to są BZDETY! _________________ - Odnoszę wrażenie, że niektórzy powinni dostać dożywotni zakaz słuchania Kazika Staszewskiego. |
|
Powrót do góry |
|
|
aber
Dołączył: 09 Sty 2010 Posty: 1325 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 4:52 pm Temat postu: |
|
|
haes82 napisał: | Swoją drogą czy znacie kogokolwiek (wujka, ojca, dziadka, sąsiada - bo forumowiczów raczej o to nie "posądzam") kto był w Budapeszcie - prawdopodobnie jedynym koncercie, na który Polak miał chociaż cień szansy się wybrać? |
z wypowiedzi na onecie itp. pod artykułami o Q to stwierdzam, że chyba pół PRL-u było _________________ QPoland - Największa polska strona o zespole Queen |
|
Powrót do góry |
|
|
Fenderek
Dołączył: 14 Lis 2003 Posty: 13423
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 5:27 pm Temat postu: |
|
|
Dundersztyc19 napisał: | haes82 napisał: | kto był w Budapeszcie - prawdopodobnie jedynym koncercie, na który Polak miał chociaż cień szansy się wybrać? |
Ależ to są BZDETY! |
A gdzie byłeś i co wiesz na temat wyjeżdżania za zachodnią granicę w czasach PRL-u? _________________
Be who you are and say what you feel, because those who mind don't matter and those who matter- don't mind.
A teraz, drogie dzieci ... pocałujcie misia w dupę
http://fenderek.blogspot.co.uk/ |
|
Powrót do góry |
|
|
daga Site Admin
Dołączył: 29 Paź 2003 Posty: 11065 Skąd: Warszawa - Ursynów
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 5:34 pm Temat postu: |
|
|
abercjusz napisał: | haes82 napisał: | Swoją drogą czy znacie kogokolwiek (wujka, ojca, dziadka, sąsiada - bo forumowiczów raczej o to nie "posądzam") kto był w Budapeszcie - prawdopodobnie jedynym koncercie, na który Polak miał chociaż cień szansy się wybrać? |
z wypowiedzi na onecie itp. pod artykułami o Q to stwierdzam, że chyba pół PRL-u było |
Znam. Muzyka jeden z kapel.
Hołdys zaś był na Q w Chicago jak przygrywał do kotleta w knajpach.
Wembleyowców znam więcej, ale to już Anglicy. _________________ http://www.wierszetakzwane.prv.pl/
http://www.deaky.prv.pl/
http://www.queen1991.blog.pl
http://www.queen.blox.pl
|
|
Powrót do góry |
|
|
kama
Dołączył: 12 Gru 2011 Posty: 467
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 6:26 pm Temat postu: |
|
|
Niefortunny ten temat:) Jam jest 91 rocznik:) teoretycznie, żyłam jak Freddie żył (jeszcze pół roku). Byłam rozumnym dzieckiem jak wydawali "Made in Heaven", a Queen miało jeszcze basistę, o którym się pamiętało. Cóż z tego, skoro dorastałam w czasach popowej sieczki. Gwiazd klubu Myszki Micky i wszelkiego typu boysbandów. Pamiętam, że moja kuzynka nawet występowała w zespole naśladującym Spice Girls i śpiewającym z playbacku. To były czasy
No i co z Queen? Mam genialną rodzinę. Pamiętam jak miałam z 10 lot i dostałam wierzę stereo <szpan>. No i tak jakoś mój wujek dał mojej mamie składankę (nie bijcie z nie oryginał) na której było napisane Queen + ... coś tam. Ja przejęłam kontrolę nad płytą i nieustannie słuchałam w kółko i w kółko WWRY i WATC- znałam to wcześniej, a tup, tup, klask to nawet 11 dziecko potrafi zapodać. Ale prawdziwym hiciorem dla mojego gustu muzycznego okazało się niejakie "Fat Bottomed Girls". Tekstu nie znałam, nie rozumiałam, ale muzyczni to było świetne.
Po pewnym czasie, usłyszałam Bohemian Rhapsody w nie Queenowej aranżacji i mnie wessało. Okazało się, że każdy z tych bardziej znanych utworów znam. Zaczełam od początku i tak już jest prawie 10 lat Rodzina ma mnie dość, znajomi pewnie też... Na forum trafiłam z rok temu i teraz was męczę swoją osobą |
|
Powrót do góry |
|
|
innuendo0
Dołączył: 12 Mar 2009 Posty: 1519 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 6:29 pm Temat postu: |
|
|
Ja jestem rocznik 89. Queen w moim domu jest od zawsze, ale jako iż miałam dwa latka z hakiem nie pamiętam ostatnich "dni" Queen - ale jakoś pamiętam jak Roxette z "Joyride" święciło triumfy... _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
qwertyasdfgh
Dołączył: 11 Lip 2010 Posty: 392 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 8:08 pm Temat postu: |
|
|
Ja jestem rocznik 94'. Nigdy po Freddiem nie płakałem i nie zamierzam (choć ostatnio w dobie koncertów z Lambertem zacząłem się zastanawiać) aczkolwiek jak słucham Innuendo a szczególnie surowe wersje demo, gdzie łamie mu się głos to coś mnie ściska w środku. Queen słucham od dobrych 8 lat. Pierwsze piosenki zacząłem kojarzyć w radiu (nie mogłem uwierzyć ile hiciorów śpiewa ten koleś! nawet nie wiem jak wygląda, chyba sprawdzę na google!) później przesłuchiwałem całe płyty, niektóre z nich były ojca, czytałem artykuły na internecie i później jakoś tak leciało aż do dziś. Chyba zresztą u każdego było podobnie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Kacio94
Dołączył: 09 Maj 2010 Posty: 1391 Skąd: Choszczno
|
Wysłany: Pon Lip 02, 2012 11:35 pm Temat postu: |
|
|
Też jestem rocznik 94' (btw najlepszy rocznik ) po Freddiem też jak kolega powyżej nie płakałem, ale no jak wciągnąłem się w Queen tak bardzo czyli jakoś 2002 rok to byłem zaszokowany, bo myślałem, że te nagrania które słuchałem to jakiś nowy zespół, aktualne nagrania itd, ale byłem zszokowany tym, że tak wspaniały głos już nie śpiewa na żywo ... no ale jakoś przebolałem choć zawsze będzie taki nie wiem smutek, że mogłem się urodzić 20 lat wcześniej ... no ale trudno, no Queen widziałem i słyszałem dużo wcześniej ale no nie kojarzyłem co to kto to i aż tak mnie to nie interesowało ale no zainteresowało, dzięki mojemu tacie dał mi do przesłuchania Live Killers, bo rodzice słuchali muzykę i nagle coś z Queen leciało i mówiłem, że fajne, tata mi poopowiadał trochę i dał do posłuchania Live Killers jak już mówiłem no i pierwsze co odsłuchałem to Don't Stop Me Now no i jakoś to zleciało, ciekawość zespołem była ogromna, czytało się itd no i mamy rok 2012 czyli 10 lat na poważnie z Queen )
oby tak dalej ;D _________________
http://queenremixes-bykacio.blogspot.com
http://youtube.com/KacioRMX
http://vimeo.com/kacio94
http://www.mixcloud.com/KacioRMX
http://queenphotos.wordpress.com/ |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|