Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Porządny rok był? |
Tak |
|
28% |
[ 4 ] |
Nie ziębi ni grzeje |
|
42% |
[ 6 ] |
Niespecjalnie |
|
14% |
[ 2 ] |
Kebab w cienkim cieście po nocach mi się śni |
|
14% |
[ 2 ] |
|
Wszystkich Głosów : 14 |
|
Autor |
Wiadomość |
Ziutek98
Dołączył: 15 Wrz 2007 Posty: 3947 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sro Sty 04, 2012 10:41 pm Temat postu: 2011 - muzyczne podsumowanie |
|
|
Jakoś tak nikt się nie pali z założeniem tematu, więc sam postanowiłem to zrobić. Akurat mi Bizon na FB o tym niechcący przypomniał
Ja na początek płyty, bo z tym chyba będzie najłatwiej:
1. Trivium - In Waves - nie zajebista, ale jednak dla mnie płyta roku, bardzo równa, kipiący od pomysłów, riffów, zagrywek, melodii. Panowie jeszcze nie kręcą się w kółko, ciągle się rozwijają. I bardzo dobrze znosi album próbę czasu.
2. Arch Enemy - Khaos Legions - kolejny genialny album zapewne dla większości na tym forum niesłuchalny Z początku w ogóle mi nie leżało, ale weszło i naprawdę, robi wrażenie. Riffy, melodie, brzmienie. Oni już się dawno zamknęli w pewne schematy, ale powielają je bardzo przyjemnie dla ucha
3. Megadeth - Th1rt3en - dali radę. Nie pobili poprzedniej, ale na pewno kilka wcześniejszych. Kilka naprawdę zabójczych riffów (Public Enemy Number One), genialne solówki oczywiście - i David Ellefson znów na pokładzie
4. Burzum - Fallen - lepiej jak na Morningrise IMO. Melodie, folkujące motywy, no i pierwsze ever czyste wokale Varga, klimat nie do podrobienia na płycie.
5. My Dying Bride - The Barghest O' Whitby (EP) - tylko 30 minut i bez szczególnego szczęki opadania, natomiast daje się odczuć ten doomowy kunszt mistrzów tej muzyki. Brzmienie mocno nawiązuje do najstarszych dzieł MDB, ale posiada też szlachetność brzmienia, jakiej nabrali przez 20 lat swej owocnej kariery.
6. Opeth - Heritage - bardzo dobra płyta, choć na pewno nie stanie się jedną z moich ulubionych płyt Opeth. Dużo tu pachnie progiem z lat '70, przez co też bardziej błyszczy IMO kunsztem niż emocjami trochę. W sensie słucha się świetnie - ale też poza genialną kodą w Folklore bez ciar na plecach.
7. Cavalera Conspiracy - Blunt Force Trauma - nie wiem, czy dało się przebić debiut, ale z pewnością wyrównali. Jest tak samo mocno, ciężko, ale też chyba jeszcze bardziej melodyjnie, technicznie. Po takim składzie nie można się spodziewać złych wydawnictw
8. Dream Theater - A Dramatic Turn of Events - choć w dyskografii DT niknie, to to całkiem dobra płyta jednak. Słucha się bardzo przyjemne, choć na pewno to nie są szczyty ich potencjału.
9. Riverside - Memories in My Head (EP) - jakoś mi wejść ta EPka nie może, poza Forgotten Land. Słucha się bardzo dobrze - ale też mało co zostaje w głowie
10. Times of Grace - Hymn of a Broken Man - i bardzp fajne, o specyficznym klimacie wydawnictwo metalcore'owe na sam koniec.
Do przesłuchania jeszcze nowe płyty Amon Amarth, In Flames, Alice'a Coopera, w sumie i Foo Fighters bym ogarnął, bo single co leciały w radio świetne
Na uwagę natomiast zupełnie nie zasługuje tegoroczna Anathema, Sepultura, Anthrax ani DevilDriver.
Z koncertów, na którym miałem przyjemność być:
1. Trivium - po raz drugi. No to był rozpierdol totalny, heloł, trzy lata temu jeszcze nie żyłem tak ich muzyką, tym razem jednak spijałem każdy dźwięk ze sceny. A i przede wszystkim podnieśli się wykonawczą, nie odstawiają wiochy jak kiedyś. Plus neizapomniane wspomnienia z obcowania ze swymi idolami, z którymi miałem niesamowitą okazję, jak gdyby nigdy nic, pogadać po koncercie na tyłach Progresji
2. Roxette - trafiłem tam w sumie przypadkiem. Miałem nie iść, budżet by tego nie wytrzymał, ale przydarzyła się znajoma z wolnym biletem za friko Niesamowite przeżycie pełne emocji i sentymentu, rozpieprzyli mnie konkretnie i sam byłem zdziwiony wychodząc i stwierdzając, że mało koncertów największych metalowych gigantów pozostawiło na mnie tak genialne wrażenie.
3. Cavalera Conspiracy - Stodoła. Rozpierdol, nie mam więcej do powiedzenia.
4. Black Label Society - zespół, który w tym roku bardzo sobie u mnie zyskał. No Zakk już nie ma 30 lat, ale jednak dalej czad jest, setlista może nie najlepsza, ale i tak bawiłem się przednio.
5. Closterkeller - no, zaskoczony byłem co nie miarę, w jakiej formie, mimo swych lat jest Anka A i Mariusz pozamiatał aż miło, bardzo dobry występ w Warszawie-Wesołej.
6. Iron Maiden (Sonisphere) - po raz drugi, już nie było takiego szału jednak, bo i raz ich widziałem, a dwa, że warunki o wiele gorsze. Potężny plus - set, który powtórzył bodaj tylko z 5 numerów w stosunku do koncertu na Gwardii, także bardzo byłem usatysfakcjonowany
Bez specjalnego spustu natomiast na przykład Motorhead w sumie.
7. Riverside (woodstock) - również po raz drugi, ech powtórzyłem się w tym roku trzy razy Bardzo pozytywnie, szczególnie zapamiętałem Left Out. No i Hedonist Egonist - pozamiatali.
8. Heaven Shall Burn (woodstock) - niemiecki metalcore, kwadratowy jak chuj, przewidywalny do bólu, ale i zabawa była świetna i pozytywnie się zmęczyłem
Było jeszcze parę fajnych imprez, ale też pchanie ich na tę listę byłoby mocno naciągane i na siłę jednak.
Z co lepszych singli bez kolejności wymienię:
Trivium - In Wawes
Arch Enemy - Yesterday is Dead and Gone
Megadeth - Public Enemy Number One
Dream Theater - On the Backs of Angels
In Flames - Deliver Us
Alice Cooper - I'll Bite Your Face Off
Foo Fighters - Alandria
Alter Bridge - Ghost of Days Gone By
no i absolutny hicior lata, czyli Lux Torpeda - Autystyczny
Rok generalnie bardzo dobry, dość obfity w koncerty (choć nie skorzystałem z dużej części, finanse), kilka niezłych płyt, z czego wiele naprawdę klasyków wydało w tym roku nowy album. Czekam teraz z niecierpliwością na 2012 i nowego Lamb of God czy przede wszystkim - The Cranberries!
Zapraszam do dzielenia się uwagami na temat minionego roku, wydarzeń muzycznych, wydawnictw, zaskoczeń, rozczarowań _________________ PRÖWLER - kapela rockowa, ja na basie. Info o koncertach na kanale pod linkiem |
|
Powrót do góry |
|
|
Mefju
Dołączył: 27 Cze 2008 Posty: 2871 Skąd: Piaseczno
|
Wysłany: Czw Sty 05, 2012 1:48 am Temat postu: |
|
|
Jeśli chodzi o płyty - to nie umiem ocenić tego roku(jeszcze!). Odsłuchałem w wolnych chwilach czegoś tam na szybko co wiedziałem, że jakiś bliżej mi znany zespół wydaje(m.in. Uriah Heep - Into The Wild, Lady Pank - Maraton, R.E.M. - Collapse Into Now no i tą EP-kę Riverside'u) ale to bez jakiegoś zaangażowania czy emocji... ot tak po prostu żeby zorientować się co ci muzycy w tym roku wydali. A efekt tego póki co jest taki, że nic na chwilę obecną z tych odsłuchów nie pamiętam.
Zaś jeśli chodzi o koncerty - matko, naprawdę wykurwisty rok! Jeden z lepszych w moim życiu, nie tylko jeśli chodzi o wykonawców i ich poziom artystyczny ale też ogólnie pod względem mojej aktywności koncertowej. Parę koncertów na których mi zależało co prawda z różnych przyczyn przegapiłem, ale te najważniejsze udało mi się na szczęście zaliczyć!
Lecąc chronologicznie(w tej kolejności najłatwiej mi się wszystko przypomina):
-styczeń:
No zaczęło się od Ziutkowego Prowlera w klubie "Radio Luksemburg", hehe. Ale niestety jedyne co mi się udało stamtąd zapamiętać to to jak usilnie próbowałem dosłyszeć się w tym całym hałasie ziutkowego basu, który ciągle gdzieś nikł, za to na próbach zdawał się być bardzo dobrze eksponowany.
W tym samym miesiącu zaliczyłem jeszcze Jelonka i Blue Cafe na XIX Finale WOŚP, ale genitaliów to mi nie urwało.
-luty:
W łódzkim "Gnieździe Piratów" gdzie odbywał się łódzko-ogólnopolski zjad Qfanów grali jacyś (nie)Normalsi, czy tam jeden z nich co to Bizon wcześniej wrzucił ten zespół do QW... A nie czekaj! Ten zespół nazywał się Zakaz Wyprzedzania! No nieźle mi przy nim odpierdalało, nie powiem. xD
-marzec:
No wtedy chyba nic nie było o ile dobrze mi się zdaje.
-kwiecień:
No, najważniejszy koncert mojego(i nie tylko ) życia z artystą, którego nie muszę chyba przedstawiać. Roger Waters w Łodzi odwalił kawał dobrej roboty. Z takim spektaklem artystycznym to się nie może żaden teatr równać! Aż nie wiadomo co było piękniejsze - muzyka, czy też ilustracje do niej? Anyway najfajniejsza to była chyba ta wielka kukła tego nauczyciela. xD A w ogóle za sprawą już samej wielkości Atlas Areny koncert(a właściwie to powinienem rzec 'spektakl' ) sprawiał wrażenie, że jesteś w akcji jakiegoś filmu(a przynajmniej w momencie mojego minimalnie spóźnionego wejścia na salę ja sam odniosłem takie wrażenie!)! I tylko żal dupę ściskał że nie można było zjawić się na drugim koncercie odbywającym się w tym samym miejscu już następnego dnia.
-maj:
Koncert zespołu Sutersi(nie zaraz, teraz to oni chyba inaczej się nazywają, a zresztą łotewa ) w którym kiedyś grał Crystal i do przygotowania którego poniekąd się trochę przyczyniłem(m.in. materiał video zrobiłem xD). A odbył się on z okazji festiwalu "Noc Muzeów" w Muzeum Turystyki i Sportu w Wa-wie, gdzie pracuje mój dobry kumpel znany niektórym z Was jako Mateo. Sam koncert jako tako - całkiem dobry, zwłaszcza ich klawiszowiec odwalał kawał dobrej roboty. Ale obok innych atrakcji całego festiwalu zdawał się być tak trochę w cieniu.
Jeszcze tego samego miesiąca poszedłem z mamą do Kongresowej na koncert Robina Gibba z Bee Gees. Od strony technicznej i artystycznej wypadł niestety raczej słabo a sam Robin zdawał się być strasznie onieśmielony tym miejscem i publicznością. No ale mnie tam zależało po prostu na zaliczeniu(tylko bez skojarzeń proszę xD) kolejnego z ważnych dla mnie artystów póki jeszcze wszyscy żyją - aby po prostu móc zobaczyć i usłyszeć go na żywo. I tyle. Mojej mamie też tyle właśnie wystarczyło do szczęścia.
Chciałem pojechać jeszcze na Uriah Heep do Wrocławia lub Katowic, ale ani nie miałem na to czasu ani pieniędzy ani nawet towarzystwa. Z tego samego powodu odpuściłem sobie również Kult na juwenaliach warszawskich.
-czerwiec:
No tutaj było sporo koncertów na których mi cholernie zależało a których niestety nie udało mi się zaliczyć , m.in. Iron Maiden na Sonisphere, Ringo Starr w Kongresowej(nigdy sobie nie wybaczę że przepuściłem jedyną i niepowtarzalną okazję zobaczenia na żywo żywego BEATLESA!!! Cała moja nadzieja już tylko w McCartney'u na Stadionie Narodowym) i Santana na Stadionie Legii, ale ten ostatni podobno został odwołany więc nic nie straciłem. Udało mi się zajść tylko na Jamiroquai w ramach Orange Festivalu odbywającego się na tym samym stadionie. Przy okazji z zewnątrz stadionu mogłem przed nimi usłyszeć jeszcze innych wykonawców. A sam koncert Jamiroquai to nawet udany, choć parę ważnych kawałków zostało pominiętych, a niektóre niepotrzebnie wydłużone do formy kobylastych instrumentalnych suit, zaś sam Jay Key pomiędzy piosenkami nie mówił nic poza skromnym "Thank You", acz kontakt z publicznością nawiązać mimo to potrafił, bo przechadzał się między ludźmi.
-lipiec:
No, Queen Band na zlocie w NML rzecz jasna. ABSOLUTNIE ŻADNYCH RÓŻNIC w brzmieniu ich instrumentów w porównaniu do oryginałów. Naprawdę niesamowite przeżycie i mam nadzieję, że jeszcze ich kiedyś na scenie zobaczę.
O jeszcze wiem, że Deep Purple gdzieś koło Słupska występowało... No ale co ja mogłem zrobić?
-sierpień:
No Woodstock - to chyba oczywiste. Najważniejsze jak dla mnie występy to: Projekt Grechuta, Projekt Republika(z Titusem z Acid Drinkers! ), Helloween, Riverside, Buldog, Łydka Grubasa, Prodigy... żartowałem! No i jeszcze jakiś metalowy zespół którego nazwy nie pamiętam. Już nie będę rozmieniał się na drobne, bo do aż takich szczegółów to moja pamięć niestety nie sięga. Całościowo koncerty i tak były znakomite.
Na ten miesiąc miałem jeszcze w planach Roberta Planta na Torwarze i Ozzy'ego Osbourne'a w Sopocie, no ale oba wypady nie doszły do skutku. To samo Queen Tribute w Lubartowie(żeglowałem w tym czasie po Mazurach)
-wrzesień:
Tu zdaje się nic nie było...
-październik:
jw.
-listopad:
Najpierw klimatyczny Jean Michel Jarre na Torwarze z jakże spektaktakularnym laserowym widowiskiem, że aż nie wiedziałem czy mam się bardziej skupić na słuchaniu czy na patrzeniu, potem już w Londynie SAS Band, gdzie prócz muzyki Queen można się było bawić również przy muzyce m.in. ABBy, następnego dnia musical We Will Rock You - no co? Chyba się liczy jako muzyczne wydarzenie nie? W każdym razie to było coś wspaniałego! Chyba będzie to mój priorytet podczas kolejnej wyprawy do Londynu!
Miesiąc zakończyłem symfonicznymi klimatami muzyki Queen w Łódzkiej "Wytwórni". Koncert co prawda skromny, no ale jak na początek działalności projektu to całkiem udany. Fajnie było posłuchać w nowych aranżacjach również tych mniej znanych piosenek oczywistego nam zespołu, acz z drugiej strony kilka z tych najważniejszych zostało pominiętych.
-grudzień:
Tutaj miałem w planach dwa koncerty lecz oba nie doszły do skutku. Pierwszy to symfoniczny projekt grający piosenki z bajek Disney'a pod nazwą "Tyle Pięknych Snów", a drugi to Monsterrat Caballe. Oba odbyły się w Kongresowej. Na pierwszy nie poszedłem z powodu braku biletów, a na drugi z powodu braku kasy. Tego drugiego żałuję szczególnie, bo pierwszy obejrzę pewnie nie raz, a drugi ze względu na wiek i dyspozycję zdrowotną artystki mógł mi przeminąć już bezpowrotnie. Ale obym się mylił.
No i tak by to wyglądało w tzw. telegraficznym skrócie! _________________
"Lepiej pić piwo niż nie" - Paulo Coelho |
|
Powrót do góry |
|
|
q_michal
Dołączył: 15 Lis 2003 Posty: 2049 Skąd: Lubartów/Warszawa
|
Wysłany: Czw Sty 05, 2012 10:57 am Temat postu: |
|
|
Mefju czy aby wiesz co znaczy "telegraficzny skrot" ? _________________ "You can be anything you want to be
Just turn yourself into anything you think that you could ever be
Be free with your tempo, be free be free
Surrender your ego - be free, be free to yourself"
7 miejsc na podium w Wyborach Forumowych 2012 !
www.klasykarozrywki.pl - Wydawnictwo, Usługi Dziennikarskie, Usługi Reklamowe, Internetowa Księgarnia Muzyczna, Turystyka Koncertowa, Imprezy i Projekty Kulturalne
www.sklep.klasykarozrywki.pl - Internetowa Księgarnia Muzyczna |
|
Powrót do góry |
|
|
Mefju
Dołączył: 27 Cze 2008 Posty: 2871 Skąd: Piaseczno
|
Wysłany: Czw Sty 05, 2012 1:40 pm Temat postu: |
|
|
Qmichał, czy aby umiesz odróżniać rzeczy pisane żartobliwie od dosłownych? _________________
"Lepiej pić piwo niż nie" - Paulo Coelho |
|
Powrót do góry |
|
|
Bizon
Dołączył: 24 Sty 2004 Posty: 13394 Skąd: Radomsko/Łódź
|
Wysłany: Czw Sty 05, 2012 8:26 pm Temat postu: |
|
|
teraz sie nie bede rozpisywal, na to przyjdzie czas niedlugo i to pewnie raczej na fb, bo tam kilka osob juz mnie nagabuje o dluzszą notke z 2011 wobec braku mojego wkladu w wiadomego bloga. ukladac wedlug kolejnosci tez jeszcze nie bede z 2 powodow - po pierwsze, pewnie niedlugo mamoń (albo ktos inny ,ale on byl od roczników) zrobi top 2011 w odpowiednim temacie i wtedy bedzie kolejnosc, a po drugie, poznaje jeszcze 5 plyt kolejnych z 2011 roku, wiec za wczesnie. napisze tylko tyle, że byl to rok niezwykle udany muzycznie, pojawilo sie juz chyba około 20 płyt, ktore mam lub mieć chce, zarowno od zespolow sluchanych przeze mnie od dawna, jak i od moich zeszlorocznych odkryć. dawno nie bylo tak udanego rocznika pod tym wzgledem. _________________
if you don't like oral sex, keep your mouth shut...
http://issuu.com/rockaxxess/docs/rock_axxess_15-16 - nowy numer ROCK AXXESS
you never had it so good, the yoghurt pushers are here |
|
Powrót do góry |
|
|
Bizon
Dołączył: 24 Sty 2004 Posty: 13394 Skąd: Radomsko/Łódź
|
|
Powrót do góry |
|
|
NAR
Dołączył: 06 Lut 2008 Posty: 5778 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie Sty 15, 2012 1:33 am Temat postu: |
|
|
Zrobiłem sobie podsumowanie, może nie wydanych w tym roku (a raczej nie tylko), ale ogólnie słuchanych przeze mnie rzeczy.
Zatem last mówi coś następującego
1
Marillion - 1,101
2
Pink Floyd - 576
3
Radiohead - 520
4
Nick Cave and the Bad Seeds - 472
5
Dream Theater - 464
6
Depeche Mode - 425
7
Nick Drake - 411
8
Porcupine Tree - 368
9
Anathema - 354
10
Tom Waits - 280
I faktycznie to zestawienie jest dość prawdziwe. Najczęściej słuchaną płytą jak podaje last jest Pink Moon co jakimś wielkim zdziwieniem nie jest, bo jestem tym człowiekiem totalnie oczarowany.
A to lista piosenek, z którymi najbardziej mi się kojarzy ten rok. Czy to przez tekst, czy melodię, czy fakt że katowałem się nimi przez ostatnie 12 miesięcy czy też wszystkim naraz.
Kolejność prawie przypadkowa
Cytat: |
David Bowie – Wild Is The Wind
Nick Drake – Things Behind The Sun
Marillion – Hard As Love (wersja z Less is More)
Marillion - This is the 21st Century
Marillion – Wrapped Up In Time
Marillion – This Train Is My Life
Marillion - Older Than Me
H – Nothing To Declare
Depeche Mode – In Your Room
Pink Floyd – The Final Cut
Pink Floyd – Time/Great Gig
Talk Talk – Living In Another World
Depeche Mode – Black Celebration
Nina Simone – Wild Is The Wind
Anathema – A Simple Mistake
Dream Theater – Beneath the Surface
Ray Wilson & Stiltskin – Ought To Be Resting
Dream Theater – Breaking All Illusions
Marillion – Runaway
Fish – Cliché
Brian Eno – By This River
Johnny Cash - We'll meet again (chyba jedyna radosna pozycja na tej liście )
Peter Gabriel – Here Comes The Flood
Peter Gabriel – Don’t Give Up
Peter Gabriel – Red Rain
Kate Bush – Snowflake
Robert Plant – Darkness, Darkness
Jakszyk, Fripp and Collins – A Scarcity of Miracles
Pendragon – Am I Really Losing You?
Pendragon – Breaking the Spell
Depeche Mode – Nothing's Impossible
Depeche Mode – Never Let Me Down Again
Tori Amos - Star Whisperer
Tori Amos – Me And a Gun
Marek Grechuta – Ocalić od zapomnienia
Marek Grechuta – Kantana
Deep Purple – You Keep On Moving
The Beatles – Something
The Beatles – Because
Johnny Cash – I See A Darkness |
Mniej więcej.
Z tymi utworami najbardziej kojarzy mi się ten miniony rok. Nimi najbardziej się ‘katowałem’. W sumie dużo ta lista mówi…
…żartuję, ale to zdanie z wielokropkiem wydaje się mondrym zakończeniem. _________________ oł je oł je oł je.
Powyższy post NIE jest oficjalną opinią Polskiego Fanklubu Queen, w tym jego Zarządu i innych organów nadzoru. Za obrazę uczuć religijnych i wszelkich innych proszę karać banem (na fejsie i innych portalach) jedynie owego użytkownika.
LOST: THE END - smutno mi
<smutno mu>
Ostatnio zmieniony przez NAR dnia Nie Sty 15, 2012 3:11 am, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
wasdfg7
Dołączył: 16 Paź 2005 Posty: 4279 Skąd: Dębica/Wrocław
|
Wysłany: Nie Sty 15, 2012 1:36 am Temat postu: |
|
|
Jak już pisałem w innym temacie. Nie będę się powtarzać tutaj. Dlatego dodam tylko, że energię cieplną wyraża się poprzez entalpię. O!
Rok 2011 był rokiem najwspanialszym jeżeli chodzi o muzykę w moim życiu. Pierwsza połowa zdecydowanie stała pod znakiem Marillion. Płyta Brave i Marbles w końcu stały się płytami absolutnymi, Anorakophobia czy jak się to tam pisze została doceniona. Inne zupełnie straciły w moich oczach. Generalnie mogę rzecz, iż wydaje mi się, że ugruntowała się i zobiektywizowała moja ocena zespołu Marillion choć są tacy, którzy twierdzą inaczej. Lubię tych, którzy wiedzą lepiej o tym co myślę. Ale jeśli pójść dalej to:
Zespoły za które chcę podziękować w tym pięknym 2011 roku:
Sylvan - chyba oni zdobyliby nagrodę na poznaną płytę roku. Drugie Brave i w ogóle. Kocham
Antimatter - biliby się z miejscem pierwszym ale byłoby ciężko. Plus koncert, który był... przepiękny
Edison's Children o których wspominałem w najlepszych płytach 2011
Pendragon za całokształ bo dziwnym trafem nie potrafili nagrać jednej doskonałej płyty ( a mają zadatki!!!). plus oczywiście koncert - prawdziwa energia a nie jakieś pierdu pierdu Antimattera.
Emiliana Torrini ze swą subtelną płytą nagraną na cześć(?) swojego zmarłego faceta. Podobno nudna....
Gazpacho które coraz mocniej uderza w bramy mojej głowy. Night już dawno jest i kocham, ale reszta powoli też się przeciskuje.
Airbag i kalka Pink Floydów
Phideaux i bodajże Doomsday Afternoon czy jakoś tak
Karmakanic - oj coraz mocniej i już nie tylko wiadomą płytą i wiadomym utworem
To te zespoły naprawdę POTĘŻNE jeżeli chodzi o moją ich ocenę w tym roku. Każdy z nich wydał coś co mną absolutnie wstrząsnęło i co pokochałem praktycznie od razu z miejsca. Przewiduję ciągły progres w ich poznawaniu... będzie piękny 2012 rok, zwłaszcza jeśli się zaczyna tak jak teraz. Nie mam absolutnie na co narzekać pod względem muzycznym. Olimp i takie tam.
Jeżeli chodzi o koncerty. Cóż. 2011 był najbardziej aktywnym rokiem mojej egzystencji jeżeli chodzi o koncertowanie.
Stary pierdziel czyli Fish, który mnie generalnie nie porwał. Tzn było fajnie i w ogóle... ale liczę, że na koncetach dostanę jakiegoś kopa, a tu było "tak se". Choć Incubus (utwór) - był wspaniały. Dalej Pendragon i naprawdę mocny kop. W sensie, że nie znałem ich w ogóle i od tego momentu mocno się w nich wkręciłem. Słuchałem ich cały miesiąc gdy sobie chodziłem ludzi ratować w Złotoryi. Dobrzy byli Roger Waters - wiadomo. Rozpieprzył mur i myśli że jest bogiem. A gówno prawda. Bogiem to jest Gilmour który kilka tygodni później w Londynie zrobił to samo co Waters tylko 5x lepiej. Riverside którzy poszli w decybele aniżeli w klimat. Też i tak można, zwłaszcza, że tego wieczoru najlepszy był Patoos. Choć nie narzekam na nich, ale ... jednak chyba nie za bardzo moja bajka. Niektóre melodie mają naprawdę boskie, ale chyba w złą setlistę trafiłem. Dream Theatre i ten sam zarzut co Riverside. Niby wszytko fajnie i wspaniale, ale czegoś tu brak. Do dziś wspominam kawałki SFAM-owe. Dobre były. Kult o którym mogę napisać, że byłem. Antimatter, który był genialny i ELO, który był za krótki i mało konkretny. Nie tego się spodziewałem. Ocena wygląda następująco. Nie narzekam na żaden koncert na którym byłem bo każdy pod pewnym względem był fajny. Jedyne czym się różnią Pendragon, Waters i Antimatter od reszty to tym, że na nie jeszcze raz bym z przyjemnością poszedł, a nad resztą poważnie bym się zastanowił.
Żeby się nie ograniczać dodam jeszcze, że Deep Purple poza kilkoma wyjątkami to nic wspaniałego (są całkiem całkiem, ale generalnie to taka dobra średnia) (ale jak patrzymy na te wyjątki - wtedy jest mega wspaniale). Led Zeppelin jeszcze gorzej. Klasyka to nie dla mnie jednak. Nigdy się nie będę mógł wypowiedzieć gdy będą WIELKIE GŁOWY TEGO FORUM rozmawiać O ja nieszczęśliwy. Jakie kolejne sukcesy? Decyzja o wylocie na Hogartha. Im bliżej tym coraz bardziej zachowuję się jak różowa nastolatka oglądająca Hanne Montane. Jak wrócę to będę rzygać tęczą. Przynajmniej tego się spodziewacie. Prawdopodobnie Opeth mnie czeka w tym roku i oby Marillion w Polsce. Ale o tym będę pisać za rok.
Więc krótkie zdanie podsumowujące. Jestem nieobiektywny, nie da się ze mną rozmawiać, słucham tylko Marillion, Fish to gupek a Hogarth to Bóg i każde jego pierdnięcie jest tym czym gaz doskonały dla termodynamiki. Nie znam się na muzyce, nie rozpoznałbym piękna nawet jakby mi je wciśnięto w odbyt a dodatkowo Radiation uważam za największe osiągnięcie w historii muzyki. Och ... _________________
MARILLION - BRAVE
The true soul of Queen band is lost...
______________________________
I've Been Blessed By God
Yet I Feel Forsaken
All To Me Was Given
Now It's Finally Taken |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|